.
Burza cynamonowa
Zapach potężny, pełen mocy, którą ujawnia dopiero przy „zlaniu się” nim całościowo, kiedy pozwolimy mu otumanić się, porwać, pochłonąć…
Bo czyż można burzę testować po kawałeczku?!
A jest Rousse jak cynamonowa nawałnica: od pierwszej chwili gwałtowny, siekący zmysły drobinami pylistego, suchego cynamonu i ostrych przypraw. Pod naporem tego pikantnego szaleństwa zmysły bzikują: cofają się podrażnione i jednocześnie wyczulają na uroki tego nieokrzesanego, charyzmatycznego Rudzielca.
W miarę rozwoju zapachu ten szczególny, gorzkawy, cynamonowy akord (jaki tam akord? Toż ten cynamonowy ryk byłby w stanie skruszyć mury Jerycha!) wzbogacony zostaje nutami drzewnymi – tak samo suchymi, o ostrych krawędziach, ale także cierpkością cytrusowych skórek, ciemną, pomarszczoną słodyczą wanilii i wreszcie kojącym jak szept wśród wycia wichury tchnieniem ambry.
Pomimo opisywanych akapit wyżej zmian i mimo iż w miarę układania się Rousse na skórze da się w nim wyodrębnić coś poza szaleńczo ekspansywnym cynamonem – nie jest to zapach ani szczególnie złożony, ani wyjątkowo jakoś rozwijający się. Jest to cynamonowy cynamon. Bez zapachowych arabesek i iluminacji. I to właśnie jest w nim niezwykłe i fascynujące.
Nie jest Rousse zapachem typowym. To perfumeryjny dziwak, swego rodzaju ewenement. Nie jest przyjazny i nie jest gładki. Noszony globalnie i w dużej ilości skupia na sobie uwagę noszącego, jakoś szczególnie uwiera i „drapie”.
Trudno jest tu dokonać beznamiętnej analizy, bo jest to perfumeryjny przybysz nie z tej Ziemi – przypomina nie tylko burzę piaskową, ale piaskową burzę na Marsie. Także kolorystycznie, ale przede wszystkim ze względu na niesamowitą, niespotykaną moc i trwałość. Choć porównanie do trwających po kilkaset dni burz marsjańskich potraktować proszę jak licentia poetica – zapach wytrzymuje na skórze do ośmiu godzin.
Data powstania: 2007
Twórca: Christopher Sheldrake
Nuty zapachowe:
nuta głowy: mandarynka, cynamon, cedr
nuta serca: cynamon, goździki, fiołek, szlachetne drewno (drzewo sandałowe, mahoń)
nuta bazy: ambra, wanilia, nuty balsamiczne
11 komentarzy o “Serge Lutens Rousse”
Sab :)Pięknie ujęłaś w słowa moje własne uczucia. Rousse noszone globalnie nie daje o sobie zapomnieć. Jest jak dziecko wymagające nieustannej uwagi, skupiające na sobie nasze myśli. Dla mnie zapach piękny, choć wiem, że dla otoczenia może być uciążliwy.
Nagnieszko, ja mam taki mały „patent” na Rousse: kiedy mam ochotę na nieco łagodniejszą jego odmianę paruję go z Un Bois Vanille. Pięknie się razem komponują dając efekt wygładzenia pylistego cynamonu i jednocześnie zaostrzenia waniliowego puchu. Nie jest to mieszanka kleista jak na przykład Vanille Canelle, lecz właśnie zmiękczona. Polecam. To jeden z najbardziej udanych moich pomysłów na mieszanie zapachów. 🙂
Z chęcią bym takiej mieszanki spróbowała, ale z moich małych próbeczek oszczędzam każdą kroplę 🙂 Mam pewne plany co do zakupu Lutków, ale to dopiero w sierpniu, na razie o tym „sza” 🙂
Obiecuje, że ode mnie nikt się nie dowie. 😉
Jeśli chodzi o lutkowe zakupy – korci mnie Serge Noir i rozważam poważnie nabycie go w ciemno. Pomimo, że ostatnie wypuszczone przez Palais Royal zapachy (Louve i Fobe o’Clock) były dla mnie rozczarowaniem… :-]
Z Lutensów mam ochotę „niuchnąć” te: Serge Lutens, Bois Oriental EDP
Serge Lutens, Louve EDP
Serge Lutens, Miel De Bois
Serge Lutens, Rahat Loukoum EDP
Serge Lutens, Santal Blanc
Serge Lutens, Un Bois Sepia EDP.
A co do tej mojej małej tajemnicy, to lecę w sierpniu do L. i planuję kupić parę zapachów. Część minn. do podziału. Niektóre znalazły już swoich nabywców, a inne jeszcze nie. Po niedzieli planuję rzucić hasło na wspólnozakupowym. Chociaż prawdę mówiąc niewiele już do podziału zostało 😀 Zresztą nie mam też pewności, czy zapachy znajdę, no i jakie będą ceny.
Z wymienionych przez Ciebie nie znam tylko Un Bois Sepia. Korci mnie jeszcze Bois et Fruits.
Louve jest na mnie zbyt łagodne, nijakie, grzeczne. Po wilczycy spodziewałam się zupełnie czegoś innego.
Za to Santal Blanc jest ładny, choć przeszkadza mnie w nim mydlana nuta. Z resztą „swojego” sandałowca wszech czasów już mam.
Bois Oriental jest ciepłe, niemal kremowe. Klimatycznie przypomina mi Tam Dao i Bois Farine. Mogę szczerze polecić.
Życzę powodzenia przy zakupach.
Od jakiegoś czasu zaglądam na Pani bloga i chyba czas najwyższy napisac kilka słów. Zamieszczam je pod "cynamonową burzą", bo właśnie szukając tego zapachu znalazłam jego opis na blogu.
Kocham zapachy i uwielbiam o nich czytać. Doceniam nie tylko Pani znajomość tematu, ale również sprawność w jego opisywaniu. W zalewie miernoty dziennikarskiej wyzierającej z prawie każdej gazety sprawne posługiwnie się językiem polskim jest piękne jak wyrafinowane perfumy.
Blog potwierdza teorię, że fani Tool'a i mieszkańcy pewnego regionu są wyjątkowi:-)
Na swoją listę życzeń wpisałabym chętnie posiadanie zawartości tego bloga w postaci książkowej (najlepiej albumowej, bogato ilustrowanej).
Witam i przepraszam, że nie zauważyłam Pani komentarza wcześniej. Szkoda, że nie jestem w stanie powiadomić o odpowiedzi. Spóźnionej, ale pełnej szczerej radości. Pani słowa Sprawiły mi wielką przyjemność – komplement zgrabnie ujęty, napisany z polotem napełnia komplementowanego szczególną dumą. Dziękuję! Choć opowieść sprzed trzech lat prawie…
A Toola rzeczywiście słucham i wielbię. W moim prywatnym rankingu to jeden z najciekawszych współcześnie grających zespołów.
Pozdrawiam i zapraszam nieustająco. Proszę dać znać, czy w ogóle dotarła moja odpowiedź…
Sabbath, dziękuję 🙂 za odkrycie przede mną 'Rousse' i w ogóle Lutensa i całej zapachowej niszy! Zabrałaś mnie, dzięki tym opisom, w niezwykłą podróż.
Ty znasz ten zapach od lat, ja poznałam go dzisiaj. ZAKOCHAŁAM SIĘ!
Zacisze Wyśnione, pewnie już nie doczytasz, bo sporo czasu minęło, a mnie umknął Twój komentarz, ale dziękuję. Cudownie jest coś takiego przeczytać. Nawet z opóźnieniem, za które przepraszam.
Viollet, bardzo się cieszę, że do Ciebie trafił. Nie jest on łatwy, ale IMHO wart uwagi. A jak doskonale nadaje się do mieszania z innymi perfumami! 🙂