Ależ mamy szum wokół tego zapachu!
Jeszcze zanim ktokolwiek powąchał, wszyscy go pragnęli.
Poznać.
I oczywiste jest dla mnie, że to zasługa magnetycznej osobowości Tildy Swinton, nie zaś firmy Etat Libre d’Orange, która, moim skromnym zdaniem, do perfumeryjnych cudotwórców nie należy.
Ekipa sprytnych marketingowców nie zastąpi dobrego nosa u źródeł, a skandalizująca otoczka nie jest w stanie odwrócić uwagi od faktu, że kompozycje głośno okrzykiwane obrazoburczymi i nowatorskimi są… Po prostu przeciętne.
Ale ja nie o firmie i marketingu miałam, tylko o mojej wyczekanej i upragnionej flaszeczce Like This.
Rozdrapaliśmy ją wspólnozakupowo na drobne strzępy: po mililitrze, dwa, pięć. Mnie zostało aż dziewięć we flakonie – mogę więc testować do woli. Co niniejszym skwapliwie czynię.
Mój stosunek do perfum firmowanych przez celebrytów staje się coraz bardziej chłodny. Kilka razy miałam nadzieję: na przykład przy perfumach firmowanych nazwiskiem i twarzą (i resztą ciała też) przepięknej i bardzo zdolnej Halle Berry.
Zwykle jednak okazuje się, że do produkcji zamiast zapowiadanego arcydzieła wchodzą pop – perfumy. Z tym większym niepokojem wyglądałam testów Like This.
***
Już pierwszy moment rozwiewa wątpliwości, gasi niepokój: Like This nie są kompozycją pop. Nie są bezpiecznie nijakie i wyprane z charakteru. Nie giną w tłumie.
Ale czy to oznacza, że mamy tu do czynienia z dziełem sztuki?
Otwarcie jest trudne, nietypowe, fascynująco brzydkie. Połączenie niejadalnych, skórzastych cytrusów z surowym, cierpkim imbirem i mieszanką suchych przypraw daje efekt kojarzący mi się z zapachem składu zielarskiego w trakcie wymiany wykładzin. A może to tylko impregnacja starych? W każdym razie bardziej mnie ta faza zadziwia, niż zachwyca.
Na szczęście nie trwa to wiecznie. Like This jest jednym z zapachów – kameleonów. Przechodzi wielokrotną „pełzającą” ewolucję zmieniając się nie do poznania.
Kiedy czytałam opis nut zapachowych uświadomiłam sobie, że nie wiem, jak pachie dynia. Nic. Zero skojarzeń. Widziałam kiedyś dynię. Pewnie nawet nie tylko na obrazku, ale nie pamiętam, bym kiedykolwiek jadła.
Jakież więc było moje zdziwienie, kiedy wreszcie zidentyfikowałam przyjemny zapach, który podstępnie przemienia dziwaczne otwarcie w coś… Miłego.
Siedzę, wącham, dumam i nagle – olśnienie. Wiem! Pestki z dyni! Świeże smakowite pestki dopiero co wyłuskane ze skórzastych łupin. Pestki jadłam. I oto mam „akord dyniowy”. Pierwsza przyjazna nuta w Like This.
Jej obecność staje się początkiem pierwszej przemiany. Sukcesywnie pojawiają się niejednoznaczne nuty kwiatowe. Zmieszane, stopione z przyprawowym przybraniem, pobrzmiewające echem cytrusowych skórek wzmocnionych najprawdopodobniej czymś szyprogennym (na przykład mchem dębowym) nadają tej wciąż przecież dziwnej kompozycji jakiegoś klasycznego sznytu, przewrotnej elegancji.
I przyznaję, że przy pierwszych testach mnie ten etap zaniepokoił. Zdawał się zapowiadać kapitulację Tildy, która zapowiadała przecież, że będzie walczyła o to, by nie ugrzeczniono zanadto jej perfumeryjnej wizytówki.
Tymczasem wszystko to, co działo się dotychczas to jest nic – pestka. Z dyni, oczywiście.
To, co dzieje się z Like This w drugiej, trzeciej wspólnej godzinie to jest… COŚ.
I wcale nie napiszę, że to „coś pięknego”, ani nawet niekoniecznie będę twierdziła, że mi się „podoba”.
To jest jak… Zapasy w orientalnym, słodko – pikantnym sosie.
Nagie ciała, napięte mięśnie, rozgrzana skóra. I wszystko to w zestawianiu z, kompletnie od czapy w tym kontekście, nutami spożywczymi. I to bynajmniej nie ujętymi w tradycyjnie perfumeryjny sposób: zero wanilii, karmelu, czekolady.
Nosząc Like This czuję się, jak gdyby po moim ciele spływał ciepły, roztopiony wosk (zmieszany z odrobiną półwytrawnego, gryczanego miodu), jak gdyby przyprawowy pył tarł po skórze szorstki jak piach, jak gdyby cenny szafran barwił moje nerwy na pomarańczowo…
A teraz to napiszę.
W sposób przewrotny, niewytłumaczalny i nienormalny podoba mi się ten zapach!
Pociąga mnie i niepokoi. Uwodzi i budzi podejrzliwość. Powoduje stan przyjemnego napięcia.
I zupełnie niespodziewanie – noszony globalnie i aplikowany obficie nie powoduje dyskomfortu, nie jest uciążliwy, nie sprawia wrażenia, że jest nie na miejscu w „normalnym” świecie.
Jest za to nadspodziewanie komplementogenny. Ale nie to zaskoczyło mnie najbardziej. Najbardziej zadziwia mnie fakt, że…
Chcę więcej.
Data powstania: 2010
Twórca: Mathilde Bijaoui
Nuty zapachowe:
zielona mandarynka, imbir, akord dyniowy, nieśmiertelnik, marokańskie neroli, róża z Grasse, wetiwer, heliotrop, piżmo
* Czy muszę pisać, kto jest na zdjęciach ilustrujących tekst?
20 komentarzy o “What do I do with this fragrance? – Like This Etat Libre d’Orange”
Yeah!
Swoją drogą o 6:44 Ty już nie śpisz czy jeszcze nie śpisz?? 🙂
Przyznaję się do błędu – obstawiałam dwa zapachy, ale o Like This jakoś nie pomyślałam. 😛 Oj, przydałoby się konto na Wizażu. 🙂 A co do zapachu, to jeszcze nie wpadł w moje łapy, choć po kolejnej motywującej recenzji odmówić sobie zakupu próbki będzie naprawdę trudno.
I, mimo żeś już pewnie poza domem, to życzę udanych wakacji! 🙂
Poznałam i ja,przy Twojej nieocenionej pomocy(:*)
I jestem miło zaskoczona.Podoba mi się,właściwie w chwilę po psiknięciu żałowałam, że mam tak niewiele…
To jest to Ciasteczko? Wprawdzie spodziewałabym się ciasteczka z fistaszkiem, ale absolutnie nie narzekam 🙂 Pierwsze zdjęcie – cudności:)
Sabb – i będę go mieć, a jak nie to przynajmniej wypróbować muszę
P.S. Kolejna cecha wspólna – lubimy wstawać obie rano. P.S.2 – chcę ci PW na wizażu wysłać – pozwolisz mi?
Marcinie, cz znaczy "yeah"? :)))
O 6.44 nie spalam jeszczcze.
Wiedzmo, powiedz, powiedz, co obstawialas?
Wakacje sa super! Dzieki.
Skarbku, to ja podziwiam, bo ja chwile po aplikacji bylam rozczarowana. Dopiero potem…
Madzik, toz to ciacho millenium! :)))
Werko, ja nie wstaje tak wczesnie. Ja klade sie rano. Jestem stworzeniem nocnym. 🙂
Usciski dla wszystkich. Wypoczywam pelna para. I nie mam znakow diakrytycznych, co widac. Przepraszam.
Sabb, wypoczywaj ile się da :)Ściskam i tęsknię 🙂
Intrygująca kompozycja! 🙂 Chyba nie zwróciłabym na nią uwagi, wydałby mi się zbyt słodki. W tej chwili najbardziej pociągają mnie akordy drzewne. Jednak po Twojej recenzji pomyślałam, że właściwie chętnie poznałabym go za jakiś czas, kiedy nasycę się już drzewnościami i zapragnę czegoś innego ;)))
Left Side – poznałaś go przecież. Tym pachniałam podczas naszego spotkania pod Nostromo. I owszem, mówiłaś, że za słodki dla Ciebie. :)))
Dla mnie to dziwak wielki. I chyba dlatego taki… Stymulujący.
Ach, to był ten? 😮 Rzeczywiście wydał mi się zbyt słodki, ciekawy choć na mnie się nie mienił niestety i nie stawiał w gotowości. Znacznie lepiej rozmawiało mi się z Padparadshą. 😉
Ojojooooojjjj, ktos pisze o Padparadsha…pokochałam ten zapach wieki temu, wciąż jest w mojej głowie..czy można kupić go w Polsce?
No tak, Padaradscha klimatem przypomina mi Kyoto – też jest taka "Om". 🙂
Ja już przyznałam się, że lubię słodkie zapachy, ten zaś jest słodki i jednocześnie nietypowy. Widziałaś stan mojego flakonika – będzie drugi. 🙂
😉 o kurcze… nie znam tego zapachu, ale przyznam się, że zachęciłaś mnie do sprawdzenia go… jeśli w ogóle go znajdę… (bywa w sieciówkach typu Sephora? :))
Niestety, nie bywa. 🙁
Jest dostępny w jednym sklepie w Polsce. W Horn & More na Koszykowej 1 w Warszawie. Muszę się wybrać…
A zapach jest rzeczywiście niezwykły. Większość ludzi rozczarowuje, a jednocześnie kiedy go noszę, zbieram fury komplementów. Tyle, że ja nietypowa jestem i zwykle ludzie dobrze "widzą mnie" w zapachach dziwacznych.
Dziękuję za odwiedziny i zapraszam ponownie, szczególnie, że lada dzień przekażę Ci taki mały, bloggerski łańcuszek. 🙂
dobrze poznaję zdjęcie z "Orlando"???
czytając opis, czasem się gubiłam – czy to o zapachu, czy o Tildzie… wydaje się, że nadała faktycznie swój niezwykły ryt tym perfumom..
Tym bardziej zaintrygowałaś…
Oczywiście, ze "Orlando". Mówienie o Tildzie bez tego filmu jest trudne bardzo.
Jeśli chodzi o opis – pisałam o zapachu tylko i wyłącznie. Ale ponoć Tilda osobiście czuwała nad jego powstawaniem, więc czy koniecznie trzeba to rozdzielać? 🙂
sabb, Zapach wyjatkowo mi sie podoba – zastanawiam sie czy moze byc zapachem dla faceta? Czy nie jest zbyt slodki, zbt kobiecy. jak sadzisz?
Andrzej
Moim zdaniem to rzetelny unisex. Dla faceta też. Jak najbardziej. 🙂
czy dla faceta ten zapach tez jest OK? czy zdecydowanie zbyt damski?
Na mnie ten zapach jest taki zupelnie normalny, ladny cieply orient. Ma cos co sprawia ze do niego ciagnie niebanalny ale tez nie okreslilabym jako dziwny 😀