Tell Me About Yourself

Trafił do mnie kolejny łańcuszek. Tym razem zwie się „Siedem przypadkowych faktów o mnie” i nietrudno wydedukować, jakie są wymagania.

Poprzednio ujawniałam wiadomości tajemnicze, tym razem zupełnie nietajemniczo trochę się pochwalę, a trochę pogrążę.  Sabbath, jakiej nie znacie i jakiej, być może, wcale nie chcieliście poznać. 😉

Najpierw jednak słowo o nominacji samej. 

Po raz kolejny pamiętała o mnie Katalina, niezwykle utalentowana Autorka bloga Sugar & Spice, o której pisałam kiedyś, że jest dla mnie największą radością blogosfery. 🙂 

Jak zawsze, zamiast suchej informacji o tym, kto przyznał nominację, słów kilka o Autorce i creme de la creme: zdjęcia dwóch makijaży Kataliny. Tym razem propozycje na Halloween: „Pęknięta Lalka” i Lydia Deetz z „Beetlejuice”.

Pisałam w komentarzu pod którąś z prac na Sugar & Spice, że poza techniką wykonania, zachwyca mnie u Kat twórcze podejście do każdego makijażu: maluje swoje prace jak płótna, konsekwentnie realizując koncepcję, tworząc spójny obraz. Nie ulega manierze, nie ogranicza się do jednego stylu, nie kontentuje się raz wypracowaną metodą. Talent, zmysł obserwacji, pracowitość i dystans do siebie. Jeśli ta dziewczyna nie zrobi kariery, to świat będzie miał czego żałować.

Kat, dziękuję!

Ad rem:

Dziś objawię Wam garstkę swoich kompletnie nieprzydatnych umiejętności. I nie do końca jest to wpis samochwalczy. 🙂

Zacznę łagodnie. Pogrążę się troszkę później. 🙂

I

Pewnie niewielu z Was przyszło do głowy, że jestem mocno „techniczna”. Upodobanie do przedmiotów ścisłych (ze szczególnym uwzględnieniem logiki), zamiłowanie do mechanicznych zabawek, samobieżnych modeli, lutowania do niczego nieprzydatnych układów elektrycznych… 

Jednym z „dzieł mojego życia” jest skonstruowana dla mamy kosiarka home made. Jećdziła na „podwoziu” ze starego dziecięcego wózka i zasilana była sinikiem z pralki automatycznej. Obudowę wyklepał i ostrza zespawał kuzyn. Jej największą wadą był sposób zasilania: przy koszeniu trzeba było ciągnąć za sobą bęben z kablem. Ale mama nigdy się jej nie pozbyła. Tylko potajemnie kosiła żyłkową spalinówką… :] 

II

Trochę tylko w związku z punktem pierwszym dodać mogę, że również użytkowanie gotowych urządzeń idzie mi nieźle. Szczególnie tych samobieżnych…

Nie wiem, czy istnieje jakieś racjonalne wytłumaczenie tego faktu, ale od dzieciństwa ciągnęło mnie do pojazdów mechanicznych. Co więcej: ku zgryzocie moich opiekunów, w co nie wsiądę – pojadę. Na prawo jazdy zdawałam dwa razy, w obu przypadkach udało się za pierwszym podejściem.

Poza pojazdami oczywistymi, potrafię prowadzić traktor, kombajn kartoflany, gokarta, skuter wodny, quada i sami diabli wiedzą, co jeszcze Ba! Nieźle radzę sobie także z zaprzęgiem konnym i deskorolką. Choć oczywiście do „pojazdów mechanicznych” ich nie zaliczam. Ale kółka mają.

III

W serii talentów nie do końca technicznych, ale za to doskonale zbędnych mogę pochwalić się umiejętnością dojenia krów i kóz. 🙂

 IV

Świetnie również przerzucam gnój. Końskie łajno potrafię ułożyć w pryzmę o bokach położonych pod kątem prostym (w stosunku dio sąsiednich boków). To pozostałość po czasach, kiedy dorabiałam jako pomocnik mastalerza despoty. Płacono mi „w naturze”. I nie: nie w końskich odchodach. Dostawałam dach nad głową, wikt oraz nielimitowane jazdy.

Przy okazji błysnę niezbyt gustowną anegdotą. Otóż ostatnio podczas przejazdu samochodem przez Ochaby poczuliśmy niemiły zapach. Mój towarzysz podróży rzecze: 

– Tu jest stadnina, pewnie gnój wywożą.

– To nie ze stadniny – orzekłam ze znawstwem – koński gnój pachnie inaczej.

Żebyście widzieli jego minę… 

V

Skoro już na wieś wywędrowaliśmy: potrafię kosić kosą. Całkiem sprawnie, całkiem równo. Moja mama miała wieeeelką działkę i jakoś tak zawsze wychodziło, że wygodniej jej było przegonić mnie z kosą, niż wynająć gościa z kółka rolniczego, który maszyną skosiłby to w pół godziny.

VI

Aby nie wyjść na przodowniczkę pracy bez skazy na komsomolskim honorze, wywlokę również coś wstydliwego:

„Jestem kobietą pracującą, żadnej pracy się nie boję”.

Bezwstydnie wyznam, że dla pieniędzy robiłam w życiu rzeczy różne. I nie mam tu na myśli pracy zawodowej na etacie (choć i tu mam za sobą rozdziały, które mogłyby być ciekawe) lecz dorabianie na studiach. A miałam kiedy dorabiać, bo robiłam trzy kierunki. 

Przechodząc do faktów: pracowałam jako ochroniarz na koncertach, myłam wagony kolejowe, dorabiałam jako muzyk sesyjny na płytach zespołu grającego odrażające, bolesne dla uszu disco, nagrywałam reklamy radiowe, śpiewałam Ave Maria na ślubach kościelnych i, o czym już wspominałam, robiłam za „wynieś, przynieś, pozamiataj” w stadninie. Pracowałam także jako tłumacz symultaniczny na targach wszelakich (także z niemieckiego na angielski i odwrotnie).

Najbardziej zawstydzona swoją sprzedajnością poczułam się gdy, z braku posad dla tłumaczy, przyszło mi pełnić rolę wystroju stoiska Seata na targach samochodowych w moim rodzinnym mieście. 

Na szczęście przebranej w groteskowy, obcisły jak rajtuzy strój torreadora i idiotyczną czapeczkę z uszkami nie rozpoznał mnie nikt z odwiedzających autosalon znajomych. Uff… 😉

VII

Jako człek młody bardzo żywiłam mylne przekonanie, że przemoc fizyczna jest jedyną metodą rozwiązywania konfliktów. Oczywiście mogę winić wychowanie, ale żadne usprawiedliwienia nie zmniejszą mojego zażenowania.

Pierwsze starcie, którego skutki do dziś pamiętam zaliczyłam w wieku sześciu lat. Około sześciu – w zerówce to było.

Jeden z moich kolegów, całkiem sympatyczny chłopczyk swoją drogą, wpadł na kompletnie odjechany pomysł zwracania się do mnie per „Króliczku”. Nie do końca irracjonalny, gdyż koncept swój oparł na mojej opowieści z wakacji, podczas których wizytując z rodzicami koleżankę mojej mamy karmiłam króliki nacią i wpierniczałam ją na równi z nimi. Nie o samego czułego nicka jednak chodzi, lecz o moją na niego reakcję. Wkurzona niemiłosiernie wypłaciłam chłopięciu takiego prawego prostego, że stracił zęba. Jedynkę. Stałą!

Fail nie byłby tak totalny, gdyby nie to, że jego rodzice, z przyczyn do dziś dla mnie niepojmowalnych, zdecydowali się wstawić mu tę jedynkę złotą. Biedak przez całą podstawówkę znosił wredne docinki i przezwisko „Złoty Ząbek”. 

Żałowałam tysiące razy. Do dziś żałuję.

Jak widzicie, fakty mniej doniosłe, niż poprzednio, ale za to takich mam zapas na kolejne dziesięć łańcuszków. Watch me! 🙂

Nominacje będą next tajmem. Hurtem, ale za to dla odmiany, na poważnie.

Uściski serdeczne.

* Jako bonus zdjęcie nr 3: Sabbath w obiektywie Michała Dagajewa. 🙂

Udostępnij:

Facebook
Twitter
Pinterest
Email

38 komentarzy o “Tell Me About Yourself”

  1. Cóż….tego się chyba nie da skomentować. Zwłaszcza punktu o końskim gnoju:) Dodam jednak,że również umiem doić krowę, kozy nie próbowałam:D

  2. Domyślałam się,że jesteś techniczna,ale dojenie KÓZ przeszło moje najśmielsze oczekiwania!!!
    Przy stroju torreadora i idiotycznej czapeczce z uszkami o mało nie osmarkałam klawiatury ze śmiechu.
    P. Stettke

  3. Rzeczywiscie trzeba miec bogaty zyciorys i byc wszechstronnym, zeby tak ciekawie pisac o ulotnych zapachach. Bardzo sie to przydaje do porwnan i wyszukiwania analogii z wielu dziedzin, bo sie ma szerokie horyzonty. Pozdrawiam serdecznie.

  4. Viollet, "barwna" to taki eufemizm równoznaczny z "kopnięta"? ;))) :*

    Piękność Dnia, takie były moje intencje. 🙂

    Aktyno, chemia organiczna niestety tylko mi się marzyła. Czemuż, ach czemuż nie można robić wszystkiego?

    Saurio, sama też lubię czytać takie wyznania. Im bardziej dziwne, tym lepiej. 🙂

    Kokosowa Panno, to tylko pozornie brzmi jak dowcip. Godziny spędzone z widłami w oparach amoniaku wyciskały mi łzy z oczu. Inna kwestia, ze dzięki temu wyleczyłam się z chronicznego zapalenia górnych dróg oddechowych. :/

    Polu, ja tylko chciałam dodać, że normalna też czasem bywam. 🙂

    Madzik, Ty mnie znasz, wiesz, że wszelkie idiotyczne sytuacje mnie lubią. 🙂

    P. Stettke, z tym dojeniem kóz to wcale nie taka lekka sprawa. Krowa co najwyżej kopnie w wiaderko, a koza mi ostatnio usiłowała podczas dojenia chyłkiem zeżreć spodnie. :]
    Co do stroju, pewne znaczenie może mieć fakt, że byłam wtedy true metalem. W sumie dalej jestem true metalem, tyle, ze wtedy byłam jeszcze swoim byciem "true" przejęta. :DDD

  5. zaczarowany pierniczek

    Jak zwykle uśmiałam sie czytając Twoje autobiograficzne notki, nie dość że zabawne same w sobie to jeszcze zabawnie napisane. Prawdziwy człowiek renesansu z Ciebie 🙂

  6. Madzik Monster

    Ciebie? Myślałam, że w tej kwestii jestem "miszczynią" 😉

    A na poważnie – większość faktów znam, ale jestem zaskoczona wyznaniem o upodobaniach do przedmiotów ścisłych.

  7. nie no bez przesady… nie w tym sensie… miałam na myśli, że bardzo pozytywnie mnie zatkało. Ja mam kilku "postrzelonych" znajomych i bardzo i za to cenię – za to, że tacy są. Przy takim rozstrzale zainteresowań rozumiem już, że czasem piszesz o braku czasu. Zazdroszczę umiejętności tłumaczenia symultanicznego 🙂

  8. I właśnie wtedy gdy myślę, że mam już jako taki obraz Twojej barwnej osoby ustalony w głowie, Ty piszesz TAKĄ notkę i serwujesz mi zaskok za zaskokiem! Twoje opowieści mogłyby posłużyć idealnie jako scenariusz filmu lub książki 🙂 Dziękuję pięknie za odpowiedź na tag oraz za ten wspaniały wstęp… Mów co chcesz, ale i tak sądzę, że nie zasłużyłam. Trzymaj się ciepło!

  9. O żesz Ty… umiesz, Sab, rozbawić towarzycho!
    I to jest właśnie wspaniałe w Ludziach. Że robią tyle różnych ciekawych rzeczy. Dzięki temu świat jest barwny. Jestem pod wrażeniem zwłaszcza technikaliów i kóz. Kosić kosą uwielbiam. Koszę regularnie podwórko w chałupie na Podlasiu. Ale klepać kosy sama nie umję 🙁 Najmuję konkubenta bądź miejscowego gospodarza.
    Pozdrawiam.

  10. Publiczna Pralnia

    Nawet się nie spodziewałam takiej opowieści! 😀 Po tysiącach nudnych faktach, typu "lubię kolor różowy", jestem tutaj pod wrażeniem totalnym! Jak zwykle świetne opisane historie, ale tym razem z Twojego życia, tylko pozazdrościć!

    Zdradź jeszcze tylko co to za trzy kierunki aż robiłaś?!

  11. Zaczarowany Pierniczku, rakiego trochę rozpirzonego renesansu. 🙂 Łapałam sto srok za ogon, chciałam robić wszystko… Nie da się na raz. Dlatego sporo zaprzepaściłam. Najbardziej chyba żałuję grania… Ale o tym było poprzednio. 🙂

    Madzik, tak wychodziło. Na olimpiady wysyłali mnie z chemii i matematyki. I na konkursy recytatorskie od czapy zupełnie. 🙂 W sumie… Jestem totalny misz – masz. Nawet z czymś tak prostym jak lateralizacja miałam problemy: przez lata wiele rzeczy robiłam lewą ręką.

    Polu, od razu napiszę wprost: mam furę dystansu do swojego "postrzelenia". I też cenię ludzi postrzelonych, zakręconych, trzepniętych, czy jak to nazwiemy. W sumie niektórzy wszelkie wysiłki nie przynoszące zysku uznają za dowód świra i nieprzystosowania. W tym kontekście jestem Świrem. Ale lubię to.

    Reniu :*

    Katalino, wiesz, ze to, co napisałam, nie jest tylko kurtuazyjną odpowiedzią na nominację. Wielokrotnie pisałam u Ciebie, że mnie Twoje prace zachwycają. Fakt, że przy okazji jesteś pokrewną., niespokojną duszą sprawia, że Twój talent daje mi jakąś osobistą radość. Naprawdę mam nadzieję, że coś z tego będzie.

    Myszo, klepać też nie umiem. Umiem na bieżąco naostrzyć. Nota bene nie tylko kosę. O moich upodobaniach do broni białej mogłabym napisać osobny tag. 🙂

    Marku, przykro mi, nie przyjadę wycierać. 🙂

    Pralko, ja w sumie lubię takie tagi. Ale rzeczywiście, niektóre odpowiedzi są mniej ciekawe, niż inne. Ja w ogóle jestem gawędziarzem. I lubię też innych gawędziarzy. Ogólnie cenię opowieść – mam znajomych, którzy z banału potrafię utkać historię, przy której zrywamy boki. I to jest fajne. 🙂

    A kierunki: filozofia, resocjalizacja i zarządzanie. 🙂 Szwarc, mydło i powidło, jak mawiała moja babcia. Jeśli nie pochodzisz ze Śląska: szwarc to inaczej pasta do butów. 🙂

  12. zaczarowany pierniczek

    Ale mnie zaskoczyłas tymi kierunkami, tzn. filozofie obstawiałabym jak najbardziej obok czegoś medycznego lub przyrodniczo-technicznego i lingwistycznego, ale resocjalizacji i zarządzanie? Na to bym nawet nie wpadła ;P
    Czy szwarc to tylko czarna pasta do butów czy kazda, nawet biała?

  13. Ta maska i Twoje włosy – efekt powalający. Gdzie można kupić takie 'cudo'?

    Intryguje mnie to, co stało się z tym parkiem Twojej Mamy. Nie dostałaś w posagu? : )

  14. Publiczna Pralnia

    to ładna mieszanka wybuchowa! takie gawędzenie to też to, co uwielbiam słuchać, jeśli ktoś ma talent to to miód na moje uszy, szczególnie po nużących wykładach na uczelni
    hehe, nie ze śląska, ale zaraz ten szwarc ze ślązakami skonsultuję 😀

  15. he he jesteś niezwykle barwną osobowością Sabb 😉
    miło widzieć, że znów naszła Cię ochota na pisanie 😉
    pozdrawiam

  16. Możesz robić za Kostuchę z Kosą 😀
    A tą kosiarką to już mnie całkiem powaliłaś 🙂
    P.S. ja na cp byłam jako broken doll, nawet miałam pajaca z pękniętą porcelanową główką do kompletu, ale dwóch mimów zaczęło się nim bawić, upuścili i cały łeb pajacowi się potłukł 😛

    Maja102

  17. Uwielbiam czytać Twoje odpowiedzi na łańcuszki, chcę więcej 😀 W dodatku piszesz je takim pięknym językiem, starannie, logicznie, potoczyście. Tylko Cię stawiać za wzór dla innych blogerów! I ten dystans do siebie i poczucie humoru, bardzo Cię za to lubię i cenię 🙂
    Posłodziwszy nieco ;), pozdrawiam serdecznie :*

  18. Ja rozstawiałam chłopców po kontach od żłobka-mimo, że byłam zawsze najmniejsza;p Ale Złotego Ząbka nie przebiję:))))

    A tak na marginesie- Pan Budzyk znów mi wysłał maila z zaproszeniem na rozdanie, tym razem w ostrych słowach domagałam się wyjaśnień- odpisał rozbrajająco, że adres dostał(!) od jednej z blogerek(!!!) i czy nie lubię ładnych perfum. No to tak jak z nr telefonu- nie lubię jak się go rozdaje obcym…

    Pozdrawiam:)

  19. Zaczarowany Pierniczku, w kwestii koloru szwarcu zeznania są rozbieżne. Powinna być czarna. Babcia mojego kolegi twierdzi, że kiedyś na Śląsku nie było butów w kolorze innym, niż czarny, więc pasta każda była schwartz. 🙂

    Łukaszu, maska nie moja. Znajomych. 🙂 Park dostałam, a jakże. Ale nie "uprawiam" na razie.

    Piotrze, sterroryzowany przez władzę człowiek nie takich rzeczy się nauczy. 🙂

    Pralko, ja mam ogromne szczęscie posiadania sporej ilości świetnych gawędziarzy wśród znajomych i też doceniam. :)))

    Pirath, jak widzisz, z tą ochotą różnie bywa. mam powody, ale nie chcę tu truć. W każdym razie mam nadzieję wrócić. Powolutku…

    Maju, nietórzy powiedzieliby, ze za kostuchę mogę robić też z racji postury, ale ja się nie zgadzam, oczywiście. :)))

    Rozterko, nie byle jaki gnój. Tylko koński!

    Yennefer, tyle dobrych słów, i to od Ciebie! Dziękuję, jest mi niesamowicie miło. :*

    Papugo, wciąż zaglądasz? To znaczy… Czy to wciąż TA Papuga?! O.o

    Tiniaczku, podaj dłoń. I ja mam tendencje do przejmowania inicjatywy w kontaktach z ludźmi. Na szczęście ludzie nie skarżą się zwykle.

    W kwestii Budzyka: daję Ci słowo honoru, że nigdy ani jemu, ani nikomu innemu nie udostępniam adresów mailowych ani żadnych innych kontaktów Osób, które do mnie piszą. Naprawdę słowo daję!
    Myślę, że gościu kłamie. Nie wyobrażam sobie, żeby któraś blogerka dała mu adresu w celu rozsyłania spamu. :/

  20. wiedźma z podgórza

    Przepraszam, że się wtrącam: nie wyobrażam sobie sytuacji, w której ktokolwiek z nas (blogerów), kobiet czy mężczyzn, bez różnicy o czym blogujemy, dzielił się z "kolegami po klawiaturze" danymi osób trzecich jak, nie przymierzając, przepisem na ciasteczka!

    Wybaczcie, ale po prostu musiałam to napisać [choćby dlatego, że też "samoczynnie" dostaję newslettera; ciekawy, nie powiem: wiele można zeń wysnuć i to bynajmniej nie o perfumach 😉 ].

  21. Wiecie co? Mam wrażenie, ze on może tropić rozdania na blogach i jeśli ktoś zostawi adres, notuje go i dorzuca do listy spamowanych kont. Nie wierzę, by ktokolwiek podał mu adresy swoich czytelników.
    Nie pojmuję tego gościa. Nie chcę pojmować.
    Nawet nie zaglądam, bo słysząc i czytając o tym, co robi czuję się jak gdybym dotykała czegoś śmierdzącego. Choć przecież o perfumach czytam chętnie.

  22. A czego tu zazdrościć Anonimie? Bo ja tu tylko widzę dziwaczne metody zdobywania czytelników…

    Pan Budzyk nie był łaskaw odpisać kto tak radośnie dzieli się danymi swoich czytelników, jeżeli ktoś taki w ogóle istnieje… Pewnie masz rację, że po prostu łazi po blogach i spisuje adresy.

    I przepraszam, że zaśmiecam bloga pisaniem o tym Panu, ale tak mnie to, co on robi irytuje, a tylko tu zostanę zrozumiana:) Mąż kazał mi go zbluzgać…:/ Może powinnam:P

Dodaj komentarz

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany. Wymagane pola są oznaczone *

Popularne wpisy

Podziękowania

W imieniu  Pani Ewy Starzyk oraz własnym dziękuję wszystkim uczestnikom konsultacji społecznych Komisji Europejskiej związanych ze stosowaniem alergenów w kosmetykach. Dziękujemy za zaufanie i poświęcony

Czytaj więcej »