Asian Tales by Kilian: Bamboo Harmony i Water Calligraphy

Perfumeryjny orient zwykle kojarzy się nam dość jednoznacznie, z bogatymi zapachami Arabii: ambrą, różą, jaśminem czy agarem. Tymczasem geograficzny Orient, pojmowany jako przeciwieństwo Okcydentu, to niezwykłe bogactwo kultur rozsianych na ogromnej przestrzeni na wschód od Europy. Nie tylko Wschód Bliski, obejmujący kraje, których kultura zdefiniowała pojęcie „perfum orientalnych”, lecz także kraje Środkowego Wschodu oraz Wschód Daleki, czyli Japonię, Chiny, Obie Koree, Tajwan… O ten właśnie Orient Daleki upomniał się Kilian Hennesy najnowszą serią perfumeryjnych opowieści by Kilian: Asian Tales.

Z Azją wiążemy aromaty lekkie, subtelne, wodne nieomal: zapach herbaty, bambusa, lotosu, kwitnącej wiśni czy śliwy. Niezasłużenie, bo przecież Azja to także jurty mongolskich nomadów, księżycowe krajobrazy Gobi, pikantna koreańska kuchnia, kadzidła buddyjskich i konfucjańskich świątyń. Nawet „sztandarowe” kultury wschodu – Chiny i Japonia to nie tylko spokój i harmonia. Dzikie, głośne chińskie święta, bezwzględne zasady kodeksu Bushido, wyrafinowana erotyka podniesiona do rangi sztuki i wiele, wiele innych aspektów nie korespondujących z wizją podsuwaną nam przez pierwsze, najprostsze skojarzenia.

Czemu o tym wspominam? Ano dlatego, że pierwsze dwie opowieści zaproponowane nam przez młodego Hennessy’ego przez swą pastelowość ewidentnie korespondują ze skojarzeniami oczywistymi. Ciekawa jestem, jak rozwinie się ta seria…

Bamboo Harmony

Księżniczka znikąd

Bamboo Harmony to zapach inspirowany, nietłumaczoną niestety na Polski, „Opowieścią o ścinaczu bambusa” – pochodzącą z dziesiątego wieku japońską legendą spisaną i przywróconą kulturze pod koniec XX wieku przez noblistę Yasunari Kawabatę.

Jest to opowieść o starym, bezdzietnym zbieraczu bambusa, który dnia pewnego, w dziwnie lśniącej bambusowej łodydze znajduje maleńką, śliczną dziewczynkę. Jak to w ludowych legendach bywa – Taketori-no-Okina (Stary Człowiek, który Zbiera Bambus) zabiera dziecinę do domu by wychować jak własną. Od tego dnia starzec i jego żona nie zaznali już biedy, bowiem w każdej rozciętej bambusowej łodydze znajdowali bryłkę złota. 

Kaguya Hime (Księżniczka Promiennej Nocy) wyrosła na przepiękną kobietę, której włosy lśniły jak promienie Księżyca. O jej względy starali się najznamienitsi kawalerowie Japonii: bogacze i książęta. Jednak Kaguya nie chciała oddać ręki nawet samemu cesarzowi.

Pewnego lata Kaguya wyjawia rodzicom, że nie pochodzi z Ziemi. Jej domem jest Tsuki no Miyako – stolica Księżyca, którą opuścić musiała ze względu na toczące się na srebrnym globie wojny. Teraz nadeszła pora powrotu.

Pomimo rozstawionych przez cesarza straży – księżycowa księżniczka opuszcza Ziemię odziana w płaszcz z piór. Legenda mówi, że odchodząc zapomniała o swej ziemskiej rodzinie. Zanim jednak to się stało, napisała list do cesarza i kazała mu go wysłać wraz z darem: eliksirem życia. 

Zakochany cesarz nie pragnął żyć wiecznie bez pani swojego serca, dlatego kazał list i eliksir spalić na szczycie najwyższej z japońskich gór, która od tego czasu, na pamiątkę zniszczonego eliksiru zwie się górą Fuji (fushi lub fuji to po japońsku nieśmiertelność). Wbrew nadziejom cesarza, dym palonego listu nie dotarł do pięknej księżniczki i nie przywrócił jej pamięci o ziemskim życiu. Kaguya Hime nigdy nie powróciła na Ziemię, a cesarz umarł jak wszyscy śmiertelnicy.

Bamboo Harmony zaczyna się przyjemnie, choć nie odkrywczo (i jakoś niekoniecznie adekwatnie do nazwy): delikatna, transparentna nuta bergamotowego olejku złożona została z miękkim, na wpół kwiatowym aromatem neroli. Dopiero wypełzający spod cytrusowego otwarcia zapach jasnych, srebrzystych, niefermentowanych liści herbaty daje Bambusowej Harmonii nieco orientalnego brzmienia.

Zachwianie zapachu, które następuje wraz z pojawieniem się akordu herbacianego dało mi nadzieję na zapach faktycznie bambusowy, na harmonię transparentnej zieloności.

Niestety, biała herbata ginie rychło w powodzi kwiatów. Ułożony wokół kwiatowego, upojnego neroli bukiet brzmi… Normalnie, europejsko. Oczekiwałam niezwykłej, olfaktorycznej konstrukcji – przestrzennej i oszczędnej; przemyślanej, o nietypowej, niezwartej strukturze – jak tradycyjna ikebana. Tymczasem zapach jest zwarty, jednolity, jak gdyby pomiędzy poszczególnymi nutami brakło powietrza.

Nawet dodatek świeżego imbiru nie jest w stanie tchnąć życia w serce zapachu. Szczególnie, że na mojej skórze imbirowy akcent wybrzmiewa w sposób, którego najbardziej nie lubię – syntetycznie, nieco detergentowo.

Po pewnym czasie perfumeryjna konstrukcja zatacza koło: zapach mocno ucywilizowanej, pozbawionej niszowej ziemistości mate i, także zubożonego o ziemiste akcenty, cytrusowego mchu dębowego unosi kompozycję, sprawia, że nietypowa, długotrwała baza bardziej, niż kwiatowe serce przypomina lekkie otwarcie. Zapach jest przyjemny, kwiatowo – herbaciany. Trwałość i projekcję ma przyzwoitą i nosi się go względnie miło. Ale nie tego oczekiwałam.

Czego oczekiwałam? Orientu. Opowieści. Magii. Oraz oczywiście bambusa i harmonii. Tymczasem Bamboo Harmony to normalny, nadzwyczajnie zwyczajny zapach, który mógłby stanąć na sephorowej półce. Albo jeszcze lepiej, między kolorowymi flakonikami Yves Rocher. Nie jest to wadą obiektywną. Po prostu… Nie za tę cenę, no!

Data powstania: 2012
Twórca: Calice Becker

Nuty zapachowe:
bergamota, neroli, gorzka pomarańcza, liście białej herbaty, mimoza, przyprawy, yerbamate, liście figi, mech dębowy

Water Calligraphy

Kaligrafia, która nie zostawia wspomnień

 

Wiecie, czym jest kaligrafia wodna?

To sztuka zaliczana do tak zwanych „poetic activities” czyli czynności poetyckich, „zrodzonych z desperacji w obliczu bezsilności słowa, znajdujących kres w uświadomieniu sobie wszechmocy milczenia.”* Polega na tworzeniu dzieł sztuki kaligrafii za pomocą pędzelka umoczonego w wodzie, nie w tuszu. Taka japońska forma mandali – tyle, że tu procesu zniszczenia dokonuje sam czas i dzieje się to szybko.

 

Współcześnie sztuka ta przeżywa swego rodzaju renesans przyjmując formę water graffiti: liter malowanych przez artystów na powierzchni murów, parkowych alejek czy chodników. Tworzone z niezwykłą pieczołowitością wiersze i sentencje znikają po kilku minutach, kiedy woda wyschnie. Aby je podziwiać należy znaleźć się w odpowiednim miejscu w odpowiednim czasie.

Water Calligraphy otwiera akord, który naprawdę mi się spodobał. Gorzka, lśniąca grejpfrutowa skórka, której ożywczy aromat zmącono nutą przypominająca zapach werniksu. Intrygująco.

Po kilkunastu ledwie sekundach zapach Water Calligraphy zaczyna się zmieniać. Normalnieć.

Pojawia się akcent kwiatowy. Ciepły, słodki zapach rezedy przełamany chłodny aromatem lilii, ułożony na brzmiącym w tle interesującym, trudnym jaśminie. Ślad niejednoznacznej szorstkości daje kompozycji nuta żywego, ostrego kardamonu.

 

Nie sposób uniknąć wrażenia, że także drugiej Azjatyckiej Opowieści Kiliana brakuje charakteru. Może i w kategorii „damskie perfumy” Water Calligraphy lepsza jest od Bamboo Harmony, za to w kategorii opowieści orientalnych wydaje mi się jeszcze słabsza. 

Nie ma orientu. Nie ma obrazu. Nie ma żadnych cech szczególnych – nic, co odróżniałoby Wodną Kaligrafię od setek innych pachnidełek. 

Carlice Becker wykaligrafowała nam najzwyklejszy wierszyk, i to bynajmniej nie po chińsku ani po japońsku. Ot, jakieś „na górze lilie, na dole rezedy, dla niewybrednych ujdzie od biedy”.

Ja okażę się malkontentem i po raz wtóry rzeknę: nie za tę cenę.

Data powstania: 2012
Twórca: Calice Becker

Nuty zapachowe:
grejpfrut, rezeda, lilia wodna, jaśmin sambak, magnolia, kardamon, wetiwer

* Octavio Paz „Podsumowania” w: Alternating Current (Arcade Publishing, 1990)

Ilustracje do tekstu:

  • Pierwsze zdjęcie reklamowe ze strony producenta
  • Pierwszy rysunek Kaguya Hime pochodzi z bloga Blue Moon 1971
  • Drugi autorstwa japońskiego grafika publikujaćego jako Kagaya. Strona studio Kagayi (linkuję od razu wersję angielską): KLIK 
  • Trzecia księżniczka autorstwa żyjącej z Stanach Zjednoczonych fanki kultury japońskiej publikującej na Deviantarcie jako Juri the Dreamer. Strona z pracami autorki: KLIK 
  • Zdjęcie szczytu krzewu herbacianego pochodzi ze strony Tea Zen in One
  • Zdjęcia artystów kaligrafujacych wodą na chińskich ulicach kolejno: 

1. Ze strony Travelling Board z działu poświęconego Chinom

2. Zdjęcie wykonane przez fotografa Scotta Sporledera podczas trzymiesięcznego pobytu w Chinach. Więcej zdjęć z tej wyprawy znajdziecie tu: KLIK

3. Pochodzi z galerii Allistera Chionga na serwisie Flickr: KLIK

  • Ostatnia grafika znaleziona na nieaktywnej obecnie stronie chineesepainting.com

Udostępnij:

Facebook
Twitter
Pinterest
Email

28 komentarzy o “Asian Tales by Kilian: Bamboo Harmony i Water Calligraphy”

  1. Sab, jakże ogromie się cieszę, że JESTEŚ! Mam nadzieję, że trochę "ogarnęliście" rzeczywistość – nieustająco trzymam kciuki.
    I bardzo Ci dziękuję za ten azjatycki opis. Też jestem ciekawa jak się rozwinie – Azja jest (dla mnie) najbardziej różnorodnym kontynentem i pole do popisu perfumiarskiego daje ogromne. Największym dla mnie odkryciem w Azji z ostatnich lat była subtelna wszędobylskość krowich placków w Korytarzu Wachańskim. Ale o takie "ekskremum" raczej Kiliana nie podejrzewam. Nie jego.
    Ściskam.

    1. Rzeczywiście, Azja jest fascynująca. I zróżnicowana. Bardziej, niż Europa na przykłd. Ale rzeczywiście, nie posądzam Kiliana o to, że to owej różnorodności poświęci swoje "Azjatyckie opowieści". Na razie jestem rozczarowana. Człowiek wącha i myśli – miałabym lepszy pomysł. 🙂
      Wpis zamieściłam głównie dlatego, że legendy nikt nie zna, a pojęcie kaligrafii wodnej kojarzy się większości ludzi z akwarelą. W ogóle legendy Azji sa u nas mało znane. Ja swoim znajomym pasjonujących się kulturą japońską zawdzięczam nie tyle znajomośc mitów (bo mitologię japońską czytałam razem z całą serią WAiF), co znajomoć współczesnej sztuki japońskiej: kolosalnego skarbca mangi i anime, które wczesniej postrzegałam… No wiesz, jak wszyscy: ""czarodziejka z księżyca", "Pokemony", "Galactic Football" i hentai. 🙂 Nie jestem znawcą, ale doceniam i nie stronię. 🙂
      Co do ogarniania rzeczywistości. Jesteśmy w stanie zawieszenia. Na 22 mamy termin do kliniki. Wyniki są dobre i złe zarazem. Nie dobre, ale nie na tyle złe, zęby NFZ zapłacił. Sprzedałam samochód, na razie jestem gotowa do boju. Choć nastrój kiepski.

    2. 22 trzymam kciuki. Bardzo, bardzo mocno.
      A legenda piękna, choć taka nieeuropejska lub nieamerykańska. Happy endu nie było, morału zdaje się też. Księżniczka zapomniała i nic sobie z tego nie robiła. Dalszego ciągu brak. To takie nienasze i chyba dlatego fascynujące. Jak w filmach Kim Ki Duka.

    3. Morał jest rzeczą względną. Może w tym przypadku morałem jest mądrość, że nawet najpotężniejszy człowiek, nie może mieć wszystkiego, czego pragnie? Że nie da się posiąść gwiazdki z nieba?
      Lubię wschodnie legendy. Zostawiają nas często w zawieszeniu, żyją dalej w naszych głowach.
      Za kciuki dziękuję. :*

  2. Witaj z powrotem!!! Mam ogromną nadzieję, że Wasze sprawy rozwijają się we właściwym kierunku i jest coraz lepiej.
    Co do zapachów, to faktycznie czytając nie sposób uciec od banalnych, w zasadzie stereotypowych skojarzeń z dalekim Wschodem, a przecież Azja ma tyle barw, zapachów i smaków!!!
    Buziaki! :*

    1. No własnie. Azja to tygiel kultur. Czasem myślę, że chciałabym sama robić perfumy. Robiłabym zapachy dzikie, etniczne, z nutą kozackiej herbaty (z nutą mleczną i słoną), pełnej skór jurty, wyprawy przez księżycowe przestrzenie Gobi. Nawet Herbata byłaby inna: pachnąca bambusem, drewnem, węglem, kamieniem…
      W kwestii rozwoju spraw, pisałam wyżej Myszy. Czekamy do 22. Wtedy idziemy na szczegółową diagnostykę. na razie żyjemy normalnie. Tylko poziom mojej "doniczegowości" świadczy o tym, że tak do końca normalnie nie jest. 😉 Ale będe pisała. Chce mi się. To znaczy, że poziom paniki opadł. 🙂

    2. O, to już niebawem! W takim razie będę mocno trzymała kciuki, żeby leczenie przyniosło oczekiwane przez Was rezultaty. No rzesz kurcze, w końcu nie może być wiecznie źle! Limit "złego" wyczerpaliście, teraz pora na morze optymizmu. I tego Wam serdecznie życzę! Ściskam i buziakuję, jak zwykle, albo i mocniej :****

    3. Kat, też czasem myślę sobie o "normie złego na osobę". To taka zabawa konwencją. Statystyka i tak dalej. 😉 Jestem dobrej myśli.
      Ściskam Cię serdecznie. :*

  3. Jesteś!!!Nie masz pojecia jak się cieszę:)
    Trzymam za ciebie kciuki bojowniczko:)
    Będzie dobrze:)
    A co do nowych zapachów Kiliana-choć to nie mój świat zapachowy,warto się zapoznać by wyrobić sobie własne zdanie.Wszak Kilian już nie po raz pierwszy zachwycił,więc komuś może przypaść do gustu,choć proporcje;
    cena w stosunku do jakości delikatnie zawyżona:)

    p.s
    Ostatnio rozkochałem się w bhutańskich kadzidłach:)
    polecam.
    a w tematyce dalekiego wschodu zachęcam do obejrzenia filmów ZATOICHI,i koreańskiego reżysera kim Ki-duka:Wiosna lato jesień zima i wiosna.
    Po tym drugim przez tydzień dochodziłem do siebie:)
    Uściskuje

    1. Jaroslav, a skąd masz bhutańskie kadzidła? Bhutan to jeden w moich wymarzonych kirunków, ale to kosztuje 200 USD dziennie.
      Podłączam się do polecenia Kim Ki Duka. Ja dochodziłam do siebie po każdym obejrzenym jego filmie, a najbardziej po Wyspie i Łuku.

    2. Podepnę się pod pytanie Myszy: skąd masz? :)))
      W kwestii kadzideł, marzy mi się czyste labdanum w formie pasty. Muszę zdobyć.
      Co do filmów: Zatoichi i Wiosna lato jesień zima i wiosna widziałam. Niestety, żadnego innego filmu Kim Ki Duka nie. Nadrobię. Szczególnie zapamiętam sobie Wyspę i Łuk.
      Ja jestem miłośniczką Kurosawy. Widziałam chyba wszystko. Z filmami, w których ledwo umoczył palce włącznie.

    3. Myszo bhutańskie kadzidła są ogólnie dostępne,nawet w naszym kraju.Wystarczy poszukać na Ebay,Allegro bądz innych:)
      Ja ogólnie ostatnio jakiś taki kadzidlany;)
      szkoda tylko,że otoczenie tego nie toleruje:(
      Klaudio czy kadzidło labdanum w formie pasty służy do palenia? Nie spotkałem jeszcze takiej konsystencji,zazwyczaj jak jest,to w formie granulek jak np:sandarak,bądz sproszkowanych ziół:)
      Oh tak Łuk-jak mogłem o nim zapomnieć!
      cały świat,w którym dzieje się akcja to kuter na morzu i dwie postacie: starzec oraz dziewczyna.Naprawdę Świetne kino.Mam go również w swoich zbiorach,ale już nie tak magiczne jak:Wiosna,Lato:)
      Wyspy nie widziałem,podobnie jak całej twórczości Kurosawy.Bardzo żałuję
      Muszę więc nadrobić zaległośći,lecz pewnie bedzie ciężko wszak twórczość Kurosawy przypada na lata 50,70-te
      Pozdr,

  4. wiedźma z podgórza

    Sabbath, witaj! 🙂
    Po lekturze komentarzy już wiem, żeby 22 mocno trzymać kciuki. 🙂 Mam nadzieję, że rokowania mimo wszystko będą optymistyczne.
    Co do obu najnowszych Kilianów, to niestety jeszcze nie poznałam. Choć.. czy aby niestety? Podejrzewałam, że przy takich nutach zapach może być co najwyżej poprawny. No i właśnie. Co przystoi Yves Rpcher (albo L'Artisan Parfumeur), to w przypadku marek kreowanych na "luksusowe" może wydawać się sztuczne. Choć z drugiej strony.. każdy chce zarobić [czyli w tym przypadku: przypochlebić się miłośnikom współczesnego, leciuchnego perfumiarstwa]. A przecież nieważne, ile masz w portfelu: gusta ludzkie w masie są zbieżne.
    To tylko my mamy problem, że "taka kompozycja" o "takiej jakości" za "taką cenę" to lekka przesada. :] I twój wierszyk o Water Calligraphy, choć śliczny i pewnie trafiony w punkt, dla wielu pozostanie nielogiczny. Choć z drugiej strony.. kto by się tym przejmował? 🙂 Najważniejsze, to być w porządku wobec siebie.

    Jeszcze słówko o Oriencie: dlaczego Europejczycy mówiąc czy pisząc o nim intuicyjnie najpierw myślą o krajach arabskich? Właśnie z racji ich położenia wobec Europy. Bo są Blisko-Wschodnie! 😉 Ot, kolejny skrót myślowy; saidowski grzech orientalizmu w myśli, mowie i uczynku. 😉 Ale nade wszystko: w zaniedbaniu. ;>

    1. Z tym wierszykiem to jest tak, że po prostu mi się wklepał. "Niewybredny" oznacza tu chyba tylko "niewybrzydzający w ofercie". Bo masowa oferta taka właśnie jest. Wchodzisz do Sephory i tego typu pachnidełka napotykasz.
      Czy ja wiem, czy to źle? Puszczasz radio i tez trafiasz na pop. Czasem czuję się niedostosowana. A czasem wyjątkowa. Pewnie jedno i drugie jest trochę prawdziwe. 😉 Na szczęście nie przeszkadza mi to w życiu, nie utrudnia komunikacji z ludźmi o innym goście (popularnym, albo niepopularnym, tylko inaczej).
      I wiesz, co przyszło mi jeszcze do głowy? Że dla mnie to że "taka" kompozycja za "taką" cenę to w sumie nie jest problem. Po prostu nie kupię i już. 😀

  5. Tak. Dobrze Cię znów widzieć.
    Bardzo dobrze 😉
    Pomimo swojej patologicznej niechęci w okazywaniu uczuć dołączę się do zapewnień o trzymaniu kciuków i dobrej energii 😉

    A te dwa zapachy nie brzmią zachęcająco jeśli chodzi o nuty. Ale co zrobić, ze względu na nazwę i konotacje pewnie i tak nie wytrzymam i wypróbuję… To straszne, że tak łatwo mnie podejść ^^
    (Chociaż może właśnie w ramach buntu przeciwko zamykaniu mojego ukochanego, jakże różnorodnego, Dalekiego Wschodu w banalnych kompozycjach powinnam je zlekceważyć ;p)

    1. Dziękuję i doceniam.
      "Patologiczna niechęć w okazywaniu uczuć"… Hihi! Nie zauważyłam. 🙂
      Zauważyłam za to, że Daleki Wschód Cię pasjonuje.
      Może to trochę tak jest, ze dla ludzi lubiących banał (czy tez inaczej: skojarzenia najprostsze) zapachy Kiliana banalne nie będą. A dla tych, którzy lubią drążyć głębiej… Dla tych życie i tak ma więcej do zaoferowania. Nie można mieć wszystkiego. 🙂

  6. pani Sabath jest na garnuszku pani Missali i nawet recenzje negatywne musza byc zachecajace do zakupu z ta cala otoczka

    1. Człowieku, anonimowo publikujesz kłamstwa, za które, gdybyś się podpisał, do odpowiedzialności mogłaby Cię pociągnąć zarówno perfumeria oskarżana o łapówkarstwo, jak i autor bloga o publikowanie nieprawdy oskarżany.
      Łatwo być kłamczuchem i tchórzem jednocześnie, prawda?

      Dla porządku oświadczam, że moja współpraca z Perfumerią Quality nigdy nie wykraczała poza zasady ogólnie przyjęte w kodeksie bloggera, od jakiegoś czasu jest więcej, niż luźna, zaś próbki Kilian otrzymuję bezpośrednio od producenta, nie od dystrybutora. I także nie wpływa to na moje opinie o perfumach.

      Kolejnych tchórzliwych kłamczuchów zachęcam, żeby poszli się stuknąć w zazdrosne łby, a nie śmiecili na moim blogu.

    2. Pani Sabbath powinna pani od razu usuwać takie anonimowe śmieci.Szkoda czasu na odpisywanie
      ///Żabik///

  7. :* dobrze że choć na chwilę można się z Tobą tutaj spotkać.

    Ciekawe na czyim garnuszku jest, bądź też kogo sam karmi wyżej podpisany anonim. Żenada.

    1. Polu, postaram się pisać częściej. Mam kilka rarytasów, o których koniecznie chcę wspomnieć.
      Na razie po prostu ciężko mi się zebrać. Ale nie odpuszczę blogowania. Słowo!

  8. jupiii!
    dobrze znów Cię widzieć na włościach Sabb 🙂
    stęskniłem się
    p.s. komórka już naprawiona?

    1. Komórka naprawiona po raz kolejny. I zamówiona nowa.
      Mnie również miło, że wciąż tu zaglądasz. Postaram się pisać częściej. Częściej, niż ostatnio, niekoniecznie częściej, niż w miesiącach kiedy pisałam częściej. 😉

  9. Mogę być szczera do bólu? Na mojej skórze obie kompozycje są… wstrętne. Jedna zniknęła, zanim na dobre się pojawiła, druga przyprawiła nie o ból głowy 🙁

    1. Alez możesz, możesz. Tyle, ze mnie to nie boli. :)))
      Na mnie obie są dość nijakie i obie słabe. Dla zagajeń pisałam. :)))

Dodaj komentarz

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany. Wymagane pola są oznaczone *

Popularne wpisy

Być kobietą…

Być kobietą, być kobietą – marzę ciągle będąc dzieckiem, być kobietą, bo kobiety są występne i zdradzieckie Założę się, że znacie ten tekst Magdy Czapińskiej,

Czytaj więcej »

Immortelle L’Atelier Boheme

. Miałam pewien problem z wyborem zapachu na dzisiaj. 24 kwietnia – teoretycznie  (i astronomicznie) dzień, jak wiele innych – równonoc wiosenna już minęła, Jare

Czytaj więcej »