Odkrywam dni
jakbym je znał,
nie pamiętając.
Każda chwila to powrót do tego, co znane i zapomniane.
Mocno dzierżymy kielich w dłoniach.
Przechodzi z rąk do rąk
w tym lub innym świecie –
odległy, powracający
z jednego brzegu na drugi,
niesiony na skrzydłach,
spoczywa na ziemi
u jego stóp,
zagubiony, niezapomniany…
Głowa, włosy, stopy, z ziemi ku niebu…
Namiot w tysiącach miejsc równocześnie,
Alfa i omega.
SpeM PetraM.
Ukryty, ukochany, niekochany.
Światło zrodzone z kamienia, blask na płatkach kwiatów,
skarb miłości i pyłu
Jeszcze piękniejszy,
nieskończenie, ciało i ankh,
wtulony w skalną nieckę,
w siebie.
Jasność światła
w kornej nieskończoności,
niebiańska grota, święty rytuał
święte oleje.
SpeM PetraM.
Bezcenna esencja człowieczeństwa,
ofiarowana, przyjęta.
Krople kadzidła jak łzy radości.
Berło miłości rzucone w niebiosa,
poza horyzont.
Puchar wypełniony po brzegi
najlepszą esencją nardu.
Płynne złoto szaleńczo lśni, płynie…
Bogini Nadziei,
kocham cię!
Zmień się teraz
w Bóstwo Miłości!
SpeM PetraM.
Od złota głupców
do kamienia nadziei.
Oj długo musiała czekać olfaktoryczna poezja Oliviera Durbano na swój dzień na Sabbath of Senses.
Nie wiem, kiedy ukaże się zbiór moich „myśli o zapachu”, ale dzień na schadzkę ze Spem Petram wybrałam szczególny. Są Walentynki. Siedzę w ciemności, świat zamknął mi się w plamie światła z przyciemnionego monitora.
Po lekturze nut spodziewałam się wielkiej miłości. Zachwytu na miarę Najlepszych dzieł Oliviera. Na miarę flakonu.
Ogarniając szerszą perspektywę. Siedzę w ciemności. W ciemnym przedziale pociągu. Jadę na konferencję i piszę zamiast czytać, bo moi współtowarzysze albo wlepiają wzrok w ekrany telefonów, albo w pustkę.
I to jest trochę historia mojej relacji ze Spem Petram.
Te perfumy mają wszystko, czego potrzeba do szczęścia. Przynajmniej teoretycznie.
Po pierwsze u źródła swego istnienia mają Oliviera – człowieka, którego wrażliwości i talentowi ufam. Po drugie mają nuty. A wręcz NUTY. Po trzecie mają opowieść – poetycką metaforę, wieloznaczną i zwieńczoną inwokacją do Bogini. Nie Boga.
A jednak…
Jak opowiedzieć perfumy ciche? Brzmiące suchym szeptem na skórze pragnącej deszczu?
Jak opisać nuty, które nie nadchodzą, lecz od pierwszego wdechu zdają się zastane, wiekowe i senne?
Jak namalować pustkę?
Spem Petram brzmi jak szept. Bogactwo olfaktorycznych składników zapowiadanych w nutach stłumione zostało w tej kompozycji jak głos ściszony do szeptu. Pozbawiony barwy, tonacji, osobistości.
Szept jest szary. Jak popiół.
Spem Petram to popiół złocistego szafranu, czerwonej róży i mlecznego kadzidła roztarty na skórze. Szary cień wspomnień. Laurowy wieniec, o którym wszyscy zapomnieliśmy.
Bogactwo nut przyprawowych i kwiatowych przesłania blady woal kadzidlanego dymu – chłodnego i bezcielesnego.
Tworząc Spem Petram Olivier Durbano opowiada nam brak pragnień, wolność od żądz i tęsknot. Spokój nirwany. Sen bez snów.
Data premiery: 2019
Kompozytor: Olivier Durbano
Nuty zapachowe:
Nuty głowy: kadzidło frankońskie (olibanum), nuta palonego kadzidła (dym), cynamon, wawrzyn, szafran
Nuty serca: balsam jodły, drewno Cabreuva Incienso (Caboreira – balsamiczne drewno z rodziny mahoniowatych), róża damasceńska
Nuty bazy: szpikander (nard lub jatamansi), piżmo, cedr