Nasomatto Hindu Grass

.

Znając już całkiem sporo kompozycji Alessandro Gualtieriego (właściwie wszystkie stworzone dla Nasomatto z wyjątkiem Narcotic Venus, która w składzie ma tuberozę i jaśmin więc z założenia jest poza moim spektrum) spodziewałam się, że trudno mi będzie ująć ten zapach w karby słów.
Jednak kiedy zaczęłam testy, słowa pojawiły się same i popłynęły tak wartko, że nie nadążałam z zapisywaniem.
To najprostszy dla mnie do ujęcia w ramy słów i najnormalniejszy pod względem konstrukcji zapach tej firmy.
Dla mnie, podkreślam – to zastrzeżenie mieści się domyślnie w każdym z moich sądów i każdej opinii wyrażonej na tym blogu.

Otwarcie Hindu Grass jest nieładne. Pierwsze chwile kazały mi podejrzewać, że będzie to drugi zapach Nasomatto, który mnie nie urzeknie.
Wilgotne, zielone nuty z akcentem ziemistym i fura paczuli przypominały mi dosłownie roślinne, przyglebowe Demetery typu Firefly (źle) czy Wet Garden (mniej źle).
Tym razem jednak jest to kompozycja znacznie bardziej urozmaicona niż obrazki na zadany temat, które z większym lub mniejszym kunsztem maluje Zapachowa Biblioteka Demeter.

Hindu Grass bardzo szybko zyskuje drugi wymiar. Najpierw w tle, później coraz bardziej w roli głównej wychodzą nuty przyprawowe, ziołowa, jasna przestrzeń i delikatnie słodki owocowy akcent. Pięknie rozwija się nuta trawiasta z otwarcia: zielony, ostry aromat świeżo ściętej trawy powoli przesycha i zmienia się w zapach świeżego siana: nieco ostry, nie pozbawiony charakterystycznej, słonecznej słodyczy. Połączenie siana i typowo wilgotnej paczuli daje ciekawy efekt. Wilgotna stodoła?
Intrygująco brudne akcenty, które wprowadza dodatek ujawniającego się po godzinie mniej – więcej tytoniu upodabniają tę niezwykłą budowlę raczej do lochów wyłożonych szczodrze świeżym sianem. Są to jednak lochy niezatęchłe, wietrzone. Na pachnącym snopku siedzi młoda kobieta w jasnej sukience i wianku z kwiatów. Czuję bowiem wyraźnie także nuty kwiatowe.
No to mamy całkiem niezły obrazek. 😉

Hindu Grass to ostatecznie zapach ładny, a dla miłośników paczuli zapewne nawet więcej, niż ładny. Paczulowe nuty są tu wyraźne, w sam raz jędrne i żywotne, w sam raz stęchłe, w sam raz zielone i w sam raz ciemne. Bardzo udana paczulowa paczula.
Przybrana została starannie i z wyczuciem dobraną kompozycją ziół i kwiatów i osadzona na dyskretnie ogrzewającej zapach bazie z cedru, tytoniu i zazielenionej dodatkiem korzennego wetiweru ambry. Podejrzewam także dodatek palisandru i sandałowca – nuty drzewnej nadającej dobrze wygrzanym perfumom charakterystycznej oleistości.

I wszystko to gra ze sobą dobrze, prawidłowo się układa i jest po paczulowemu ładne. Czy jest to jednak zapach na tyle oryginalny i unikatowy, by płacić taką cenę za 30 ml ekstraktu, który wcale nie zachowuje się jak ekstrakt, tylko jak normalne edp?
Nie odpowiem, oczywiście. Nie tylko dlatego, że nie jestem szczególnym koneserem paczuli.

Ale testować warto. Zawsze warto. 🙂

Twórca: Alessandro Gualtieri

Nuty zapachowe:
zioła, nuty trawiaste, tytoń, paczula

* Autorem trzeciego zdjęcia: „Babeczka w wianku” jest Grzegorz Marcinek i pochodzi ono z jego bloga: fotograf.ownlog.com, na którym znaleźć można więcej ciekawych zdjęć jego autorstwa.

Udostępnij:

Facebook
Twitter
Pinterest
Email

2 komentarze o “Nasomatto Hindu Grass”

  1. zgadzam się z tobą.
    otwarcie mocne,ostre,na przód wysuwa się ziemista paczula(ciekawa!!)choć za nią nie przepadam,jakieś zioła trawiaste,w tym tytoń.ogólnie ciekawa ,wyrazista kompozycja.
    a jeżeli chodzi o Nasomatto to zachwycił mnie zapachami Black Afgano oraz Duro.
    pozdro
    J.S.

  2. Jarku, no to w przypadku Nasomatto osiągnęliśmy zgodność idealną. Nie tylko w kwestii odbioru Hindu Grass, ale i pod względem faworytów. Zerknij – pisałam o obu i owszem, właśnie te zapachy uważam za najpiękniejsze w ofercie tej firmy. Ze względu na unikatowość kompozycji nabyłam Black Afgano. Duro jest mniej nietypowy (choć także zabójczo piękny), więc oparłam się chęci wywalenia na niego kasy natychmiast, od razu i bez zwłoki. 🙂

    I jeszcze jedno: do paczuli mam podejście takie, jak Ty. To ciekawa nuta, bywa intrygująca, czasem lubię tę jej niełatwą urodę, ale nie jest to mój pachnący faworyt zdecydowanie.

    Pozdrawiam 🙂

Dodaj komentarz

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany. Wymagane pola są oznaczone *

Popularne wpisy

Do zobaczenia w Warszawie?

Moi drodzy, zamilknę na kilka dni… Lecz bynajmniej nie dlatego, że czuję się znudzona czy znużona pisaniem dla Was. Zostałam zaproszona na otwarcie pierwszego polskiego

Czytaj więcej »

Współpraca

Sabbath of Senses jest blogiem – nie komercyjnym magazynem. Recenzje publikowane na łamach Sabbath of Senses są opiniami niezależnymi, nie reklamami.  Wszystkie teksty publikowane na

Czytaj więcej »