Siódmego zapachu nowojorskiej firmy Odin wyglądałam tęsknie. Nie że względu na numer. I z całą pewnością nie przez wzgląd na dotychczasowe dokonania kreatorki zapachu Corinne Cachen. Znęciło mnie dymne kadzidło w nutach.
Niestety, recenzja szła mi opornie. Z braku czasu, z braku weny i trochę z braku kadzidła.
Obrazki z mitologii nordyckiej
Siódmy syn Odyna
Otwierające kompozycję lekko gorzki, ożywiony dodatkiem świeżego imbiru akord ziołowo – żywiczny nie pozostawia wątpliwości: Tanoke będzie niepokorny, pierwotny i niezwykły. Jakże różny od Amanu!
I rzeczywiście: pierwsze nuty są urzekające, lecz niełatwe, trochę jak przedzieranie się przez świeże, zielone, ukwiecone chaszcze.
Zapach łamanych gałęzi miesza się z aromatem gniecionych ziół, rześki, korzennie cierpki imbir schładza powietrze, szorstki pieprz jest w tej metaforze odpowiednikiem ziemi pod stopami, wyraźny aromat muszkatu i wczesne nuty dymne ściągają słońce nad horyzont: jest wieczór, ścieżka, którą podążamy dawno zdziczała, jednak cel naszej wędrówki jest słodki.
Przebijająca się przez ekspansywne nuty otwarcia słodycz gwajaku doskonale koresponduje z niejednoznaczną, na wpół żywiczną w tym kontekście nutą (zupełnie niepomarańczowej) gorzkiej pomarańczy. Przepiękny, szlachetny, eteryczny aromat sekwoi przypomina cyprys w Cipresso di Toscana marki Acqua di Parma. Przynajmniej dopóki nie przygasi go paczula. Też wczesna. I przewrotnie spleciona przez Corinne Cachen z czystym, syntetycznym piżmem. Jasnym jak w niezwykłych zapachach z kolekcji White Musk Toma Forda.
Wyczekiwana tęsknie kadzidlana baza okazała się dla mnie rozczarowaniem. Kadzidło pojawia się jako słaby, niedookreślony, daleki ślad dymu. Bez mocy przemiany Tanoke w zapach mroczny, czy chociażby głęboki.
Jeżeli zestawienie nut wydaje Wam się dziwne, a zapach niejednoznaczny, to znaczy, że napisałam dokładnie to, co napisać zamierzałam. Trudno określić Tanoke jednym słowem. Jest zielony i żywiczny, przygaszony i jasny, bezkwiatowy, lecz uroczy. Zadziwiająco łatwy i spójny, przykuwający uwagę niezwykłymi detalami konstrukcji dopiero gdy skupimy na nim uwagę, gdy zechcemy, by stał się czymś więcej, niż nietypowo ładnym pachnidłem.
Pierwszą analogią dla siódmego Odyna, która zrodziła się w mojej setkami tomów fantastyki karmionej wyobraźni był oczywiście siódmy syn. Siódmy syn siódmego syna obdarzony wielką mocą. Po kolejnych testach ostatecznie zarzuciłam myśl o utkaniu recenzji na tej analogii. Jeśli cokolwiek w Tanoke przypomina mi Alwina Stwórcę, to będzie to talent Corine Cachen do stworzenia z pozornie obcych sobie elementów kompozycji stanowiącej skończoną, przemyślaną, świetnie funkcjonującą całość. Tyle, że Alwin łączył rzeczy, którym pisane było zespolenie, a tu… Tu nie musiało tak być. Cachen zrobiła coś wbrew naturze. I chwała jej za to.
Dlatego opowiem Wam o synu, który najprawdopodobniej nie był siódmym z kolei, ale za to był piękny, dobry, a niektórzy powiadają, że także mądry.
Najmądrzejszy z Azów, prawdomówny i łaskawy. A przede wszystkim piękny ponad wyobrażenie. Tak jasny i czysty, że światło bije od niego, jego lico jasne jest jak płatki stokrotek*, jego włos i ciało najjaśniejsze są z jasnych. Baldur. Oczywiście. Kochany przez wszystkie żywe istoty, porównywany (nietypowo, jak na faceta) do traw i kwiatów.
Kompozycja Cachen piękna jest, pogodna i także łatwa, a jednak daleko jej do typowej urody „normalnych” zapachów dla pań. To rzetelny uniseks. Podobnie piękny, miły i łagodny Baldur nie jest zniewieściały. Przedstawiany jako mąż solidnej postury, zapewne mógłby zostać wielkim wojownikiem, gdyby nie niesprzyjająca wykazaniu się w walce nadopiekuńczość mamy Frigg, która na wszystkich żywych istotach wymogła przysięgę, że nie skrzywdzą jej ukochanego synka. No dobrze: na prawie wszystkich.
Żywot Baldura kończy się zbyt wcześnie i smutno.
Znacie tę opowieść?
Znacie.
To posłuchajcie raz jeszcze. 🙂
Odyn dzieci miał niemało. Pośród synów bożych Edda Poetycka wymienia Baldura i Hödura, których Chytrooki spłodził z Frigg Przędącą Chmury. Poślubioną podstępem i porzuconą rychło, ale o tym może innym razem.
Baldur był dziecięciem ukochanym, Hödur zaś nie tylko brzydszy był i mniej „jasny”, lecz także ślepy. I dodatkowo obciążony fatalną przepowiednią, wedle której zostać miał zabójcą własnego brata.
Miotanie przeróżną bronią w Baldura było jedną z ulubionych zabaw bogów. Włócznie, topory i strzały, wierne złożonej Frigg przysiędze, nie imały się młodego boga. Nic dziwnego, że pozostający wiecznie na uboczu, samotny Hödur chciał spróbować tej rozrywki. Nie wiedział niestety, że strzałę, którą włożył mu w ręce Bóg Kłamstwa i Zniszczenia sporządził on z jemioły: jedynej rośliny, która uniknęła wymuszonej przez Frigg przysięgi.
Trafiony wystrzeloną przez brata jemiołową strzałą Baldur umiera.
Zagniewany Odyn płodzi Waliego, który w ciągu dnia jednego staje się dorosłym mężem i otrzymuje polecenie zabicia Hödura. Zrozpaczona Frigg wysyła kolejnego syna swego niewiernego męża – Hermoda z misją dyplomatyczną do Niflheimu. Hel – Bogini Śmierci okazała się litościwa. Zgodziła się uwolnić pięknego Bladura, jeśli zapłacze po nim wszystko, co żyje i nie żyje.
Świat pogrążył się w rozpaczy. Nie zapłakała tylko olbrzymka Thökk, której nie wzruszył los zabitego boga. Baldur pozostanie martwy aż po Ragnarök.
Czemuż Thökk nie zapłakała po najjaśniejszym z bogów?
Bo, oczywiście, wcale nie była sobą. W postać olbrzymki wcielił się przewrotny Loki. Zapłacił za ten fortel cenę straszną, dosięgnął go bowiem wreszcie gniew bogów. Jeśli znajdę zapach pachnący jak kara, którą poniósł Bóg Kłamstwa, będzie to doznanie trudniejsze, niż poczucie beznadziei w płynie: Incense Normy Kamali.
Siódmy zapach firmy Odin ma tę jeszcze cechę wspólną z pięknym synem Odyna i Frigg, że, podobnie jak żywot Baldura, kończy się zbyt szybko.
Ekspansywna początkowo kompozycja po trzech godzinach przygasa, przywiera do skóry, po pięciu jest ledwo wyczuwalna. Ale może to kwestia pogody. Jest zimno straszliwie, na zewnątrz powietrze wręcz trzeszczy w zębach, we wnętrzach wysuszone jest przez centralne ogrzewanie i nie sprzyja celebrowaniu perfumeryjnych opowieści o spacerach w chaszczach. Może wiosna będzie dla Baldura bardziej łaskawa?
Data powstania: 2011
Twórca: Corinne Cachen
Nuty zapachowe:
imbir, gorzka pomarańcza, czarny pieprz, gwajak, dymne kadzidło, gałka muszkatołowa, sekwoja (podana w nutach enigmatycznie jako redwood), paczula, czarne piżmo
* Edda opisuje roślinę zwaną brwią Baldura, która okazuje się maruną bezwonną: przypominającą białą stokrotkę lub mały rumianek rośliną z rodziny astrowatych (tej samej, do której należą i stokrotki). Maruna bezwonna doskonale wpasowuje się w zapach, którego kwiatowość jest raczej pozazmysłowym wrażeniem, nie doznaniem. Tylko stwierdzenie, że „ma lico jasne jak maruna” nie wyglądało najlepiej w tekście. 🙂
- Grafika tytułowa, wyjątkowo powtórzona także jako czwarta (ze względu na problemy ze znalezieniem wizerunków Baldura, które pasowały mi do opowieści) autorstwa Evelin Radosztics, której galerię znajdziemy na stronie elfwood.com dokładnie tu: KLIK
- Ilustracje numer 2, 5 i 8 z zasobów Wikipedii.
Dokładne linki:
- 2. Geruchlose Strandkamille (czyli maruna bezwonna) autorstwa użytkowniczki Jutta 234: KLIK
- 5. Tripleurospermum maritimum autorstwa Rolfa EngstrandaL KLIK
- 8. „Frigg Spinning the Clouds” John Charles Dollman (1851–1934): KLIK
- Zdjęcie nr 3 z bloga Daily Grace
- Pozostałe ilustracje powtarzają się w sieci wielokrotnie, bez informacji o źródłach. Jesli je znacie: chętnie uzupełnię opis.
14 komentarzy o “Odin 07 Tanoke”
Twoje recenzje to miód na mą duszę, serce i nos…
a nawiązania do Asów w tej recenzji – piękne:) aż mnie korci, by zapytać, jakie skojarzenia zapachowe masz z każdym z Wanów i Asów…
P.S. Pisze to ja, kolejna "zwichnięta" przez fantastykę (swego czasu) i mitologię (na zawsze)
No to jesteśmy powywichane równolegle, bo wszelkie mitologie od dzieciństwa łykam zachłannie. Do tego stopnia, ze z całej twórczości Tolkiena najbardziej podoba mi się "Silmarillion", który jest swego rodzaju mitologią własnie. 🙂
Co do każdego z Asów i Wanów (szczególnie Asów) to nie wiem, czy ja w ogóle wszystkich znam. 🙂
Cóż za opowieść, Sabbath! Aż chce się poznać Tanoke, jak najszybciej; ku Baldura chwale wieczystej! 😉
Na marginesie: coś się wydaje, że Twój blog ma ciekawą właściwość przyciągania wszelkiej maści mito-degeneratów. 🙂 A może to Ty? 😉 [bo też się przyznaję]
Ciągnie swój do swego. 🙂
"Silmarillion" i mnie się najbardziej podoba 🙂
A wracając do 07 – pachnie na mnie nawet po kąpieli. I coś zbyt mnie pociąga 😉
Zazdroszczę. Ze mnie zwiewa. Może za jasnego ma patrona? 😉
To dla mnie teoretycznie patron też zbyt jasny 😉
Ale dziwny mam dzień najwidoczniej, bo Wonderwood śmiga na mnie jak szalone… też po kąpieli, a wcześniej gasło, zanim na dobre się rozpaliło.
Ja za to zazdroszczę Black Oud LM, bo szukam tu i szukam do przetestowania, i nic :/
Za takie właśnie barwne i przesycone analogiami opisy kocham czytać Twojego bloga! Długo kazałaś czekać na kolejny wpis, ale jak zwykle było warto :*
Dziękuję. Mocno dygresyjny mi Tanoke wyszedł rzeczywiście. Ale mnie bajanie o bogach i herosach wciąga i kusi. Zawsze kusiło. 🙂
Mnie to w żadnym razie nie przeszkadza, bo uwielbiam takie opowieści 🙂
Mitologie…? Tak! Też zostałam spaczona, już od dzieciństwa byłam nieopatrznie obdarowywana przez rodzinę wszelkimi książkami o mitach z różnych stron świata. A później było już tylko coraz gorzej… ;P
Ja nie byłam obdarowywana, ale miałam chody u szkolnej pani bibliotekarki, która, kiedy skończyły się zasoby biblioteczne, przynosiła mi książki z domu. 🙂 A później było już tylko gorzej… ;)))
Coraz bardziej lubię te Twoje okołoperfumeryjne opowiastki. Natomiast mitologii za Chiny komunistyczne nigdy nie rozumiałam. No bo co znowu miał Loki do Baldura, że go tak wystrychnął? Te wszystkie zawiłe mityczne perypetie kojarzą mi się z telenowelą, którego to gatunku jestem wrogiem zajadłym. Choć ogólnie bajki wszelkie bardzo lubię.
A zapach – czyżby znów jakiś niszowy świeżuch? Zielenina w otwarciu i masa nielekkich nut w kolejnych fazach – zachęcają do testów.
Natomiast co do mrozu – czy zauważyłaś, jak bardzo zmieniają się zapachy przy tak niskich temperaturach? Ostatnio przy -20 Czarny Turmalin wykreował się na mnie na świeżaka. Jakiś taki powietrzno – przestrzenny się zrobił. Dym i pogorzelisko zostały gdzieś w tle ledwo obecne, bardziej w świadomości, niż wyczuwalne nosem.
Loki to kawał sk… świni kawał. Nie, nie świni. Świnia to fajne zwierzę. Loki to jedna z najparszywszych kreatur w mitologii. Fałszywy, zakłamany, podstępny, podły. Żaden tam uczciwy bóg złodziei – bóg kłamstwa i zniszczenia. Historia Lokiego (zbierana z tłumaczeń poematów i opracowań, bo w Eddach całej nie ma) jest historią przemiany (pięknego) młodzieńca, który początkowo wydawał się rokować względnie dobrze w stworzenie (był zmiennokształtny), które dąży jedynie do czynienia krzywdy. Komukolwiek.
Baldur zaś symbolizował wszystko, co dobre i piękne. Jedną z jego cech było to, że nigdy nie skłamał. Nie dziwota, że Loki go nienawidził.
Najpierw była to kwestia przechwałek. Loki przechwalał się, że wyciągnie od Frigg sekret – która z roślin nie ślubowała nie krzywdzić Baldura. Potem to już czysta złośliwość. Wykorzystał biednego Hodura (czy Hoda, w oryginale), który i tak miał przerypane. Brzydszy niż Baldur (określany był jako ciemny – jasność była w Eddach cechą piękna), niewidomy, traktowany podejrzliwie, bo Baldur miał sen, że Hodur go zabije (i, oczywiście, poleciał z nim natychmiast do mamusi), uważany czasem za władcę nocy. Władcy nocy nie mieli dobrze w Dziewięciu Krainach – o biednej Hel tez mogłabym opowiadać długo).
Najlepsze jest to, że skurczybykowi jeszcze przez jakiś czas się udawało. Dopiero wbicie na bezczela na boską imprezę i poobrażanie wszystkich jak leci połączone z próbą wytrucia połowy panteonu sprawiło, że przebrała się miarka. Przynajmniej wedle mitologicznego apokryfu: "Lokasenny". Wedle niektórych wersji zebrał po uszach już po zabójstwie Baldura.
Heh… To faktycznie skomplikowane jak telenowela. Ale ja to lubię. Miałam kiedyś na warsztacie wykład, w którym śledziłam postać Lilith pojawiającą się w różnych mitologiach przez kilka tysiącleci. Oj, Lilith to moje mitologiczna ulubienica. Rzecz cała nazywała się: Lilith, czyli o tym, co spotyka kobietę, która sama wybiera jak i z kim. :)))