Oto kolejna róża wyrasta na moim poletku. Jeśli sądzicie, że wzięłam się za Portrait of a Lady Dominique Ropiona dlatego, że to niedostępna jeszcze nowość to… Macie rację. Jednakże fakt, że w składzie mamy kadzidło i cynamon również nie jest bez znaczenia.
Próbka leży w pudle już drugi tydzień – nadspodziewanie długa i wyczerpująca choroba sprawiała, że nie ufałam swoim zmysłom wcześniej. Przepraszam Was za długi przestój, wychodzę jednak z założenia, że lepiej nie napisać niczego, niż wrzucać w sieć byle co.
Stylizowany portret róży
Pierwsze wrażenie po otwarciu próbki… Róża. Taka normalna, różana.
– Oj, niedobrze – pomyślałam.
Ostrożnie, z pewnym wahaniem rozlałam kilka aromatycznych kropel na skórę, bez wielkiej niecierpliwości odczekałam aż ulotni się alkohol, a zapach rozgości na ciele, a potem zrobiłam pierwszy, spokojny, długi wdech.
Ani śladu „normalnej” róży. Zapach od pierwszego akordu wielopłaszczyznowy, niezwykły, intrygujący – choć nie w sposób, jakiego oczekiwałam. Róża jest. Nie zamierzam udawać, ze jej nie dostrzegam, jednak pełni ona rolę naczynia, w którym powoli, majestatycznie wirują nuty przyprawowe i owocowe.
Lekko pikantny, czysty cynamon, ciepła, sucha gałka muszkatołowa oraz szorstki, piaszczysty szafran w niezwykły stymulujący zmysły sposób kontrastują z kwaskowymi nutami owocowymi i brzmiącym w tle cierpkim aromatem porzeczkowych listków.
Jako drugi akord, dosłownie po kilkudziesięciu sekundach od aplikacji pojawia się czysta, niestęchła, ale też „niepudrowana” paczula dodająca kompozycji naturalizmu i „niszowości”.
Serce zapachu ujawnia się po kilku ledwie minutach. Wolno i spokonie, jak zasnuwająca horyzont burzowa chmura nad Portret Damy nadciągają nuty drzewne. Ciężki, stary cedr, spękany, brudny sandałowiec, popieliste, szyprowe nieomal kadzidło przypominające mi najpiękniejszą „warstwę” Chanel No. 19 w wersji edp.
W zestawieniu z zyskującą na znaczeniu paczulą, zielonością nut owocowych i wciąż wyraźnym, ostrym zapachem przypraw ten niezwykły, trudny akord drzewny tworzy coś w rodzaju „nowego szypru”: perfumy bezkompromisowe, niejednoznaczne, wymagające. Nie napiszę, że normalnie piękne, ale fascynujące z pewnością.
Na tym etapie ewoluuje także róża: zajęta obserwacją zmianiającej się barwy kompozycji zauważam w pewnym momencie, że ogrodowy kwiat z otwarcia przemienił się w brudnozłocistą, gęstą ze starości różaną esencję. Rozlaną na grubej, ciemnej desce. Przysypaną kurzem i pokrytą piwnicznym, mszystym nalotem.
Baza pojawia się w sposób umiarkowanie spektakularny. Mam wrażenie, jak gdyby nuty serca sukcesywnie przecierały się ukazując ciepłą, względnie łagodną i na tym tle także względnie zachowawczą piżmowo – ambrową bazę.
Akcenty żywiczne (poza benzoesem także opoponaks) pełnią rolę spójnika łączącego drzewne, popieliste serce z miękką bazą. Ostatecznie na skórze zostaje ambrowa baza i oleista róża. Dobrze, że dzieje się to dopiero po kilku godzinach, podczas których opowieść Ropiona jest naprawdę interesująca.
***
Gdybym miała pokusić się o podsumowanie moich wrażeń, to owszem, polecam testy, szczególnie Osobom, które szukają czegoś, co zastąpi klasyczne szypry.
Już samo otwarcie stanowi wystarczający powód, by powąchać nową różę Ropiona, ale to nie ono stanowi największą atrakcję tej kompozycji. Najważniejsze jest serce. Tym razem dosłownie.
Portrait of a Lady to kompozycja jubileuszowa – oficjalnie ogłoszona została zapachem na dziesięciolecie Editions de Parfums i myślę, że w kontekście dotychczasowego dorobku firmy w roli tej sprawdzi się doskonale. Umiarkowanie niszowa, w przewrotny sposób elegancka, niejednoznaczna, pozbawiona dosłowności charakterystycznej dla wielu innych niszowych firm.
Czy nazwa koresponduje z „Portretem damy” Henry’ego Jamesa, który przedstawiany jest jako oficjalna inspiracja dla tej kompozycji? Moim zdaniem formalnie tak, praktycznie nie. Proza Jamesa definiowana jest jako powieść realistyczna, mnie podejrzanie trąci romansem i obyczajowym schematem. W porównaniu do dzieł piszącego równocześnie de Maupassanta – okropna ramota.
Z rodziny Jamesów lubię i cenię brata Henry’ego – Williama za jego stosunek do Hegla i heglizmu. Ale to już zupełnie inna bajka…
Data powstania: 2010
Twórca: Dominique Ropion
Nuty zapachowe:
Nuty głowy: goździki, cynamon, róża, czarna porzeczka, malina
Nuty serca: sandałowiec, paczula, kadzidło
Nuty bazy: piżmo, ambra, benzoes
* Pierwsze dwa zdjęcia to kadry z filmu Jane Campion pod tytułem „Portret damy” opartego na powieści Henry’ego Jamesa
** Ostatnie zdjęcie pod tytułem „Old Rose” autorstwa Andy’ego Nixona pochodzi z jego bloga: pixoftheweek.blogspot.com
12 komentarzy o “Portrait of a Lady Editions de Parfums Frederic Malle”
Czuję się zaintrygowana… Choć zastanawiam się, czy by mi się spodobały 😉
Zdjęcia jak zwykle pięknie dobrane. Jeden z moich ulubionych flimów.
To ja powiem tak: moim zdaniem zapach jest ciekawszy od filmu. Ale mnie filmy Campion nudzą nieziemsko.
Jeszcze ich w Polsce nie ma, ale w razie zlotu, wezmę próbkę.
Zastanawiałam się, gdzie zniknęłaś. Mam nadzieję, że wróciłaś do formy.
Lubię różany zapach. I Jamesa też ;)))
O tak, jestem w formie, tyle, że niezbyt dobrej. 😉
Mam roboty po kokardkę i miotam się pomiędzy pragnieniem wypoczynku, a radochą, że mam tyyyle fajnych zajęć. Niestety, za dużo fajnych zajęć to jednak za dużo. ;)))
W kwestii lubienia: a ja lubię Ciebie. O! 😀
No to muszę spróbować sie z tą różą. Moja skóra pewnie podkręci jeszcze zapach, zdecydowanie na korzyść królewej kwiatów, i będę uosobieniem różanej panienki 😉 O tak, do przetestowania 🙂
O tak, zaiste i po stokroć, tak. Też bym se chętnie wąchnęła. 🙂 Choć za Portretem Damy nie przepadam… XIX wiek, cóż począć? 😉 Tylko – znajdź mi "romans nierealistyczny" [pewnie byłoby tego całkiem sporo, ale skoro takie historie się zdarzają, więc czemu by nie spróbować ukazać ich w duchu realizmu? taka luźna myśl ad hoc] Za to porównanie z edp No. 19 jeszcze silniej motywuje mnie do poszukiwań. 🙂
Hmmmm…roza:-)
Brzmi intrygujaco i pozdrawiam serdecznie:*
Escritoro, poznać warto, ale jeśli podkręcisz różę, to obawiam się, że wyjdzie zapach nie twój (i nie mój, bo o pokrewieństwie naszych nosów pamiętam wciąż). Tak więc nie prorokuję Twej kieszeni ciężkich dni. 😉
Wiedźmo, XIX wiek niekoniecznie ssie. Wspomniałam o Maupassancie na przykład. Uwielbiam gościa.
Porównanie z No.19 dotyczy jednej tylko "płaszczyzny" rozwoju. Portret damy jest mniej ekspansywny, ciemniejszy. Ale poznać nie zaszkodzi. Jak zwykle. 🙂
Hexxano, wybacz, że nie komentuję – jestem w nieustannej panice, że z czymś nie wyrobię. Ale zaglądam. Słowo.
Sabb:* naprawde nie musisz.W pelni rozumiem,sama zreszta mam ostatnio goracy okres.Staram sie zapanowac nad wirtualnym kątem ale wiem,ze nie zawsze to wychodzi.
Czytam w wolnej chwili i takze zagladam -malo pisze bo czuje sie troche "wyprana" i nie chce zostawiac byle jakiego zdania…'
Sciskam MOCNO:*
Hexx, no to chyba jesteśmy znów na tym samym etapie życiowym. I też doskwiera mi przekonanie, że nie mam nic do napisania czasem…
Ściskam RÓWNIE MOCNO. :*
Obejrzałam ostatnio "Portret damy" i mnie rozczarował. A mógł być z tego taki piękny, duszny film o zniewoleniu, szantażu psychicznym, odbieraniu osobowości… Cóż. Jane Campion próbuje od lat powtórzyć "Fortepian" i jakoś jej nie idzie 😉 ("Fortepian" uwielbiam; inne filmy tej pani działają na mnie usypiająco).
Ale opis brzmi jak perfumy, które mi się bardzo spodobają. Jak tylko odzyskam węch…
Polecam testy Portretu na męskiej skórze! Jest moc 🙂