Lubię tagi. Każdy odbieram jako wielkie wyróżnienie i przyjmuję ze szczerym wzruszeniem.
Kiedyś okropnie się ich bałam. Obawiałam się, że zmniejszają wartość bloga, że nie tylko nikt nie zechce marnować czasu na czytanie o tym, czego o mnie nie wiecie i czego słucham, ale że uznacie fakt, że piszę o sobie za przejaw narcyzmu. A potem, kiedy uporałam się z pierwszym, zauważyłam, że przyjmujecie te interludy bardzo życzliwie. I że dzięki temu poznajemy się bliżej, bo w odpowiedzi otrzymuję od Was okruchy osobistych opowieści.
Bardzo Wam za to dziękuję i niniejszym zapraszam na kolejną zabawę.
Tym razem jest to dziesięć pytań, które przywędrowały na SoS z bardzo miłego Bloga Moniszona, czyli Tovy1, która od pewnego czasu często gości na moich pachnących śmieciach i której komentarze bardzo mnie cieszą.
Moniko, dziękuję za taga, za komentarze i za wszystkie pozytywne emocje, jakie od Ciebie otrzymuję. :*
***
Zasady zabawy są proste.
Odpowiadasz
na dziesięć pytań zadane przez poprzednią uczestniczkę łańcuszka, wymyślasz
własne dziesięć pytań i zadajesz je kolejnym dziesięciu bloggerkom lub bloggerom.
Jazda!
1. Ulubiony kolor?
Czarny. Nie widać? 🙂
2. Wakacje, jakie najlepiej wspominasz?
Wszystkie wakacje wspominam najlepiej. Wszystkie były fenomenalne. W różny sposób.
Choć nie skrajnie różny, bo nie zdarzyło mi się jeszcze spędzać wakacji plackiem na plaży z drinkiem z palemką w dłoni. I póki zachowam ślad władzy nad swoim ciałem i umysłem, na pewno mi się to nie zdarzy.
Najbardziej szalony był chyba wypad autostopem do Grecji. Przez Słowację, Węgry, Rumunię i Bułgarię dotarliśmy aż na Peloponez. I z powrotem. Z małym namiocikiem w trzy osoby.
Tegoroczne wakacje spędzam remontując kuchnię i łazienkę. I też jest fajnie. 🙂
3. Ulubiona pomadka do ust?
Ulubiony mam brak pomadki.
4. Pizza, kebab czy sajgonki?
Khe… Wypiję to piwo bez zakąszania. :p
5. Trzy podstawowe kosmetyki do makijażu?
Podkład i tusz do rzęs. Trzeci moze być puder. Ale tak naprawdę podstawowy jest dobry demakijaż.
6. Masz zwierzaka?
Od pewnego czasu nie. Nie jestem gotowa na kolejne rozstania.
7. Ulubiona bajka?
Łatwiej mi powiedzieć, jaka zrobiła na mnie największe wrażenie. Ale było to wrażenie fatalne. „Baśń o matce” Jana Christiana Andersena to koszmar mojego dzieciństwa. W ogóle lekturę wielotomowych baśni tego pana przypłaciłam solidną traumą.
Największą radochę sprawiły mi niewątpliwie „Bajki robotów” i „Cyberiada” Stanisława Lema. Czytałam wielokrotnie, wciąż wracam. I wciąż nie potrafię zachować powagi czytając.
Z opowieści poznanych nieco później, w dorosłym już życiu, ogromne wrażenie zrobiły na mnie „Bajki różne” Leszka Kołakowskiego. Szczególnie „Modlitwa Heloizy”.
8. Ulubione perfumy?
Drzewne. Wszelkie. Pachnące dowolną właściwie częścią drzewa. W sumie też dowolnego.
Mam swoich ulubieńców ale ogólnie rzec można, że moim olfaktorycznym ideałem mężczyzny byłby podstarzały Pinokio. 🙂
9. Co ciekawego masz w torebce?
Moniko, obawiam się, że nie tego się spodziewałaś zadając pytanie…. Łatwiej będzie mi wkleić zdjęcie. Stan z dnia 6 sierpnia 2012. W razie czego służę wyjaśnieniami, bo zbiór przedmiotów dziwny. Nie wiem, czy komukolwiek uda się rozpoznać wszystkie. 🙂
Nie muszę chyba dodawać, że raczej nie noszę tego w torebce? Wielokomorowy, pakowny plecak jest „torebką” na miarę moich potrzeb.
10. Czy masz rodzeństwo?
Trochę tak. Ale nie jest to bliska znajomość.
I ostatnia, najtrudniejsza część zadania, pytania do Was:
1. Od czego pochodzi Twój sieciowy nick?
2. Dlaczego piszesz bloga?
3. Gdybyś miała/miał określić się jednym słowem – jakie by ono było?
4. Czy masz utwór muzyczny, z którym czujesz się szczególnie związana/związany? Jeśli tak, to jaki?
5. Jaką płytę kupiłaś/kupiłeś jako ostatnią? Odpowiedź CD się nie liczy. 🙂
6. Jakie zapachy dnia codziennego lubisz najbardziej?
7. Jaka gra pożarła Ci w życiu najwięcej czasu? Liczą się zarówno gry w świecie realnym, jak i komputerowe – u mnie na przykład walka toczy się między brydżem a Cywilizacją. 🙂
8. Jesteś skowronkiem, czy sową?
9. Którą nogą wstajesz z łóżka? 🙂
10. Na jakie pytanie chciałabyś odpowiedzieć, ale go tu nie ma? Możesz tylko podać, ale możesz też odpowiedzieć, oczywiście. 🙂
Odpowiedzieć na moje pytania może każdy, kto ma ochotę. Zapraszam serdecznie. 🙂
Szczególnie zaś zapraszam:
Hexxanę, na cześć której peanów już na tym blogu było mnóstwo i pewnie mnóstwo jeszcze będzie.
Katalinę, bo zawsze… :*
Anwenę, bo pisze na temat, który mi doskwiera.
Piękność Dnia, bo naprawdę jestem ciekawa, jak tak niezwykła osoba odpowie na pytania numer 1,6 i 7. 🙂
Aliss, bo właśnie wybywa na urlop i troszeczkę Jej zazdroszczę. 🙂
Kleopatre, bo czytam od bardzo dawna, a jeszcze nigdy żadnego taga Jej nie przekazałam.
Kolorowy Pieprz, bo odkryłam niedawno i podoba mi się.
Alieneczkę, z powodów wielu, z których kojarzący się z moją ukochaną serią filmów nick oraz zapach w tytule bloga są tylko pierwszymi z kolei.
Oraz relatywnie nowe, pięknie piszące koleżanki „po pasji”:
Trzy Ryby, której bloga bardzo lubię i której pisanie bardzo cenię.
Akiyo, która zasmuca mnie ostatnio tym, że nie pisze.
* Zdjęcie numer 3 z bloga Leadership Freak.
67 komentarzy o “10 pytań”
Stan torebki/plecaka wprawił mnie w osłupienie.
Takiego zestawu nie powstydziłby się sam McGyver 🙂
Hihi! Ano, swego czasu nawet moi kumple natrząsali się ze mnie nazywając mnie Angus. Czyli imieniem McGyvera. Ale i tak wszyscy myśleli, że chodzi o Angusa Younga z AC/DC. 🙂
Przyznaj się, nie spodziewałaś się, prawda? 😀
Ani trochę 🙂
A myślałam, że ja mam dużo rzeczy w torebce: kabelek łączący telefon z komputerem, patyczek do skorek, korektor do lakieru, Seche Vite, kilka pilniczków, kilka lakierów, zestaw plastrów opatrunkowych, 2 komórki, wielką kosmetyczkę, puderniczkę, szczotkę do włosów,2 kremy do rąk, 2 balsamy do ust, mgiełkę, garść sampli, kalendarz, podróżny metalowy atomizer z perfumami, gumowe rękawiczki (jaka perwersja :D), kawa 3 w 1, woda, gumy do żucia, zapasowe kolczyki i jeszcze kilkanaście innych rzeczy mniej lub bardziej potrzebnych.
Zgadzają się nam plastry opatrunkowe (noszę i gazę jałową na wszelki wypadek), garść sampli, telefon plus u mnie tablet, woda (tu w sprayu, ale zdarza mi się nosić manierkę z pitną). Zwykle mam też gumy do żucia, tym razem się skończyły. Często nosze też jakiś atomizer z perfumami. Dzień przed robieniem zdjęć wyjęłam z plecaka trzydziestkę Fireside Intense SSS. Noszenia kremu nie potrafię się nauczyć. A powinnam. zaraz dopakuję jakiś nieduży. 🙂
Kremy do rąk zużywam nałogowo 🙂
Dziękuję za tak pięknie przygotowany Tag i sama chętnie odpowiem na Twoje pytania, a co!
1. Nick tova1 mam wszędzie i odkąd pamiętam – od adresu mailowego po konto na allegro. Więc jeśli gdzieś spotkasz tova1, na 99,9% to ja 🙂
A Tova jest to jedno z imion skandynawskich i pochodzi od jednej z bohaterek Sagi o Ludziach Lodu Margit Sandemo.
2. Bo lubię!
3. Ale trudne. Jednym chyba nie dam rady 🙂
Mogą być dwa. Góra trzy. :)))
Ok. Przychodzą mi tylko dwa
3. Spóźnialska gaduła!
4. Przez całe życie prześladuje mnie "Monika, dziewczyna ratownika", ale najbardziej czuję się związana z szumem lasu i ciszą. Szum lasu przypomina mi wakacje u babci na wsi, ale nie tylko. Z szumem lasu kojarzą mi się najprzyjemniejsze wakacyjne wspomnienia. Ciszę, taką nocną, miękką i przyjemną dla umysłu lubię odkąd pamiętam. Gdy cały świat wkoło już dawno śpi, nic mnie nie rozprasza i mój umysł najlepiej pracuje. W nocy mam zawsze najlepsze pomysły i najlepiej mi się pisze.
Więc od razu odpowiedź na pytanie 8 – sowa od małego dziecka 🙂
Haha! Polubiłybyśmy się.
Jestem gadułą, ale z tych doceniających inne gaduły. Byle interesujące. Nie spóźniam się tylko na spotkania służbowe. Prywatnie nigdy nigdzie nie wyrabiam. Nie wiem, jak to się dzieje.
Ciszę lubię. Ewentualnie muzykę, ale tylko tę, na którą właśnie mam ochotę. Dźwięki niechciane, niepożądane, potrafię doprowadzić mnie do granicy wytrzymałości. Sową jestem totalną. Co widać po godzinach publikacji. O tej 6,7 czy 8 rano ja zwykle dopiero kładę się spać.
Spóźniłam się na własny ślub (ale mało, tylko kilka minut), do szpitala na poród ledwo zdążyłam (na znieczulenie się oczywiście nie załapałam, chociaż szpital wybrałam taki ze znieczuleniem a i spakować się nie zdążyłam)i na własny pogrzeb też mam zamiar się spóźnić. Jeszcze nie wiem jak to zrobić, ale coś wymyślę 😉
Hihi, ja na własny ślub też się prawie spóźniłam. Gdzieś tu opisywałam historię z czarną rzepą…
Twój blog poleciła mi siostra i od dłuższego czasu zaglądam tu z przyjemnością. Temat perfum nigdy nie był mi szczególnie bliski, zwłaszcza że nie jestem typem dziewczyny, która uwielbia spędzać czas w perfumerii, testując nowe zapachy. Dopiero dzięki Twoim niezwykłym, pobudzającym wyobraźnię opisom zaczęłam doceniać ten tajemniczy świat, którego bramy otwierają przed nami niszowe perfumy… Nigdy jednak nie czułam się kompetentna, by komentować któryś z opisów zapachów, laik ze mnie jeszcze i pewnie wiele wody w Wiśle upłynie, zanim zdołam wnieść jakąś konstruktywną uwagę do dyskusji dotyczącej zapachów. Podczas lektury Twoich notek nie umknęło mi, że mamy wiele wspólnego ze sobą, więc z tym większą przyjemnością czytam nowe wpisy pojawiające się na tym blogu. A teraz poczułam, że nie daruję sobie, jeśli nie skomentuję – jestem zachwycona zawartością Twojego plecaka. Myślałam, że tylko ja jestem na tyle postrzeloną babą, by nosić ze sobą Victorinoxa, multitool (Leatherman?) taśmę izolacyjną, nóż do tapet… W zestawie brakuje mi jeszcze młotka oraz WD-40. 😀
Naprawdę cieszę się, że dane mi było tu trafić i mam nadzieję, że dalej będziesz pisała ku mojej (oraz innych czytelników) radości. Pozdrawiam Cię serdecznie i życzę Ci wielu sukcesów na drodze życia – obyś zawsze miała siły, by realizować swoje cele i pozostawać sobą!
Tak, Leatherman! 🙂
Taśmą izolacyjną mnie rozwaliłaś. Nie znam nikogo, kto by nosił. Scyzoryki i inne takie sprzęty nosi sporo moich znajomych, ale taśmy – nikt. 🙂
Młotek ciężki, od biedy do wbicia niedużego gwoździa multitool się nada. A WD-40 bardzo przydatne. Mnie brakuje jeszcze kleju Kropelka, ale akurat się "wyużywał". Musi być nowy – otwarty strach nosić w tym Sajgonie, który mam w plecaku.
Bardzo się cieszę, że sobie nie darowałaś i skomentowałaś. Każda taka wiadomość daje mi wiele radochy. Także dlatego, że zawsze chciałam, żeby to był blog dla ludzi niezwykłych, nietypowych, szukających zapachów równie niezwykłych jak oni sami. I rzeczywiście, ta niezwykłość ma pewne subiektywne zabarwienie tutaj. Na przykład bywa zabarwiona "postrzeloną babą".
Nie jestem osobą pasującą do stereotypu "kobiety kochającej perfumy". Do perfumerii lubię chodzić jak do wszystkich sklepów, czyli wcale. No, może w tym przypadku moja awersja jest minimalnie mniejsza, ale kiedy spotykamy się na zlocie perfumeryjnym zwykle pierwsza stoję przy wyjściu i wszystkich wyganiam. Ale wąchać lubię. Jak już wiesz – rzeczy dziwne.
Dzięki jeszcze raz za komentarz. Wracaj, ujawniaj się, jeśli tylko masz ochotę. Kiedy wąchasz perfumy, nie ma ważniejszego kryterium, niż "podoba mi się – nie podoba mi się". A tego nie trzeba się uczyć. 🙂
Ja zawsze noszę ze sobą ogromną ilość wszelkiego ostrego żelastwa – ot, taka moja miłość. Poza tym nigdy nie wiadomo, kiedy przyjdzie coś przeciąć, otworzyć czy zaostrzyć jakiś badyl do pieczenia kiełbachy nad ogniskiem. Zawsze lubiłam mieć ze sobą mnóstwo na pozór niepotrzebnych rzeczy, bo wychodzę z założenia, że wszystko kiedyś może się przydać. Najczęściej okazuje się, że jeśli czegoś nie zabiorę z domu, to właśnie pojawia się sytuacja, w której mogłabym tego użyć. Wolę więc chodzić obładowana niczym wielbłąd, niż później cierpieć przez brak przezorności. W moim towarzystwie jestem jedyną taką osobą, więc tym bardziej cieszy mnie, że natrafiłam na "bratnią duszę". 😉 Słuszna uwaga z tą Kropelką, też się chyba zaopatrzę.
Fajnie jest poczuć, że mój komentarz coś wniósł i Cię ucieszył. Na pewno postaram się teraz częściej odzywać. Zachęcające jest zwłaszcza to, że piszesz w sposób przystępny nawet dla osób niezaznajomionej z terminologią obowiązującą wśród znawców perfum i widać, że robisz to z pasją. Miło jest natrafić na tak przyjazną osobę w sieci. 🙂
Jedyne sklepy, w których naprawdę lubię przebywać, to księgarnie, army shopy czy placówki jakichś sieci zajmujących się sprzedażą broni. Trzeba niemal armii, by mnie stamtąd wyciągnąć… Tak sobie teraz pomyślałam, że bardzo chętnie powąchałabym perfumy pachnące zakurzoną biblioteką albo pracownią kowalską. Znasz może takie?
Masz rację. Szkoda tylko, że z dostępnością tych wszystkich wspaniałych zapachów w Polsce jest kiepsko. Ale ta satysfakcja, gdy coś już dorwiesz i poznasz zapach, jest bezcenna. 🙂
Mam podobny odruch. Kiedy zginął mi scyzoryk, czułam się jak bez ręki. Niezręcznie. 🙂
Co do sklepów, pamiętam dzień, kiedy zostałam wysłana po sukienkę na Sylwestra i wróciłam z kompletem lotek do strzał, puszką kleju i manierką z demobilu. 🙂
Zapach biblioteki już stworzono: In the Library I Hate Perfume:
http://sabbathofsenses.com/2008/12/i-hate-perfume-in-library.html
Nie jest idealny, ale też ja mam zawyżone oczekiwania. Ostatnio pisałam o perfumach o zapachu nowej książki. Czekam na próbki, będzie recenzja.
Pracowni kowalskiej nie znalazłam jeszcze. Znalazłam warsztat Łuczarza w Bowmakers.
Z nut metalicznych i intrygujących zarazem, polecam Nostalgię Santa Maria Novella: http://sabbathofsenses.com/2009/09/santa-maria-novella-nostalgia.html
ewentualnie Guerrilla 1 Comme des Barcons:
http://sabbathofsenses.com/2010/06/zwierze-w-swietle-comme-des-garcons.html
Zainteresować Cię może też Revolution Lisy Kirk. Także ze względu na flakon, ale daję słowo, zapach nie jest ani trochę mniej ekstremalny:
http://sabbathofsenses.com/2011/05/revolution-lisa-kirk.html
Są wyraźne nuty metaliczne (ale kompletnie nie kowalskie) w AB z serii Blood Concept:
http://sabbathofsenses.com/2012/02/ab-blood-concept.html
Jest też na moim blogu mnóstwo zapachów z nutami spalenizny różnorakiej. Począwszy od Black Tourmailne Oliviera Durbano, przez Fumidusa ProFumum Roma, Type D Henrika Vibskova czy Eau du Fier Annick Goutal, po Patchouli 24 Le Labo. Kowala niestety jeszcze nie ma. Ale ostatni (w Patchouli 24) jest smolarz. sekcja rzemieślnicza się rozrasta. :)))
Ten komentarz został usunięty przez autora.
Dobrze jest usłyszeć, że twórcy perfum nie zapomnieli o oddaniu specyficznej woni biblioteki. Będę musiała dorwać jakieś próbki i skonfrontować swoją wizję tej woni z tym, co zostało już stworzone. Mam też nadzieję, że ktoś kiedyś wpadnie na pomysł stworzenia perfum, które oddadzą atmosferę kuźni – to byłby naprawdę ciekawy zapach, choć pewnie nie każdemu by przypadł do gustu.
Twój blog zaczęłam czytać właśnie od opisu Black Tourmaline podesłanego przez siostrę i niezwykle mnie on zachwycił, a gdy go wreszcie poznałam – nie rozczarowałam się. 🙂 Wręcz przeciwnie, jego potęga była dokładnie taka, jak sobie wyobrażałam: groźna, mroczna i właśnie przez to niezwykle piękna. Aż mi się przykro zrobiło, gdy zgasł na mojej skórze… Równie dobre wrażenie wywarł na mnie Burning Leaves. Co prawda nie ma w sobie tej zniewalającej potęgi Czarnego Turmalinu, jest bardziej swojski, ciepły, spokojny. Bardzo się z nim utożsamiłam, gdyż mimo wszystko ma w sobie zapowiedź siły nieokiełznanego płomienia – wystarczy przecież niespodziewany podmuch wiatru, by rozniecić tlący się gniew… Dymne kompozycje bardzo do mnie przemawiają, być może dlatego, że to głównie z nimi miałam przyjemność obcować, od kiedy zainteresowałam się tematem perfum.
Opis Bowmakers również zrobił na mnie świetne wrażenie i mam nadzieję wkrótce go poznać, połączenie zapachu drewna, skóry oraz lekkiej dymnej nuty wydaje mi się niezwykle kuszące. Zresztą, co tu mówić, tekst Twojego autorstwa niezwykle zrobił mi na niego ochotę. Na pewno będę miała przed oczyma obraz opisanego przez Ciebie warsztatu, gdy już go powącham. O Blood Concept czytałam jakiś czas temu, zresztą zaciekawił mnie już samą nazwą. Ciekawa jestem wrażenia, jakie na mnie wywrze. Czy mnie również przerazi, czy wręcz przeciwnie, poczuję się z nim niczym wojownik w ogniu bitwy, który raduje się krwią wrogów plamiącą dzierżony przez niego miecz…?
Wspaniale jest tak o tym rozmyślać, a jeszcze lepiej poznawać i rozwiewać wątpliwości. Widzę, że czeka mnie długa droga… Tak właściwie mnie to cieszy. 🙂
Black Tourmaline to perfumy, które odkryłam sprowadzając je z LuckyScent kiedy jeszcze Durbano nie był w Polsce dostępny. I po prostu zakochałam się w nich. Od pierwszego niucha. Podobnie było ze Straight to Heaven i paroma innymi zapachami.
W ogóle lubię dym w perfumach. W normalnym życiu uwielbiam zapach gaszonej świecy i zapałki. 🙂
Co do Bowmakers, przyznam się: mam już flakon. Dopadłam ostatni w Lu'lui. I są piękne. Choć wolałabym, żeby pachniały intensywniej. Nie mają mocy ekstraktu. Szkoda.
Teraz na liście marzeń został mi jeszcze tylko Hunter.
Życzę, żeby Twoja długa droga była przyjemna. Jeśli zechcesz część tej drogi przejść razem ze mną, będzie mi bardzo miło.:)
"Dymne" perfumy również do mnie przemawiają, pewnie dlatego, że również lubię ich odpowiedniki ze świata codziennego. Gaszone świece i zapałki pachną wspaniale. Uwielbiam też zapach dymu z ogniska, płonących liści, kartek, tytoniu i ogólnie większości rzeczy, które da się spalić. 🙂
Nie ma to jak szybka akcja komandosów. Gratuluję zakupu. 🙂 Ja muszę zdobyć jego próbkę…
Na pewno będzie, zwłaszcza z tak wspaniałą przewodniczką jak Ty. 🙂
5. Muzyka z filmu "Fineasz i Ferb"
6. Zacznę po kolei od samego rana: zapach śpiącego dziecka i rozgrzanego na słońcu kociego futra (jak zrobią perfumy o tych zapachach, kupie bez chwili zastanowienia, bez względu na cenę), gorącej palonej kawy (mieszkam niedaleko palarni Tchibo), piekarni Szwajcarskiej (też niedaleko), mojej ciepłej kawy z mlekiem, odżywki do włosów Artego, izopropanolu, zmywacza do paznokci, acetonu, pomidorów i chyba tyle.
7. Proste, Diablo LoD :]
Trójkę sprawię sobie na urodziny
9. Zazwyczaj prawą, bo śpię najczęściej na brzuchu.
10. Zapach którego nienawidzisz – Chanel nr 5 i na sobie i na kimś innym. I zapach który mnie kiedyś prześladował – Vanilla Fields.
Gotowe!
Pazurki wyschły, zmykam spać. Bo moje Diablę to skowronek i skacze po mnie już od 6 rano.
Dobranoc. 🙂
Sabbath zawartość torebki/plecaka fantastyczna 😀 ja swego czasu nosiłam mnóstwo śrubokrętów :]
Zapachy drzewne poznałam dzięki Tobie i pokochałam je całym sercem :))
Punkt 10 bardzo wspólny….
a tak na marginesie tagi to moja pięta achillesowa 😮
Punkt 10… Dziwnie o tym pisać. Ale nie kłamię. Jeśli nie muszę, to nie kłamię. Staram się nie musieć. 🙂
Srubokręt też kiedyś nosiłam. teraz mam zestaw siedmiu w sumie śrubokrętów (płaskich i krzyżowych) w multitoolu i scyzoryku. Już nie muszę. 🙂
Czemu piszesz, że tagi to Twoja pięta achillesowa?
Bardzo intrygująca zawartość torebki 🙂
"Intrygująca" to bardzo dyplomatyczne określenie. 🙂
dziękuję za oTAGowanie 😉 wieczorem postaram się wykonać zadanie :)))
pierwsze pytanie już mi się podoba, ale to pewnie domyślasz się dlaczego! :))))))
pozdrawiam
ALIENeczka 😉
Dziękuję za odpowiedź, już czytałam. Przyznaję, to była moja druga myśl związana z Twoim nickiem. 🙂
jakie to cudne, meteorki obok noża introligatorskiego. Big loff 😀
(ale i tak nie pobijesz mojej mamy, bo nie widzę tam śrubokręta, obcążek 😉
Śrubokrętów jest w sumie siedem (płaskich i krzyżowych) w multitoolu i scyzoryku. Kombinierek dwie pary, choć cążek nie ma. Jeśli masz czym chwycić – wszystko przetniesz nożem. Ewentualnie piłą. Piła jest. Noże dwa (oba s blokadą ostrza). Jakoś daję radę. Ale mamy Twojej i tak pobić nie zamierzam. Jestem pokojowo nastawiona do świata. Te łuski po nabojach to przypadek. Khe khe khe… 🙂
Pięknie Ci dziękuję za otagowanie, zaraz biorę się do pisania odpowiedzi.
Ciekawe, że tak szybko drugi raz zahaczyła mnie ta sama zabawa, Twoje pytania jednak są tak ciekawe, że nie oprę się przyjemności odpowiedzenia na nie.
Ależ jestem ciekawa, co odpowiesz! Będę zaglądała. I tak zaglądam w sumie. 🙂
Świetnie się czytało,a zawartość twojej torebki od pewnego czasu to mój nr1-nikogo nie przebijesz:)
Sabb co do 4 pytania.zawsze mnie ono nurtowało.
Czy ty wogóle coś jadasz? z uwagi na to iż twoja figura jest idealnie proporcjonalna,wniskuję że nie obcy ci jest bretarianizm:)
pozdr,
J.
Kurczę, własnie jest mi obcy. To znaczy, teraz już wiem, co to, ale musiałam wygooglać. Koncepcję prany znam, ale pomysł żywienia się energią jest mi całkowicie obcy. Lubię jeść. 🙂
Mięsa nie jem głównie dlatego, że nie czuję się psychicznie dobrze z niepotrzebnym zabijaniem zwierząt i z niszczeniem środowiska przez hodowle bydła. Jem niemało, ale akurat fast foodów tego typu nie lubię. Pizzę jadam w sytuacji, kiedy nie mam wyboru. Do sajgonek nie miałam dotychczas szczęścia. A kebab… Nie zjadłabym barana.
W ogóle jestem mało kompatybilna z fast foodami: pokarm z McDonalds po prostu okrutnie śmierdzi i nie jestem w stanie bez odruchu wiesz jakiego zbliżyć go do twarzy. Na chybcika na mieście wolę kupić sobie krążek sera Camembert czy chociażby frytki. Ale nie, nie jestem bretarianką. Choć faktycznie, energia pochodząca od innych ludzi napędza mnie jak żadna inna. 🙂
super pomysł 😀 fajnie mi się to czytało, a co do twoich pytań to są świetne! 😀
Witaj, Kamuluśko. Jeśli tylko masz ochotę na nie odpowiedzieć, najserdeczniej zapraszam. Nie trafiłam dotychczas na Twojego bloga, ale postaram się nadrobić.
Częstuj się pytaniami i miłej zabawy. 🙂
Dzięki Sabbath za otagowanie, na dniach wrzucę swoją odsłonę 🙂 tak patrzę na Twoje odpowiedzi i dochodzę do wniosku, że trochę nas łączy 😉
Pozdrawiam!
Wcale mnie nie dziwi fakt, że trochę nas łączy. 🙂
Czekam z niecierpliwością na Twoje odpowiedzi. Od razu uprzedzam, że przyjdę komentować. 🙂
To zabrzmi przewrotnie ale…Sabbath zdjęcie zawartości Twojej torebki potwierdza mój "osąd" że jesteś jedną z bardziej kobiecych kobiet jakie znam… wręcz apoteozą kobiecości ;P Wszystkie moje wzorce ze świata rzeczywistego w dziedzinie KOBIECOŚCI (właśnie tak pisanej, z wielkiej litery) miały przynajmniej nożyk, śrubokręt lub jakieś inne dziwactwo w torebce i pilnowały go równie mocno co ukochanej szminki czy innego upiększającego kosmetyku (u Ciebie dostrzegłam meteoryty). Ja co prawda multitoola ze sobą nie noszę ale znajdzie się u mnie klej kropelka, miarka i latarka jak również sterta gazików leko, sterylne igły, rękawiczki, jałowe opatrunki:)
Haha! Apoteoza kobiecości! Podoba mi się. :DDD
W pewnym sensie masz rację. Nie żebym od razu uważała się za super sexy wampa. Raczej chodzi mi o to, ze ja na tyle dobrze, komfortowo i pewnie czuję się ztym, ze jestem kobietą, ze nie muszę niczego nikomu dowodzić. Mogę nosić męskie perfumy i nikomu nie przychodzi do kłowy, ze one są męskie. Mogę mieć męskie hobby i nikt nie patrzy na mnie jak na dziwadło. Mogę sobie ze wszystkim sama poradzić, ale nie mam problemu z przyjęciem pomocy, uprzejmości czy nawet opieki. W szpilkach czuję się równie dobrze, jak w glanach.
A rękawiczki dołączyły do mojego zestawu ostatnio. Na jednym ze szkoleń z pierwszej pomocy (staram się powtarzać co jakiś czas i ostatnio także organizować dla znajomych) prowadzący tłumaczył, ze ludzie na miejscu wypadku sprawniej i spokojniej wykonują polecenia człowieka w rękawiczkach. I to ostatecznie skłoniło mnie do dorzucenia ich do zestawu.
Z kosmetyków noszę nie tylko Meteoryty i składany pędzelek, ale też pomadkę do ust albo błyszczyk. Dorzucę mały krem do rąk. 🙂
Czytając komentarze natrafiłam na wpisy o Czarnym Turmalinie i chyba znów zaopatrzę się w próbkę, około 2 lat temu napalona jak szczerbaty na suchary oczekiwałam tych silnych warażeń a moja skóra wydobyła z BT zaledwie pełgający przy-skórnie dymek. Dużo większe wrażenie zrobiło wtedy na mnie rock crystal. Pora sprawdzić czy chemia skóry się nie zmieniła przypadkiem:)Panie Durbano pora się z Panem przeprosić 😉
Na mnie mam moc smoczyska. Ale ja mam dwie flachy starej wersji. Choć Durbano zaprzecza, jestem przekonana, ze od pewnego czasu zarówno Turmalin, jak i Rock Crystal się zmieniły. Turmalin na gorsze (nie ma tej chemii w otwarciu), Crystal na lepsze (nie ma Cardiamidu w otwarciu). potem jest już tak samo. Świetnie.
Oj Sabb :* dziękuję za otagowanie i… wszystkie słowa, które niosą niesamowity ładunek emocjonalny.
Choć za tagami nie przepadam to na ten odpowiem, ułożyłaś świetne pytania!
Zawartość "torebki" jest niesamowita! i w dużym stopniu mi bliska:) Co prawda teraz u mnie jest bardziej przywidywanie ale nie odcinam się od…powrotu do korzeni:D
Hexx, powrót do korzeni zawsze może się przydarzyć. Grunt to nie przejmować się zanadto ani zmianami, ani brakiem zmian. 🙂
Ja scyzoryk mam przy sobie nawet w najmniejszej torebuni. Bez niego czuję się dziwnie. 🙂
Sabb, zebrałam się w sobie i…odpowiedziałam, na swój sposób:)mam nadzieję, że zaspokoiłam ciekawość:)))
Scyzoryk dobra rzecz:) Poważnie!
Hexx, widziałam już. Czaiłam się na te odpowiedzi. 🙂 Dziękuję.
Torebkowy arsenał mnie rozłożył na łopatki! 🙂 I jak każdy tag w Twoim wykonaniu przeczytałam z ogromnym zainteresowaniem. Tagi są dobre :))) Dziękuję za otagowanie :* :* :*
Proszę bardzo. O Tobie nigdy nie zapominam. :*
Dziękuje i zaczynam zastanawiać się nad odpowiedziami 🙂
Bardzo jestem ich ciekawa. na pewno przeczytam i skomentuję. 🙂
Scyzoryk mnie powalił na łopaty:)
Bardziej, niż latarka na lufę karabinu? 🙂
Przepraszam, że się wtrącam, ale muszę. Fajnie, że o tym napisałaś, bo nie byłam pewna co to. Wahałam się pomiędzy kolimatorem, celownikiem optycznym lub laserowym, a latarką właśnie. 🙂
Kolimator byłby bardziej szpanerski. 🙂
Prawdziwym szpanem byłoby upchnięcie karabinu do plecaka. ;D
Zdarzyło nam się kiedyś zgubić i zostać zatrzymanymi przez policję z bagażnikiem samochodu pełnym broni. Pneumatycznej, oczywiście, nie ostrej. Ale mina kumpla za kierownicą na myśl o tłumaczeniu panom policjantom, żeby nie denerwowali się tym, co zobaczą w bagażniku – bezcenna. Na szczęście nie kazali otwierać. 🙂
Z tymi pneumatykami to same problemy… Często słyszę od siedzących w ASG znajomych różne zabawne historyjki, czasem też zdarzało im się mieć problemy z policją. Jednak najczęściej mundurowi bywają sympatyczni, wykazują zrozumienie, a nawet zainteresowanie. Co najwyżej zganią za niepotrzebne straszenie ludzi i nakażą zachowywanie większej ostrożności. 🙂
Ja sama raczej interesuję się długą bronią białą. Pamiętam, jak kiedyś jechałam na trening z bokkenem schowanym w… tubie na rysunki – taki rodzaj "sztuki użytkowej". 🙂 Biegłam sobie z tym tubusem pod pachą, chcąc zdążyć na uciekający autobus, a jakiś przemiły pan z przystanku krzyknął za mną: "FAJNĄ MA PANI BAZOOKĘ!". Uśmiech nie schodził mi z ust przez cały dzień. 😀
Robiliśmy kiedyś na LARPA bazookę z tekturowej tuby kreślarskiej i zakrętek do słoików. 🙂
Widzę, ze nie czytasz mojego bloga zbyt długo, bo informacja o tym, że interesuje mnie broń biała głównie przewijała się tu już kilkukrotnie. Ostatnio nawet w którymś komentarzu pisałam, że zza łóżka wystaje mi rękojeść półtoraka. 🙂
Niestety, liczne kontuzje i kilka operacji garstków zmusiły mnie do zarzucenia walki mieczem. Brakuje mi tego.
Próbuję i próbuję, ale nie mogę sobie tego wyobrazić… 🙂
Masz rację, nie siedzę tu zbyt długo i mam jeszcze wiele zaległości, ale pewnie kiedyś przeczytam wszystko jak bogowie przykazali. Przy okazji czytania recenzji Bowmakers zwróciłam uwagę na Twoją wzmiankę o długim łuku leżącym pod łóżkiem i od razu poczułam do Ciebie jeszcze większą sympatię. Podejrzewałam, że broń biała również może Cię interesować i dobrze jest się w tym względzie upewnić. 🙂 Przykro mi czytać, że kontuzje i operacje zmusiły Cię do zarzucenia treningów. Mam nadzieję, że kiedyś jeszcze będzie Ci dane poczuć radość płynącą z walki.
O, dziękuję za bodziec 😉
Faktycznie, znów wkradł mi się hiatus na bloga. Ale to nawet nie powinno dziwić, w końcu jestem osobą, której lepiej wychodzi milczenie niż komunikacja z ludźmi ^^
I chyba pierwszy raz przyjrzałam się dokładnie czemuś takiemu jak multitool; nie wiem o czym to świadczy, ale to urządzenie zaintrygowało mnie równie mocno, co jakiś frapujący zapach 😉
To jest frapujące urządzenie po prostu, A ten multitool jest najładniejszym i najbardziej frapujących z istniejących. Wedle mojego prywatnego rankingu, oczywiście.
Naprawdę jest piękny. Marzyłam o poprzedniej, tańszej wersji, ale moi przyjaciele zrzucili się na nową – czarną z okazji moich urodzin.
Dodatkowo on jest stworzony do damskiej ręki. Jest relatywnie niewielki, dla panów o dużych dłoniach może być nieporęczny.
Ha! Zawartość torebki coś mi przypomina. 😉 Choć latarkę noszę najzwyklejszą w świecie, choć małą, scyzoryk już rzadziej (odkąd wyleciał z przegródki na komórkę, jakimś cudem sam się otworzył i skaleczyłam się szukając portfela) a papierosów nie noszę bo nie potrzebuję (jakkolwiek zapalniczkę mam i bez nich), do tego wszystkiego dokładam zestaw śrubokrętów, plastry oraz komplet tabletek "na każdą okazję" (w praktyce sama potrzebuję rzadko, częściej częstuję innych potrzebujących). czasem jeszcze igła z dłuższymi kawałkami nitki czarnej i białej lub bezbarwny lakier do paznokci, by okiełznać oczko w rajstopach. No i oczywiście jakaś książka, przynajmniej jedna, najczęściej dwie różne. 🙂
No i przeglądając komentarze zauważyłam, że takich osób jak Ty czy ja jest dużo, dużo więcej. Może więc stereotyp na temat "zawartości damskiej torebki" – do której niby nie trafia nic ponad kosmetyki, komórkę, portfel oraz klucze do domu i auta, czasem chusteczki hig. czy tampony – wypadałoby odesłać tam, gdzie jego miejsce? 😉 Czyli do krainy zapomnianych wierzeń? ;]
Przy okazji wyjaśniło się jeszcze, "dlaczego kobiety nie potrafią niczego w torebce znaleźć". ;)) Czasem przychodzi to z trudem, kiedy trzeba grzebać między kompletem narzędzi, taśmą izolacyjną a kosmetyczką, skrytymi gdzieś pod opasłym tomiskiem. :]
Wiedźmo, ale na zdjęciu nie mam papierosów. 🙂
Scyzoryk który się sam otwiera? Jakiej był marki?
Jeśli chodzi o rozkładane noże, ufam tylko tym z blokadą ostrza.
Tabletek nie noszę. A przydatne są.
A stereotypy… jak to stereotypy – zwykle są niemądre, tworzone na podstawie obserwacni… Powiedzxmy delikatnie: mało wnikliwych. pamiętam, jak Chmielewska w którejś swojej książce opisywała, co jej bohaterka ma w torebce. Nawet puszka piwa się znalazła. 🙂
Co do znajdowania: wierzę w plecaki taktyczne. Dużo kieszeni, możliwość dowolnej organizacji "treści", żadnych problemów ze znajdowaniem. To będzie mój kolejny zakup. Zaraz po lotniczych bojówkach, które muszę sobie zamówić, bo mojego rozmiaru w moim kolorze nie sprowadzają.
ojej, dzieki za otagowanie. 🙂 co za zestaw pytan, jak ja tu moja skrytosc utrzymam:)
Hmm… Będziesz kluczyć i kręcić? :)))
i gotowe, ale nakręciłam:)