1697 Frapin

.

Frapin to firma skandalicznie wręcz zaniedbywana na moim blogu. Zdaję sobie z tego sprawę i przyznaję się. Do zaniedbywania i do zdawania sobie sprawy także.

Czas temu jakiś uzbierałam i naszykowałam sobie komplet próbek i odlewek Frapinów z zamiarem popełnienia cyklu recenzji, bo naprawdę uważam kompozycje sygnowane tym szacownym nazwiskiem za warte uwagi. Choć nie jest to rodzina o tradycjach perfumeryjnych…

Większości ludzi marka Frapin kojarzy się z alkoholami służącymi bynajmniej nie wyłącznie do wąchania. Frapinowie koniak destylują od dwudziestu pokoleń, z perfumiarstwem zaś związali się przed niespełna dekadą. Pierwsze perfumy tej firmy: wypuszczone na rynek w 2002 roku 1270 nazwę swą zawdzięczają legendarnej dacie założenia rodu Frapinów. Późniejsze kompozycje nosiły imiona bardziej klasyczne. Aż do teraz.

Na rok 2011 zapowiedziano premierę kolejnego zapachu „ochrzczonego” datą. 1697 to rok, w którym Ludwik XIV nadał rodowi Frapinów herb i szlachectwo. Jest co świętować, czyż nie?

Aromatyczny pył historii

Jeśli ktoś zna poprzednie propozycje tej marki, wie mniej – więcej, czego się spodziewać. Frapiny mają szczególny charakter: są jednocześnie dystyngowane i naturalistyczne, sugestywne i „staranne”, esencjonalne i wyważone. I piękne pięknem niebanalnym.

Pierwszy akord 1697 Frapin to rzeczywiście rum i rzeczywiście jest on ciemny. Wyrazisty i ostry. Jest to wstęp iście „pioruński”: najpierw poraża mocą, potem błyskawicznie znika.

Druga faza rozwoju zapachu jest mniej prosta, choć równie efektowna. Czekolada. Cudowny, bogaty aromat ciepłej, dobrej jakości czekolady urzekł mnie i uwiódł, trudno jest bowiem znaleźć w perfumach nutę tę jednocześnie wyrazistą i przybraną tak, by nie zmieniła perfum w spożywczego słodziaka. A tu udało się uniknąć spralinkowania kompozycji, choć czekoladowy aromat jest… Naprawdę czekoladowy.

 

Towarzyszą mu jednak, przewrotnie i inspirująco, aromaty z przeciwnego krańca olfaktorycznej palety: suszone trawy i gałązki, przykurzone, szeleszczące kwiatowe płatki, pyliste, popieliste nuty przyprawowe, paczula pachnąca suchą, ciepłą piwnicą.

Kolejna fala przynosi aromaty żywiczne i ambrę, zapach zasuszonych wraz z kwiatami różanych krzewów i niesamowicie sugestywną woń suszonych, przesuszonych wręcz owoców.

Niby nic specjalnego: trochę kwiatków, trochę słodyczy, klasyczny zestaw bazowy dla wypełnienia przestrzeni… Uwierzcie mi, nuty nijak nie oddają specyfiki tej kompozycji. Oto bowiem Duchaufour stworzył zapach jednocześnie harmonijny i kontrastowy; statyczny i sprzeczny.

 

Fenomen polega na tym, że wszystkie nieomal składniki tej kompozycji są suche, suchuteńkie, pyliste. Tknięte myślą rozsypują się w proch. Nawet różany olejek tu szeleści. Napisałam, że „nieomal wszystkie”, a nie „wszystkie”, bo jest jeszcze czekolada…

Najprostszym zabiegiem byłoby dorzucenie do tej kupki aromatycznego pyłu garści suchego kakao. Zapach byłby konsekwentny i zapewne wciąż urodziwy. Nie ma tu jednak suchego kakao, tylko wilgotna, rozgrzana, tłusta czekolada. Nie zlepia ona pozostałych ingrediencji, nie zbija w burą masę, nie wchłania, nie zalewa, nie tworzy jednolitej mieszaniny. Te kompletnie niekompatybilne wrażenia zmysłowe trwają obok siebie: czyste i niepołączone. Odrębne i jednoczesne.

Szczerze pisząc, mam ambiwalentny stosunek do opisu powyżej. Nie tylko dlatego, że wyobrażenie sobie czegoś tak dziwnego wymaga od zapachowej wyobraźni prawdziwie ekwilibrystycznych sztuk.  Także dlatego, że nijak nie jestem w stanie zagwarantować, że na innej skórze i w innych warunkach ten zapach zachowa się w dokładnie ten sposób. Ale tego przecież nigdy nie mogę gwarantować… 

Powiem jednak: testujcie, Panie i Panowie, bo jeśli będziecie mieli tyle szczęścia, co ja, to czeka Was coś niezwykłego.

Data powstania: 2011

Twórca: Bertrand Duchaufour

Nuty zapachowe:

ciemny rum, akacja, dawana, różowy pieprz, jaśmin, głóg, ylang ylang, goździki, cynamon, słodkie suszone owoce, róża, ambra, bób tonka, paczula, cedr, labdanum, białe piżmo, wanilia

* Wszystkie ilustracje, poza ostatnią, pochodzą z archiwum firmy Frapin.

Udostępnij:

Facebook
Twitter
Pinterest
Email

27 komentarzy o “1697 Frapin”

  1. Ładnie się zapowiada:) To jest ten zapach, który występował pod nazwą "Les Ailes du Désir"?
    Ciekawe, kiedy będzie dostępny?

  2. Pasja przeniesiona z alkoholi na perfumy to świetny pomysł! Podejrzewam, że "wyrobione" (hihi) degustatorskie nosy potrafią naprawdę zdziałać wiele i może więcej niż niektórzy w tej branży. Z recenzji wynika, że kompozycja jest przednia i nawet Sabbath jej nie podołała 😀

  3. I tak sobie kiedyś myślałem, czy Sabbath ma jakąś awersję do Frapinów? Przecież niektóre są piękne, a poziom trzymają wszystkie (nie znam L'Humaniste). Ale naprawisz to skandaliczne zaniedbanie?

  4. Piotrku, wygląda na to, ze to może być ta właśnie kompozycja.

    Nie mam awersji do Frapinów, a L'Humaniste też trzyma poziom, moim zdaniem. Postaram się nadrobić zaniedbanie skandaliczne 😉 ale nie wiem, jak mi pójdzie, bo czasu mało, a recenzji w planach mnogość a mnogość. 🙂

    Kali, wytwórcy szlachetnych alkoholi często sięgają po aromaty innego typu. mamy Wspominaną już tu firmę winiarską Ginestet, mamy Kilian Hennesy, mamy Curvoisier i wiele innych pewnie… Idzie to w parze, i to nieźle. 🙂

  5. Lubię Frapiny – może nie wszystkie, ale generalnie to świetne kompozycje. A jak obłędnie rozwijają się na męskiej skórze! 🙂

  6. "kupka aromatycznego pyłu"….:):) niezłe:)…

    no i 1697 z Ludwikiem XVI nie bardzo pasuje chyba /bo tylko hrabia Cagliostro był w tym czasie wieczny…- ciekawe kto wie jeszcze o kogo chodzi:)/.
    Blog bardzo fajny, czytam regularnie i chyba dzięki Pani, mimo że 100% facet – bryzgam się DK Labdanum – ku irytacji żony. pozdrawiam – oldboy.

  7. Escri, na damskiej też nieźle. 🙂

    Oldboyu, dziękuję. Czeski błąd: laseczka przed V… Psują mi się filtry antybłędowe… :]

  8. wiedźma z podgórza

    Zapach ładny, miękki, uroczy, wyważony. I nie mój. Kiedyś w Q. obwąchałam flakon i jakoś nie ciągnie mnie dalej; nawet próbki nie mam. Nie zaiskrzyło. Może kiedyś (a nawet na pewno, bo weryfikacji wrażeń za czas jakiś raczej sobie nie daruję! 🙂 )

  9. wiedźma z podgórza

    Bach! Tra-ta-ta! Strzeliłam gafę (w pewnym sensie) i pomieszałam porządnie. Jak (no jak??) mogłam pomylić recenzowany zapach ze starym, poczciwym 1270? 🙂
    Przecież nawet napisałaś, że to tegoroczna premiera.
    Rety; dziś nie dość, że jadłam ten sam obiad na dwóch talerzach (nieświadomie) i próbowałam popełnić samobójstwo przy pomocy własnych butów (bo zapomniałam, jak wchodzi się po schodach 😉 ) to jeszcze wykazałam się nieumiejętnością czytania ze zrozumieniem.
    Ergo: wariacki dzień.
    Chyba daruję sobie recenzowanie, bo strach pomyśleć co [i o czym] bym ponawypisywała. 😉

  10. Frapiny są pierwszymi z niszowych zapachów jakie poznałem:)
    ciekawie się zapowiada:)
    no i ta czekolada:))mmm….
    J

  11. też zauważyłem że u ciebie Frapiny są omijane szerokim łukiem:)
    mam nadzieję że to się zmieni:)
    Może jakaś mała recenzja mojego 1270?

  12. Ale mówiąc o męskiej skórze, mam na myśli konkretną 😉 Na maużu Frapiny są ładniejsze niż na mnie… i co gorsza, nawet mnie to bardzo nie martwi 😉

  13. Matko z ojcem! Rum i czekolada?!?!?! Toż to prawdziwa uczta i afrodyzjak w jednym! A reszta zapachów przywodzi mi nieco… jak by to ująć, "piwniczny" klimat. Zdecydowanie brzmi bardzo intrygująco!

  14. Cammie, dziękuję. Ja tylko mam nadzieję, że na kimś innym ta czekolada też wyjdzie, bo w nutach jej nie ma. Sama byłam zdziwiona i chodziłam po ludziach pytać, czy czują czekoladę. Czuli!

    Wiedźmo, jaką tam gafę? Cyferki to cyferki. Innego cyferkowego zapachu Frapin nie imiał dotychczas, więc to oczywiste, że pomyślałaś o tym istniejącym.
    W kwestii jedzenia na dwóch talerzach i przewracania się o własne nogi – to wszystko przez tę cholerną zimę. Jestem śnięta, zniechęcona i nieuważna. Popełniam błędy, zapominam o wielu rzeczach, działam jak napalona czegoś… Nielegalnego. Niech już przyjdzie wiosna!

    Jarku, spróbuję. Choć sam widzisz, że idzie mi ostatnio opornie. 1270 jakoś nigdy nie było u mnie na topie. Rozważałam natomiast zakup flakonu Terre de Sarment. Piękna jest ta ziemia! Od pierwszych testów mnie zauroczyła.

    No, tak pomyślałam sobie, że konkretną. Niech sobie kupi flakon, będziesz podbierać. 🙂
    Na moim Miłym tak Opus pachnie. No po prostu mrrr… Z resztą, na nim wszystko się układa – ma chłop chemię godna pozazdroszczenia.

    Katalino, hahaha! Matko z ojcem. :)))
    Rum szybko gaśnie, ale uczta jest. I nawet klimat nieco piwniczny – w znaczeniu piwnicy z dobrymi trunkami, oczywiście. A najfajniejsze jest to, że będzie można 1697 dostać w Polsce w naprawdę przyzwoitej cenie, a przetestować za darmo w którymś Quality, albo za grosze kupić próbkę wysyłkowo…
    Oby tylko ta czekolada wylazł jeszcze na kimś, nie tylko na mnie. :)))

  15. Będzie do dostania w Polsce??? Wspaniałe wieści! Już się nie mogę doczekać ^__^ No nic, będę mieć oczy szeroko otwarte 🙂

  16. Taką mam nadzieję. Quality ma wszystkie pozostałe Frapiny, pewnie i tego będą mieli. A ceny naprawdę dobre.

  17. zgadzam się Terre de Sarment jest powalający.
    moim zdaniem trochę przypomina sławnego Gucia:)
    (ale tylko trochę)
    a coś z innej beczki.
    czy miałaś okazję testować najnowszy Jeux de Peau Lutensa? może to i nie twoja bajka, lecz ciekaw jestem co o nim sądzisz.
    pozdro
    J

  18. wiedźma z podgórza

    Ech, nie wiem, czy to zima, czy przedwszzesna pierdołowatość, bo mnie takie wyskoki zdarzają się co jakiś czas, niezależnie od pory roku. 😉 I choć opcja z zimnem jest wielce prawdopodobna (w końcu ciepłolubne z nas małpy 🙂 ) to dziś, patrząc na oszronione drzewa, na biało-czarny świat, na ostro zakończoną, zasnutę przez nieprzejrzyste powietrze chmuki, tarczę słońca, jej minusy nie były w stanie przysłonić mi plusów. Wolę taką pogogę niż okołozerową pluchę i wszędobylskie choróbska.
    Tym niemniej współczuję. Kiedy kolejny urlop? I południowe klimaty (byle nie Egipt 🙂 )?

  19. wiedźma z podgórza

    Boże – powyższy tekst przeczy moim zapewnieniom. Pierdoła i tyle. "powietrze I chmurki", te plusy i minusy to zimy dotyczą, nie słońca, "pogoDę" wolę itd. 😉

  20. Jarku, czekam na próbkę tego cuda. Przyznaję, jestem zaintrygowana. 🙂

    Wiedźmo – Nie wiem, jak mróz może być plusem. Doceniałam go tylko raz w życiu – parę miesięcy mieszkając w mieszkaniu bez lodówki.
    W kwestii ogólnej pierdołowatości, sama ochrzciłam siebie mistrzem spontanicznej gafy. To się chyba łapie, nie? :>
    A o pokićkanych komciach rozmawiałyśmy już kiedyś u Ciebie chyba… :)))

  21. jak Ci zazdroszczę tego pięknego odbioru zapachu 🙂 właśnie mam go na ręku i co? Na początku cudo. Ale po 10 sekundach piękny rum wietrzeje i zostaje ulepna masa kandyzowanych owoców, dopiero po jakiś 4 godzinach zostaje waniliowo-drzewna baza z odrobinką goździków i czekolady.

    Maja 😉

  22. No to kiszka troszkę. szczególnie, ze na LuckyScent pojawił się już w normalnych 100 ml flachach w normalnej, przyzwoitej frapinowej cenie. Jeśli nie dotrze do Polski ta wersja, sprowadzę sobie z USA. Nie będę przepłacać.

    Można też spojrzeć na sprawę z drugiej strony: kolejna pokusa z głowy. :)))

  23. mój portfel się cieszy 😛
    (wystarczą mi rumowe opary w Idolu)

    A 1697 jest już w typowej frapinowskiej butelce w nowym katalogu Quality, więc pewnie i do nas dotrze 🙂

    Maja

  24. Dlatego czekam. Wolę kupić lokalnie, niż użerać się z cłem, którego mi nigdy nie odpuszczają.
    Najpierw jednak muszę się wyprzedać. Lista puchnie, a ja nie mam czasu zrobić zdjęć i sprawdzić pojemności. Może w styczniu…

Dodaj komentarz

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany. Wymagane pola są oznaczone *

Popularne wpisy

Rozstrzygnięcie konkursu Yasmeen

Wybaczcie proszę prawie trzydniowe opóźnienie, dopiero wczoraj wieczorem dotarłam do domu i natychmiast padłam. Dziś jednak jestem już żwawa i chętna do pisania. Dlatego od

Czytaj więcej »