Róża nazywana jest królową kwiatów. Całkiem wyjątkowo nie będę kontestowała potocznej mądrości, bo doprawdy, trudno zdetronizować tę panią.
Trudno także nie zgodzić się z tym, że jest to jedna z najpowszechniej uwielbianych i najbardziej wszechstronnych nut w perfumach. Róża bowiem pachnie świeżo, uwodzicielsko albo wyniośle albo niszowo. Bywa niewinna, albo właśnie winna. Bywa delikatna, blada, ledwo zrumieniona, ale zdarza jej się też być mroczną, ach jakże mroczną i zasysać światło jak czarna dziura.
Z tym, czy róża pachnie pięknie można dyskutować. Ale z tym, że potężne ma możliwości budowania olfaktorycznego nastroju i że ludzkość ten fakt docenia od wieków – polemizować nie sposób.
Dziś część pierwsza różanego tryptyku:
5 najpiękniejszych perfum z wiodącą nutą róży
Róża jako surowiec perfumeryjny ma wiele zalet. I najważniejszą jest zapach – jego powszechnie doceniana uroda, moc, relatywna łatwość przeniesienia go do wody, oleju, tłuszczu stałego czy nawet wyciśnięcia wprost z płatków. Dlatego perfumy różane pojawiły się na rynku relatywnie szybko i pewnie zostaną na rynku póki trwać będzie ludzkość.
Olejek różany wydobyto z grobowca Tutenhamona – zalakowany, nienaruszony, pachnący wciąż pięknie i mocno. Nie będziemy jednak sięgali tak daleko w naszych poszukiwaniach róży idealnej. Sięgniemy do początku XX wieku, do czasów, kiedy Francoise Coty wprowadzał na rynek jedną z najbardziej znaczących kompozycji różanych w historii.
La Rose Jacqueminot Coty
Próbując wypromować pierwszy swój, stworzony wraz w aptekarzem Vincentem Roubertem zapach – będący dość prostą kompozycją różaną La Rose Jacqueminot Francois Coty udał się do dyrektora jednej z wielkich sieci sklepów po to, by zaproponować mu wprowadzenie perfum do oferty. Niestety, okazało się, że dyrektor nie był zainteresowany propozycją – różana kompozycja Coty’ego nie wyróżniała się, jego zdaniem, spośród innych oferowanych przez tę sieć różanych kompozycji.
Wychodząc z biura dyrekcji Coty przypadkiem upuścił pełen flakon La Rose Jacqueminot na posadzkę w głównej części sklepu. Różany aromat wzbudził wielkie zainteresowanie klientek, które licznie nachodziły dyrekcję z pytaniami o to, co tak pięknie pachnie i czy można ten produkt nabyć na którymś ze stoisk. Chcąc – nie chcąc dyrektor zaprosił Coty’ego na kolejną rozmowę i zamówił dostawę La Rose Jacqueminot.
Oczywiście, nie trzeba wyjaśniać, że przypadkowe stłuczenie flakonu nie było przypadkiem. Warto jednak ujawnić fakt, że licznie nachodzące dyrekcję sklepu rozmiłowane w zapachu róż klientki były w istocie przyjaciółkami i krewnymi żony Franoise Coty’ego – Yvonne.
La Rose Jacqueminot Francois Coty’ego skład mają prosty. Róża.
I jest to róża w całej swojej krasie. Różowa raczej, niż czerwona, żywa, jędrna. W swej olśniewającej prostocie nieco vintage – ze szczytem spektrum podniesionym cytrusami i ze słodkim serduszkiem.
Mam pewien kłopot z oceną bazy, bo wąchałam dwie wersje: prawdziwą, vintage i rekonstrukcję stworzoną przez perfumiarzy s paryskiej Osmotheque. I wersje te różnią się minimalnie i różnica ta wychodzi głównie w nutach bazowych, Róża i urocza słodycz kompozycji pozostaje, jednak klasyk brzmiał bardziej szyprowo, mszyście. Rekonstrukcja raczej kosmetycznie, ciut piżmowo. I doprawdy trudno mi powiedzieć, czy szyprowość bazy wersji vintage jest efektem starzenia składników, czy piżmowość wersji Osmotheque jest efektem różnicy w składzie esencji dostępnych na rynku na początku XX wieku i esencji dostępnych na początku XXI wieku.
W każdej z wersji La Rose Jacqueminot to perfumy naprawde śliczne. Ukazujące niezwykły talent Coty’ego.
I być może teraz, na przełomie drugiej i trzeciej dekady XXI wieku nie są to perfumy wstrząsająco oryginalne; i być może znamy wiele kompozycji podobnych do róży Coty’ego – z klasyczną Nahemą Guerlain na czele, ale być może los światowego perfumiarstwa potoczył się w tę stronę i tak wartko właśnie dzięki kompozycji Francoisa Coty’ego.
La Rose Jacqueminot w wersji oryginalnej zdobyć trudno, ale rekonstrukcję można powąchać i kupić w Osmotheque pod Paryżem. Warto odwiedzić i warto powąchać. I warto tą kompozycją otworzyć cykl.
💖💖💖
Listę perfum współczesnych, dostępnych i pięknych otworzę kolejną – po Nahemie – kompozycją Domu Perfumeryjnego Guerlain.
Rose Nacree du Desert Guerlain Les Déserts d’Orient
Mam słabość do tej serii. Trzy tworzące ją kompozycje: Songe d’un Bois d’Ete, Encens Mythique d’Orient oraz Rose Nacree du Desert, należą do nurtu perfum i pięknych, i niebanalnych. Złożone z maestrią, doskonale wyważone, wymykające się nurtowi pop, ale nie powszechnie obowiązującej estetyce.
Rose Nacree du Desert to najmniej chyba oryginalna część pustynnego tryptyku, ale to nijak nie pozbawia kompozycji Thierry’ego Wassera klasy ani urody. Pięknie aksamitna róża ozłocona szafranem i dociążona oudem. Tym szlachetnym, balsamicznym, pozbawionym aspektów animalnych. Ułożona na klasycznej, ambrowej bazie. Wieloaspektowa, bogata, orientalna kompozycja namalowana purpurą, złotem i mrokiem.
Rose Perfection Robert Piguet
Bezczelnością trochę jest nazwanie swoich perfum perfekcyjnymi, tym razem jednak trudno się nie zgodzić. Różana kompozycja Aureliena Guicharda doskonale oddaje zapach róż świeżych, żywych, nieodartych z liści i kolców. Perfumy po prostu piękne i po prostu na temat.
Ta oczywistość, czystość nuty to jest efekt starannego blendu i świetnego warsztatu kompozytorskiego. Attar różany tak nie pachnie. Bo to są perfumy pachnące świeżą różą, nie różą zerwaną, okiełznaną i zatrzymaną. Rose Perfection to zapach róży, która pije rosę i karmi się słońcem.
Portrait of a Lady Frederic Malle
&
Porpora Tiziana Terenzi
Dwie bliźniacze kompozycje. Pierwsza – autorstwa Dominique Ropiona i firmowana nazwiskiem Frederica Malle debiutowała w doku 2010, druga – stworzona przez Paolo Terenziego siedem lat później. Tiziana Terenzi to w ogóle jest taka trochę marka dla perfumeryjnych inżynierów Mamoniów. Ich kompozycje eksplorują obszary już wyeksplorowane i odkrywają cuda już odkryte, ale to w sumie zapewnia im solidną sprzedaż.
Portrait of a Lady to kompozycja na tyle dobra i efektowna, że nie sposób jej zbagatelizować nawet, jeśli nie lubi się nuty wiodącej. Pięknie głęboka, cienista róża – subtelnie pikantna, nostalgiczna. Eksploatująca bardzo nośny duet nut róża + paczula.
Na tym samym złożeniu oparł swoją różaną kompozycję Paolo Terenzi, rezygnując jednak z części mrocznego spektrum, stawiając na różę nieco bardziej czerwoną, nieco lepiej doświetloną. Wciąż w stylu Portretu Damy, choć może bardziej w stylu „Portretu damy” Henry’ego Jamesa, który to Portret miał być rzekomo inspiracją dla Portretu Ropiona.
Gdybym miała doradzać wybór: bierzcie Malle’a.
Amouage Lyric for Man and for Woman
Amouage to marka stawiająca na luksus i na urodę kompozycji. Nie bogactwo, lecz właśnie harmonijne piękno. Pomimo sięgania czasem po nuty nieoczywiste i harmonie niebanalne – przez prawie cztery dekady istnienia udało się marce utrzymać status quo i pozycję.
Duet Lyric Woman i Lyric Man to debiut sprzed ponad dekady, jednak do dziś perfumy te cieszą się wielką popularnością. I słusznie, bo te dwie – świetnie korespondujące ze sobą – kompozycje są idealnym hołdem dla róży klasycznej i po prostu urodziwej.
Kompozycja (teoretycznie) dedykowana mężczyznom to róża ożywiona akcentem cytrusowym, swobodna, nienatrętna. Bardzo dobrze wychowana i bardzo dobrze ubrana. To znaczy przybrana. 🙂
Epic Woman to perfumy bliższe kategorii orientalnej. Krągła, dymna róża ułożona na miękkiej, drzewnej bazie. Jej olfaktoryczną barwę łagodzi kremowe ylang ylang, a przed wrażaniem ociężałości czy nieruchomości broni kompozycję pięknie zrównoważony, ciepły, bardzo subtelnie pikantny akord przyprawowy. W swojej kategorii jest to majstersztyk.
Mon Nom est Rouge Majda Bekkali
Perfumy stworzone w roku 2012 przez Cecile Zarokian pozornie bazują na tej samej triadzie akordów, co Lyric Woman. Róża, nuty dymne i przyprawy.
Nie dajcie się jednak zwieść nutom, Mon Nom est Rouge to róża głęboka, ciężka jak aksamit, niszowa. Bardziej dekadencka, niż elegancka – choć oczywiście, te pojęcia się nie wykluczają. Tu jednak akcent położony został na głębię barwy, nastrój i na niskie tony. Mon Nom est Rouge to perfumy melorecytujące swoją pieśń głębokim altem
Dzika karta:
Rosarium Angela Ciampagna
Rosarium Angela Ciampagna to perfumeryjny psikus. Rosarium to pudrowy blend fiołka i niejdenoznacznej, siankowej słodyczy. Zapach jest matowy, przykurzony, niejednoznaczny i nostalgiczny. W swojej kategorii naprawdę, naprawdę piękny.
Dlaczegóż więc Rosarium nie znalazło się na głównej liście pięknych róż?
Ano dlatego, Mili moi, że te perfumy nazwane Ogrodem Różanym nie zawierają ani krztyny róży. Ani w nazwie, ani w nutach. Tadam!
💖💖💖
Druga część Tryptyku Różanego będzie się nazywała Mroczne Róże. Zapraszam!
26 komentarzy o “TOP 5 perfum różanych – Różany Tryptyk część 1”
Powiem tyle: zupełnym przypadkiem, dla podreperowania nastroju kupiłem se perfumy, o których nie wiedziałem, że są różane, bo mam słaby wzrok i nie doczytuję takich rzeczy drobnym druczkiem. Przyszło, popsikałem i przepadłem. Różany ogród zmysłowych rozkoszy! Ach! ♥
W życiu złego słowa na róże nie powiem 😉
Jakie, jakie jakie?????
Też jestem ciekawa tego różanego ogrodu zmysłowych rozkoszy 🙂
Al Haramain Madinah
Oooorientalny oooogród!
No, pisałem przecie 😉
No przecie się zgadzam! 😀
Cudownie! Tryptyk dla mnie –
wprost kocham róże! Część opisanych mam w swojej kolekcji, część chciałabym mieć i tylko Coty nie wąchałam – Rosarium się nie liczy, bo nie ma róży. Gdybym miała wybrać jedne ukochane perfumy (ale nigdy nie potrafię się zdecydować) Mon Nom byłyby mocnym kandydatem.
Nie mogę się doczekać mrocznych róż.
Mon Nom to jest dla mnie zaskoczenie. powinnam zrecenzować, ale nie potrafię znaleźć próbki…
Daj znać, gdybyś się wybierała do Krakowa, to Ci przygotuję z mojego flakonika 🙂
Chcę pojechać na premierę nowych perfum Kuby Pietrynki 3 października! Czy spotkamy się? <3
Tak 🙂
Napisz do mnie na blog@sabbathofsenses.com
Umówimy godzinę. Wymienimy się numerami telefonów. I może kawa? Pogaduchy?
Już piszę 🙂
Mon Nom est Rouge to taki dziwak, mam, nie noszę, ale co chcę się go pozbyć, to nie mogę 🙂
Dziwak???
Łomatusiu, to ostatnia część tryptyku (pod tytułem dziwne Róże) to dopiero będzie dla nas materiał do porównań. Bo co dla mnie ładne, dla Ciebie dziwne i… może odwrotnie. 🙂
Oj dziwak może być i piękny, i Mon nom takie właśnie jest- piekne, ale trudne do opisania, zmienne, pierwszej fazy nie lubię, ale coś w nich jest, że nie mogę się pozbyć.
Oj to prawda. Dziwaki potrafią być najpiękniejsze!
Tylko Ciampagna mi zupełnie obca. A myślałam ,że takiego czegoś nigdy tu nie ujrzę. Ni dzisuaj to ja się kąpię z lubością w tych różanych opisach. Piękne kompozycje tu wybrałaś. Czekam na ciąg dalszy.
Sama myślałam, z że czegoś takiego nie ujrzę. 😉 Inna sprawa, że był już cykl tuberozowy, był jaśminowy – inaczej ogarnięty, ale jednak.
Najbardziej zaskakujące jest to, ze mi się te róże dobrze nosi ostatnio.
No, może nie te.
Następne. 😉
Czekam na te mroczne
Mroczne to dla mnie szok, bo sporą część mrocznych mam.
Mam.
Róże.
No szok!
Przebieram nóżkami w oczekiwaniu na te mroczne 🙂 Sama do niedawna omijałam różę szerokim łukiem, ale…. i ja odkryłam swoje mroczne róże, choć moi bliscy za nimi nie przepadają (wolą Quelques Fleurs Royale a ja nic nie mogę na to poradzić!)
mam to samo!
Do niedawna omijałam róże. I owszem, moja rodzina lubi raczej inne perfumy – najlepiej słodkie i cytrusowe.
A ja nagle odkryłam, że mam w kolekcji sporo róż. Tych mrocznych właśnie… 😉
Przeczytałam, że uległa Pani przepotężnej mocy Bestium. Ja też, zachęcona recenzją, potestowałam, ale u mnie, po długiej walce, zwyciężył Drakon 🙂
Ja chciałam pokochać Drakona, bo to przecież smok! Ale cóż poradzę. Serce nie sługa. 😉