Są takie chwile w czasie, gruntownie osadzone w naszych myślach, niesłabnące. Swym spokojem zapewniają komfort – zwyczajność i monumentalność. Słodycz i ciepło, głębia i piękno. Nigdy nie blakną.
<brief Johna Pegga>
I są takie nuty w perfumach, które na tym blogu zawsze będą mile widziane. Kadzidło, pieprz, drewno, dym… ale także używki jak whisky, czy tytoń. Bo to blog o przyjemnościach i to się nigdy nie zmienia. 😄
Pierwszy wdech Sacred Memory cofnął mnie o wiele lat, do czasów kiedy na debiutowały Bois d’Encens z serii Armani Prive – która to seria na początku XXI wieku wydawała się czymś niesamowitym i, pomimo wielkiego boomu na ekskluzywne perfumy – tego wrażania udało się kreatywnym z Armaniego nie zepsuć.
Ten pierwszy wdech to pieprz i kadzidło. A drugi… drugi to już zupełnie inna historia.
Fot. Gábor Adonyi |
Złożone przez Johna Pegga Sacred Memory – wbrew nazwie – nie opowiadają o wspomnieniach religijno – kościelnych. Ani nawet religijno pierwotnie rodzimych, rytualnych. Pierwszy akcent jest zwodniczy. Jest zagajeniem opowieści, a nie opowieścią samą.
Po pierwszym, mocno drzewnym, subtelnie dymnym tchnieniu – zapach zmierza w stronę wspomnień zupełnie nie sakralnych – i ta dwuznaczność nazwy podkreślająca osobistość tego, co dla człowieka szczególnie ważne, szczególnie cenne i święte, przemawia do mnie na poziomie osobistym i filozoficznym jednako.
Zapach dębowej beczki – drewno wilgotne i użyteczne. Niesamowitość powstająca na styku dwóch substancji, dwóch stanów skupienia. Mocny, destylowany alkohol pijący zapach ciemnych, starych desek.
Na drugim planie tytoń. Nuta miękka, nieostra jak wspomnienie. W Sacred Memory dosłownie dotykalne jest to niesamowite, twórcze zepsucie, które odbiera tytoniowym liściom blask i barwę, lecz daje aromat i… wartość.
Trzeci plan to nuty animalne – lecz ponownie ukazane w sposób nieoczywisty, nie wprost. Akord starej skóry. Lekko zetlały zapach starego futra – czystego, suchego i zupełnie pozbawionego emocjonalnego związku ze zwierzęciem, śmiercią i cierpieniem. Prosta, naturalna puszystość.
Gdzieś w sercu kompozycji czai się słodycz – aromat niekonkretny, przygaszony, postarzony. Idealnie uzupełniający opowieść o najświętszych, najsłodszych skarbach pamięci przechowywanych, chronionych i przekłamywanych z każdym dniem, miesiącem i rokiem.
Fot. Gábor Adonyi |
Sacred Memory to perfumy zadumane, zadymione i namalowane w odcieniach sepii. Jest w nich entropia i dekadencja.
Znacie te powroty do chwil szczególnie drogich, wydarzeń szczególnie ważnych. Tę bezradność, kiedy przywoływane po raz setny wspomnienie rozsypuje się i gubi ostrość. Kolejne szczegóły, które tracimy – które rozpadają się w naszej wyobraźni i odchodzą, zostawiając po sobie pustkę. Pustkę, którą potęgą naszego umysłu wypełniamy treścią naszych marzeń – tak, by pasowała do opowieści.
W ten sposób – z tych kolejnych utrat, tęsknot i dziur – tkamy opowieść często piękniejszą i słodszą, niż wydarzenie, które jest dla niej kanwą. Na tym polega zwodniczy fenomen pamięci. I o tym właśnie – w sposób mistrzowski – opowiada John Pegg swoją kompozycją.
Data premiery:
Kompozytor: John Pegg
Trwałość:
Nuty zapachowe:
czerwone jagody, bergamota, whisky z dębowej beczki, absolut tytoniu, ambra, piżmo
14 komentarzy o “Nieświęte świetości – Sacred Memory Kerosene”
Jak zwykle pięknie opisane 😍
Dziękuję. <3
Nic tak mocno nie odsyła do wspomnień jak zapachy. Wystarczy cień, mgiełka a człowiek udaję się w sentymentalną podróż do miejsc i ludzi, których już nie ma. Moje najwcześniejsze wspomnienie pachnie drewnianym kredensem, gorącym świeżym chlebem, masłem, które już się zdążyło na nim rozpłynąć i… kiszonym ogórkiem. Zupełnie nieperfumeryjna kompozycja, ale dla mnie to najcenniejszy i najbardziej pielęgnowany obraz z dzieciństwa. Ach, aż mi się na samą myśl zrobiło tak jakoś ciepło i szczególnie. Pozdrawiam bardzo, bardzo 🙂
Brzmi cudownie!
Uwielbiam proste zapachy i proste smaki. A moje wspomnienia często dotyczą takich właśnie detali. Pamiętam człowieka, opowieść, nastrój – ale to takie szczegóły wryte w pamięć wywołują najsilniejsze emocje.
Moje wspomnienia z dzieciństwa są prawie zawsze gorzkie.
Pamiętam kupowanie gorącego chleba prosto z piekarni – z nocnego wypieku. Zwykle chodziłam sama i wracałam z tym gorącym bochnem do domu. Raz poszła ze mną mama. Wracałyśmy tą ciemną nocą i objadałyśmy ten gorący, pyszny, pachnący chleb. To jedna z tych bardzo nielicznych chwil w mojej pamięci, kiedy się jej nie bałam.
Ściskam Cię mocno i bardzo, bardzo dziękuję za dobre wspomnienie. Przypomina mi ono, że świat bywa piękny.
Ogromnie mi przykro, że jakaś część dzieciństwa to wspomnienie lęku i gorycz… Powinno być zupełnie inaczej. Dobrze, że chociaż to jedno wspomnienie jest trochę inne, lepsze. Wiem, że teraz w dorosłym życiu, sama kreujesz wspaniałe przyszłe wspomnienia. Bardzo ciepło pozdrawiam 🙂
To prawda. Paradoksalnie – to wiele ułatwia w życiu, bo ja nie tęsknię za tym, co minęło. Wiem, że teraz jest mój czas na szczęście. No i wiem, że mój syn ma dobre wspomnienia z dzieciństwa, więc jestem z siebie dumna, że przerwałam ten zaklęty krąg i nie przekazałam traumy kolejnemu pokoleniu.
Uściski serdeczne <3
Bo to naprawdę jest powód do dumy. Odwrócić się od tego, co było złe i żyć w "dziś" tak pięknie, dobrze i mądrze, żeby jutrzejsze wspomnienia były źródłem radości. Wspaniałego dnia, na myśl o którym jutro lub pojutrze się uśmiechniesz 🙂
Dziękuję i Tobie. Wielu dni, na myśl o których będziesz uśmiechnięta. 🙂
Zrobiło się trochę smutno.
Złe wspomnienia, te z dzieciństwa i te późniejsze schowane głęboko i tak z nami zostają do końca. Czy chcemy czy nie, są i będą. Myślę, że wpływają na nas i nas w jakimś stopniu kształtują. Najgorsze jest to, że wystarczy drobny gest, niby nic nieznaczące słowo i wszystko wraca.
No ale zostawmy te smutki.
Matko !, jak ja tęsknię za zapachem, smakiem pomidorów jakie uprawiał mój dziadek.
To prawda. Zostają i są przekleństwem. Ale zarazem dają to wyzwalające poczucie, że nic gorszego już mnie w życiu nie spotka, że gorzej już nie będzie. Jest to jakaś metoda na przetrwanie złych chwil. Nie polecam, ale jak się nie ma co się lubi… 😉
Pomidory to jest zapach fenomenalny. i tak! One teraz już tak nie pachną. nie te w sklepach.
Cudowne pomidory są w Memory Of Kindness I Hate Perfume. Recenzowałam, to zapach zbierania pomidorów z dziadkiem. Dosłownie tak jest opisywany przez autora.
Są pomidory w Tomato Demeter Fragrance Library – tez opisywałam i nie mylić z Tomato Seeds tej samej marki.
Cudowne zielone pomidorki Les Belles Niny Ricci to było cudo cudeńko.
Marc Jacobs miał kiedyś cudne, wielkie splashe i w Basil były cudne listki pomidora. ja miałam Fig z tej serii i wyszło mi 250 ml, więc serio… no fajne były. Basil też bym chciała.
W ogóle pomidor to jest jeden z cudów świata.
O, rany Dziewczyny, ale przywołałyście cudowne pomidorowe wspomnienia z dzieciństwa. Ja dla odmiany pamiętam babcię, która każdego roku robiła domowe koncentraty pomidorowe. Godzinami siedziała w kuchni obierając kolejne partie pomidorów a na wszystkich palnikach stały garnki z gotującą się czerwoną pachnącą pulpą 😉 Kuchnia tonęła w pomidorowych oparach i nawet babcia pachniała pomidorami. Słowo daję, że nic nie pachniało piękniej niż spracowane dłonie babci, spowite w zapachu pomidorów. Dla mnie, małej dziewczynki, to była zapach bezpieczeństwa i miłości.
Mnie babcia się kojarzy z zapachem tartej bułeczki rumienionej na masełku. Do polania kopytek albo innych kluseczek, które robiła na każde moje życzenie. czyli często. te kluseczki z masełkiem, tartą bułeczką i cukrem to jest smak mojego dzieciństwa. I jeszcze sok z czarnego bzu. Jak on pachniał!
Miałam piękne i radosne dzieciństwo wypełnione różnego rodzaju zapachami, może dlatego tak tęsknię za tamtymi chwilami i osobami, które istnieją już tylko w mojej pamięci 🙂
Tak sobie myślę, że ja chyba nie bardzo mam co wspominać miło, więc w moim przypadku lepiej się zająć czymś innym (np. sweter, albo pograć w Dungeon&Dragons).
Do kadzidła mam ostatnio awersję, ale ja mam w ogóle ostatnio awersję do prawie wszystkiego, chyba by mi się spodobały na kimś. Ale na mnie już niekoniecznie 🙂