Arabia bliska i z bliska
Czegóż to człowiek nasłuchał się od osób testujących ten zapach…
Opowieści mogące awansem zniechęcić do używania tych perfum; a w przypadku, kiedy poznamy je po przeczytaniu recenzji w sieci (a przyznajmy, że w przypadku niedostępnych w Polsce Lutensów o to łatwo) – zaprogramować negatywne skojarzenia i zupełnie „załatwić” zapach.
Kebab? Kurczak? Garkuchnia? Hę?!
Otóż… nic takiego!
Może po prostu mam szczęście, bo na mnie Arabie nie uwalnia ani krztyny kurczakowej nuty?
Na mnie Arabie to rzeczywiście suszone owoce, z naciskiem nie na figi, tylko na daktyle. Daktyle w wersji szczególnej, znanej mi ze zbieranych pod dziko rosnącymi palmami opadów: ciemne, podeschnięte, składające się głównie z pornograficznej pestki i pomarszczonej skórki. Zapach… Głębszy od zwykłej owocowej słodyczy, cierpkawy goryczką czającej sie w pobliżu pestki, kojarzący się z owocami wysychającymi na słońcu, na nielakierowanych deskach, nie zaś w jakichś suszarkach.
Wyraźna gałka muszkatołowa, nuty podsychającego w suchym, nieruchomym powietrzu, szlachetnego drewna w wielkich klocach plus nadająca kompozycji oryginalności, niesztampowego pazura jakaś szczególna przyprawa, kojarząca się zupełnie niesłodko, a którą po lekturze nut zapachowych zidentyfikowałam jako liść laurowy.
Cała ta szczególna konstrukcja „zebrana” jest, wypełniona i uformowana na bazie swoistej zaprawy wyrobionej jak miękkie ciasto z bursztynowozłotych żywic, jasnego, scukrzonego już przez czas i upał miodu i odzyskanego ze świec ciepłego, pszczelego wosku wymieszanego z odrobiną popiołu pozostałego po nadpalonych w ciepłą, bezwietrzną noc knotach.
Ta gęstość powoduje, że masa ta nie do końca jest w stanie wyschnąć i w ciemnym, niesłonecznym wnętrzu zapachu czai się jakaś krztyna lekko stęchłej wilgoci, jaką wyczuwa się czasem w izolowanych od światła arabskich wnętrzach. Nic rażącego. Taki haczyk, który sprawia, że Arabie jest jeszcze bardziej arabska.
Dlatego pewnie czasem, przy dłuższym „noszeniu” Arabie zdaje mi się, że ta niejednorodna owocowo-woskowa masa rozgrzana została dodatkowo w mocno zaciśniętej, wilgotnej dłoni. To szczególne wrażenie pełni, jak gdyby wszystkie składniki przeciskały się między palcami śliskimi, gęstymi wężykami…
Jeszcze raz: żadnych kurczaków!
Data powstania: 2000
Twórca: Christopher Sheldrake
Nuty zapachowe:
cedr, drzewo sandałowe, kandyzowana skórka mandarynki, suszone figi i daktyle, kmin, gałka muszkatołowa, goździki, żywice balsamiczne, bób tonka, syjamski benzoes, mirra
7 komentarzy o “Serge Lutens Arabie”
Opis Sabbath bajeczny a ktoś kto czuje w Arabii kurczaka w kurczaku czuje prawdopodobnie Arabię, współczuję bardzo.
Dla mnie ten Lutens to zmoczone rzęsistym deszczem na arabskim straganie przyprawy które lizane gorącymi językami słońca buchają zapachowym sokiem w mój zdziwiony i zachwycony nos. Jak mój nos nauczy się przypraw to napiszę więcej o tym przecudnym zapachu
Po pierwsze witam serdecznie Panie Jerzy (bądź Jerzy po prostu).
Rzeczywiście ja także mam wrażenie połączenia w Arabie nuty szczególnej wilgoci i gorącego słońca.
Porównanie rewelacyjne! Bardzo obrazowe i sugestywne.
Żal mi upośledzonych nosów czujących w Arabii kebab i kurczaka. To zapach, który zdobył moje serce od pierwszej chwili, jeden z tych niepowtarzalnych. Mogą go jednak nosić tylko oryginalne osobowości, może stad te kurczaki u innych? 🙂
Ja też melduję brak kurczaka.
Piękny opis. Porusza wyobraźnię.
Bazary w Azji cechuje wysoki stopień uporządkowania. Bazar podzielony jest na alejki lub sektory, gdzie występują tylko przyprawy albo tylko zakłady szewskie, albo wiadra, albo suszone owoce, albo świeże zioła… Są też miejsca, gdzie można kupić maści wszelakie i mikstury, łącznie z suszonymi wężami, stosowalne w celach wszelakich i wydzielające takąż gamę zapachów. Są więc takie miejsca na bazarze, gdzie kończą się stoiska z przyprawami i zaczynają z suszonymi owocami. Tam mieszają się zapachy przypraw i suszonych owoców, to bardziej czuć paprykę i gałkę muszkatołową, to daktyle. A czasem trochę pleśni i wilgoci z niebyt wysprzątanych kątów. Arabie to dla mnie właśnie takie miejsce na bazarze.
A pieczonego kurczaka czuję raczej w Ambre Sultan.
Pani blog czytam od lat, ale w kwestii perfum nie wypowiadałem się jeszcze, chociaż używam niszy długo. Mam też swoje ulubione "Lutensy", ale w klimacie szpilkowym. Ad rem. Zdarza się, że jak przejdzie mi moda na zapach, zaglądam na półkę i szukam dalej. I tak odkryłem Arabie. Nie wiem skąd jakakolwiek możliwa opinia, że w zapachu jest curry. Ten zapach zaczyna się i kończy pięknym suszonym daktylem i figą, pewnikiem przez niewprawne nosy identyfikowanym początkowo jako suszona śliwka. Czuć tu też i inne kandyzowane owoce. I goździk, niewiele, ale jest… Jest ogólnie ciepło. Otwarcie to dla mnie cytrus, teraz wiem, że pomarańcza. To naprawdę piękny zapach. To Arabia. Czy Marrakesh, Tunis, czy Kair, czy Dubai-Deira. Souki z przyprawami, suszonymi owocami lub wyciskanymi owocami. Ten zapach trzeba zrozumieć, najlepiej w oparciu o wędrówki po krajach Orientu, czy chociażby przez kilkukrotne użycie. Bo Arabie jest tajemnicza i przez kilka początkowych razy inna. A curry? Jest zapach na rynku, który od początku do końca i po kilku godzinach pachnie tylko curry, i to bezbłędnie. Amouage Fate Man. Dziękuję za piękny opis.
Pani blog czytam od lat, ale w kwestii perfum nie wypowiadałem się jeszcze, chociaż używam niszy długo. Mam też swoje ulubione "Lutensy", ale w klimacie szpilkowym. Ad rem. Zdarza się, że jak przejdzie mi moda na zapach, zaglądam na półkę i szukam dalej. I tak odkryłem Arabie. Nie wiem skąd jakakolwiek możliwa opinia, że w zapachu jest curry. Ten zapach zaczyna się i kończy pięknym suszonym daktylem i figą, pewnikiem przez niewprawne nosy identyfikowanym początkowo jako suszona śliwka. Czuć tu też i inne kandyzowane owoce. I goździk, niewiele, ale jest… Jest ogólnie ciepło. Otwarcie to dla mnie cytrus, teraz wiem, że pomarańcza. To naprawdę piękny zapach. To Arabia. Czy Marrakesh, Tunis, czy Kair, czy Dubai-Deira. Souki z przyprawami, suszonymi owocami lub wyciskanymi owocami. Ten zapach trzeba zrozumieć, najlepiej w oparciu o wędrówki po krajach Orientu, czy chociażby przez kilkukrotne użycie. Bo Arabie jest tajemnicza i przez kilka początkowych razy inna. A curry? Jest zapach na rynku, który od początku do końca i po kilku godzinach pachnie tylko curry, i to bezbłędnie. Amouage Fate Man. Dziękuję za piękny opis.
Dziękuję za komentarz. Zawsze mi miło, kiedy poznaję nowego Czytelnika i Współpasjonata.
Rzeczywiście Arabie jest Arabskie. Bezkompromisowo, lecz bez turpistycznych akcentów.
Swoją drogą – jaka to stareńka recenzja. Człowiek się zmienia przez tyle lat. Czasem czytam swoje stare teksty, jak gdyby pisał je ktoś inny.