Miały dziś być recenzje Micallef Art Collection Vanille, ale przyznaję, że cztery przyzwoicie ładne wanilie na raz mnie przerosły. Poszukałam więc czegoś innego. I oto dziś na tapecie marka, której marketing powoduje u mnie ból zębów.
Najdroższa,
Wszystko, co posiadam pachnie Tobą.
Projekt ten został stworzony z całej mojej miłości:
To ja, to moja miłosna historia.
Gdzie transcendentne i nieskończone
Staje się tak małe w Twoich rękach.
Możesz zatrzymać mnie, użyć i porzucić,
Usunąć mnie za swoich marzeń.
Wziąć mnie, nosić, ubierać.
Aby ponownie mnie odłożyć.
Chcesz poczuć mnie, a będę należeć do Ciebie.
To Ty, Twoja historia miłosna.
Twoja Truly, Madly, Deeply,
MariaLux*
Firma założona przez kobietę reklamująca się zdjęciem gołej kobiety z wystawionym językiem? Także wiodącej notce ze strony firmowej (przytoczonej wyżej w tłumaczeniu ze strony Prefumerii Quality) nijakości zarzucić nie sposób. Ale czy to, w tym przypadku, zaleta? Co myślicie?
A jednak ma MariaLux coś, co mnie skusiło. I jest to coś ważniejszego, niż udany czy nieudany marketing. Nazwisko twórcy zapachów!
Założyciel i nos Nasomatto – Alessandro Gualtieri słynie z taniego efekciarstwa i niezbyt gustownych zabiegów marketingowych. Ewidentna fascynacja narkotykami (także twardymi), wykorzystywanie atrakcyjności zakazanego owocu i sugerowanie wysokiej zawartości substancji odurzających w składzie perfum, wreszcie manipulowanie dostępnością produktu… Wszystko to zdeklasowałoby tego pana, gdyby nie fakt, że perfumy, które sprzedaje z etykietą Nasomatto po prostu świetnie pachną.
I tym razem także postanowiłam przymknąć oko na marketing. Co mi tam baba z językiem, skoro we flakonie mam szansę znaleźć coś wielkiego?
***
Trzy zapachy MariaLux tworzą serię opowieści o miłości. Zapowiadane jako „Deeply, Madly, Truly yours” opowiadać mają o trzech typach uczuć. Każdy z zapachów opatrzony jest opisem namiętności, którą symbolizuje. Dla mnie żaden z tych opisów nie jest atrakcyjny. Ale zapachy owszem.
Deeply
Deeply Marialux: miłość przepełniona kontrastowymi uczuciami, takimi jak ból i przyjemność, wiara i strach, słodycz i gorycz, miękkość i ekstremalna samotność. Miłość podobna do doświadczenia religijnego, pełna poświęcenia i cierpienia. Miłość jako uzależnienie. Miłość niemożliwa, a może miłość niespełniona…*
W Deeply najwyraźniej czuć… Gualtieriego. Charakterystyczna gęstość, kremowość kompozycji nie pozostawia wątpliwości, co do autorstwa tego zapachu.
Złączone w jedwabisty monolit wanilia, ambra i kremowe nuty drzewne przyprószone zostały warstwą nut przyprawowych zabierających kompozycji poślizg, sprawiających że Deeply nie płynie po skórze, lecz trze po niej. Delikatnie, nieboleśnie, ale wyraźnie. Zapach, mimo pozornej łagodności, nie „nosi się” mimochodem, naturalnie. Przynajmniej przez pierwszą godzinę.
Chrakterystyczny dla kompozycji Gualtieriego, bardzo lubiany przeze mnie akord złożony z oleistego sandałowca, jasnych, mlecznych wręcz nut dymnych i kaszmirowej ambry z czasem dominuje zapach. Umiarkowanie w pierwszej fazie złożony akord przyprawowy stopniowo ewoluuje w kierunku aromatu wytrawnego, cynamonowego piernika.
A jednak kompozycja nie brzmi tak krągło jak Duro, Black Afgano czy Pardon. Przynajmniej przez pierwsze sześć – osiem godzin.
Kiedy analizuję nuty poszukując tej przysłowiowej kropli dziegciu, najbardziej podejrzana wydaje mi się paczula. Zbyt stęchła, zbyt grzybna w tym zestawieniu. I jeszcze coś… Przyczajona na granicy świadomości nuta eteryczna, przypominająca kamforę. Lubię zapach kamfory, ale znów: nie w tym zestawieniu.
Deeply zachowuje się na skórze jak gęste, bogate i aromatyczne mleczko kosmetyczne, do którego przypadkiem dostały się drobiny piasku. Ich dotyk nie jest bolesny, a sam Deeply nie jest nieprzyjemny – trąci jednak swego rozdaju dysonansem poznawczym.
Z czasem to dziwne wrażenie zanika. Po kilku, czasem kilkunastu godzinach baza Deeply pachnie minimalnie tylko jaśniej, niż piękna baza Pardon Nasomatto. I trwałość też prawie tak samo genialna.
Data powstania: 2012
Twórca: Alessandro Gualtieri
Nuty zapachowe:
wanilia, ambra, cynamon, nuty pudrowe, przyprawy
Madly
Madly MariaLux: miłość kochanków, pełna pasji, lekkości, ponieważ nie ma żadnej odpowiedzialności. To spotkanie z kochanką, być może kurtyzaną. Miłość jako gest. Potrzeba jej elegancji i charakteru, a tajemnica jest wartością.*
Madly od pierwszych nut jest inne. Nie woła wielkim głosem, że jest młodszą siostrą tytanów z Nasomatto. W ogóle nic nie woła.
Madly jest ciche. Jeśli jest szaleństwem, to nie szaleje efektownie i raczej nie brzmi, jakby było to szaleństwo z namiętności.
Wyraźne, lecz brzmiące miękko i łagodnie nuty kwiatowe otulone zostały ciepłym aromatem kaszmeranu. Łagodne, roślinne „nuty zwierzęce” (piżmian, dzięgiel) brzmią czysto i nieagresywnie. Akord drzewny ze sporą domieszką jasnego cedru nie dociąża zapachu, który do końca brzmi jasno i lekko. Choć nie delikatnie czy słabo.
Bo jest w Madly nuta obłędu. Ostry, przenikliwy akcent piżmowy. Starannie wpleciony w jasne kwiaty, umiejętnie przykryty kolejnymi warstwami woni miękkich i subtelnych.
Jeśli jest to miłość bez zobowiązań i bez odpowiedzialności, to powiem Wam w tajemnicy, że jedno z kochanków jest szalone. Wystudiowana nonszalancja nie zmienia tego, że porzucone zapała żądzą okropnej zemsty…
Nawet jeśli jest miło i lekko, elegancko i z gestem – nie wierzcie w miłość bez odpowiedzialności.
Data powstania: 2012
Twórca: Alessandro Gualtieri
Nuty zapachowe:
nuty balsamiczne, drzewne, tuberoza, białe kwiaty, nuty zwierzęce
Truly
Truly MariaLux: poczucie nieskończonej wiecznej miłości, zaangażowanie, małżeństwo, diamenty, biały bukiet i książę na białym koniu, dopóki śmierć nas nie rozłączy… Takiej miłości pragnie każda kobieta. To wyidealizowana miłość. Może kiedyś nas porwie, ale przybędzie na małym czarnym koniu… To miłość romantyczna…*
Voilla! Wiecie teraz, czego pragnie każda kobieta? Małżeństwa. Diamentów i białych bukietów. I księcia na białym koniu.
Cóż za banał!
Nie, nie będę pisała, że kobiety nie pragną miłości. Każdy człowiek pragnie jej na swój sposób. Rzecz w tym, że rekwizyty wybrane zostały w sposób, który czyni wizję nie tylko seksistowską, ale przede wszystkim straszliwie kiczowatą. Znam mnóstwo kobiet, dla których diamenty wcale nie są najlepszymi przyjaciółmi, kwiatków nie jedzą (ileż trwa wytłumaczenie tego mężczyźnie!), małżeństwo traktują jak podpisanie zapewniającego obustronne korzyści urzędowego dokumentu, zaś konia przyjęłyby chętnie, ale księciunia pewnie pogoniłyby szpicrutą. Po co normalnie leniwemu (normalni ludzie są leniwi :)) człowiekowi książę czy księżniczka?
Uczciwie pisząc, to jedyny zapach MariaLux, który mi się zwyczajnie nie podoba. Bynajmniej nie dlatego, że to kwiatowy kwiatowiec.
Eteryczne, jasne jak światło 1000 Watowej żarówki złożenie białych kwiatów (poza jaśminem podejrzewam lilię, syntetyczną konwalię i furę innych syntetyków) z przenikliwym zapachem czystego, mydlanego piżma nie kojarzy mi się z niewinnością. Kojarzy mi się z chemią kosmetyczną – z czystością dosłowną, nie duchową.
Pamiętacie recenzje serii piżmowej Toma Forda – tę z „American Psycho”? Zapach w rodzaju Jasmine Musk mógłby pachnieć podobnie, gdyby kompozycje firmowane nazwiskiem Forda były z mniejszym wyczuciem poskładane.
Truly swoją mydełkowatością nie straszy mnie i nie boli w nos. Tylko jakoś nie chce mi się go ani nosić, ani tropić, ani nawet krytykować.
Data powstania: 2012
Twórca: Alessandro Gualtieri
Nuty zapachowe:
białe kwiaty, kwiaty, nuty zwierzęce
Pcha mi się na klawiaturę stwierdzenie, że twory Gualtieriego dla MariaLux są „Deeply disappointing, Madly arrogant and Truly nothing special” ale to nie do końca tak jest. Oblecą. Ale rewolucji nie wieszczę.
* Wszystkie notki reklamowe w tłumaczeniu ze strony polskiego dystrybutora marki: Perfumerii Quality
Źródła ilustracji:
- Wszystkie gołe baby ze strony firmowej: marialux.com.
- Zdjęcie do Deeply z bloga Flaunt Me.
- Rolę ilustracji do Madly pełni kadr z filmu Alfreda Hitchcocka „Psychoza”.
- Truly ilustruje superenergooszczędna żarówka na diodach led. Artykuł o tej technologii znajdziecie tu: KLIK
21 komentarzy o “Deeply, Madly, Truly yours – MariaLux”
Czyli daleko im do Allana Rickman'a w "Truly, Madly, Deeply" :-).
Pozdrawiam cieplutko.
Ech… Kolejny film, którego nie widziałam. Niestety, jeśli coś ma w opisie "romans", albo "komedia romantyczna" – najprawdopodobniej omijałam to skwapliwie. 🙂 Ale do Rickmana na pewno im daleko. To świetny aktor.
Czy "Truly, Madly, Deeply" uważasz za rzecz, którą powinien zobaczyć ktoś, kto raczej nie lubi romantycznego kina? Pytam, bo na przykład jakiś czas temu polecono mi tu, na blogu "The Atonement" i uważam, ze warto było nadrabiać braki.
"Truly, madly, deeply" to nie jest romantyczna komedia w amerykanskim stylu, przewidywalna do bolu i przeslodzona. To film o milosci, ale jedyny w swoim rodzaju, smieszny (po brytyjsku, troche jak Monty Python), wzruszajacy, z pazurem. No i mlody Allan Rickman. Polecam. Jeden z moich ulubionych filmow.
Ok, czuję się zaintrygowana. Poszukam. Dziękuję. 🙂
Marketing fatalny, zdjęcie "produktu" nijak nie zachęca mnie do nie tylko zakupu, ale nawet wąchnięcia perfum.
Ufff… A już myślałam, że ja jakaś dziwna jestem. Mnie też to zdjęcie raczej odpycha. To z językiem szczególnie. Obleci jeszcze to do Madly, ale też nie mogę powiedzieć, by było jakoś szczególnie na miejscu…
Kojarzy mi się z filami porno 🙂
Może faktycznie. Na tym zdjęciu (o Madly piszę) ta kobieta ma specyficznie napięte ciało. Heh… Dzięki. Lepiej mi w towarzystwie z tymi odczuciami. Przynajmniej czuję się trochę normalna. 🙂
Polubiłabym się chyba tylko z Deeply. "Czyta się" bardzo zgodnie z moim nosem, gustem i upodobaniem. Ale ta kampania, te zdjęcia… No po prostu masakra jakaś. Ten babiszon liżący się po ramieniu to jakaś porażka. I teksty – zastanawiam się co za osobnik to to pisał.
Albo osobniczka. 🙂
Właścicielka firmy i Gualtieri są w związku. Zdaje się, że brak wyczucia ich łączy…
Co do Deeply – jest fajny, ale dla mnie to jest taki prawie Nasomatto. Każdy z wymienionych w recenzji zapachów Nasomatto jest piękniejszy. Tobie chyba Pardon bym poleciła z tej serii. Poważnie – kiedy testowałam byłam zauroczona, ale dopiero nosząc go przekonuję się, jak niesamowicie jest piękny.
Albo osobniczka 😉
Czyli w sumie cała ta seria jest tak jakby cieniem prawdziwych zapachów, którymi mogłaby być. W takim razie jak najbardziej Pardon!
Ja swoje zdanie wyraziłam u 3rybki na blogu pod recenzją "Burki". Z niepokojem więc czytam o pokrewieństwie z nassomatto, które to normalnie zmusiło by mnie to testów. Kurde ale nawet to mnie nie przekonuje. Zdjęcie mnie tak razi, że aż boli. Wiersz( czy cokolwiek to jest) jest tragiczny( przynajmniej po polsku, po angielsku wypada nieco lepiej- nie wiem czy tylko ja widzę różnice w wydźwięku?) Na mnie taka stylistyka działa jak płachta na byka :P. Nie wiem więc czy się przełamię, może kiedyś – było nie było jeden z moich ulubionych malarzy – Picasso też jest postacią cokolwiek kontrowersyjną, perfidny szowinista i gbur.
Rzeczywiście, ten stylizowany na wyznania tekst po angielsku brzmi mniej komicznie. Ale nie na tyle, żeby chciało mi się tłumaczyć go lepiej.
Różnica między Picassem (którego przez lata nie lubiłam, i którego uczyłam się z mozołem, aż złapałam), a tą kampanią polega na tym, ze on taki po prostu był. I nie prokurował materiałów mających go sprzedać. To jest kreacja obliczona na zwabienie klienta. I nie wiem, do kogo można coś takiego adresować. Bo to jednak damskie perfumy. Myślę, ze ktoś, kto zaakceptował tę kampanię wykazał absolutny brak wyczucia. Szkoda.
Dzięki za komentarz. Tak, jak pisałam Tovie: czuję się bardziej normalna wiedząc, że nie tylko ja nie odebrałam tych fotografii pozytywnie. 🙂
Tak, Picasso taki był – stosował wiele zabiegów marketingowych nie bez powodu jako jeden z nielicznych zdobył fortunę za życia. Ale jego obraz przez wszystkie lata ( no może wyjąwszy małżeństwo z Olgą gdzie bardzo się starał stać arystokratą:P) był spójny. I ocena moralna to jedno a ocena tego co tworzył i jak to sprzedawał drugie. W kwestii twórczej i marketingowej był geniuszem. O bosze muszę kończyć bo o Picassie to mogę niestety pisać i pisać..;P
A czemu niestety?!
ja bym poczytała. Albo chętniej jeszcze, posłuchała. Lubię, kiedy ludzie powiadają o czymś, co ich pasjonuje. szczególnie jeśli mają sporą wiedzę. Ja o Picasso czytałam kiedyś, ale pamiętam niewiele. Chciałabym wiedzieć więcej. W sumie… Pomyślę nad tym. 🙂
Sab, no co Ty, taka łatwizna? Można normalnie iść do perfumerii i powąchać, albo i próbkę kupić? Zatem zapewne przy okazji nie omieszkam. Tuberoza nie zachęca, ale porównanie do innych zapachów Nasomatto – niezmiernie.
Patrzyłam na to zdjęcie z 5 minut próbując przekonać siebie, że przecież nagie ciało człowieka jest, może być, bywa – piękne. Ale to zdecydowanie nie jest ten kejs 🙂
A Rickmana to sobie chętnie obejrzę.
Sab, czy mogłabym mieć do Ciebie prośbę? Masz coś fajnego w zanadrzu? Za parę dni wyjeżdżam na miesiąc. Będę niezmiernie tęsknić za Twoim blogiem. I przed wyjazdem chętnie bym sobie jeszcze poczytała…
Tuberoza jest bardzo delikatna. Nie uwierała mnie, a też nie lubię tej nuty.
Wiesz Myszo, że nie mam problemów z nagością. Uważam, że ciało ludzkie jest wspaniałym tworem: zarówno pod względem funkcjonalnym, jak i estetycznym. Ciała (zapewne pięknych kobiet) ukazane tak, jak na tych zdjęciach wydają mi się odpychające. Niepokojące, ale nie w tym pozytywnie stymulującym sensie.
W zapasie niestety nie mam niczego. Zupełnie. Kilka wstępów do recenzji. Przepraszam.
Pracuję teraz nad drobnymi zmianami na blogu. Chciałabym, żeby był wygodniejszy w obsłudze.
Wypoczywaj Myszo, będzie mi Ciebie tu brakowało. A kiedy wrócisz, lekko podrasowane SoS powita Cię z otwartymi kartami. 🙂
Udanego urlopu! :*
Zdjęcie blondynki z wysuniętym języczkiem z wiadomych względów nie spodoba się kobietom i nazwią ją "dziwką", tak jak mężczyzna drugiego mężczyznę z tym że zadbanego, wymuskanego nazwie "pedałem".
O nie nie nie, ja jako kobieta jestem fanką nagich aktów i mogą być z języczkiem i bez i w ogóle na różne sposoby ale po prostu to zdjęcie mi się nie podoba i tyle 🙂
Też się z Anonimowym nie zgadzam. Nie mam negatywnego stosunku do ludzkiego ciała. Także kobiecego. Co widać czasem na blogu.
Zupełnie nie wiem, czemu miałabym nazywać tę kobietę dziwką. Oceniam zdjęcie. Zdjęcie jest w złym guście. Nie zachwyca, nie ekscytuje tylko zniechęca. W ogóle nie wiem, na jaki temat ten język. 🙂
Dobry wieczór! 🙂
A wąchałaś Aramesh i Mogadess?