Andrea Casotti – Twórca The House of Oud dla Sabbath of Senses

Minionego, pięknego lata w Perfumerii Quality Missala zadebiutowały perfumy The House of Oud. Tworzone z najlepszej jakości składników przez najlepszych perfumiarzy, opakowane w ręcznie robione flakony, z których każdy, każdziutki jest jedyny w swoim rodzaju, odmienny, unikalny. I piękny.

Z tej okazji Warszawę odwiedził twórca i właściciel tej niezwykłej marki: Andrea Casotti.

O perfumach, pasji i spełnianiu marzeń udało mi się z Andreą porozmawiać w gościnnych progach Domu Perfumeryjnego Quality na Warszawskim Bemowie.

Jestem artystą

Klaudia Heintze: Andrea, dziękuję, że zgodziłeś się na tę rozmowę. Zacznijmy od początku.

Wiemy, że pracujesz w przemyśle perfumeryjnym. Wiemy, że jesteś artystą i to artystą pełnym pasji. Ale przecież wszystko ma swój początek. Powiedz proszę, jak to się zaczęło.

Andrea Casotti: Przede wszystkim dziękuję ci za poświęcony czas. I już opowiadam.

Świat zapachów odkryłem przypadkowo. Takie jest życie. Jak wspomniałaś, jestem artystą. Byłem artystą ulicznym. A wcześniej uczyłem się i zdobyłem tytuł inżyniera nuklearnego. Kiedy zetknąłem się z przemysłem perfumeryinym odkryłem w perfumach magię liczb i szaleństwo składników. Bo kiedy spojrzysz na formułę zapachu – widzisz liczby. Ale w składnikach masz złożoność i artyzm. W zapachach odnalazłem sposób połączenie dwóch stron mojej natury.

KH: Jakiego typu sztukę uliczną tworzyłeś?

AC: Graffiti. W latach dziewięćdziesiątych byłem jednym z pierwszych artystów ulicznych w Mediolanie i przez lata stanowiło to ważną część mojego życia.

KH: Stąd więc tak duże znaczenie koloru i ogólnie walorów wizualnych w Twojej pracy!

AC: Może tak, może nie. Na pewno oprawa perfum w jakiś sposób wyraża mnie jako artystę.

KH: Wspomniałeś, że perfumami zająłeś się „przypadkowo”. Jak to się stało?

AC: Przypadkiem. Pracowałam dla firmy zajmującej się inwestycjami kapitałowymi. Kupiliśmy firmę z Mediolanu, z którą nikt właściwie nie wiedział, co zrobić. Powiedzieli mi – jesteś inżynierem, jedź i zobacz, co to w ogóle jest. Odpowiedziałem: wow, jestem inżynierem, ale nie mam pojęcia o zapachach. Ale w momencie, kiedy znalazłem się w tej firmie – w tym czasie była to firma zajmująca się sprzedażą perfum – kiedy odkryłem świat zapachów, po prostu nie mogłem bez tego żyć. Znalazłem więc sposób schwytania celu sztuki w magię liczb.

KH: I co dalej?

AC: Potem zrozumiałem, jak złożone jest tworzenie zapachów. I zrozumiałem, czym jest tworzenie zapachów. Niektórzy porównują to do komponowania muzyki, inni do malowania obrazów. A ja mówię, że tworzenie zapachów jest jak pisanie opowieści, w których składniki są słowami. Następnym krokiem było zrozumienie roli zapachu w naszym życiu. Wszystko pachnie. Nie tylko perfumy. Plastik, kosmetyki, papier – wszystko pachnie. I każdy z tych zapachów ma jakieś znaczenie.

Kolejnym krokiem było spotkanie ludzi, którzy pomogli mi pojąć to, co jest za zapachem. Za zapachami, które kupujemy i podziwiamy. Nie uczyłem się w szkole dla perfumiarzy, ale miałem szczęście napotkać na swojej drodze doświadczonych perfumiarzy, którzy wsparli mnie swoją wiedzą – nie ukrywając niczego i dzieląc się swoim know -how. I to jest sekret naszego dzisiejszego sukcesu – to, że spotkałem ludzi, którzy nadali bieg mojej karierze. I jestem im ogromnie wdzięczny.

KH: Tworzyłeś także perfumy dla innych marek. Czy możesz zdradzić, dla jakich? Przy jakich konkretnie perfumach pracowałeś?

AC: No właśnie nie mogę. Wiem, że nieuprzejmie jest nie odpowiedzieć na pytanie, ale zazwyczaj duże kompanie nie chcą ujawniać, kto stoi za zapachem i twórcy zobowiązani są do zachowania dyskrecji w tym względzie. Muszę uszanować życzenie marek, z którymi współpracujemy. Nie dlatego, że nie chcę się do nich przyznać, tylko dlatego, że są to informacje ściśle tajne.

KH: Rozumiem.

AC: W naszej firmie traktujemy perfumiarstwo i perfumy bardziej jak sztukę, niż jak interes. Współpracujemy więc nie tylko z dużymi korporacjami, ale także, a może przede wszystkim z markami niszowymi. I wiele z firm, z którymi współpracujemy traktujemy obecnie bardziej jak przyjaciół, niż klientów – więc to nie tylko kwestia umów, ale też wzajemnej lojalności.

Na początku była przyjaźń

KH: Pójdźmy dalej. Po nawiązaniu udanej współpracy z wieloma markami perfumeryjnymi zdecydowałeś, ze pora stworzyć coś własnego.

AC: Uczciwie mówiąc, to nie do końca było tak, że zdecydowałem. To miał być prezent dla przyjaciela.

Po latach tworzenie perfum dla przeróżnych zleceniodawców, postanowiliśmy z okazji Świąt Bożego Narodzenia obdarować naszego przyjaciela opowieścią. Opowieścią o świecie Środkowego Wschodu. I początkowo wcale nie spodziewaliśmy się, że stworzone dla przyjaciela perfumy staną się marką. Ale tak to już bywa, że kiedy za zapachem, muzyką czy grafiką stoi prawdziwa opowieść, ma to moc przyciągania ludzi do opowieści, a co za tym idzie, klientów. I lubię myśleć, że za sukcesem House of Oud stoi właśnie pasja i to, że dzięki tej pasji mogę nie tylko przeżywać opowieści, ale tez pisać opowieści.

KH: I to była pierwsza kolekcja.

AC: Tak.

KH: Jak jednak doszło do tego, że prezent stał się kolekcją, że trafił na rynek?

AC: Zaczęło się od tego, że wyprodukowaliśmy niewielką partię tych perfum. Jakieś 200 flakonów przeznaczonych do rozdania w ramach serdecznych upominków, nie do sprzedaży. I wszyscy nasi przyjaciele, którzy mieli okazję je poznać zaczęli na nas naciskać, żebyśmy poszli dalej. Wiesz jak to jest, kiedy ludzie mówią: to niesamowite, musicie coś z tym zrobić. No i zrobiliśmy, ale prawda jest taka, że to przyjaciele wepchnęli nas na rynek.

W roku 2015 wypuściliśmy bardzo limitowaną kolekcję – właściwie po to, żeby pokazać, że spróbowaliśmy. I nagle okazało się, że chwyciło. Marka, zapachy, koncepcja zostały przyjęte świetnie. Weszliśmy do Harrodsa i świat stanął przed nami otworem.

A dodatkowo, muszę Ci wyznać, że za każdym razem, kiedy patrzę na moje perfumy i myślę o tym, że to jest właściwie najpierw prezent dla przyjaciela, a potem prezent dla wielu przyjaciół… No wow. Jestem im strasznie wdzięczny.

KH: Myślę, że my, odbiorcy Twoich zapachów też powinniśmy podziękować Twoim przyjaciołom.

AC: (Śmiech) Dziękuję, to bardzo miłe. Mam nadzieję, że poczujecie się częścią tej opowieści – tak, jak oni.

KH: Tak więc pierwsza kolekcja okazała się sukcesem. Twój zachwyt kulturą środkowowschodnią trwał, podszedłeś więc do tematu ponownie – tym razem nie opowiadając o pustyni, lecz o ogrodach…

AC: Właściwie obie kolekcje debiutowały razem. Tak oficjalnie, już publicznie. Kolekcja pustynna i ogrodowa to dwie opowieści o Bliskim wschodzie reprezentujące dwie podróże w czasie. jedna to podróż po pustyni – od świtu po noc. Druga to podróż po świecie stworzonym przez człowieka – po ogrodzie.

Początkowo każda kolekcja składała się z czterech kompozycji – dopiero po roku dodaliśmy do każdej z nich jeden jeszcze zapach  zamykający kolekcję. Ostatni rozdział opowieści. Po to powstały Wonderly i Empathy. I nie będzie już kolejnych rozdziałów tych opowieści, napiszemy kolejne.

To, co jest w tych opowieściach najważniejsze, to to, że każda z nich opowiada lub będzie opowiadała o relacjach z ludźmi. O wpływie, jaki wywierają na nas inni. Teraz współpracujemy Mohammedem Abu Nashi tworzący w drewnie i złocie. Następny może być piekarz albo muzyk albo… sam nie wiem. Chcemy zostawić książkę otwartą, ale zamykać poszczególne opowieści.

Kolory życia

KH: W takim razie muszę zapytać – o czym bezie kolejna opowieść?

AC: Kolejna opowieść… Przede wszystkim opuszczamy Środkowy Wschód i wracamy do Europy. Chcieliśmy też trochę odejść od tradycyjnego perfumiarstwa i stworzyć zapachy współczesne, nowoczesne wręcz. Bo perfumiarstwo zmienia się. Zmienia się bardzo dynamicznie i obecnie sposób pracy nad zapachem wygląda zupełnie inaczej, niż wyglądał jeszcze pięć lat temu. Zdecydowaliśmy się odejść od tradycyjnych składników i złożeń. A także od bujnego bogactwa woni arabskich na rzecz europejskiego… powiedzmy umiarkowania.

Za zapachami stoją współpracujący ze mną perfumiarze: Maurizio Cherizza i Cristian Calabro. Mam do nich wielkie zaufanie, powiedziałem więc: panowie, róbcie co chcecie. I… w sumie, jeśli chcesz, możemy powąchać razem te perfumy.

KH: Jak mogłabym odmówić?

AC: Kolekcja nazywa się Colorful Collection i składa się z trzech zapachów. Od razu powiem, że opakowania będą konsekwentne – zachowamy formę flakonu, jednak zmienione zostaną detale – tak, żeby przesunąć design od arabskiego wykwintu w stronę zachodniego wykwintu. I oczywiście, z radością pochwalę się tym, co mamy do zaprezentowania (śmiech).

Just Before

AC: Pierwsza kompozycja nosi nazwę Just Before (Tuż Przed, choć ja przetłumaczyłabym raczej Tuż Zanim – KH) i jest momentem tuż przed tym, zanim oddasz się przyjemności. Opowiada o przyjemności oczekiwania na… przyjemność. Tuż tuż. Na pomysł nazwy i tego „rozdziału” opowieści wpadł Maurizio Cherizza, który jest dla mnie bardziej przyjacielem, niż kolegą z pracy.

Głównym składnikiem jest pochodzące z Centralnej Ameryki Palo Santo. W Ameryce Palo Santo jest świętym drzewem i używane jest jak oud na Wschodzie. Jego zapach jest jednak bardziej balsamiczny, słodszy – lecz słodycz Palo Santo jest jest nieporównywalna ze słodyczą jakiegokolwiek innego drewna.

Zapach drewna umieściliśmy w centrum zapachu: nie jako bazę, jak zwykle się czyni, lecz tak, by balsamiczny, drzewny aromat stał się gwiazdą zapachu.

KH: A nuty przyprawowe? Szafran?

AC: Anyż połączony z nutą ambrową. A ta słodka żywiczność pochodzi z nut drzewnych.

Aneks KH: Just Before rzeczywiście zawiera nuty przyprawowe. W otwarciu jest subtelnie ostry i rzeczywiście zawiera sporo szafranu, jednak wyostrzonego szybko znikającą nutką cytrusową. Po chwili dosłownie zapach staje się drzewny, balsamiczny, słodki słodyczą żywiczną i nienatrętną. Piękny, wart testów, wart grzechu.
Po teście Just Before – znając już od pewnego czasu wszystkie poprzednie kompozycje House of Oud – powiedziałam: a może to jest mój ulubiony zapach marki?

AC: Jak widzisz, jest zupełnie różny od tego, co prezentowaliśmy wcześniej.

KH: Czy we współczesnych zapachach należących do Colorful Collection stosujecie syntetyczne molekuły?

AC: Oczywiście! Ale robimy to tak, by nie rzucały się w oczy. W sumie niewielu znajdzie się współczesnych perfumiarzy nie używających syntetycznych molekuł. Bo współczesne perfumiarstwo artystyczne zbudowane jest z jednej strony na rzadkich, naturalnych składnikach – takich jak Palo Santo; z drugiej jednak strony wiele można „zagrać” nowoczesną chemią. Z resztą powiedzmy wprost: syntetyk nie oznacza, że esencja jest gorsza. Niektóre syntetyczne molekuły mogą być droższe, niż naturalne esencje, a poszukiwanie, odkrywanie i poznawanie nowatorskich syntetyków jest częścią naszej pracy. I to otwiera przed na mi wiele dróg i fantastycznych możliwości.

Live in Colors

AC: Drugi zapach kolekcji nazywa się Live in Colors i jest momentem następującym bezpośrednio po doznaniu przyjemności. Radością życia.

W Live in Colors pierwszy raz użyliśmy drewna hinoki – japońskiego cyprysu. Hinoki to zapach transparentny, nieomal mineralny, pozbawiony klasycznej bazy brzmienia. Jest w nim świeżość, radość życia, coś, co przypomina musujący cocktail.

Otwarcie jest świeże, wibrujące. Baza przypomina nieco klasyczne kompozycje Houde of Oud, jednak wpletliśmy w nią celowo nutę metaliczną, nowoczesną.

Aneks KH: Hinoki w Live in Colors brzmi doskonale. Lekko, świeżo, cytrusowo – bo też jest podbity cytrusami i musującym anyżem. To już drugi zapach THoO z fantastycznie oddaną nutą cyprysu – pierwszym jest Cypress Shade należący do Klem Garden Collection (o której to kolekcji napiszę na pewno, bo jest cudowna). Baza brzmi bardzo nowocześnie, jednak nie niekomfortowo. Dla mnie jest bardziej mineralna, niż metaliczna.
Przyznaję, że nie poświęciłam wiele uwagi temu zapachowi, jednak nawet po pobieżnych testach przy herbacie i ciastkach mogę powiedzieć, że w kategorii zapachu letniego, radosnego, wakacyjnego Live i Colors jest bardzo dobrą propozycją.

The Time

AC: Za tym rozdziałem opowieści stoi Cristian Calabro. The Time bazuje na akordzie niebieskiej herbaty i nazywamy go zapachem na five o’clock.

Próbowaliśmy tu dokonać czegoś niespotykanego, a mianowicie uchwycić kwiatowy aspekt zapachu herbaty. Zazwyczaj herbata w perfumach jest nutą bardzo wyrazistą, dynamiczną, świeżą. A my chcieliśmy pokazać herbatę inaczej i nazwaliśmy ten typ zapachu spokojnie kwiatowym. Bo The Time to moment, kiedy dumasz nad tym, jakiej przyjemności szukasz, jakiej pragniesz, dla jakiej żyjesz.

Zapach najłatwiej byłoby opisać jako piżmową herbatę. Niebieska herbata to herbata zawieszona w momencie między herbatą zieloną, a czarną. Nazywa się ją także herbatą oolong lub smoczą herbatą.

I ponownie mamy tu rzadki, cenny składnik naturalny złożony z syntetycznymi molekułami.

KH: bardzo różni się ten zapach od poprzednich.

AC: Cieszę się, że to zauważyłaś, bo chcieliśmy tu opowiedzieć zupełnie inną historię. Taka jest nasza misja – opowiadanie różnych historii.

Aneks KH: Zapach jest bardzo lekki, subtelny. Wydaje się totalnie transparentny, a jednak jest po pierwsze wyraźnie wyczuwalny, po drugie zaś morderczo trwały. Nie do końca czuję jego piżmowość, jednak maślany, subtelnie dymny irys daje mu niejednoznaczną, pogłębioną matowość. To jedna z najbardziej oryginalnych propozycji THoO.

KH: Dziękuję za prezentację. Powiedz mi jeszcze proszę, czy nowa kolekcja jest już zakończona, czy będzie składała się z trzech tylko zapachów, czy stworzysz czwarty, by ją zamknąć, czy może będzie ich pięć, jak w przypadku poprzednich?

AC: Ani tak, ani tak, ani tak. Ta kolekcja pomyślana jest jako niekończąca się opowieść. Będziemy wypuszczać kolejne zapachy pojedynczo i każdy z nich będzie osobną historią. Nie mamy jeszcze planu marketingowego, ale wiemy dokładnie, o czym chcemy opowiedzieć. Planujemy zapachy ludzkie: zapach muzyka, pisarza, barmana. Będziemy opowiadali o spotkanych ludziach. A tak się składa, że mam szczęście spotykać wielu ludzi.

Polowanie na oud

KH: Chciałabym wrócić do jednego z tematów, które poruszyliśmy w naszej rozmowie przed wywiadem. Opowiadałeś o łowcach oudu – o polowaniach na oud, o niebezpieczeństwach z tym związanych i o tym, jak rzadki jest to obecnie łup.

AC: No tak, to jest ta tradycyjna część opowieści. Polowanie na oud, wyprawy wgłąb dżungli, poszukiwanie drzew, rozpoznawanie ich i ścinanie właściwych – to praktyka obecnie nieomal zarzucona. Bo współcześnie odchodzi się od używania oudu pochodzącego z tak zwanych naturalnych infekcji. Większość stosowanego współcześnie oudu pochodzi z infekcji generowanych sztucznie, celowo – co, przy okazji, jest jedynym sposobem pozyskania składnika o w miarę równej jakości, klasie. W przypadku oudu pozyskiwanego „na dziko” absolutnie nie ma takiej możliwości.

Na szczęście współcześnie mamy plantacje oudu tworzone celowo i wyłącznie w celu pozyskiwania oudu dla potrzeb przemysłu perfumeryjnego. Ale tradycyjnie pozyskiwanie oudu to był proces bardzie przypominający polowanie, niż zbiory. Łowcy oudu udawali się na wielotygodniowe wyprawy wgłąb dżungli w poszukiwaniu tego jednego, jedynego drzewa. I ludzie ci naprawdę ryzykowali życiem po to, by dostarczyć to drzewo do miejsca skupu czy destylacji. To nie jest więc tylko takie sobie określenie. To prawda. Ludzie potrafili ryzykować życiem po to, by zdobyć kawałek drewna o wartości setek tysięcy euro.

Sam proces pozyskiwania esencji z drewna też nie jest łatwy. W większości przypadków zakażone części drewna oddziela się od niezakażonych ręcznie – tak, by nie utracić nawet grama cennego surowca.  A potem dopiero rozpoczyna się żmudny proces gotowania. Wysiłek, praca, zaangażowanie, które potrzebne jest dla pozyskania grama esencji jest niewyobrażalne. Dlatego składnik ten (i nie tylko ten) należy szanować, rozumieć.

KH: Mam wrażenie, że spośród wszystkich nut perfumeryjnych, oud darzysz szczególną sympatią, by nie rzec miłością.

AC: Taaaak. I nie do końca. Wiesz – są gatunki oudu, które kocham, ale są i takie, których totalnie nie cierpię (śmiech). W naszych kolekcjach używamy właściwie wszystkich gatunków, jednak robimy to w różny sposób. Na przykład w Blessing Silence oud jest totalnie z przodu. Nie da się go nie zauważyć. Za to w Almond Harmony jest tylko cieniem, jednym z wielu odcieni zapachu. Ba! Różna moc tego samego składnika może być powodem do zachwytu i wręcz przeciwnie. Nie tylko dlatego, ze każde zakażone drzewo jest inne.

KH: W nowej, europejskiej kolekcji oudu nie ma.

AC: Nie ma.

Czy przypadkiem nie oszalałeś?

KH: A co z edycjami limitowanymi? Mam na myśli serię Crop, która obejmuje na razie dwie kompozycje, ale wiem, że będą kolejne? To, zdaje się, bardzo nietypowy koncept.

AC: O tak. Żeby to wyjaśnić, muszę cofnąć się do początków naszej historii – do pomysłu stworzenia prezentu dla przyjaciela.

Pierwotnie nie planowaliśmy tworzenie kolekcji. Miał być prezent, jeden zapach. Kiedy dyskutowałem koncepcję tego zapachu z panem Nashim, zwykł on ze mnie żartować. Powtarzał: – – Andrea, za dużo kombinujesz. Całe dni spędzasz jak maniak tropiąc próbki, numery, proporcje. Próbujesz i próbujesz. Testujesz i testujesz. Jesteś wiecznie nieusatysfakcjonowany, nigdy nie kończysz swojej pracy, nigdy nie masz dosyć i nie jesteś zadowolony z efektu. Tym razem zrób inaczej: szanuj swój czas, postaw na przypadek, daj składnikom zagrać ze sobą. Zobacz, co my tu mamy – a byliśmy w tym czasie w Dżakarcie – mamy kawałek drewna, liście mięty, sandałowiec, wetiwer. Wsadźmy to wszystko razem i ugotujmy. Co będzie to będzie.

I wyobraź sobie, że w pewnym momencie powiedziałem – Zróbmy tak.

Crop to kolekcja sztandarowych zapachów marki mająca być celebracją końca sezonu zbiorów. Wybieramy to, co w danym sezonie udało się najlepiej, gotujemy to razem i czekamy co z tego wyjdzie. Zwykle nie mamy pojęcia ile nam wyjdzie flakonów, nie mamy pojęcia, czy zapach będzie udany czy nie. Nie możemy też dorobić kolejnej partii, bo nie jesteśmy w stanie odtworzyć receptury.

KH: Nie zapisujecie receptury?

AC: Nie. To ma być hołd dla szczęśliwego przypadku.

KH: A tegoroczny Crop? Możesz zdradzić, co się z nim znajdzie?

AC: A mogę. Pierwszego roku zaryzykowaliśmy połączenie mięty z drewnem. Drugiego roku lukrecji z oudem. A tego roku udało nam się zdobyć partię bardzo szczególnych kwiatów jesiennego jaśminu i myślimy nad złożeniem go z oudem. Przy czym kiedy przyjdzie czas gotowania, wszystko nam się może odmienić.

KH: Jaśmin w złożeniu z indonezyjskim oudem… Efekt może być dość animalny.

AC: Nie nie nie. To na pewno nie będzie indonezyjski oud. Nie lubię prymitywnego efekciarstwa.To będzie oud z Kalimantanu. Trzymamy ten kawałek drewna na wierzchu i wpatrujemy się w niego od trzech miesięcy i jesteśmy absolutnie pewni, że to jest właściwy kawałek drewna na tegoroczną edycję specjalną. O tym, co do niego dodamy jeszcze zdecydujemy i stanie się to tego wieczora, kiedy przyrządzę makaron dla wszystkich i podczas spotkania z przyjaciółmi zdecydujemy, co wsadzić do kotła. Ale będzie to na pewno kwiatowy oud.

KH: Szalenie podoba mi się ta koncepcja. W życiu nie przyszło mi do głowy, że można robić perfumy w taki sposób. Pomysł jest taki… świeży.

AC: Mnie też nie przyszło. Gdyby ktoś przyszedł do mnie wcześniej i powiedział – zrób perfumy w taki sposób – z pewnością zapytałbym go, czy przypadkiem nie oszalał. 

KH: Wyobrażam sobie.

Na koniec powiedz mi, czy chciałbyś coś dodać. Coś ważnego. Coś, o co nie zapytałam.

Przesłanie

AC: Ech… nie da się zapytać o wszystko, nie da się powiedzieć wszystkiego. Wiesz jak to jest: kończysz wywiad i dosłownie po sekundzie myślisz: o rany, nie powiedziałem tego i tamtego i jeszcze czegoś. Gdybym miał dodać coś tak od siebie, z serca, to chcę powiedzieć, że artystyczne perfumiarstwo ma kolosalną wartość dla całej tej dziedziny przemysłu. Musimy je chronić, dbać o tę wolność, o tę wartość, którą mamy teraz w swoich rękach. Wielu odbiorców sztuki perfumeryjnej nie zdaje sobie sprawy z wartości, jaką ma kreatywność możliwa tylko w sztuce niezależnej od massmarketu, w którym głównym celem jest kreacja perfum o wysokim poziomie natychmiastowej, masowej lubialności. I nagle przestajemy rozmawiać o pięknie, a zaczynamy rozmawiać o zbycie.

To jest przesłanie, które chciałbym zostawić na Twojej stronie.

  • Zdjęcia niepodpisane udostępnione zostały dzięki uprzejmości Perfumerii Quality Missala.

Udostępnij:

Facebook
Twitter
Pinterest
Email

5 komentarzy o “Andrea Casotti – Twórca The House of Oud dla Sabbath of Senses”

  1. Nowa Alchemia! Cudowny wywiad! Fantastyczny człowiek! ♥ Dziękuję!
    A tak a propos nowych zapachów, to mokry beton kupię od razu 😉

    1. Klaudia Heintze

      Raczej nie ta marka. THoO to marka ekskluzywna, nie rewolucyjna. Co, oczywiście, nie znaczy, że nie warta uwagi.

  2. Bardzo świeżo, lekko i pięknie.
    Sympatyczny i autentyczny to człowiek.

    Kalimantan z Borneo jest unikalnym, balsamicznym, egzotyczno-owocowym oudem ze słodkim niuansem w tle. Bardzo hipnotyzujący. To będzie coś.
    A tym czasem wypadało by poznać zapach z oferty marki, może kompozycja z Palo Santo..? 🙂

    1. Klaudia Heintze

      Tak to chyba jest, że naprawdę utalentowani ludzie nie robią z siebie diabli wiedzą kogo. Po prostu są sobą, robią to, co kochają i nie muszą nikogo udawać.

Dodaj komentarz

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany. Wymagane pola są oznaczone *

Popularne wpisy

New Zealand by Demeter

Niebo nad wzgórzami New Zealand to arcypiękne połączenie soczystej zieloności z tą niezwykłą, pełną świeżości przestrzenią, która zachwyciła mnie w Rain. Jeśli sięgniemy do inspiracji

Czytaj więcej »