Poszukiwanie rzetelnych wiadomości o francuskiej marce Divine to zadanie, które może przyprawić o nerwicę.
Na stronie firmowej sekcji „o nas” brak, w odsyłaczu „the art of perfume” same bardzo ładne komunały. Poza tym typowo reklamowe opisy zapachów i nic więcej.
Nieco wieści o historii firmy znajdziemy na LuckyScent. Czytając notkę poświęconą Divine dowiedzieć możemy się między innymi, że w Bretanii, a konkretnie w uznawanym przez niektórych za najbardziej brytyjskie z francuskich miast Dinard, Yvon Mouchel stworzyła zapach o nazwie Divine – zachwycający tak bardzo, że ludzie przekazywali sobie wieść o nim z ust do ust i teraz zapachy tworzone przez Yvon Mouchel sprzedawane są w największych miastach świata, takich jak Londyn, Berlin i Monachium.
Wiadomości enigmatyczne, ale pozornie sensowne. Dlaczego pozornie? Ano dlatego, że żadna inna strona, z firmową włącznie, nie potwierdza faktu, ze autorką którejkolwiek z kompozycji Divine jest Yvon Mouchel. Wedle opisu na Fragrantice autorami wszystkich kompozycji Divine są perfumiarze Yann Vasnier i Richard Ibanez. Potwierdza to Basenotes, z tym wyjątkiem, że akurat autora założycielskiej kompozycji nie podaje.
Daty też się nie zgadzają. Wedle informacji na stronie perfumerii Lulua, która jest polskim dysrybutorem marki, Divine postały w roku 1986. Natomiast Fragrantica podaje, że zapach powstał cztery lata później – w roku 2000. Aby było jeszcze ciekawiej, ta sama strona, w opisie producenta, datuje pierwsze chronologicznie perfumy Divine na rok 2002.
Dalsze tropienie nieścisłości sobie daruję, skupię się na zapachu. I utrzymując surrealistyczny klimat komedii pomyłek napiszę, że wcale nie będzie to Divine. 🙂
Dlaczego? Dlatego, że w Polsce akurat klasyczne Divinie nie są dostępne. Można za to nabyć wszystkie pozostałe zapachy marki i dziś, na zasadzie prostego skojarzenia, będzie słów kilka o Eau Divine wcale nie będącym lżejszą wersją Divine, tylko kompletnie inną kompozycją.
Zaczynam się dobrze bawić. 😀
Nieboska Woda
Eau Divine zaczyna się akordem świeżym, rześkim, ostrym. Połączenie nietypowego, cierpkiego akordu owocowego bazującego bardziej na dzikiej róży, niż mandarynce, z musującym imbirem i szorstką nutą przyprawową dało efekt zaskakujący. Nie jestem w stanie pozbyć się skojarzenia z zapachem przyprawionego odrobiną soku z limonki i curry surowego ziemniaka.
Po chwili Boska Woda ewoluuje nieco, miesza się, wzbogaca o nuty kwiatowe i zaczyna nieco przypominać normalną kompozycję, nadal jest to jednak zapach wyperfumowanego… Surowego ziemniaka!
Przygody z perfumeryjnym surrealizmem ciąg dalszy. 🙂
Na szczęście na tym koniec. Sece Eau Divine nie pachnie już niczym dziwnym, tylko normalnym, przyzwoitym produktem kosmetycznym. Połączenie cytrusów z akordami ziołowo – przyprawowymi daje mocno koloński efekt (mocniejszy, niż w kompozycjach Atelier Cologne, o których pisałam ostatnio), lekki fiołek i piżmowe tło podkreślają kosmetyczność kompozycji. Nie ratuje sytuacji także kwiat pomarańczy, na który po testach Battito d’Ali czy, wspomnianych już, zapachów Atelier Cologne zaczęłam zwracać baczniejszą uwagę.
Zapach jest dość ostry, wibrujący, ekspansywny; mimo sklasyfikowania go przez producenta jako typowy unisex, mnie wydaje się dość męski.
Dopiero po paru godzinach chemia mojej skóry neutralizuje tę ostrość i przekształca Eau Divine w kompozycję względnie przyjazną i nemalnie ładną. Jasny, suchy już na tym etapie imbir na delikatnym akordzie kwiatowym i bardzo udanej bazie bazującej czymś, co najlepiej określić jako roślinną ambrę. Nasiona piżmianu, anyż, ślad labdanum. Akord poprawny, a na tle poprzednich nawet ładny.
Zdaję sobie sprawę, że pisząc, ze Eau Divine nie jest kompozycją w moim typie nikogo nie zaskoczę. No nie jest. Ale z przyjemnością stwierdzam, że przy okazji jest to najmniej dla mnie interesująca propozycja Divine. Każdy kolejny testowany ich zapach podoba mi się bardziej. I o tym będzie wkrótce.
Data powstania: 2009
Twórca: Yann Vasnier
Nuty zapachowe:
Nuta głowy: zielona mandarynka, anyż, imbir, owoce róży, gałka muszkatołowa
Nuta serca: kwiaty pomarańczy, fiołek, kardamon
Nuta bazy: biała ambra, piżmo, labdanum
* Zdjęcie paryskiego butiku Divine pochodzi bloga The Scented Salamander, do którego linka znajdziecie w moim blogrollu. Od zawsze. 🙂
** Drugie zdjęcie (bądź trzecie, jeśli liczymy razem z logo) pochodzi ze strony desktopia.net
*** Autorem zdjęcia trzeciego (bądź czwartego, jak wyżej) jest André Strommen publikujący swe prace na serwisie flickr jako line_lus. Link do strony użytkownika TU.
* Ostatnie natomiast pochodzi z artykułu i tym, jak ważna dla ludzkiego zdrowia jest medycyna ziołowa na stronie Herba Life.
6 komentarzy o “Eau Divine Parfums Divine”
Perspektywa perfumowanych ziemniaków uczepiła się moich myśli tak bardzo, że… nie wiem czy chciałabym tak pachnieć 😉 hehehhe Ale cóż, może akurat wyszłoby z tego coś interesującego. Zapach nie mój, jednak z pewnością stanowi interesującą ciekawostkę 🙂
Jak tylko przeczytałam "świeży, rześki", to od razu wiedziałam, że nie będzie w Twoim stylu… 😉
Uperfumowany ziemniak to jeszcze nie najgorzej… Uperfumowany burak – to dopiero katastrofa… ;-))) Oj, dziś jest tak gorąco, że cytrusowo-ziołowy zapach bardzo by mi pomógł przetrwać… 🙂
Perfumowane buraki to gatunek często spotykany: w większych firmach, urzędach, ba, nawet w Parlamencie! xD
Podobno od jedzenia surowych ziemniaków można dostać gorączki. Ciekawe, jak z wąchaniem? 😉
Co Cię tak ostatnio na łamanie granic wzięło? Najpierw kolońskie kadzidło, teraz kolońskie kartofle..
Też jestem ciekawa, ale tak samo na wybuch gorących uczuć raczej nie mam co liczyć. 🙂
Zgadzam się, że perfumowane buraki spotykamy znacznie częściej. 🙂 zresztą: kto napisał, że "burak to kartofel w ataku apopleksji"? 😉 Lec czy Sztaudynger?
Rzeko, perfumowanymi burakami zrobiłaś mi dzień! :)))
I prawda, że spotyka się częściej. Niestety. Moja mama mawiała, że biada, jak się zrobi pan z dziada i trudno jej odmówić słuszności. Najgorsi są neofici, pierwsze pokolenie mieszczuchów czy bogaczy. Na szczęście dotyczy to tylko części tych ludzi.
A wąchanie surowych ziemniaków mnie przynajmniej nie zaszkodziło. 😉