Le Labo Vetiver 46

.

Czemu oni mi to robią?

Przy pierwszych testach Oud 27 pomyślałam:
– Le Labo? Super. Kolejna firma, której zapachy mnie nie ruszają.

Tymczasem nie tylko chyba będę musiała odszczekać krytyczne opinie wobec wspomnianego już Oud 27 (bo na złość mojemu portfelowi przestał stroić fochy i zaczął współpracować), ale też dawno już przestałam marzyć o tym, że pozostanę obojętna wobec aptecznych flaszeczek za 200$ plus przesyłka. Przestałam konkretnie w chwili, gdy powąchałam Patchouli 24.
Poznanie Vetiver 46 aż takim wstrząsem nie było (jednak dziegieć to dla olfaktorycznego piromana kąsek nad kąskami), ale myśl o własnej flaszce wetiwerowego cuda nie jest mi niemiła.

Tak, gotowa jestem wyznać publicznie, że wielbię odpowiednio skomponowany wetiwer. Upajam się tą nutą w Encre Noire, w Bois d’Ombrie podziwiam jej trawiastość, w He Wood urzeka mnie jej jasna świeżość, w French Lover fenomenalnie wydobyta gra wetiwerowej zieloności z kadzidłem, w Timbuktu zachwyca dzika ogrodowość tego czarownego kłącza, nawet w niepospolitym Fumidusie wolę zielone rozwinięcie od zadymiarskiego otwarcia.
Wetiwerowa kompozycja Le Labo podoba mi się od pierwszej do ostatniej nutki. I wcale nie przeszkadza mi to, że tym razem zawartość flakonu zaskoczyła mnie głównie nieprzeciętną urodą.

W Vetiver 46, poza nutą tytułową, odnajdujemy jedwabiście łagodne labdanum, jasny dym tlącego się spokojnie kadzidła i drewna, dyskretny promyk bergamoty, ziemistą, szczególną słodycz kłącza irysa, nuty żywiczne przypominające Jaisalmer CdG i wreszcie „na dnie” zapachu głęboki spokój szlachetnego drewna (gwajak, czerwony cedr, palisander i chyba mahoń jak na mój nos) zmiękczonego dodatkiem ambry i krztyną, dosłownie krztyną wanilii.
Aromaty przyprawowe nie są dla mnie wyczuwalne w formie czystej, tworzą raczej coś w rodzaju zapachowej poświaty dodającej zapachowi ekspansywności i przestrzeni.

Gdybym miała scharakteryzować tę kompozycję w kilku słowach powiedziałabym, że w pierwszej fazie rozkwitu Vetiver 46 to Gucci Pour Homme z maksymalnie podbitą nutą leśnego poszycia. Takiego idealnego: z gęstą trawą bez łysych placków, opadłymi złotymi liśćmi, które nie są ani zeschnięte, ani nadgniłe i koniecznie z przyczajonymi w trawie krzaczkami rumianych, dojrzałych poziomek. Grzybów nie stwierdzam.
Zapach jest jednocześnie drzewny, dymny, leśny i tak niesamowicie pogodny, że wbrew rozsądkowi podpowiadającemu, że przecież wystarczy jeden Gucci PH na półce – chce się go mieć.

Mark Buxton próbował się już z Wielkim Gustawem tworząc 2 Man dla Comme des Gracons i wówczas wyszła mu nieomal idealna kopia. Tym razem zdecydował się dodać coś od siebie i był to dobry koncept. Podarował swojej kompozycji żywotną soczystość, której w Guccim nie było, nie tracąc dymności i dziwnej półmroczności tamtego pięknego zapachu.

W nutach serca wetiwer podbity zostaje kwiatowymi goździkami oraz pieprzem i w tym momencie zapach zyskuje nieco indywidualnych rysów. Ale nie na długo, bo po jakimś czasie zaczyna przypominać dla odmiany Encre Noire – to samo połączenie jasnego dymu w wetiwerową świeżością, podobna przestrzeń tworzona tam przez cyprys, tu uzyskana za pomocą dodatku goździków, podobna słodycz szlachetnej, drzewnej bazy, którą w Encre Noire stanowi drewno kaszmirowe, tu gwajakowe, a w moim odczucie możliwe jest, że w obu kompozycjach znajdują się obydwa gatunki.
Wetiwerowa kompozycja Le Labo nie ciemnieje jak Encre Noire. Trwa niezmienna przez wiele, wiele godzin. I to trwałość, a nie odkrywczość mnie nęci.

Na koniec słówko o tym, co mnie zafrapowało. Już drugi raz w ciągu tygodnia spotykam się z perfumami, w których świeży, jasny wetiwer kompozytor usadowił w nutach serca i bazy, już po znacznie ciemniejszym, bardziej dymnym otwarciu. Pierwsze to oczywiście Fumidus Profumum Roma, gdzie kontrast ten był jeszcze większy.

Naprawdę ciekawy zabieg. Przesunięcie świeżych akcentów na koniec kompozycji, odwrócenie klasycznej piramidy konstrukcyjnej, którą zwykle wyobrażałam sobie jako jasną u szczytu i sukcesywnie ciemniejącą ku podstawie i pozwolenie, by olfaktoryczny „pigment” czyli nuty ciemne i ciężkie spłynęły w jej czubek. Ciekawe. Sama nie wiem, czy mi się podoba, ale pomysł interesujący.

Data powstania: 2006
Twórca: Mark Buxton

Nuty zapachowe:
bergamota, czarny pieprz, goździki, cedr, wetiwer, labdanum, olibanum, drewno gwajakowe, ambra, wanilia

Udostępnij:

Facebook
Twitter
Pinterest
Email

1 komentarz o “Le Labo Vetiver 46”

  1. Witaj:) nawiązując do Twoich rozważań na końcu- kupiłem kiedyś absolut wetiwerowy, z nadzieją,że będzie to dymny,ziemisty,paczulowy wetiwer.absolut ma jasny,zielony,intensywny i bardzo trwały aromat.może więc to zestawienie olejku eterycznego i absolutu daje to przejście od ciemnego do jasnego ? Pozdrawiam serdecznie 🙂

Dodaj komentarz

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany. Wymagane pola są oznaczone *

Popularne wpisy