.
Moja przygoda z perfumami Pierre’a Montale nie zaczęła się dobrze. Testy pierwszych kompozycji, z których tylko część obsmarowałam na blogu, wypadały źle lub tragicznie. Nawet Black Aoud, którego sama nazwa wystarczała, by podnieść mi ciśnienie okazał się niezbyt black i bynajmniej nie Aoud. Nieco nadziei wzbudziła Niebieska Ambra i Czerwony Wetiwer – obie kompozycje noszą nazwy pomysłowe, przez swą kolorystyczną niesztampowość działające na wyobraźnię i nie robią mi krzywdy. Niestety, na kolana nie rzuciła mnie żadna z nich.
Przełomem okazała się tegoroczna premiera: Dark Aoud, którego zapragnęłam namiętnie i gwałtownie. Najbardziej jednak wyczekiwanym przeze mnie zapachem Pierre’a Montale był mój dzisiejszy bohater. Czyż z taką listą nut mógł rozczarować? Wszak to kadzidła uczyniły ze mnie perfumeryjnego maniaka.
Kadzidło brzydszego boga
Wyznam od razu – obawiałam się plagiatu. Kopii Avignon, Cardinala czy Bois d’Encens. Tego ostatniego najmniej, bo nie sposób odtworzyć klimatu pogańskiego kadzidła mamiącego zmysły w drzewno – kadzidlanej kompozycji Michela Almairac bez chmury czarnego pieprzu, a obecności pieprzu nie sygnalizował żaden z sieciowych recenzentów. Wyglądałam więc testów niecierpliwie i z niepokojem w pamięci mając piękny, lecz wtórny Dark Aoud. I najgorsze jest to, ze po kolejnym teście nadal nie wiem, co myśleć.
Zapach jest kadzidlany, bez wątpienia. Ma moc.
Siecze metalicznym ostrzem olibanum, otumania nutami żywicznymi, wali po łbie mocną, trwałą bazą… I jest wtórny, wtórny, wtórny.
Montale postanowił tym razem podpiąć się pod sukces kościelnych kadzideł przyrządzając je po swojemu: brak finezji nadrabiając mocą, brak oryginalności poziomem koncentracji esencji zapachowych.
I w sumie wychodzi na to, że mogłabym w recenzji Full Incense powtórzyć wszystkie swoje filozoficzne (bądź pseudofilozoficzne) rozważania dotyczące wchodzenia drugi raz do tej samej rzeki, którymi uraczyłam Was przy okazji Dark Aoud. Nie zrobię tego – jeśli ktoś ma ochotę poczytać o moich dylematach, zapraszam na wycieczkę w kwiecień. 🙂
Full Incense zaczyna się kadzidłem frankońskim – najbardziej pierwotnie frankońskim z frankońskich kadzideł; o mocy zaiste bardziej, niż do pobożnych pieśni i świętobliwych mnichów porównywalnej do niepowstrzymanych hord Franków pod wodzą Merowingów i o sakralności przypominającej gwałtowną, na wpół dziką religijność pierwszych Karolingów, którzy na współpracy z Papiestwem budowali potęgę bynajmniej nie duchową.
Pierwsze tony tej potężnej kadzidlanej pieśni są chrapliwe jak język barbarzyńców*. Świetlistość olibanum splamiona tu została śladami ciemnego, popielistego labdanum i zmatowiona dodatkiem składnika, którego nikt z recenzentów nie wymienia, a ja pewna jestem jego obecności: czarnego pieprzu. W otwarciu jest on wyczuwalny przez chwilę ledwie, ale za to wyraźnie: ostry, pylisty i to pieprz właśnie przesuwa nam Full Incense w daleką przeszłość dając mu pogańskie korzenie.
Serce zapachu to już niepodzielna dominacja słodkiego, jasnego kadzidła stricte kościelnego. Żywica elemi, czystek i olibanum – prawie Avignon i prawie Cardinal. Niestety, bez finezyjnego wykończenia, którym obdarowali swe kompozycje Bertrand Duchaufour i James Heeley zdaje się Full Incense nieco płaskie i mdłe. Do porównania z Avignon brakuje mu miękkości i ciepła, do Cardinala świetlistości i czystości. Ot, kadzidło tlące się w ciasnej, przysadzistej, niewietrzonej kaplicy. Brakuje w niej i ludzi, i Boga.
***
Wyznam, że o ile otwarcie budziło nadzieję, to potem zachwyca już tylko moc i trwałość zapachu. Jasne, sukcesywnie coraz bardziej metaliczne kadzidło nie wzrusza, nie olśniewa. Po prostu bardzo jest.
Proszę, nie zrozumcie mnie źle: nie ganię Full Incense, nie twierdzę, że zapach jest brzydki. Jest tylko… Taki toporny. Nie sądziłam, ze kadzidło frankońskie może być wulgarne (w pierwotnym znaczeniu tego słowa – pospolite), to jednak niebezpiecznie zbliża się ku granicy zwyczajności.
Kiedy byłam dzieckiem, chodziłam do katolickiego kościoła. Mieliśmy na osiedlu świątynię naprawdę piękną, przez wiele lat także wewnątrz. Niestety, kiedy parafia wzbogaciła się, proboszcz postanowił „poprawić” wygląd kościoła zastępując tradycyjne, sugestywne (do dziś pamiętam prześladujący mnie latami obraz pieczonego na ruszcie nagiego młodzieńca, w którym obecnie rozpoznaję świętego Wawrzyńca) malowidła sztuką nowoczesną. Na ścianach i stropach pojawiły się więc toporne bohomazy przedstawiające bardziej kukły, niż postaci ludzkie, w miejscu starego, szlachetnego tabernakulum stanęła błyszcząca „złota” skrzynka, zaś nad ołtarzem zawisł ogromny, betonowy krzyż. Na krzyżu zaś moje skojarzenie: wielka, wielgachna postać ukrzyżowanego Jezusa. Nienaturalnie żylasta, z węzłami mięśni i ścięgien wyglądającymi jak gdyby artysta obdarł swoją wizję ze skóry, z upiornie podkreślonymi kościami czaszki i karykaturalnie wielkimi dłońmi i stopami. Jak gdyby nie dosyć było tych drastycznych szczegółów, ktoś wpadł na koncept pomalowania tego dzieła na zielono – złoto, tworząc nieuzasadnione w tym kontekście zacieki i mazy. I biedny ten, oszpecony Jezus budził we mnie podobne odczucia, jak Full Incense Montale. Robił wrażenie, ale niekoniecznie najlepsze.
Opowieść powyższa znajduje zapachowi Montale miejsce wśród kościelnych kadzideł, o których wspomniałam we wstępie. Najbliżej mu do Cardinala, jednak wiele brakuje tej grubo ciosanej kompozycji, by stała się siostrą zadumanego, uśmiechniętego Boga z wizji Jamesa Heeleya.
Full Incense nie jest brzydkie. Nie boli mnie jego noszenie, zapach nie przeszkadza i nie uwiera – ale też nie daje radości. Mam po prostu wrażenie nieudolności, zmarnowania potencjału, swego rodzaju niezamierzonej profanacji. Kadzidło frankońskie to wymagający wielkiej subtelności i wyczucia składnik – właśnie przez sakralne, duchowe konotacje. Dopiero Pierre Montale uświadomił mi to tak wyraźnie.
Twórca: Pierre Montale
Nuty zapachowe:
labdanum, kadzidło frankońskie, żywica elemi, paczula, cedr
* Nie jest to bynajmniej określenie pejoratywne, sama utożsamiam się bardziej z barbarią, niż z dziedzictwem kultury rzymskiej. barbarus oznaczało pierwotnie ni mniej nie więcej, tylko człowieka nie władającego ani greką, ani łaciną i posługującego się językiem brzmiącym dla uszu Rzymianina jak „bar bar bar”.
** Pierwsza ilustracja do tekstu: Karol Młot w bitwie pod Tours – fragment obrazu Charlesa de Steuben
*** Druga: Ary Scheffer „Bitwa pod Tolbiac”
**** Trzecia: czternastowieczna rycina z Wielkiej Kroniki Francji (wedle innych źródeł Kroniki Wielkiej Francji) przedstawiająca chrzest Chlodwiga I
***** Czwarta ilustracja pochodzi ze strony www.turnbacktogod.com – z sekcji „Jesus Christ Wallpapers”
****** Ostatnie zdjęcie przedstawia płonące olibanum i pochodzi z TEGO posta na forum na www.thc-ministry.org
16 komentarzy o “Full Incense Montale”
W typowych kadzidłach wprawdzie nie gustuję, są zbyt duszące, kojarzą mi się za bardzo z zapachem kościoła i starszych pań w autobusie…
Sabbath, mam pytanie. Poszukuję dla siebie perfum (edt lub edp). Uwielbiam zapach piżma, ale nie takiego mydlanego tylko raczej ciężkiego, ciepłego, otulająco słodkiego, trochę mlecznego, odrobinę męskiego, w typie Tesori d'Oriente Aegyptus lub Ode au Reve (YR). Niestety Ode au Reve chyba zostało wycofane nigdzie nie mogę go odnaleźć… podpowiesz mi może podobne orientalne nuty? Pozdrawiam!
Niestety doznałam identycznego, dość gorzkiego rozczarowania.Mnie nie wydaje się wtórny, lecz przede wszystkim krzykliwy. Chociaż zastanawiam się, czy można jeszcze
( po serii Incense CdG, po Bois d'Encens, Cardinalu,Ceremony i Incense Kamali i innych kadzidlanych klasykach) w sprawie kadzideł mieć wiele nowego i świeżego do powiedzenia. Może to uproszczenie zapachu i ordynarne nasączenie go mocą u Montale to jedyny sposób, aby nie powstała po raz kolejny ta piosenka, którą już znamy?
Pozdrawiam.
P.Stettke.
Brak finezji? Brak oryginalności? Piekielna moc? To ja poproszę! ;))
Może i wtórny, ale od chęci przetestowania mnie nie odwiodłaś. 🙂
Język barbarzyńców to w ogóle ciekawa sprawa: np. słówko "Niemcy" oznacza ludzi niemych. 😉 A współczesny pomysł na polsko-czeskie wspólne samobójstwo ze śmiechu, czyli kiedy jedni będą mówić, a drudzy sikać po nogach z uciechy? Człowiek zawsze uważał, że tylko jego ziomkowie NAPRAWDĘ mówią, a cała reszta coś tam pomrukuje, popiskuje, wrzeszczy czy wyje bez ładu i składu. Chyba niechęć do sąsiadów to stara, przedcywilizacyjna tradycja. 😉
Jeszcze słówko o "poprawianiu" urody kościołów: tez tego nie znoszę. Okropność. Nadgorliwość, podlizywanie się czort-wie-komu i schlebianie najbardziej trywialnym gustom. Ostatnio dotyka to "mój" kościół parafialny; uwierz, Sabb, za nic nie chciałabyś tam wejść w okolicach Pierwszej Komunii. ;> Sama tego nie robię, to czemu mam się pastwić nad innymi? 😉
Idalio, myślę nad tym piżmem. Po pierwsze do głowy przychodzą mi cztery nowe prywatne Tomy Fordy z serii piżmowej. Są ciekawe, choć rozpaczliwie drogie. Po drugie Bal a Versailles Jean Desprez, o którym pisałam niedawno. Z zapachów mniej wydumanych piękne piżmo mamy w Silver Musk Nasomatto, a takze w Duro tej samej firmy. Na części ludzi piżmowo – waniliowo układa się Musc Raveggeur. Jest piżmowe Lei Mazzolari. Miłośnicy piżma lubią też Tesori d'Oriente Mirra, może Ci się spodoba – mirra jest w podoby sposób ciepła. No i Rose Musc SSS. Na razie niedostępne w Polsce, ale to powinno się zmienić.
P.Stettke, też zastanawiam się, cóż jeszcze można wymyślić w temacie kadzideł kościelnych. Do listy dodałabym L'Eau Trois – bardziej drzewny, niż kadzidlany, mb03 Biehla, Rock Crystal Durbano, D'Humeur a Rien l'Artisana… I pewnie sporo innych. Może więc masz rację, ze to nie powielanie tematu jest najbardziej rozczarowujące w tej kompozycji? Szkoda. Ale uczciwie pisząc, Montale nie wydaje mi się dobrym kompozytorem. 🙁
Wiedźmo, ależ ja wcale nie zamierzałam nikogo odwodzić od chęci testowania! Ja zachęcam nawet. :)))
A poprawianie urody kościołów to śpiewka znana od stuleci. Popatrz tylko, cóż uczynił barok ze świątyniami z poprzednich wieków? Tak to już być musi, kościół jest powszechny, katolicki – musi schlebiać masowym gustom i przemawiać do wyobraźni tłumów. Inaczej będzie mniej pieniążków… Prawda?
Naprawdę zachęcająca i działajaca na wyobraźnie recenzja…tak do połowy :P.
Przyznam, że jak je pierwszy raz (i jedyny) powachałam to od razy naszła mnie mysl że jest to trzeci brat Avingnon i Cardinala, i nie było to w mojej mysli zarzutem, raczej kamień spadł mi z serca – to jest to czego szukam, ale nie znalazłam w dwóch wyżej wymienionych!
Ta moc i harmonia pomiędzy chłodem i słodkościa, której zabrakło mi w Avignon, ta dostojność i czystość bez odurzenia i mdlenia jak w Cardinalu (pewnie te aldehydy).
Ta wiec ciesze sie z jego wtórności bo to jest to na co liczyłam, jak to sie mówi – do trzech razy sztuka
Tak jak juz wczesniej pisalam FI pachnial na mojej skorze nadmiernie tlustym (full?) nieciekawym i nierozwijajacym sie kadzidlem, a szkoda.
Jesli moge pomoc 😉 moim ulubionym pizmowcem jest Musc Mony di Orio: cieply, otulajacy i bardzo trwaly, lecz nie wiem czy mozna go okreslic jako meski?
Michasia
Ja bym capnęła ten zapach z miłą chęcią, pod warunkiem że zatrzymał by swoją ewolucję na etapie frankońskich barbarzyńców 😉
Zaczarowany Pierniczku, rzeczywiście, do połowy. :)))
I zgadzam się, to jest trzeci brat Avignon i Cardinala, tyle, że to brat trochę jak z rosyjskich baśni – nieco przyciężkawy umysłowo. I nie sama wtórnośc mi przeszkadza – wszak pisałam przy dark Aoud, że wtórny, a jednak pokochałam. Tu brakuje mi czegoś jeszcze. Słodycz kadzidła jest tu płaska, metaliczna, bez podbicia, które ze starszych braci czyni istoty wielowymiarowe. Nie wiem… może wydziwiam, ale nie jest mi w nim dobrze.
Michasiu, nie wiem, czy ono tłuste, ale rzeczywiście nie rozwija się, nie pogłębia, nie opowiada mi historii… A za Mony mam zamiar wkrótce w końcu się zabrać!
Katalino, jesteś cudna! I masz rację! Frankońscy barbarzyńcy to byłoby coś także dla mnie! Przetestuj koniecznie Bois d'Encens Armani Prive. Barbarzyńców tam nie ma, ale jest pogańska magia…
Sabbath, dziękuję 🙂
Saab a może zbyt wiele się spodziewałaś i dlatego FI zawiódł ?
mirela
Idalio, weź tez pod uwagę propozycję Michasi. Mona di Oiro ma zapachy mocno piżmowe. Na mnie nie układają się zbyt dobrze, ale podobno bywają nieodparcie erotyczne.
Mirelo, nie wiem. Może. Choć mam wrażenie, ze w tym przypadku udało mi się zachować pewien dystans do swoich oczekiwań. Otwarcie mnie nie zawiodło. Dopiero potem czułam się przytłoczona i… Nie czułam radości obcowania ze sztuką. Nie wiem, jak to określić. No kloc no… Kolejny kloc. Choć wyciosany z moich ulubionych składników.
Dziękuje za drogowskaz! Dotarłem bez problemu, ale dziś lało w Katowicach : )
Pozdrawiam serdecznie!
po trzykroć tak, niestety
dla mnie to martwy zapach, bez duszy – a to jest pewien ewenement jeśli chodzi o zapachy stricte kadzidlane
mam świra na punkcie kadzidła frankońskiego i jego metalicznego wybrzmiewania, a w FI nic nie wybrzmiewa, po prostu jest i tyle
cały ten zapach jest dla mnie prozaiczny jak lista obecności:
frankońskie – obecne
labdanum – obecne
elemi – obecne
wszyscy obecni? ok, ale co z tego?
Łukaszu, cieszę się. 🙂 Mam nadzieję, że pobyt w naszym pięknym 😉 mieście był udamy, mimo deszczu. 🙂
Selyo, jesteś genialna! Dokładnie tak! Wszystko jest i… Nie zachwyca.
Twój komentarz odczytywałam komisyjnie dziewczynom na imprezie – jest niezwykle celny.
Dla mnie FI jest – wbrew powszechnej tu opinii – zapachem z duszą. Ale nie jestem do końca pewna, czy wybrzmiewa na mnie tak, jak powinien… Moje wątpliwości wynikają z tego, że jak "wychodzę z nim do ludzi", niewyrobione nosy moich znajomych łapczywie wdychają go z powietrza, zachwycając się "jaki-on-piękny". Nie wiem doprawdy, czy określenie "piękny" jest w przypadku kadzidlanego aromatu czymś właściwym i działającym na korzyść. Rozumiem "tajemniczy", "mistyczny", "intrygujący", ba nawet "trudny" i "dziwny", ale piękny…?
Ja bym się nie zastanawiała, tylko cieszyła komplementami. Piękny to, w moim odczuciu, określenie, do którego nie można mieć zastrzeżeń. A jeśli Na Tobie za piękne uważają zapachy trudne – tym lepiej to świadczy i o tym, jak Cię postrzegają, i o zapachu. Winszuję. 🙂