Dziś wpis nietypowy – z tematyką SoS związany głównie przez tytuł utworu, który chcę Wam zaprezentować.
„Nouveau Parfum” węgierskiej piosenkarki Boggie to opowieść o pogoni za pięknem fizycznym, o potrzebie spełniania ludzkich oczekiwań, pułapce, którą zastawia na nas współczesna cywilizacja.
Teledysk do piosenki „Nouveau Parfum” to zapis kolejnych faz cyfrowego retuszu wokalistki.
Pointą utworu jest to, że cyfrowo poprawiony podmiot liryczny czuje się zawstydzony swym początkowym, realnym wizerunkiem.
Czy nie spotyka nas to na co dzień? Konfrontacja naszych normalnych twarzy i normalnych ciał z niebotycznie wyśrubowanym ideałem, który coraz mniej ma wspólnego z tym, jak naprawdę wygląda gatunek homo sapiens sapiens?
Podobną tematykę porusza w swoich kampaniach marka Dove prezentując na posterach reklamowych ciała kobiet w różnym wieku i o różnej tuszy. Albo tworząc filmy takie, jak dwa poniższe.
Uważacie, że takie kampanie są potrzebne? Mają sens? Mają szansę spełnić swoje zadanie?
Jak czujecie się w codziennej konfrontacji z idealnymi modelkami i modelami? Dajecie się zwariować, czy udaje Wam się zachować dystans?
35 komentarzy o “Boggie: Nouveau Parfum – muzyczna opowieść o tym, że dążenie do ideału to pułapka”
Ja pamiętam, że jako nastolatka uważałam się za najbrzydsze z kaczątek. Po około 10 latach wygrzebałam stare zdjęcia i nie mogłam uwierzyć: świetna cera jak na nastolatkę, sympatyczny uśmiech itede. Teraz nie mam kompleksów, ale gdyby było inaczej to wyobraziłabym sobie siebie za 15 lat – na pewno będę wyglądać gorzej niż dziś.
Ludzie naprawdę dostrzegają uśmiech na twarzy innych, a nie zmarchy czy siwe włosy. Dotarło to do mnie gdy oglądałam swoje stare zdjęcia 🙂 na pohybel reklamom i fotoszopowi!
Mam to samo. Jako nastolatka uważałam się za najbrzydsze stworzenie świata. Do tego stopnia, że teraz nawet zdjęć z tego okresu nie mam. 🙁
Prawdę odkryłam później. Coś o uśmiechu i innych takich 😉 pisałam przy okazji łańcuszka z noworocznymi postanowieniami dla urody.
http://www.sabbathofsenses.com/2011/12/tag-5-postanowien-i-zyczenia-raczej.html
Ale mimo to czasem daję się ogłupić… 🙁
przybij piątkę ! Jako nastolatka byłam chyba najbardziej zakompleksionym stworzeniem świata! A potem odryłam że siła tkwi gdzie indziej 😀 a w ogóle to ładne jest to co się komu podoba :).
W każdym człowieku jest coś pięknego. Często różnica polega na tym, ze w kimś, kto jest miły łatwiej na i chcemy to zauważyć. 🙂
Przybijam!
takze, z dokładnie tego samego powodu nie mam zdjęć z nastoletnich czasów. A wcale tak źle nie było 😉
Ba! Teraz gdy oglądam zdjęcia i widzę jaka ja byłam sliczna i …zupełnie tego nie doceniałam.
ja czuje się dobrze,bo mój mąż mnie kocha i jemu się podobam:)
Brawo! 🙂
I cudnie. Ale mam nadzieję że sama sobie też się podobasz . To ważne.
Ostatnio mąż był §wiadkiem rozmowy o kształtach. Patrzyły§my wtedy w gazety. Ku mojemu rozbawieniu na szczuplutką modelkę powiedział że za chuda. Obok była na zdj Steczkowska z Sochą i usłyszałyśmy że to straszne tabazy. Hi.hi.
Facet stąpa po realnej ziemi. 😉
Witam 🙂
Czy mogę udostępnić Twój dzisiejszy wpis na swoją stronę FB?
Mam na myśli tą część z teledyskiem.
Naprawdę daje dużo do myślenia…
Pozdrawiam,
Kornelia.
Oczywiście jeżeli można umieszczać czyjeś wpisy na swojej stronie. Nie jestem zbytnio zorientowana czy to legalne i czy w ogóle wypada tak robić…
Z góry bardzo Cię przepraszam jeżeli uznasz moją prośbą nie na miejscu 🙂
Kornelio, jeśli chodzi o udostępnianie wpisów, linkowanie do blogów, ewentualną polemikę z autorem z podaniem źródła – jest to jak najbardziej ogólnie przyjęte i dobrze widziane.
Zawsze jest mi miło, jeśli dla kogoś mój wpis czy moja opinia są na tyle interesujące, że ma ochotę się nimi podzielić.
Pozdrawiam serdecznie. 🙂
tak jak wyżej pisała Sorbet, też jako nastolatka (wczesna) uważałam się za "paszczaka", ale od około 18 roku życia to się zdecydowanie zmieniło. nadal widzę swoje wady, ale zalet jest dużo więcej. jestem po prostu ładna (to nieskromne i może nie powinnam się przyznawać, ale uważam że ładniejsza niż przeciętna kobieta na ulicy). aktualnie jestem zadowolona ze swojego wyglądu, nawet mimo stanu odmiennego i kilku dodatkowych kilogramów.
nie czuję presji wyglądania po wstaniu z łóżka, tak dobrze jak modelka w pełnym rynsztunku, na obrobionym zdjęciu. to zupełnie nie logiczne. czemu miałabym być bardziej krytyczna wobec siebie, niż wobec innych? po prostu bez sensu. moje zdjęcie po takich zabiegach wyglądałoby równie dobrze. i to samo dotyczy zdecydowanej większości kobiet.
nie ma co pisać że wszystkie jesteśmy równie piękne fizycznie, bo to nie prawda. jedne są trochę ładniejsze, inne trochę mniej, ale ogólnie w przyrodzie panuje równowaga. wg mnie większość ludzi (i dotyczy to obu płci) jest po prostu ładna, mają swoje zalety i wady, zależy na czym kto się koncentruje.
Zastanawiam się, czy to nie jest charakterystyczne dla nastolatek. W okresie, kiedy kształtuje się w naszym mózgu nasz obraz jako kobiet trudno jest zachowac dystans i rozsądek. I efekt jest taki, ze nastolatki często uważają się za wybitnie piękne albo wybitnie brzydkie. Czy się mylę?
I owszem – pisałam to już wyżej, ale naprawde tak myślę: w każdym właściwie człowieku jest coś pięknego. Tylko trzeba chcieć to dostrzec. Także w sobie.
Stanu odmiennego GRATULUJĘ! Łatwego odmiennego, lekkiego przejścia i wielu, wielu lat radości z efektów! Ściskam mocno, lecz z wyczuciem. :)))
dziękuję 😀
masz rację, nastolatki są w swoich oczach wybitnie piękne lub wybitnie brzydkie i żadna grupa nie ma racji. chociaż ja się cieszę że wtedy "byłam wybitnie brzydka", bo ukształtowało to mój charakter w taki sposób, a nie inny. i bez bycia gwiazdą od małego, mam wewnątrz brzydkie kawałki, do których niechętnie się przyznaję również przed sobą, a co by to było gdybym jeszcze była "wybitnie pięknym" zarozumialcem.
masz też rację, że łatwiej dostrzegamy urodę w osobach miłych, tych które lubimy. mimo atakującego popkulturowego wzorca kobiety, wystarczy więc lubić siebie, żeby zachowac równowagę psychiczną.
Ha! Moja teza o dostrzeganiu piękna w osobach, które lubimy nie dotyczyła siebie samego, ale tak. Jasne, że masz rację. Lubienie siebie jest trudne, ale przecież tak wiele możemy z tym zrobić. możemy na przykład starać się być dobrymi ludźmi: pomóc starszej sąsiadce, zabrać się za działalność społeczną, zgłosić jako wolontariusz, podciągnąć kumpla z logiki, zająć się dziećmi przyjaciół, zabrać do parku bratanka, którego rodzice są wiecznie zajęci, zawieźć stare koce do schroniska. To takie proste i takie trudne dla niektórych ludzi…
To jednak jest tak, że im więcej w nas zgody na siebie, tym lepiej się prezentujemy.to promieniuje i ludzie to widzą niezależnie od ilości kilogramów, czy zmarszczek. Nawet nieładna osoba dbająca o swój wygląd z miłością do siebie, będzie dobrze odbierana.
Radosna widomość o stanie odmiennym. Gratuluję. Czy już węch się wyostrzył? Czy zmieniły się preferencje zapavhowe? 🙂
mnie to przeraża, bo najgorsze jest to, że ludzie już myślą innymi standardami. powtarzają frazesy, a potem nie mogą patrzeć na ludzi odstających od normy, czyli w sumie na ludzi normalnych. kiedy takowych widzimy w filmach, serialach (nisza, bo nisza, ale jest) to ciągle słychać nawoływania, że są obleśni i grubi. Chociaż w sumie co się dziwić, jak to samo mówią o osobach ładnych i wchodzących w kanon ładny/szczupły z pierwszych stron gazet. i to podwójne zdanie na temat naturalności, że kobiety powinny być naturalne, bez makijażu. Natomiast widząc kobietę bez makijażu następuje od razu pytanie, czy jest chora
Dokładnie tak to widzę. Nie jesteśmy przyzwyczajeni do wizerunku ludzi, którzy wyglądają normalnie. W życiu, na ulicy, w sklepie jeszcze, ale już na ekranie czy na zdjęciach oczekujemy czegoś, co w naturze zdarza się naprawdę rzadko. Dotyczy to także własnych zdjęć.
Ludziska powiadają, ze kamera/aparat dodaje kilogramów. Nie dodaje. Po prostu o ile widujemy normalnych ludzi na ulicy, o tyle większość zdjęć, z którymi się w życiu stykamy to efekt doboru modeli, obróbki, manipulacji. Dlatego podświadomie oczekujemy, ze na zdjęciach zobaczymy coś innego, niż na ulicy.
…Dlatego tak cenie i uwielbiam małe dziewczynki, naturalność, spontaniczność i wiarygodność.. Chociaż zauważyłem że granica wieku schodzi niestety coraz niżej, jeśli o zmanipulowany medialną papką umysł chodzi. A i tak uważam że każdy jest Piękny, wystarczy o siebie dbać w sposób oczywisty nie ten patologicznie narzucony 🙂
Wiecie jak to lżej się żyje nie oglądając telewizji..? Polecam.!
Małe dziewczynki? Wiem, co masz na myśli, ale nie widzę tego tak. małe dziewczynki przerobione przez popkulturę i durnych rodziców na małe divy to widok, który mnie odrzuca. A niestety, takich małych – starych w bluzeczkach z dżecikami i spódniczkach opinakących mały zadek jest coraz więcej.
W sumie, ja jestem zwolenniczką ubierania dzieci obojga płci tak, żeby było im wygodnie. Małe dziewczynki en bloc to obraz porażki ludzkiego rozsądku. Podobnie jak psy w kapelusikach i koty farbowane na różowo. :/
Tak One ale lepiej nie wiąż tego z Kinski'm.
Nie miałem na myśli tych oczojebnie przerobionych choć takich nie faktycznie nie brakuje. Choć w Polsce w porownaniu do UK czy USA widok taki jest naprawdę znikomy. Jak zaznaczyłem zdarza się to jednak coraz częściej i dotyczy dzieci w coraz niższym wieku co nie wróży dobrze, i kto wie dokad to zajdzie. Można by uznać, obserwująć aktualny 'trend' życia i wypłukania resztek ludzkiej świadomosci że wszystko zmierza do złego, wynaturzenia, autodestrukcji…
Ale jestem dobrej myśli bo ludzi myślacych i wiernie czujących jeszcze trochę na tym świecie jest. A dzień sądu ostatecznego jeszcze przed nami 🙂
Ja nie oglądam telewizji 🙂 więc połowa tego syfu mnie omija:)
Też nie oglądam – ideologicznie. Ale od przekazu medialnego nie sposób uciec. Billboardy, gazetki sklepów, sieć wreszcie. Połowa syfu wystarcza, by wryć się do mózgu.
Chyba mam jak te kobiety z ostatniego filmiku. Sama po sobie widzę jak bardzo "uwiera mnie" mój wiek i jak bardzo staram się wyglądać młodziej a mimo to mam wrażenie, że stale chodzę szara i zmęczona. Konfrontacja z modelkami i wszechobecnym PSem czasami miażdży, nie da się ukryć.
Też się na to łapię. Pomimo naprawdę dużego dystansu do popkultury i obowiązujących norm. Nie podobają mi się modne ciuchy, modna muzyka, modle perfumy. Ale presja na wieczną młodość, brak worków pod oczami, widocznych porów skóry, brak anatomicznych przecież fałdek pod pachami, które nagminnie usuwa się ze zdjęć publikowanych w mediach… I człowiek głupieje. Rozsądek swoje, a karmiona pop papką podświadomość oczekuje niemożliwego.
Ale z drugiej strony my to my – kobiety. I zachowujemy się tak mimo że mamy aż nadto dużą świadomość co do tego że otaczają nas przerobione obrazki. Bardzo mnie ciekawi męskie spojrzenie na temat, bo obawiam się, że u nich ta świadomość jest jakby deko mniejsza 😉
Co do reklam, nie podoba mi się manipulacja- bo tak chyba mogę to nazwać- firmy Dove. Kolejny koncern po prostu podchwycił, że kobiety źle się czują same ze sobą i próbuje na tym zarobić- nie zapominajmy- sprzedając produkty, które reklamują zdjęcia wyretuszowane równie mocno, co te z magazynów dla dorosłych, tylko po prostu w innym stylu. Czy Dove pokusiłby się o kampanię z owłosionymi kobietami? O te z cellulitem, te z poparzoną połową ciała? Na żadnej z ich reklam nie widziałam kobiet z silnym łojotokowym trądzikiem… Także ich starania skwitowałabym słowem "bullshit". Wolę kupować od kogoś kto nie obraża mojej inteligencji 🙂
Co do reszty tematu- tak, jako nastolatka czułam się ze sobą fatalnie, do tej pory miewam momenty załamania. Ale długotrwały związek z osobą u której wzbudzam zachwyt w oczach, taniec, praca i fakt że ja sama jestem grafikiem sprawiły że nabrałam sporego dystansu. Absolutnie uważam że histeria na tle "thight gap" jest wstydem dla tych którzy ją lansują.
Natomiast nie wiem, kogo za to obwiniać i jak sobie z tym radzić. Photoshop to w końcu tylko narzędzie, nie przyczyna.
Uważam że jest ekstremalnie super gdy ludzie zaczynają eksperymentować ze swoim wyglądem. Niech się tatuują, kłują, farbują włosy na różowo i zakładają dziwaczne ciuchy, jeśli mają taką potrzebę. Niech otaczający ich tłum zyska świadomość, że nikt nie musi wyglądać w określony sposób.
W temacie- polecam ostatni odcinek serialu south park ("the hobbit"), gdzie jest pokazana potęga retuszu. Przeżyłam katharsis 🙂 oraz następujący artykuł: http://www.vice.com/pl/read/natural-beauty-is-nothing-more-than-a-marketing-tool .
Pozdrawiam!
Jasne, wszyscy chyba mamy świadomość, ze reklama Dove to… Reklama. Działanie obliczone na poprawę wizerunku firmy i, w konsekwencji na zwiększenie sprzedaży. Tu nie mam żadnych wątpliwości.
Ja jednak wolę chyba takie kampanie, niż inne.
Bo Dove nie zaprzecza, ze pokazuje kobiety piękne. Piegowate, czasem pomarszczone, czasem krąglejsze od "ideału". Trądzik różowaty to choroba – nie ma chyba człowieka, który uznałby go za kanon piękna. Ale już rozmiar 42 czy piegi na buzi owszem – mogą się podobać i jak najbardziej powinny. Tak to widzę.
Kampania z postrzeganiem własnego ciała jest, moim zdaniem, cenna. Sama się łapię na ten problem. I uwążam, że jest nas wiele – kobiet, które uważają, że są grubsze, niż są. 😉
Tez lubię patrzeć na ludzi, którzy traktują swoje ciało jak materiał artystyczny i z premedytacją nadają mu pewien wygląd. I tak to przecież robimy: nasz styl życia, dieta, sporty, jakie uprawiamy lub jakich nie uprawiamy – wszystko to kształtuje nasze ciało. Czemu nie posunąć się dalej? Chociażby rezygnując z ubierania się jak wszyscy "bo to modne" i tworząc własny styl, który będzie nasz, a nie wylansowany przez obcych nam ludzi?
Dzięki za polecanki, idę szukać South Parku. :)))
We Włoszech mówią – możesz być brzydki, ale musisz być dobrze ubrany.
Ja mówię – dbaj o siebie, o cerę, nie pij,nie pal, ubieraj się ładnie, używaj dobrych perfum. Pielęgnuj piękno swojej duszy i swoje szczęście.
Myślę, że piękno bierze się z wewnątrz, a nie zewnątrz, przez co każdy z nas może być piękny. Trzeba zmienić percepcję. I mieć trochę pieniędzy.
Z tym "nie pij" to ja bym nie przesadzała. 😉
A poważnie – zadbane ciało to klucz do pojęcia piękna. Tyle, ze różnie postrzegamy to, czym jest dbanie o siebie, prawda?
Znam pięknych, zadbanych ludzi, którzy palą. Znam pięknie pomalowane i świetnie ubrane kobiety z dużą, utrudniającą codzienne funkcjonowanie nadwagą. Znam ludzi idealnie szczupłych, niezdolnych do tego, by dogonić autobus i marznących w zimie w najcieplejszych ubraniach. Pojęcie piękna i dbania o siebie są względne.
Susan Sontag miała stwierdzić, że "uroda kobiety jest formą władzy", przy czym chodzi o władzę w rozumieniu patriarchalnym: synonimiczną z "pokazem siły" i będącą jednocześnie metodą zastraszania (złe słowo, zbyt mocne, ale innego w tej chwili nie potrafię wymyślić) tych wszystkich osób, które uznajemy za nie dość silne. A że patriarchalny sposób postrzegania piękna ma się całkiem dobrze nic dziwnego, że nasiąkamy charakterystycznym dlań rozumieniem kobiecego piękna już od najmłodszych lat, ze wszystkich możliwych stron. Wszyscy i wszystkie, bez wyjątku.
Tymczasem lata mijają, dojrzewamy seksualnie, intelektualnie i – przede wszystkim – emocjonalnie, nawiązujemy relacje miłosne o podłożu erotycznym [wspominam o tym, bo nie lubię zawężania potocznego pojęcia miłości tylko do stosunków damsko-męskich (czy jakie kto preferuje)] i okazuje się, że ktoś, całkowicie odrębna ludzka jednostka, postrzega nas w zupełnie inny sposób, niż my same. Mam wrażenie, że zmiana w postrzeganiu samych siebie często zaczyna się właśnie od tego typu sytuacji – co paradoksalnie jest kolejnym zwycięstwem konserwatywnego porządku świata, bo czyż o naszej urodzie nie zapewniają nas wcześniej (w zdrowych relacjach) nasi rodzice czy dziadkowie? Czy małe dzieci nie patrzą z absolutnym zachwytem na swoich rodziców (na przykład w strojach wieczorowych ale niekoniecznie)? Czy przyjaciele nie mówią czasem, że chcieliby mieć takie włosy/figurę/oczy jak my? Czy lustro nie mówi nam, że warto eksponować tę czy inną część własnego ciała? Jednak im wszystkim nie wierzymy tak mocno, jak facetowi, z którym sypiamy. :]
Co oczywiście nie jest złe, jeśli w ostatecznym rozrachunku buduje – i utwierdza – w nas wiarę we własne piękno, kiedy mamy pewność, że nie zatracimy jej nawet wtedy, kiedy tego najważniejszego zachwycającego się osobnika zabraknie przy naszym boku. Co chcę napisać to to, że wszystkie kobiety dostrzegające własną atrakcyjność społecznie wygrywają w zestawieniu z tymi, których nic i nikt nie jest w stanie do niej przekonać (lub przekonać tylko czasowo); bo jesteśmy tym, kogo widzą obcy ludzie. Tak właśnie skonstruowaliśmy sobie świat, który współcześnie uważa, że maksymalnie odrealniona uroda jest znacznie ważniejsza, cenniejsza od naturalnego piękna, które jest przecież względne. A że wyfotoszopowane zdjęcia trafiają do osób wyolbrzymiających mankamenty własnej urody [a robi to większość z nas, bo – jak wyjaśniłam wcześniej – samoocenę budujemy głównie w oparciu o spojrzenia osób trzecich, co do których nie możemy przecież mieć absolutnej pewności (bo nie są nasze, nie pochodzą z naszej głowy!)], wtedy trudno się dziwić, że windują ideał kobiecego piękna daleko ponad poziom sprzed ery fotoszopu, tym mocniej pogłębiając nasze kompleksy. To bardzo emocjonalne odczucie, więc fakt, że na poziomie umysłu doskonale zdajemy sobie sprawę z trików obróbki komputerowej, nie ma tu żadnego znaczenia. Dosłownie: żadnego.
To smutne.
Kurtka Wojtuś, ale się rozpisałam! 😉
A przecież miałam podać jeszcze link do odkrytego kilka dni temu artykułu na bardzo zbliżony temat. No to podaję teraz:
http://kaczazupa.wordpress.com/2013/02/05/piekny-i-bestia/
Takie kampanie naprawdę są ddobre. Na mnue już tak nie działa "magia" sztucznego świata reklamy. Ale myślę że na nastolatki bardzo..Wpływ sztucznych ideałow, nierealnych ciał jest koszmarnie silny. Naprawdę lubię dla odmiany popatrzeć na zdjęcie §licznej, zaokrąglonej kobietki.
To sem ne vrati pani Havrankova 😉 ja jestem przeciwna idealizacji w reklamach, nigdy mnie to nie ciągnąło, zawsze byłam sobą czy to się komuś podobało czy nie. Ważne jest zdrowe podejście do tematu a przede wszystkim właściwe wychowanie, które dają rodzice (dużo rozmów na wszelkie tematy). Mądrzy ludzie mają mądre nastolatki.