Missala Qessence – recenzja wyczerpująca

Atomizer z tymi perfumami przeleżał u mnie wiele, wiele dni.

Najpierw otrzymałam niespodziewaną przesyłkę od Pani Missali zawierającą list i atomizer bez nazwy. Długo zabierałam się do testów, a kiedy wreszcie się zabrałam, poczyniłam notatki. Mogę je Wam udostępnić, jeśli chcecie, ale od razu przyznam się, że część nut pomyliłam.

 

Czas jakiś później pojawił się na blogu Missala tajemniczy konkurs. Nie wymagało szczególnej bystrości skojarzenie nut podanych na stronie z zawartością anonimowego atomizera. A potem dostałam maila, który wszystko wyjaśnił. Quality Missala ma własne, stworzone w Grasse perfumy!

Obiecałam jednak, że dochowam tajemnicy. I zgodnie z obietnicą, puszczam parę dopiero po premierze, która miała miejsce dziś o godzinie 18:00.

Parada znakomitości

Pierwsze krople nie zapowiadają oberwania chmury. 

Otwarcie jest względnie lekkie, gorzkawe, ziołowe. Pierwsze tony Qessence wyśpiewuje głosem stłumionym, nieco chropawym. Wyraźna, żywa zieleń wytrawnego akordu ziołowego pocięta została ostrzami jasnych, twardo brzmiących cytrusów.

Zanim jednak zdążymy uporządkować jakoś swe doznania, kompozycja przechodzi pierwszą, efektowną przemianę. W zielone tony otwarcia, jak krew w płótno wsiąkać zaczyna róża. Gęsta, ciemna, czerwona… Jak krew. Podbita szafranem, być może imbirem, być może muszkatem. Podstępnie wzmocniona dodatkiem narkotycznego ylang – ylang i jaśminu. Róża fatalna, zachłanna, dumna.

Jej dramatyczny sopran zagłusza zielone otwarcie, wchłania je, pożera. Sprowadza do roli cienia na płatkach, ledwo zauważalnej chrapliwej nuty, ledwo widocznego złamania barwy.

Wyznam szczerze, że ten etap jest dla mnie trudny. Nie lubię tej pani. Dlatego z radością przyglądam się wkraczającym na scenę kolejnym postaciom tej olfaktorycznej opowieści.

Pierwsze pojawiające się nuty żywiczne brzmią gorzko i wydają się nie na miejscu. Róża broni swych pozycji, przyjmuje wyzywające pozy, podbija cierpkawe, konfiturowo – oleiste tony, wachluje jaśminowym wachlarzem, rozpościera aksamitne suknie. Na nic wszystko!

Jeden po drugim, gburowaci intruzi zaczynają swoje pieśni. I kiedy wreszcie udaje im się odnaleźć ton, złapać oddech, zdobyć jakoś trochę przestrzeni na scenie, okazuje się, że ich wyśpiewywana dźwięcznymi barytonami partia piękniejsza jest, niż popisy egotycznej róży.

 

Niestety, nim róża pogodzi się z faktem, że teraz przyjdzie jej śpiewać w chórze, nim pieśń odzyska harmonię i wygładzi się – przyjdzie nam przez czas zdecydowanie zbyt długi znosić wahania tonacji i przepychanki na scenie.

Jak rzekł był cesarz Józef II po premierze mozartowskiego „Wesela Figara”: „Za dużo nut”.

A potem pojawia się oud. I róża cichnie.

Ciężar kompozycji przesuwa się na akord żywiczno – kadzidlany, który powoli wygładza się przejmując oleistą gładkość oudu i wchłaniając aksamitną miękkość róży. I nie mamy już obrażonej primadonny i zgrai gburów, lecz chór głosów harmonijnych i pełnych.

Ciemnej, matowej, pozbawionej eteryczności świeżych żywic pieśni kadzideł życia i blasku dodaje cytrusowo – szyprowa nuta złożona z rozgrzanego szczyptą imbiru i rozświetlonego kroplą miękkiego elemi dębowego mchu. Złączone w jednolity, zwarty (pod)akord wetiwer, papirus i paczula tworzą konsekwentnie, blisko prowadzony drugi głos.

 

Tylko róża stoi nieco z boku, osobna i odmienna, jednak na tym etapie perfekcyjnie już dostrojona do pozostałych śpiewaków. Dodaje ona kompozycji sznytu, tradycyjnej, perfumeryjnej urody. To dzięki róży właśnie, mimo silnej sekcji kadzidlano – przyprawowej, pozostaje Qessence kompozycją klasyczną, perefumeryjną, uniwersalną. I jednak raczej damską, choć zakładam, że klasyfikowana będzie jako uniseks ze wskazaniem na panie.

Po wielu godzinach spędzonych z gasnącym na skórze zapachem zaczynam go lubić. Zapominam powoli o tym, jak głośny i nieskory do współpracy był przez pierwsze godziny. Zaczynam wybaczać mu różaną histerię i zbyt długie strojenie instrumentów. Ba! Zaczynam rozważać, czy dla przyjemności spędzenia pięciu – sześciu godzin w przyjaznym półcieniu schyłkowego Quessence nie warto po raz kolejny przecierpieć pierwszych etapów. Co gorsze: zastanawiam się już po raz drugi.

 

Rachunek zysków i strat jest skomplikowany. Pierwsze dwie – trzy godziny są dla mnie trudne. Zapach jest przeładowany, dominujący i despotyczny. Projekcję ma… Osaczającą. Może błędem było trzykrotne naciśnięcie pompki atomizera?

Po kilku godzinach natomiast mamy do czynienia ze świetnie złożoną „współczesną klasyką” łączącą europejsko wyniosły szypr z orientalnym zbytkiem okadzonej róży.

Naprawdę doceniam pomysł, bez trudu odnajduję opowieść, w szczególny sposób rozumiem ten zapach. A jednak dla mnie jest za głośno, za mocno, za bogato. Za dużo nut. Może gdybym była Imperatorem Fryderykiem II, albo przynajmniej Fryderyką… Może wtedy uniosłabym ten zapach. Ale nie jestem.

Data powstania: 2011

Twórcy: Stanisława Missala z rodziną przy współpracy z Jean-Claudem Astierem

Nuty zapachowe:

Nuty głowy: szafran, kolendra, cynamon, rumianek, aksamitka, pomarańcza, cytron (cedrat)

Nuty serca: róża damasceńska (absolut), żywica elemi, ylang ylang, jaśmin, tatarak, irys

Nuty bazy: kadzidło (olibanum), paczula, mech dębowy, piżmo, oud (żywica agarowa), wetiwer, drzewo sandałowe, cedr wirgiński, benzoes, wanilia, kaszmeran, czystek (labdanum), cypriol (indyjski papirus)

Ilustracje do tekstu:

  • Pierwsza ilustracja ze strony Quality Missala. tak wygląda falkon.
  • Druga: „Baron cygański” na deskach bydgoskiej opery „Nova”
  • Na zdjęciu trzecim Sasha Pivovarowa jako Maria Callas w obiektywie Millesa Aldricha
  • Na kolejnym prawdziwa Maria Callas jako Floria w „Tosce” Giacomo Pucciniego. Autorem zdjęcia jest Houston Rogers, a znaleźć je można na stronie eu.art.com
  • Piąte to kadr z filmu Milosa Formana „Amadeus”. Mam nadzieję, ze oglądaliście, bo jeśli nie, nie rzobawi Was mój cytat z imperatora. 🙂
  • Szóste tak, jak czwarte, ze strony eu.art.com
  • Na ostatnim zaś bal w Operze Wiedeńskiej 2010. Zdjęcie pochodzi z serwisu interia.pl

Udostępnij:

Facebook
Twitter
Pinterest
Email

31 komentarzy o “Missala Qessence – recenzja wyczerpująca”

  1. Design butelki skojarzył mi się z absyntem… Nut faktycznie sporo, jednak im dalej w las, tym przyjemniej brzmi. Odstrasza mnie tylko to ostre wejście – jak cios między oczy. Niewątpliwie intrygująca kompozycja!

  2. Hm… ja uwielbiam mnogość mozartowskich nut, wesele Figara znam na pamięć. Spis nut Quessence obiecujący…:) jakoś im dalej tym bardziej lubię klasykę. Jest szansa więc, że się polubimy. Tylko co do opakowania mam mieszane odczucia, butelka nieodparcie kojarzy mi się z jakimś płynem do kąpieli czy szamponem, może zieleń jest w rzeczywistości bardziej stonowana…?

  3. O matko! Dziewczyny, Wy czytacie tę samą recenzję, którą ja napisałam?! Piszę przecież, że pierwsze dwie godziny są trudne do zniesienia. Mnogość nut mnogością nut… Ale te przepychanki?
    Za to teraz, po kilku godzinach jest naprawdę dobrze. Ale dopiero po kilku godzinach.

  4. Ojej, ale czad! A ten zapach przetestuję na pewno. Bo tam mi się zdaje, że te przepychanki u każdego mogą pachnieć inaczej. A jaka fajna wielogłosowa recenzja. Mniam.

  5. Ano wielogłosowa, bo czuję się nieco schizofrenicznie. 😉 Na początku miałam wściek na ten zapach, bo mi na łeb właził, a teraz mi przeszło. I poprzednio też tak było. I następnym razem też tak będzie… Dosłownie szarpie mi nerwy ten nadmiar wrażeń. Chodziłam podminowana i plująca jadem. Teraz zaś siedzę z nosem przy skórze. Gupi jest człek i ułomny…

  6. Sabbath jak zawsze obłędna recenzja :))

    będę miała okazję przetestować Qessence ponieważ wzięłam udział w wspomnianym konkursie 🙂

    po Twojej recenzji jestem jeszcze bardziej ciekawa tego zapachu 😉 ja jestem miłośniczką róży, więc być może mnie nie przytłoczy 😉

  7. Hm może i będzie trudno… ale przynajmniej będzie się coś działo, a poza tym jak napisała Mysza jest szansa, że u każdego inaczej się będzie przepychanka odbywać 🙂

  8. Ja już nie mogę się doczekać próbki, którą otrzymam za udział w konkursie Quality:))
    Sabbath, gdybyś zamieściła Twoją recenzję jako komentarz w tym konkursie to zapewne wygrałabyś ten konkurs => Twoje recenzje to czysta poezja. Takie teksty uczniowie powinni analizować na maturze:))

  9. Reniu, czytałam wypowiedzi w tym konkursie, Twoja była jedną z bardziej wyważonych. Takich "moich". Podobała mi się bardzo, bo w tekście był wpleciony opis nut. I miało to jakiś fabularny sens. Brawo. napisać coś takiego nie znając zapachu!
    Ogólnie moja intencja była właśnie taka – żeby testowac ostrożnie, bo ja mam problem z tym zapachem. Dopiero po fakcie zajarzyłam, że przez pierwsze godziny noszenia go chodziłam poirytowana i czułam złość. jak gdyby coś mnie uwierało, coś mnie drażniło. Dopiero po tej metamorfozie ostatniej się uspokajałam. Dla mnie za dużo.

    Polu, Mysza po raz nie wiem który już ma rację. Tyle, ze nie tylko przepychanka może odbywac się inaczej, ale o cały rozwój. Więc jest też szansa, że ta interesująca i uspokojona już baza też nie na każdym wyjdzie. Moja chemia jednak (jak już pisałam nie raz) "wyplusza" zapachy. Tu to chyba jest przydatna własciwość.

    Majkel, gdybym wzięła udział w tym konkursie byłabym prosięciem. Paskudnym. Bo ja ZNAŁAM zapach. Pisanie recenzji kiedy się zna zapach to coś zupełnie innego, niż pisanie jej z wyobraźni. Czyż nie?
    Dlatego osoby biorące udział miały znacznie trudniejsze zadanie, niż ja. I czapki z głów za te wizje. 🙂
    I… Dziękuję. Ślicznie. :*

  10. Sabbath dziękuję :* jest mi bardzo miło :)) jak wiesz ciężko mi pisać o perfumach, więc ta pochwała i to od Ciebie dodaje mi pewności siebie 😮

    rozumiem Cię bo sama mam właśnie coś takiego kiedy coś mi nie podejdzie 😉

  11. wiedźma z podgórza

    Jakie bogactwo nut! Brzmi interesująco [choć nie AŻ TAK, żeby marnować 20 zł na próbkę – i co z tego, że dwumililitrową? Amouage też takie ma].
    Może kiedyś, jak zabłądzę do stacjonarki… 🙂

    Wczoraj wysłałam do Ciebie list. 🙂

  12. Bo Pani Stasia Missala ma zapedy zeby bylo na bogato a to nie zawsze oznacza, ze dobrze czy z klasa. niestety.
    pozdrawiam,
    Andrzej

  13. Reniu, o perfum ach w ogóle jest ciężko pisać. W muzyce masz metrum, zapis, łatwo sprawdzalny poziuom trudności, kiedy słuchasz, wiesz, czy sekcja rytmiczna gra równo, czy instrumentaliści nie kaleczą, czy dźwięk ma dobrą emisję czy się harmonie nie rozjeżdżają, czy wokalista nie fałszuje – wszystko to człowiek o dobrym słuchu i podstawowym wykształceniu słyszy, może wskazać na zapisie, punkt w punkt pokazać, jak powinno być. W perfumach tego nie ma. Nie ma też ujednoliconego aparatu pojęciowego dla opisu. Używamy pojęć zastępczych. No, ciężka sprawa. 😉

    Co do nie podchodzenia, ja kiedyś pisałam, że jestem mocno nadwrażliwa. na dźwięk, zapach, światło, dotyk. Zła, kalecząca uszy muzyka potrafi doprowadzić mnie do histerii. W nawale dźwięków typu toporne disco czy jakieś ludyczne ska czuję się jak bita po nerwach. Brrr…

    Farizach, dziękuję! :*
    Książka! Książka! książka!
    Ja startuję właściwie tylko po książki. :)))

    Wiedźmo, na stronie Quality pojawiło się zdjęcie. To jest atomizerek z nazwą. Ładny. Ale… No drogo. Dziewczyny na Wizażu rozbierają flakon na próbki. Wychodzi z dyszkę taniej na 2 ml.

    Andrzeju, oceniać OSOBY, szczególnie tak krytycznie bym się nie podjęła. Szczególnie jeśli operujemy kategoriami tak subiektywnymi jak klasa lub jej brak. I mam wrażenie, że lepiej będzie, jeśli zostaniemy przy rozmowach o perfumach. 🙂

  14. Andrzeju, nie denerwuję się. 🙂 Co do perfum i pani Stanisławy: wiem, żelubi Amouage. Kompozycje sa faktycznie bogate, ale też bardzo wyważone (dla mnie za bardzo), utemperowane. Nie są to Montale. ;))) Nie zauwazyłam też przesady w jej ubiorze: preferuje raczej oszczędną elegancję. Tylko ciast jest u nich zawsze "bogato". Ale i tak zjadają je klienci. :)))

    Reniu :*

  15. Sabb, jeszcz raz pozwole soie napisac, ze ocenialem wylacznie zapach – na bogato (tj duzo ekskluzywnych skladnikow) nie zawsze musi oznaczac dobrze – o to mi chodzilo. Wylacznie.
    Nie chcialem w zaden sposob nikogo urazic. Choc przyznam, ze tekst mozna bylo zrozumiec dwuznacznie – jednak nie oceniam Pani Stasi.
    Wylacznie zapach – a tu mozna dodac, ze "co za duzo to nie zdrowo".
    Andrzej

  16. Ok, ok. Już naprawdę przyjęłam. Czasem skrót myślowy wychodzi nam za bardzo skrócony,. Wszystkim. 🙂
    A zapach i dla mnie za bogaty. 🙂 Ale znam jego historię, tę niemarketingową, i staram się zrozumieć, jak ważne było dla Twórców zmieszczenie w nim wszystkiego tego, co uznali za ważne. Nie każde perfumy muszą mi się podobać. Wolę takie, które męczą, nawet irytują, ale budzą jakieś emocje, mówią do mnie, stymulują wyobraźnię, niż takie, które są nijakie, obojętne, milczące. Te niewątpliwie mnie w jakiś sposób "ruszyły". A to już coś. ;)))

  17. Dzień dobry Sabbath 🙂 Nie znam jeszcze tych perfum, ale bardzo dziękuję za recenzję, chyba nawet sobie go po części wybraziłam. Tak jak napisałaś – p. Missala uwielbia Amouage i bez względu na wszystko chciała zrobić coś równie ekskluzywnego… Podziwiam Cię ogromnie za to, że zawsze piszesz o swoich autentycznych uczuciach, w tym przypadku, że Qessence nie jest po prostu Twój 😉 Basiek 🙂

  18. Baśku, nie mogłabym inaczej. 🙂 Gdybym zamiast recenzji pisała teksty reklamowe, przestalibyście mi ufać. A ja przestałabym się lubić. Dziękuję.
    Qessence rzeczywiście nie jest mój. Każdy z zapachów oceniam w pewnym stopniu przez siebie, przez "mojość". 🙂
    A Ty? Znasz już? Co myślisz?

  19. Anonimowy komentarz usunięty ze względu na wulgarną i obraźliwą treść. Bez związku z tematem bloga.

  20. sabb, wachalas moze juz meski Loewe 7 (jest w Sephora)? ma kadzidlo, ja czuje tez gozdziki. niezlu mish-mash ale naprawde fajny. jak na sieciowki mocno sie wyroznia….
    Andrzej

  21. Nie znam. Mówisz, że warto? Kadzidło i goździki brzmią dobrze. Postaram się jutro zajrzeć i potestować. Ja ciągle mam nadzieję, ze moda na kadzidło, oud i coraz większa popularność perfumeryjnej niszy sprawią, ze i selektywne marki się obudzą… Choć mam też obawy, ze własnie ze względu na popularnośc niszy w ogóle zrezygnują z zapachów trudnych, oddadzą pole i zaczną trzaskać tylko masówkę. No nic. "Miejcie nadzieję, nie tę lichą, marną…" 🙂

  22. Napomknę w stosownym miejscu na forum fragrantici (fragrantiki?:D), dobrze by było, gdyby umieścili ten zapach w bazie. Ciekawa inicjatywa!

  23. Wszystko co mnie zachwyca

    Właśnie przeczytałam.
    Po kilu pierwszych linijkach stwierdziłam, że fajnie, że taki projekt powstał.
    Ale czytając opis- no cóż, zbyt dużo różnych nut. Nie mam wyobrażenia jak może to się rozwijać. Chętnie kiedyś przetestuję, ale nie wywołało to we mnie większych emocji. Szkoda

  24. przeczytałem Twój wpis o tym zapachu dopiero przed chwilą… zdumiewająco podobnie widzimy ten zapach Sabb 🙂
    pozdrawiam pirath

  25. Najgorsze jest to, że taka recenzja przypomina klepanie po tyłku tego dla którego perfuma jest stworzona (czytaj: M…), żeby tylko może ich nie urazić, bo wtedy co będzie z ewentualnym dostępem do próbek nowości z ich oferty..(?) Trochę to żenujące. Po samych nutach można stwierdzić, że zamawiający ma problemy z megalomanią i sama nazwa oraz flakon biją na alarm, że będzie to po prostu wiocha. Zresztą nie posądzałem tej firmy nigdy o super gust. Ale jak to bywa na świecie, każdy ma swoje zdanie – i ja na szczęście trzymam się z daleka od takich "zapachów". Strzel sobie lepiej coś z Guerlaina albo Laurenta, coś klasycznego robionego przez Bourdona, Ropiona lub Wassera, to może wtedy będzie bardziej zrozumiałe, że jest mowa o jakiejś klasie i poziomie.

  26. Przedwojenny szyk, fryzjersko – koloński poczatek, operetka! Bieg przez miasto, krzykliwie i ruchliwie. Lata 30ste. Drapieżna moda. Chłodna wiosna, zielono, świeżo, ale dziwacznie, jakiś moment w parku, przez chwilę krótka ulewa, odurzenie życiem. Zakończenie spokojne, zmęczone, przepalone cygarami w jakieś miejskiej knajpie na atłasowej kanapie. Denerwujący zapach, kompletnie niedzisiejszy.

Dodaj komentarz

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany. Wymagane pola są oznaczone *

Popularne wpisy

Make Perfume Not War!

Światło dzienne ujrzał właśnie kolejny świetny projekt Geralda Ghislain – twórcy marek Histoires de Parfums, Scent of Departure i Alice and Peter. Make Perfume Not

Czytaj więcej »