.
Wiecie, jak to jest mieć chysia?
Chysia raczej nie miewa się ogólnego. Chyś jest zjawiskiem dotyczącym szczegółu, konkretu. Nie jest odpowiedzią na ostateczne pytanie o życie, wszechświat i całą resztę (kto zgadnie skąd to?) lecz rekacją na konkretny impuls.
Oczywiście nie znaczy to, że chysie nie mogą występować stadnie. Oczywiście, że mogą. W ogóle chysie mają charakter falowy: interferują i chysie harmoniczne wzmacniają się wzajemnie (używając przykładu z kręgu perfumeryjnego wzmacniają się wzajemnie „kadzidło” i „mech”), zaś chysie antagonistyczne znoszą się (na przykład chyś „lawenda” jest chysiem znoszącym chysia „kadzidło”).
Do aktywowania chysia potrzebny jest konkretny impuls.
W tym przypadku nazwa perfum zawierająca chysioaktywujący element „wood” wywołała u mnie chysioerupcję, która nieomal zaowocowała nabyciem flaszki w ciemno.
Ale nabywanie flaszek w ciemno to już nie chyś, tylko hazard.
Flaszki w ciemno więc nie kupiłam – zamówiłam próbkę.
Nie wiem, jak pachnie drewno Tamboti. Podobno zarówno kora, jak i żywica tego rzadkiego drzewa mają charakterystyczny, ostry zapach. Żywica jest wysoce toksyczna, może powodować nie tylko podrażnienia skóry czy torsje, ale i ślepotę. Na pocieszenie powiem, że jej zapach odstrasza insekty. Czyż to nie zachęca do zlania się Tamboti Wood na piknik?
Być może perfumy Susanne Lang są mocno Tamboti, ale z pewnością są zbyt mało wood w ujęciu konwencjonalnym. Zapach jest bowiem bardziej koloński, niż drzewny: ostrawy, świeży, z ewidentną nutą, którą nazwałabym „pogoleniową” czyli zapach perfumowanej pianki do golenia, pary skroplonej na zimnym lustrze i jakiegoś dezynfekującego, aromatyzowanego alkoholu (z tych do użytku zewnętrznego). Dodatkowo czuję w nim coś na kształt zakonserwowanych w wodzie brzozowej kwiatków i wykazując dobrą wolę zakładam, że to małe, czerwone kwiatki drzewa Tamboti tak pachną.
Z czasem zapach łagodnieje, „przysiada”. Pojawiają się w nim słodkie, przyjemne nuty drzewne i ładny, kwitnący wetiwer. Ciągle jednak na tle kosmetycznie kolońskiej ostrości, która niestety nie zanika aż do końca trwania Tamboti Wood na skórze.
Prawdę mówiąc, zadziwia mnie klasyfikacja tych perfum jako damskie. Jestem w stanie dopuścić możliwość, że ten typ zapachu wybierze mężczyzna – jeśli ma ochotę zademonstrować, że jest zadbany i czysty, ale nie „wyperfumowany” to chyba jest właśnie ten efekt. Efekt, który w sposób niepowstrzymany wywołuje w mojej wyobraźni obraz golenia zarostu na twarzy w jasnej, przestronnej łazience.
Czemuż jednak kobieta miałaby chcieć informować, że goli brodę – nie mam pojęcia.
Twórca: Susanne Lang
Nuty zapachowe:
Tamboti, cedr, sandałowiec, wetiwer
* Zaznaczam, że wywód na początku recenzji, jest żartem, nie poważną teorią naukową i ani myślę go bronić 🙂
4 komentarze o “Susanne Lang Tamboti Wood”
Pytanie o życie, wszechświat i całą resztę- „The Hitchhiker’s guide to the galaxy”. Skoro zostało przywołane, a notka poświęcona jest zapachowi golenia zarostu na twarzy w jasnej, przestronnej łazience, to niech w komentarzu pojawi się ręcznik.
RĘCZNIK.
Bez ręcznika we wszechświecie ani rusz!
Ależ oczywiście, że tak!
Widzę, że nie tylko zamiłowanie do perfum mamy wspólne. 🙂
Dziękuję za ręcznik. Nie wiem, jak mój blog mógł tak długo istnieć bez ręcznika. 😉
Jeśli tylko masz ochotę – przekażę Ci próbkę Tamboti Wood (miałam dwie, w jednej z nich zostało ponad połowę. Ewentualnie służę jakimiś innymi z moich zbiorów.
I pamiętaj: don’t panic.
Nawet przed maturą.
Matura śmura, dałam sobie narobić za dużo szkód, by mogła mnie ten miesiąc jeszcze maglować. A co do Tamboti Wood, to bardzo chętnie powącham- już mi się w głowie zapisał jako łazienkowy i będzie mi się dobrze, bo z ręcznikami, kojarzył, ale…
… po maturze.
…
To ja próbkę zachomikuję w ciemnicy, a na razie zacznę się przymierzać do trzymania kciuków.
Chociaż… Osoba tak kreatywna i posprzątana jednocześnie (wnioskuję na podstawie Twojego bloga) po prostu musi dać sobie radę śpiewająco. Nie ma innej opcji.