Wakacyjny cykl muzyczny - Symphonium Xerjoff

Wiecie, że blog Sabbath of Senses nie miał być o perfumach?

Miał być o poznaniu zmysłowym - stąd nazwa. Sabat zmysłów, święto odczuwania.




Filozofowie powiadają, że zmysły łudzą. Ale fakty są takie, że aby poznać rzeczywistość dysponujemy tylko dwoma narzędziami: zmysłami i rozumem. I to, co przetwarzamy rozumowo, to są doznania zmysłowe. I także z ich pomocą weryfikujemy nasze hipotezy czy spekulacje budując kruchą relację między ontos (bytem) i episteme (poznaniem).

Sabbath of Senses miał być pochwałą poznania zmysłowego. I, de facto, jest - bo przecież tym są moje zmysłowe opowieści o perfumach. Ale w procesie poznawania świata zapachów umknęły mi inne zmysły. Dziś rozpocznę krótką serię recenzji perfum odwołujących się do muzyki. Bo perfumy są muzyką chemii.


Marka Xerjoff nie raz już nawiązywała do muzyki w tytułach i opisach swoich zapachowych kreacji. Pikovaya Dama, La Tosca, Ouverture czy Soprano nie pozostawiają wątpliwości co do inspiracji.

A ja wybrałam Symphonium. Nie dla urody kompozycji, lecz dla nazwy.


Symfonion brzmi tak:






Stworzone przez Chrisa Maurice'a Symphonium zadebiutowały w 2015 roku - i wersję tę znamy dziś jako Symphonium 2015.
Pięć lat później odświeżona kompozycja pojawiła się w nowym - pasującym do nowej stylistyki marki - flakonie. A rok później, czyli całkiem niedawno, zadebiutowała wersja czystych perfum i to ona jest bohaterką dzisiejszej opowieści. Bo perfumy słodkie i otulające zazwyczaj doskonale brzmią w wysokich koncentracjach.



Zacznijmy od... początku.
Pierwsza część symfonii to zwykle dwa przeplatające się tematy muzyczne. I jeśli porównamy Symphonium do symfonii (choć Symphonoum to symfonion, nie symfonia), to będzie to pomarańcza i czekolada.

Akord cytrusowy jest doskonale niejednoznaczny. Nie brzmi jak świeży owoc - ani mandarynki, ani pomarańczy, ani żaden inny. Pomarańcza w Symphonium brzmi jak namalowana na szkle. Soczystość koloru i połysk nie dają soku ani orzeźwienia.

Czekolada jest mleczna, kremowa i rozpływa się na skórze.


Drugą częścią kompozycji Chrisa Maurice'a jest piżmo. Wpełza na skórę lento - powoli i pokrywa sielankowy obrazek na szkle mnóstwem delikatnych, białych rys, zabierając mu kontur, barwę i przejrzystość.

W połączeniu z akcentem przyprawowym i rosnącą jak na drożdżach wanilią... daje efekt ani ładny, ani niszowy, ani... w ogóle jakiś.

I nie wiem, co myśleć o tych perfumach, bo to złożenie nut zdaje mi się po prostu chybione. Rozumiem intencje uzyskania kompozycji brzmiącej jak symfonion, ale czy to się sprawdza w XXI wieku? Pojawiający się w bazie akcent animalny, który zawdzięczamy obecności w składzie żywicy agarowej czyli oudu, daje kolejne piętro konfuzji.



Symphonium zaczyna się od przyjemnego, choć nieco ogranego duetu pomarańcza + czekolada. Czekolada jest tu ładna, ale cytrusy widywałam ładniejsze.

Swoją drogą, ta ładna czekolada znika po jakiejś godzinie, choć mogłaby, naprawdę mogłaby dotrwać do bazy.

Drugi duet: przyprawy u szczytu i piżmo u spodu to najbardziej konfundujący etap rozwoju tych perfum na skórze. Przyprawy brzmią jak gdyby nie potrafiły się zdecydować, jaką partię chcą zagrać, a piżmo przeszkadza jak wbite w skórę drobniuteńkie kolce jednego z tych zwodniczo puchatych kaktusów.

Spokojna, waniliowo drzewna baza byłaby banalna, gdyby nie słodko brudny akcent animalny tworzący scherzo tej kompozycji. I jest to najlepsza część utworu. Ten naturalistyczny, ale bez ostentacji, oud z zestawieniu z niezdecydowanym gourmandem tworzy... no coś wyjątkowego. Niebanalnego. Niewygodnie intrygującego. I ta niewygoda - ten problem z upchnięciem kompozycji w szufladzie to JEST wartość w świecie, w którym wszystko już było.


Czwartej części nie ma. Symphonium gaśnie powooooli, jak źółw ociężale syntetyczną, lekko podpaloną słodyczą na tle ciekawego i nawet nieco niszowego akordu drzewnego.

Pewną satysfakcję daje mi sama niemożność oceny tych perfum. Bo to nie są brzydkie perfumy. Rzecz w tym, że nie są również ładne. Ale, w kontekście nazwy, to ma sens.

Czy to jest gourmand? Tak, ale oudowe zwierzę zeżarło całą czekoladę.
Czy jest to nisza naturalistyczna i campowa? Nie, pomimo niszowego oudu.

Cała marka Xerjoff to nisza cenowa - perfumy super ekskluzywne i premuim. Wrzucenie w tak targetowane perfumy takiej porcji syntetycznej słodyczy, kaktusowego piżma i animalnego oudu to zabieg odważny i - najprawdopodobniej - doskonale przemyślany. Bo ta nazwa wręcz wymaga nietypowych środków.

Ale czy efekt wart jest mszy?
 


Data premiery: 2021
Kompozytor: Chris Maurice
Koncentracja: parfum
Projekcja: nierozrzutna, ale gęsta
Trwałość: bardzo dobra

Nuty zapachowe:
Nuty głowy: mandarynka z Hiszpanii, pomarańcza
Nuty serca: indyjski kardamon, belgijska czekolada
Nuty bazy: piżmo, wanilia z Madagaskaru, mieszanka oudów z Tajlandii i Laosu

 

Komentarze

  1. Miło zobaczyć Twoją dawną tapetę, oddaje ducha tego bloga. A recenzja oczywsicie świetna i choć tak obrazowa to przecież bez wąchania się nie da. Pójdzie na listę do poznania, ten "oud z niezdecydowanym gourmandem".

    OdpowiedzUsuń

Prześlij komentarz

Dziękuję za każdy komentarz. To Wy sprawiacie, że to miejsce żyje. :)

Popularne posty