.
Przewiduję urodzaj recenzji tych perfum na perfumeryjnych blogach i nie tylko, bowiem jubileuszowy zapach Jesusa del Pozo promowany jest z wielkim rozmachem.
Flakoniki i materiały promocyjne rozesłano do kilku autorek polskich blogów o perfumach, a zakładam, że nasz rynek nie jest wyjątkowy i w tej samej formie zapach promowany jest także w innych krajach. Myślę, że to niezły sposób zachęcenia ludzi, do napisania paru słów o zapachu.
Pierwszy raz dostałam pełny flakon do recenzji i przyznaję, jest mi miło.
Wcześniej zdarzało mi się, że pisały do mnie przedstawicielstwa ekskluzywnych marek proponując flakoniki w zamian za „pozytywne recenzje”. Oczywiście odmawiałam. Nie jestem w stanie zagwarantować, że recenzja będzie pozytywna. Z resztą… Nie muszę tłumaczyć, jak brzmi taka propozycja.
Tym razem materiały rozsyła niezależna firma, życząca adresatowi jedynie tego, by perfumy stały się „inspiracją do stworzenia nowych wiadomości”. Ani słowa o wzajemności, pozytywnych, czy w ogóle jakichkolwiek, recenzjach i innych śliskich przysługach. Pełen profesjonalizm.
Dlatego kiedy rozpakowałam materiały i zapoznałam się z ich treścią poczułam… Żal.
Damskie perfumy, cytrusy w otwarciu, kwiaty w nucie serca, szałwia w bazie. To po prostu nie może mi się spodobać. Pomyślałam, że uczciwie napiszę, ze zapach nie mój i tyle. Egzekucję odłożyłam o kilka dni skupiając się na pracy, szkoleniu oraz graniu w Cywilizację V. 🙂
Bursztynowa łagodność ambry
Pierwszy raz do recenzji zasiadłam w czwartek wieczorem. Zacięłam zęby, spryskałam się Ambarem i… Osłupiałam.
Daję Wam słowo, nie tego się spodziewałam. Siedziałam w nosem wciśniętym w zgięcie łokcia i usiłowałam dociec, co przypomina mi ten zapach. Szukałam wśród klasyków tropiąc stare miłości i dawne sentymenty. Kiedy dotarło do mnie, co znalazłam we flakonie zupełnie nieniszowych perfum, byłam szczerze zdziwiona. Do teraz jestem.
Ambar jest od pierwszej do ostatniej nuty aksamitny i otulający. Niebezpiecznie zbliża się do granicy, za którą stałby się „łatwy i ładny” a jednak, nie przekracza jej. Kremowy, lekko miodowy aromat daje wrażenie łagodnego ciepła i spokoju. Całość zaś rzeczywiście jest bursztynowa.
Szukaliście kiedyś bursztynów na plaży? Bywa ich wciąż sporo, szczególnie zimą, kiedy morze jest wzburzone. I właśnie zimą najłatwiej jest rozpoznać grudkę bursztynu po tym, że nawet wyłowiona z lodowatej wody jest ciepła. I to ciepło udało się w Ambarze uchwycić.
Cytrusy w otwarciu rzeczywiście są wyczuwalne. Jednak myliłam się oczekując kiczowatych świeżych nutek, które do kompozycji ambrowej pasują jak kwiatek do kożucha.
Niezwykły, lekko tylko słodki aromat mandarynkowego soku zdaje się tu spetryfikowany, zestalony do konsystencji bursztynu. Szlachetny zapach earl greyowej bergamoty, krztyna petitgrain oraz wpleciony w łagodne nuty pikantny, świeżo suszony kardamon dają mu charakter i pewną niejednoznaczność.
Lecz to tylko chwila. Ledwie arabeska na złocistej materii, z której utkany jest Ambar.
Bo bohaterką tej opowieści jest baza.
Baza ambrowo – drzewna, mleczna, orzechowa, z łagodną, jasną nutą dymną i wetiwerowym podbiciem. Obecna od pierwszego do ostatniego akordu; nienatrętna, lecz intensywna i, przede wszystkim, piękna.
Niejednoznaczny, rozproszony akord kwiatowy jest wyczuwalny, jednak nie skupia uwagi. Otoczone z jednej strony pikanterią cienkiej kardamonowej sieci, z drugiej gęsto tkanym, złocistym szalem, aromaty peonii i jaśminu zdają się uśpione, ukołysane, niezainteresowane ekspansją.
Bo Ambar patrzy wgłąb siebie, nie potrząsa lokami, nie śmieje się głośno, nie usiłuje uwodzić. Jeśli jest kobietą, to jest kobietą, która lubi siebie.
Wracam jednak do istoty, czyli nuty bazowej, głębokiej, która tutaj jest i sercem, i duszą kompozycji.
Akord drzewny najłatwiej mi opisać jako wzbogacone oleistym, kremowym sandałowcem drewno kaszmirowe, czyli mieszaninę cedru, ambry, piżma i wanilii (o tym, że drewno kaszmirowe nie istnieje pisałam przy okazji cyklu „Drewno w perfumach”), tyle, że tym razem balans przechyla się nieco na stronę ambry, nie drewna. Nie na tyle jednak, by zakłócić kruchą równowagę kompozycji, czy wpłynąć na ogólne wrażenie „kaszmirowości” tej mieszanki.
Łagodne nuty dymne oraz aromat przypominający mleczny zapach gniecionych ziaren sezamu i siemienia lnianego nadają tej kompozycji wyjątkowości i niezwykłej, obezwładniającej miękkości. I to właśnie ta mleczna, upojna nuta odpowiada za moje skojarzenie, do którego przyznaję się z pewnym skrępowaniem. Otóż Ambar przypomina mi Black Afgano.
Nie znaczy to, że jest to niszowe dziwadło, zapach trudny, nienormalny, czy, brońcie bogowie, męski. Znaczy to jedynie, że kremowa, upojna nuta przywołała wspomnienie altany z sandałowca i misy mlecznego bhang.
Tym razem w oplecionej kwiatami altanie odnajdziemy piękną, łagodną Parvati, ułożoną na miękkich poduszkach i z pełnym zadumy uśmiechem obserwującą świat. Jej uśmiech jest ciepły, jej oczy złote, a Ambar… Ambar chyba zostanie ze mną, choć nie wiem, czy będę potrafiła go nosić.
Data powstania: 2010
Twórca: Marie Salamagne
Nuty zapachowe:
Nuty głowy: bergamota, mandarynka, kardamon
Nuty serca: irys, zielona herbata, peonia
Nuta bazy: ambra (bursztyn?), cedr, szałwia
* Drugie zdjęcie jest laureatem konkursu „Migawka z wakacji 2007” na portalu: kobiety-kobietom.com
19 komentarzy o “Ambar Jesus del Pozo”
Piękna recenzja, dla pięknego, jak Twoje słowa podpowiadają, zapachu. Muszę go gdzieś znaleźć, przetestować i być może się w nim zapomnieć 🙂
Escritoro, nie wiem, czy on nadaje się do zapominania się w nim. Nie wiem, czy mi to wyszło w recenzji, ale to jednak sa normalne, głównonurtowe perfumy. Piękne, ale dalekie od olfaktorycznej niszy.
Sama nie wiem, czy będę potrafiła je nosić. na razie po prostu nie chce się z nimi rozstawać, ale, jeśli to ma jakieś znaczenie, nie kupiłabym raczej. Wolałabym czwarty flakon Black Afgano.
W charakterze podpowiedzi napiszę, że te najbardziej "moje" kompozycje zwykle metaforycznie uosabiają mężczyźni… 😉
Poznawszy wcześniejsze dzieła de Pozo muszę stwierdzić, że jestem zaskoczona opisem, no i czuję się zachęcona do zapoznania się z tym zapachem:)
Też się zapoznam chętnie. 🙂 Może wreszcie będzie mój wymarzony bursztyn?
Uwielbiam te twoje recenzje, aż "czuję" te zapachy… Szalenie inspirujące:) A co do samego zapachu – nie mam wyjścia, będę musiała się z nim zapoznać. Potrzeba mi na tą zimę czegoś miękkiego, otulającego i ciepłego…
A tak drobnym drukiem – o którym wisiorze mówiłaś, tym fioletowym?:)
Skarbku, a wiesz, że ja kiedyś miałam flakon perfum del Pozo? I używałam ich długo, choć niezbyt często.
Komplementogenne były.
Wiedźmo, nie wiem, czy tak łagodny i normalny zapach Ci się spodoba. Na razie sama jestem zdziwiona tym, że chcę go zostawić. 😉
Magdo, myślę, że on będzie powszechnie dostępny. Sugerowane ceny też nie są jakoś szczególnie wysokie.
Gdybyś miała problem ze znalezieniem – daj znać, podeślę Ci próbkę. 🙂
W kwestii wisiorów – odpowiedziałam u Ciebie. 🙂
Moj droga, to podeślij mi adres na maila jeśli chcesz;) Myślę że lepszej właścicielki nie znajdzie, a ja będę dumna że w tak godne ręce trafi:)
Chyba dam mu szansę jak spotkam… Właśnie skończyłam swój flakonik, wiec szukam nowego zapachu 🙂
Przysłanie perfum było posunięciem genialnym, inaczej pewnie nie czytalibyśmy tej recenzji, Jesus del Pozo pewnie nigdy nie trafiłby na ten blog! 😉
Ambar podejrzewałam o piękno, odkąd o nich po raz pierwszy usłyszałam. Teraz tym bardziej pragnę poznać. Zapach jest już dostępny w wybranych perfumeriach internetowych (mam nadzieję, że wkrótce pojawią się mniejsze pojemności, na razie widziałam wyłącznie setki)
Dziękuję za piękną recenzję 🙂
Już po tytule zgadłam, o czym będzie 😉
Maqdo, nie ośmielę się. Po prostu nie mogłabym przyjąć takiego daru.
Ale sama propozycja mnie poruszyła. Dziękuję Ci ogromnie!
Hasito, testuj, test nigdy nie zaszkodzi. 🙂
A jaki flakonik skończyłaś?
Bahamonde, Stylistko, pisałyśmy jednocześnie. 🙂
Bahamonde, Ambar występuje tez jako 30 i 50 ml. Mam nadzieję, że rychło się pojawi w perfumeriach stacjonarnych, bo bez testu nawet tak bezpiecznego pluszaka nie polecam.
A del Pozo mógłby się pojawić, gdyby doba miał z 80 godzin. Niestety nie ma, więc In Black recenzji się nie doczekało. Choć miałam flakon.
Rozważam wrzucenie na FB zdjęć moich zbiorów perfumeryjnych sprzed poznania niszy. ledwie kilkanaście flakoników… Inny świat.
Stylistko Tekstu, przyznaję, tytuł oryginalnością nie powala. :)))
Ale zapach tez rewolucji nie robi.
Celine Dion 'Sensational Moment' 🙂 Szukam czegoś zbliżonego do tego zapachu 🙂
No to się nie zapomnę, ale powącham 🙂
Hasito, niestety, nie kojarzę tych perfum w ogóle. Byc może wąchałam, ale to tak bardzo nie mój typ, że po prostu nie zwróciłam uwagi.
Jako osoba lubiąca inny typ zapachów mam wrażenie, że takich owocowo – kwiatowych zapachów jest mnóstwo, ale tez zdaję sobie sprawę z tego, że dla osoby, która preferuje lekkie wonie moje drewniaki i kadzidlaki sa podobnie nierozpoznawalne i mało charakterystyczne.
Szukaj wśród zapachów lekkich, owocowych. Może któraś Escada, może coś Lacoste? Mam wrażenie, że niektóre były w tym typie.
jeśli mam radzić wedle własnego gustu, polecam Flowerbomb albo Bvlgari Eau Parfumée au Thé Rouge – to bardzo dobre kompozycje, mogą Ci się spodobać.
Lubię ambrę, ale chyba ta nie zadowoliłaby mnie 🙂 Przypuszczam, że byłaby za mało drzewna i za bardzo mleczna :)) Jak dobrze Sabbath, że testujesz i recenzujesz to wszystko. Można zawęzić wybór :))
Ech, nie recenzuję nawet jednej trzeciej tego, co zrecenzować chciałabym i powinnam. Ba! Nie wiem, czy jedna dziesiątą mi się udaje… Życie jest takie cholernie zajmujące! ^^
Dziękuję za radę 🙂 Polecane nazwy zostały zapisane na karteczce… Będę w Spehorze, albo innych perfumeriach powącham.