Royal Oud Creed

Dziś debiutuje u mnie kolejna świetnie znana firma, z którą jakoś nie do końca było mi po drodze. Creed. Marka o wielkiej renomie i długiej tradycji. 

 

Perfumiarze z rodu Creedów od XVII wieku tworzą i sprzedają swe zapachy miłośnikom pachnącej elegancji i luksusu. Na stronie marki znaleźć można informację, że umiejętności perfumiarskie Creedów w ciągu przeszło 250 lat istnienia marki służyły ponad 10 dworom królewskim oraz, że aktualnie wśród klienteli firmy znajdują się członkowie rodów królewskich, gwiazdy Hollywood, przywódcy polityczni, legendy biznesu, sportu i muzyki, a także koneserzy (wyrobieni odbiorcy), którzy cenią piękno i wysoką jakość zapachu. 

I ja, oczywiście, nie będę polemizowała. Tyle, że dla mnie to nie do końca zaleta. Ani wada, oczywiście.

Problemem, który skupia moją uwagę jest pewna redundantność kompozycji tej marki. Klasyczna elegancja posunięta do granic nijakości. Sama nie wiem, jaki mam stosunek do tego typu zapachów: w pewnych sytuacjach to szalenie praktyczne… Ja jednak jestem zwolenniczką personalizowania wizerunku. Dlatego perfumy tej marki nie skupiają mojej uwagi.

Nietrudno zgadnąć, czemu to właśnie Royal Oud stał się pierwszym zapachem Creed, który zamiast obojętnie ominąć wzięłam na tapetę. 🙂

Sam fakt, że perfumy na bazie drewna agarowego pojawiły się u Creedów w momencie, kiedy agarowy trend dawno już minął szczyt i powoli gaśnie doskonale pokazuje, jak działa firma. Creedowie nie gonią za modą – oni statecznie i niespiesznie kroczą szerokimi ścieżkami nie tylko przetartymi, ale wręcz wybrukowanymi przez innych.

Skład wystarczający, by obudzić wielkie nadzieje: oud, nuty drzewne i przyprawy. Pomyślałam, że tego nie da się schrzanić.

Teraz powinnam napisać, że jednak się dało i skrytykować zapach. Ale nie napiszę.

 Oud garniturowy

Pierwszy akord bardzo poprawny, lecz nie zaskakujący. 

Bardzo podobne połączenie suchych nut cytrusowych z pieprzem na charakterystycznym dla męskich klasyków ziołowym tle zaproponował nam Penhaligon’s sześć lat temu. Tyle, że Opus 1870 wydaje się jednak bardziej odważny: różnica tkwi prawdopodobnie w gatunku użytego pieprzu. Opus uderza w nozdrza ekspansywnym akordem pieprzu czarnego, świeżo zmiażdżonego; zapach jest ruchliwy i pełen energii. W Royal Oud nestor rodu Creedów użył często spotykanego w pachnidłach damskich pieprzu różowego, którego aromat jest łagodniejszy, mniej pikantny, typem eteryczności przypominający nieco jagody jałowca. 

Eleganckie to i przyjemne otwarcie łagodnie i płynnie przechodzi w równie eleganckie serce kompozycji. Harmonijny akord cytrusowo – przyprawowy nie gaśnie, nie zanika. Zostaje po prostu wzbogacony kolejnymi tonami, jak gdyby kolejne instrumenty dołączały do wiodącego duetu.

Najpierw pojawia się charakterystyczny aromat arcydzięgla, podbarwiony dodatkiem kardamonu, odrobiną suchego (nie świeżego) imbiru i prawdopodobnie także rozmarynu. Dosłownie kilka molekuł za nim nadchodzi eteryczne galbanum pięknie podkreślające szlachetną, wyniosłą goryczkę pieprzu. Dodatkową przestrzeń daje kompozycji kontrolowany, „cywilizowany” podmuch kamfory lub eugenolu.

Jedną z ciekawszych nut tej układanki jest cedr. Nie potrafię określić momentu, w którym się pojawia. Po prostu nagle okazuje się, że jest go naprawdę sporo. Aromat jasnego drewna perfekcyjnie łączy się z nutami przyprawowymi i podkreśloną wciąż wyczuwalnymi cytrusami goryczką galbanum. I to właśnie cedr jest akcentem, który powoli, łagodnie przechyla szalę balansu kompozycji w stronę drzewności.

Spotkałam się w sieci z utyskiwaniami na kiepską moc i trwałość zapachu. Nie mogę się z nimi zgodzić. Kompozycja, choć niezbyt ekspansywna, moc ma zadowalającą, a trwałość wyśmienitą. Po dwunastu, nawet czternastu godzinach skropiona Royal Oud skóra wciąż pachnie wyraźnie. I wreszcie naprawdę mi się podoba.

Baza Królewskiego Agaru to żywcem nieomal Wonderwood Comme des Garcons! Tyle, że to, co tu jest zgaszoną, stłumioną bazą, tam stanowi przedbazowe, długotrwałe i mocno bijące serce.

Delikatnie przyprawiony akord drzewny: złożony i przyjazny. Ciemnego, ciężkiego oudu próżno tu szukać, wyczuwam jednak pewną satynową gładkość, którą testując Wonderwood określiłam jako wzbogacony dodatkiem oud kaszmeran. I tu chyba będę się tej interpretacji trzymać. Pod misternie poukładaną piramidą nut rzeczywiście znajdziemy krztynę czarnego złota perfumiarzy.

 

Trudno mi jednoznacznie określić swój stosunek do tej kompozycji. To naprawdę kawał solidnej, perfumiarskiej roboty. Nie odkrył Olivier Creed Ameryki tworząc swe najnowsze dzieło, ale też ewidentnie nie taki był plan. 

Royal Oud powstał na wyraźne życzenie klienteli, która domagała się zapachu z agarem w składzie. Creed dociął kompozycję do swojego wizerunku idealnie, składając grzeczny, lecz niezbyt głęboki ukłon w stronę przemijających mód.

Rezultat jest taki, że po pierwsze klient dostał to, czego sobie życzył, po drugie nie powstał wyłom w wizerunku marki, po trzecie wreszcie, kiedy minie moda na orientalne pachnidła osnute wokół agaru, ten zapach ma szansę utrzymać się na rynku – właśnie dzięki swej nieoudowości.

 

Napiszę więc, że jeśli szukacie oud – prawdopodobnie będziecie zawiedzeni. Jeśli oczekujecie ponadczasowej elegancji – możecie spokojnie przymierzyć się do kompozycji Creeda. Choć cena 300$ bez podatku za 75 ml (w internetowym butiku Creed) skłania raczej do zawarcia przyjaźni z którymś z wielkich braci: Wonderwood lub Opusem.

Dada powstania: 2011

Twórca: Olivier Creed

Nuty zapachowe:

oud, nuty drzewne, przyprawy

* Na zdjęciach panowie: Erwin Creed i ben Affleck. Obaj kompletnie, no cna nie w moim typie. 🙂

Udostępnij:

Facebook
Twitter
Pinterest
Email

20 komentarzy o “Royal Oud Creed”

  1. wiedźma z podgórza

    Ech, obydwaj panowie są za to gładkolicy. 🙂 Z gatunku "śliczny chłopiec", Creed zwłaszcza. W mój gust wpadają (ale w tym przypadku widełki mam równie szerokie, co przy perfumach 😉 czasami podejrzewam siebie o wszystkożerność ;> ).
    Co do zapachu – jeszcze nie poznałam, ale ufam, że familia wie, co robi. W każdym razie u mnie zawsze mają kredyt zaufania; nawet, jeśli produkt finalny hm.. niekoniecznie zachwyca, i tak szybko im wybaczam. 🙂 Więc taktyka opisana przez Ciebie (a ma ona sens i może być bardzo bliska prawdy) tylko zaostrza mój apetyt. O ile podszywanie się pod oud, w stylu Kiliana na przykład, byle tylko zdążyć za modą, nuży, jawne dystansowanie się do aktualnych trendów gwarantuje coś na kształt szacunku; i nie mam tu na myśli szacunku własnego, a wiernych nabywców. 🙂
    A skoro Royal Oud podobny jest do Wonderwood i Opusu… 😉 Nic, tylko testować!

  2. REDUNDANTNOŚĆ! Uwielbiam Cię teraz nie tylko za genialne recenzje, ale również za mimowolne poszerzenie mojego słownictwa. Jakże ten wyraz doskonale nadaje się do określenia mojej kolekcji perfum:) Creed jej chyba nie poszerzy, bo niestety skojarzenie z Wonderwoodem zamyka mu drogę- ten ostatni jest na mnie niestety syntetyczny i rachityczny.
    Jak dobrze, że wróciłaś!
    P. Stettke

  3. eh jacyś nie moi ci panowie na zdjęciach… ciekawe czy zapach z tych będzie które każą się za facetem odwrócić zaciągając przy tym ogonem zapachu czy tez raczej z gatunku tych budujących dystans.

  4. Wiedźmo, moje widełki sa chyba szerokie w inną stronę, bo żaden z powyższych panów się w nich nie mieści. Ale gdybym Ci napisała, co się mieści, pewnie wiedźmia fryzura stanęłaby Ci dęba.
    Strategi Creedów budzi i mój szacunek. I dystans. Ewidentnie nie celują we mnie. a skoro nie celują, to i nie trafiają. 🙂

    P.Stettke, Wonderwood i na mnie moca nie grzeszy. To własnie dzięki tym perfumom przekonałam się, ze pojęcie "zlać się dopępkowo" nie jest metaforą. Kiedy aplikujesz te 20 psików na obojczyk i w "międzybiuście" to rzeczywiście część ciecz spływa w pępek. I tylko tak, bez umiaru użyty Wonderwood mnie naprawde zachwyca.

    Polu, moi też nie. Zapach… Ma klasę. Ale nie jest to zapach mężczyzny w moim typie. Za Creedami oglądac się będą raczej panie lubiące panów w garniturach. Dla mnie garnitur zawsze pozostanie ubraniem roboczym. 😉

    Anonimowy Frustracie, bloga Elve czytam od perfumeryjnych powijaków z wielką przyjemnością i wiele Jej zawdzięczam w kwestii rozwoju perfumeryjnej pasji, ale akurat języka polskiego się od Niej uczyć nie muszę(choć swobodnie można).
    Pojęcie redundacji pojawiło się na SoS kilkukrotnie przez te parę lat istnienia bloga a znane jest mi dłużej znacznie. kiedyś nawet (jakieś dwie dekady temu) miałam ciągoty do jego nadużywania.
    Twój komentarz mówi wiele o Tobie i nic o mnie. Znajdź sobie jakiś skuteczniejszy sposób leczenia kompleksów, bo ten nie zadziała. Naprawdę. przykro mi, ale to ci nie pomoże.

  5. Sabb, mam nadzieje, ze bedziesz zadowolona z kremu Vichy pod oczy bo uwazam ze to naprawde dobry produkt:)

    Przyznam sie, ze pare razy zatrzymywalam sie nad mozliwoscia poznania zapachow Creed i…dawalam sobie spokoj ale chyba jednak sie skusze:)

  6. edit: Dla mnie perfumy Creed wszystkie pachną tak samo: wodą po goleniu mojego Taty. I nic więcej nie jestem w stanie w nich wyczuć…
    Mam pytanie odnośnie Sonoma Scent Studio – widzę, że ich produkty są już dostępne w niemieckiej perfumerii, czy oznacza to, że Laurie nie będzie oferować swoich produktów bezpośrednio w Polsce?

  7. Logo firmy nasuwa mi jednoznaczne skojarzenia z maszynkami do golenia… Nie wiem czemu, po prostu nie chcą mi te obrazy wyjść z głowy. A sam zapach wyłaniający się z opisu wydaje się bardzo grzecznie i harmonijnie skomponowany. Nie wiem, czy moje skojarzenia mają cokolwiek wspólnego z rzeczywistością 😉

  8. Podpinam się pod pytanie Imbry o SSS, też przebieram nóżkami jak mała dziewczynka w oczekiwaniu na polską premierę…

  9. Ten Creed nie przekonuje mnie. Może dlatego, że nie lubię i nie noszę garniturów, nawet na śluby czy komunie. Wydał mi się taki zbyt dojrzały a ja brytyjskim gentelmanem na szczęście nie jestem 🙂

  10. Imbro, Polu, wyżej wrzuciłam wyczerpującą odpowiedź w kwestii SSS. Niestety, wieści nie są najlepsze. 🙁

    Swoją drogą Imbro, Twój Tato musi być szalenie elegancki. 🙂

    Hexx, ja sama nie potrafię określić nawet tego, kiedy skuszę się na kolejną recenzję Creeda. O flaszce nie wspominając. Na razie nie czuję oskomy. 😉

    Katalino, mają, mają. Harmonijnie, grzecznie, bez ekscesów. Jeśli mogę gdybać, to podejrzewam, że dla Ciebie Creedy byłyby (podobnie jak dla mnie) zbyt klasyczne i zbyt akuratne.

    Łukaszu, ja noszę garnitury i garsonki kiedy muszę – do roboty. U nas, na Śląsku funkcjonuje germanizm "Arbeitanzug" oznaczający zwykle jakiś drelich. Dla mnie to właśnie garnitur. Czasy się zmieniają. 🙂
    Jako kobieta mam większe pole manewru przy okazjach typu ślub. Ale za to nie mogę mieć jednej, dyżurnej sukienki przez 20 lat. Choć próbuję. :)))

  11. Jedynym zapachem Creed, jaki dotychczas przetestowałam był Himalaya – w zasadzie tylko ze względu na nazwę. Miał w sobie jakąś kociosikową nutę, jakiej w zapachach nie lubię, a która w zapachach męskich wystęuje nader często. Ten podejrzewam o podobny efekt. Pewnie nie przetestuję. A do garnituru włożę Turmalina.

  12. Sabb,sprawdziłam, to dziaaaała!!!! Zlanie się dopępkowo Wonderwoodem działa jak cholera!! Sama bym na to nie wpadła. Dzięki.
    P. Stettke

  13. Myszo, nie wiem, o której nucie mówisz, ale trek typowo kolońskiej nie ma. Co nie zmienia faktu, że jest to w pierwszych godzinach raczej zapach dla mężczyzny. Ja do służobowego garnituru noszę zapachy typu Wonderwood, M7, Opus, He Wood. Do służbowych garsonek zwykle zapachy bezpieczne w rodzaju Organzy Indecence czy Ambar. Inna kwestia, ze czasem bawię się oficjalnymi strojami i zakładam na przykład ciężkie buty, kilt i do tego koszulę i krawat. Wtedy i z zapachem daję czadu. 🙂

    P. Stettke, uwielbiam Cię za ten wpis! Nawet nie wiesz, jaka to radość, przeczytać coś takiego. A może wiesz właśnie. 🙂 Ściskam!

  14. Sab, o żesz niech Cię… Ale mnie natchnęłaś tym kiltem. Jak tylko gdzieś dorwę kilt w odpowiednim kolorze to najbliższa konferencja moja 🙂 Wiem że to blog perfumowy, a nie modowy, zapach dobiorę odpowiedni. Dzięki!
    A co do nut to sama bym chciała wiedzieć co to za nuta, żeby jej unikać. Nos jeszcze nie wystarczająco doświadczony żeby rozpoznać. Nazywam to kocimi szczynami ale może to faktycznie nuta kolońska? Czy mogłabyś podpowiedzieć jakiś wzorzec nuty kolońskiej, żeby przetestować?
    pozdrawiam

  15. W kwestii Creedów napiszę tylko jedno.
    Żaden z opisanych, jak i nie opisanych na niniejszym blogu zapachów nie może się równać, zarówno pod względem klasy, niepowtarzalności jak i jakości użytych surowców z trzema zapachami tej marki: Vintage Tabarome, Windsor, Feuille Verte. I tyle. Reszta to milczenie (włączając w to większość pozostałych Creedów).

    p.s. Możnaby mieć nieco żalu do Autorki,iż mimo wielkiej miłości do zapachów świadomie omija to, z czym choć z przyzwoitości wypadałoby się zapoznać.

    Pozdrawiam

  16. Myszo, to rzeczywiście blog o zapachach, nie o ciuchach. Powiem więc tylko tyle, ze do ciuchów mam równie nietypowe podejście. i tak samo, jak w kwestii zapachów, kieruję się własnym gustem i stylem, a nie modą czy trendami. 🙂

    Anonimowy, Twoje twierdzenie jest buńczuczne i nie do obronienia. I tyle.
    Żal wolno Ci mieć, ale może to być żal czysto subiektywny. Rozumiem go, ale wybierając zapachy do swoich recenzji jednak będę kierowała się swoim gustem. 🙂
    Pozdrawiam.

Dodaj komentarz

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany. Wymagane pola są oznaczone *

Popularne wpisy

Najlepsze perfumy roku 2017

Robię to po raz dziesiąty. Podsumowuję rok. Pewne rzeczy się nie zmieniają – jak co roku zastrzegam, że wpis ten jest subiektywny, niezobowiązujący i służy

Czytaj więcej »