Type D Henrik Vibskov

Czy wiecie, że jako maklerzy giełdowi najlepiej sprawdzają się ludzie inteligentni, ale nie zanadto?

Żywa inteligencja potrzebna jest w tym zawodzie, by wyczuć trend i złapać okazję. Niestety, na pewnym poziomie makler zaczyna kombinować. Szukać finty w fincie finty… I wówczas okazuje się, że zwykle przekombinowuje, albo zwyczajnie wysyła zlecenie zbyt późno.

Nie chcę sobie tu robić autoreklamy. Aby pisać bloga, geniuszem być nie trzeba. Rzekłabym, iż nawet nie należy, bo przecież każdy normalnie inteligentny człowiek poświęciłby ten czas na pracę przynoszącą godziwy dochód*, jednak czasem wydaje mi się, że przekombinowuję. 🙂

Od momentu, gdy przeczytałam opisy trzech vibskovowych Typów zastanawiam się, czy przywołujący wspomnienie Damaszku Type D rzeczywiście jest naturalną konsekwencją fascynacji Henrika Vibskova orientem, czy raczej ktoś sprytny podpowiedział artyście, że każda szanująca się marka perfumeryjna po prostu musi mieć w ofercie „jakiś orient”.

Odpowiedzi na to pytanie wymyśliłam kilkanaście. 

Że Vibskov jest zbyt niezależny, by ulegać takim namowom; że nie musi, bo w swojej kategorii osiągnął już co się da; że jednak startuje na nowym polu i jakiś ukłon w stronę nowej klienteli uczynić trzeba; że na perfumach się nie zna i mógł nie wiedzieć, iż Damaszkiem świata nie zmieni; albo odwrotnie: jest olfaktorycznym hipertalentem i właśnie zmieni; że mogli go urobić znajomi lubiący orient, albo kobiety, które nie czuły się adresatkami poprzednich Typów; że chciał swoim Damaszkiem zagrać wszystkim na nosie i pokazać orient przewrotnie i po swojemu; że sprytnie stroi się w piórka buntownika, ale tak naprawdę perfidnie trzepie kasę i Typem D utrzepie; że odnalazł w sobie ślad zamiłowania do orientalnego przepychu; albo że nie musiał go odnajdywać, bo był go świadom zawsze, czego dowodem może być stylizacja, którą rozpoczęłam opowieść o Vibskovie przy okazji Type B; że próbuje swoimi perfumeryjnymi obrazami objąć wszystkie ostre, wyraziste typy zapachów od tradycyjnych począwszy, na hipernowoczesnych skończywszy i że trzy znane nam typy to ledwie początek jakiejś przemyślanej całości; że wreszcie ma to wszystko w nosie i po prostu chwyta dzień robiąc, co mu w duszy gra…

I tak oto najmniej intrygujący zapach serii stał się dla mnie perfumeryjnym cliffhangerem. Szczególnie, że tydzień miałam iście morderczy i czasu na testy nie znalazłam.

Blednące wspomnienie Damaszku

 

Pierwsza nuta przedstawia zapach i zarazem stanowi jego najmocniejszy akcent. Orient? Tak.

Bukiet przypraw z przewagą cynamonu i kminu, bób tonka i gęsty, pozbawiony rześkości aromat kwiatu pomarańczy. Nuta kremowa i ostra zarazem. 

Po chwili odkrywam niejednoznaczną, podsuszoną owocową słodycz ciemnych daktyli zestawioną z aromatem tlących się żywic: nie tylko stryax, ale też labdanum i opoponaks.

Po kilku ledwie minutach zapach przygasa, opada jak chmura przyprawowego pyłu sypniętego na rozgrzaną blachę.

O ile w pierwszych minutach Type D projekcję ma ponadprzeciętną i pachnie jak lżejsza, bardziej statyczna wersja hiperkillera Aziyade Parfum d’Empire, o tyle serce i kolejne etapy rozwoju Type D polegają niemal wyłącznie na traceniu mocy. Zbyt szybkim, zbyt oczywistym. Nietypowa linearność, która w przypadku nowoczesnych, nietypowych Typów B i C stanowiła zaletę – w przypadku zapachu orientalnego wydaje się nie na miejscu. Szczególnie, że braku zmienności nie zrównoważył twórca kompozycji mocą ani głębią.

Zapach jest przyjemny. Cynamonowo wytrawny, balsamiczny, łączący goryczkę czarnego kminu z brzmiącą w tle słodyczą kandyzowanych owoców; nie nadto ostry i nie nadto słodki. Idealny uniseks.

Mnie jednak brak w nim oryginalności poprzednich typów. Nie czuję się zaskoczona, nie czuję się zaintrygowana.

 

Mam wrażenie, jak gdyby Vibskov pokazał nam pociągnięty akwarelą szkic dość banalnego orientalnego obrazka. Niebrzydkiego, ale i nie aspirującego do miana wielkiej sztuki. A ja myślę, że orient wymaga intensywniejszych barw i wyraźniejszych pociągnięć pędzla. Po Vibskovie oczekiwałam też jakiejś bardziej oryginalnej kompozycji.

A może nie oczekiwałam?

Ciekawa jestem, jak rozwinie się ta seria. Fragrantica zapowiada, że kolejny typ będzie zwał się E, choć przecież nie było Type A. Jakiemu miastu poświęcony będzie Type E? Rozsiany na wzgórzach Edynburg (brałabym!)? Targowe Essen? Jak myślicie?

Data powstania: 2011

Nuty zapachowe:

bergamota, różowy pieprz, jaśmin, kwiat pomarańczy, imbir, cynamon, styraks, sandałowiec, bób tonka, wanilia

* Aby nie urazić innych bloggerek i bloggerów od razu zastrzegam, że to autoironia. Żart i troszkę prowokacja. :p

  • Na pierwszym zdjęciu meczet Al-Umayyad wraz z fragmentem panoramy Damaszku. Autorem fotografii jest Bernard Gagnon. Zdjęcie z zasobów Wikipedii: KLIK
  • Obraz nr 2: Jean Auguste Dominique Ingres „The Grand Odalisque”
  • Zdjęcie korynckiego cynamonu ze strony My Spice Sage. Ależ oni mają wybór!

    Obraz nr 4: Fabio Fabi: „Odaliska i jej służka” („Odalisque And Her Servant”)

Udostępnij:

Facebook
Twitter
Pinterest
Email

25 komentarzy o “Type D Henrik Vibskov”

  1. Mysle, ze to bedzie Eden 😉
    Moze biedny Henrik V. dumal o Atenach lub Amsterdamie, ale niestety te miasta nie zdaly
    wstepnego egzaminu…
    Michasia

  2. wiedźma z podgórza

    Jak to jakie miasto? Ełk! ;P Albo Elbląg.
    Kiedyś zastanawiałam się nad zamówieniem próbek Vibskovów z Lucky, ale zrezygnowałam. Chyba dobrze, bo kiedy tak czytam Twoje recenzje, to jakoś nie tęsknię. Nie przemawiają do mnie. Za to "kononowskie" sweterki na flakonach i owszem; bardzo niszowe! 😉

    1. Niszowe w znaczeniu "nie przystające do popularnych standardów piękna" jak najbardziej. Nie wiem, jak to wygląda w realu, ale na zdjęciach flaszki Vibskovów nie robią dobrego wrażenia. Na forum Basenotes porównano je do skarpet. :]

  3. Xiaoxiongmao

    Hm, a mnie przypominają pokrowce na telefon komórkowy, takie, jakie sprzedają w każdym punkcie usuwającym simlocki. Które to pokrowce z kolei przypominają skarpetki. Ale i tak dziś wieczorem chyba pójdę powąchać B i może też C.

    1. Mnie zaś koszyczki na szklanki z okresu głębokiego komunizmu (a przynajmniej takie sprawiające wrażenia), które widziałam kiedyś u starszej pani sąsiadki: robione na drutach z jakiejś syntetycznej włóczki i występujące w komplecie z robionymi na drutach okrągłymi podkładkami pod szklanki. Niemal dokładnie takie same. :)))
      Kiedy już powąchasz, proszę, podziel się wrażeniami.

    2. Xiaoxiongmao

      :(( Nic mnie wczoraj nie zachwyciło szczególnie. Od jakiegoś czasu mam problem: wydaje mi się, że mnóstwo perfum, które poznaję, poznałam już pod inną nazwą lub/i (co najgorsze) już posiadam. A w tej wcześniej poznanej wersji są lepsze. Berlin, na przykład, łączy w sobie cechy Garage, Tar i Nostalgii, więc po co mi Berlin? Swoją drogą jak powąchałam Garage i Tar, to się ucieszyłam, że ja mam już Nostalgię, bo jest w podobnym stylu, ale lepsza. Interesujące były wczoraj w Lului dwa Blood Concepty – 0 i AB (przy czym AB jest fascynujące, ale chyba nie do noszenia). B też jest fajny, ale podobny do Pomegranate Noir Jo Malone, a PN już mam. To okropne – kiedy wszystko już było a wszystko mi pachnie czymś innym. Przesadzam, oczywiście, ale takie odkrycia są rozczarowujące. Nie wykluczyłam jednak niczego wczoraj i celowo nie wzięłam próbek – pójdę kiedyś powąchać ponownie, może wrażenia będą inne.

    3. Też się czasem łapię na tym, że wąchając nowy zapach szukam starych klocków. Nuty dymne z jednego, śliwka z innego, żywice z trzeciego… I wychodzi mi patchwork, a nie nowy zapach.
      To chyba nieuniknione kiedy zna się już sporo zapachów.
      Staram się tego unikać. Czy raczej pilnuję się, by nie malkontencić. 😉 Czasem ten sam akord inaczej zestawiony cieszy jak nowy. A czasem nie…
      Nostalgię też mam. Piękna jest! A Blood Concept jestem szalenie ciekawa. szczególnie tego nowoczesnego AB.

  4. coraz bardziej martwię się o stan swojego powonienia Aziyade killerem… no nie może to być… tak samo Quessence odbieram jako intensywny ale dość spokojny i klasyczny, Black Afgano pachnie mi jakoś słodko… czy jestem dziwna?

    Może Vibskov tak właśnie Damaszek odczuwa, sądząc po opisie mógłby mi się spodobać (Aziyade lubię) aczkolwiek nie przepadam za zapachami mdłymi i niewyraźnymi, więc na dwoje babka wróżyła.

    Się skarpetowe wdzianka podobają, nie mają urody flakonów Killiana czy Lutensa ani pomysłowości CdG ale mimo to pasuje mi ta prostota flakonu i dziewiarski akcent 😛

    Co do typu na E to też jestem za Ełkiem 😀

    1. Taa… Widzę ten Ełk. Będzie pachniał sportowymi sandałami, bimbrem i prozą Faulknera. 🙂

      Jakie zapachy Ty odbierasz jako killery. Bo jeśli nie Aziyade, to już nie wiem co…

      W kwestii słodyczy w Black Afgano, ja wierzę. Bez zastrzeżeń. Nie wiem, czy uwierzysz, ale pachnąć Black Afgano właśnie miałam okazję od trzech różnych młodych mężczyzn (niezależnie, przy różnych okazjach) usłyszeć, że pachnę truskawkami. I tylko jeden z nich był strasznie pijany. Przyznaję, że ciężko mi rozgryźć ten fenomen, ale zaczęłam się nad nim zastanawiać po drugim razie…

    2. Może to wynika z prywatnej definicji Killera, łapię się na tym, że to w czym mi się dobrze chodzi nie podpada pod nią :P. A że każdego "zabija" co innego, to może stąd rozbieżności. Fakt że są zapachy bardzo trwałe i ogoniaste. ja nie jestem w stanie znieść ani na sobie ani na kimś Słonia Kenzo ani Edenu Cacharel. Pozostałe w zasadzie jestem w stanie sobie aplikować choćby globalnie aczkolwiek przez miłosierdzie dla bliskich mam na względzie, żeby używać ich oszczędnie. Z Aziyade ty było śmiesznie na początku ponieważ równie mnie obrzydzała to pociągała. Pierwsze wrażenie to tak jakby ktoś taką mega zasłodzona konfiturę z owoców leśnych posypał świeżo pieprzem i innymi przyprawami. Taki jest początek a potem układa się ona całkiem po ludzku i nie zabija mnie 😛 otoczenie też nie protestowało.

      Mój synek powąchawszy kołnierz pachnący BA stwierdził, że pachnie cukierkami ;D (????) i to jeszcze jak uroczo się zaciągnął zanim to powiedział.

    3. Cukierkami pachnie Black Tourmaline. Już od kilku osób słyszałam, ze pachnę eukaliptusowymi cukierkami, kiedy go nosiłam. 🙂

      Jednak Aziyade mnie przerasta. Za dużo wszystkiego. Too much everything. 🙂

  5. Kurcze, po takim otwarciu sukcesywnie gubić zapach – i to zapach nawiązujący do bogatego i zawiesistego z natury orientu… To takie w pewnym sensie niszczenie własnego potencjału. Szkoda troszkę.

    1. Chciałabym wyobrażać sobie, ze to moja skóra tak na Type D działa, ale opinie recenzentów w sieci są podobne. Szkoda. 🙁

  6. Cudowne te zapachy co miłe dostępne tez są próbki i co jeszcze bardziej cudowne są tanie obsługa przy wspaniała w Krakowie i witryna bajkowa.
    trochę tak z głupa ale naprawdę się za jawiłem.
    miko

  7. Że też neroli musi się na mnie tak nieznośnie nerolić… fuuuuuj. Za grzyba D nie chce być orientalny.
    Damaszek nie pachnie jak D. Bo D pachnie nudnym, nijakim, niecowymieszanokulturowym miastem, po którym przejechał centralny wyrównywacz, pozostawiając wrażenie poprawnej elegancji i przeciętnej schludności, z przeciętną zabudową i przeciętnymi obywatelami, przeciętnie zaangażowanymi w przeciętne sprawy. Czasem tylko kichającymi – gdy przechodzą obok kwiaciarki sprzedającej kwiaty pomarańczy.
    Jako Kopenhaga, Berlin, Paryż, Ełk, Whatever, D byłby równie (nie)wiarygodny, jak Damaszek.

    Też potwierdzam, że BA jest słodki.

Dodaj komentarz

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany. Wymagane pola są oznaczone *

Popularne wpisy

Sandalwood & Patchouli Rituals…

Najpierw słów kilka o, mało u nas znanej, holenderskiej firmie Rituals…. Z wielokropkiem. Założona w 2000 roku przez Raymonda Cloostermana firma przez pierwsze lata istnienia

Czytaj więcej »