Ambra to nuta szczególna. Określa się ją mianem perfumeryjnego złota i to świetnie oddaje jej wyjątkową pozycję w perfumeryjnym panteonie nut. O ambrze pisałam już sporo, zapachów ambrowych na SoS pojawiały się dziesiątki, ale czyż można mieć dość złota?!
Dziś, zgodnie z obietnicą daną Sylwii na Facebooku, rozpocznę mini cykl ambrowy na (miejmy nadzieję) zakończenie zimy. Opowiem Wam, między innymi, o dwóch kompozycjach ambrowych, które niedawno pojawiły się na polskim rynku: Ambre Gris Perris Monte Carlo (dostępna w Perfumerii Quality) i Ambre Muscadin LM Parfums (do kupienia w krakowskiej Perfumerii Lu’Lua). Ale nie tylko…
Złote myśli
Ambre Gris to zapach bez głowy. Klasyczna piramida zapachowa: głowa – serce – baza została tu ścięta o głowę właśnie. I paradoksalnie, nie uczyniło to zapachowi krzywdy.
Ambra to woń złożona i głęboka. Ba! Rzekłabym wręcz, że ambra to cały bukiet woni. Zmienny w zależności od wieku, warunków, w jakich dojrzewała, sposobu maceracji, temperatury ciała i powietrza… Ambra, moi mili, to skarb, dla którego głowę stracić może nie tylko kompozycja zapachowa!
Trudno jest wybrać szczyt dla perfum, które ochrzczone zostają imieniem Ambre Gris. Sięgający po Ambre Gris wąchacz pragnie ambry. Nie nut morskich, nie kwiatków, nie zabaw w rzucanie cytrusowych zajączków na pole ziół. Dlatego podoba mi się zamaszysty, zdecydowany akord otwierający Ambre Gris Perris.
Geranium: geranium półwytrawne, cierpkie nieco, rozpraszające jak wąska smuga światła, kwiatowo – ziołowe, eteryczne… No – geranium po prostu. Masowo nienawidzona przez osoby, którym wściekle pachnące liście pchano w dzieciństwie do uszu roślina w kompozycjach perfumeryjnych traci uciążliwą namolność aromatu świeżych soków. I rozwija naprawdę interesujący, wieloaspektowy aromat.
Przeciwwagę dla ekspansywności geranium stanowi gęsta, statyczna róża. Ciężka, nobliwa wręcz, piżmowa woń więdnących płatków i tężejących kropli olejku.
Na tym powinnam skończyć, ale nie mogę oprzeć się przekonaniu, że serdeczne to otwarcie pod naturalnymi esencjami skrywa syntetyk: rhodinol 70. I nie, nie jest to wada. Wręcz przeciwnie.
Tuż pod sercem, w kwiatowym półcieniu wyleguje się ambrowy bożek. Syty, krągły jak wizerunki Buddy, złotoskóry, złotooki. Piękny w ten niespotykany sposób, w jaki piękne są statyczne ciała ludzi o ruchliwych umysłach.
Spleciona z piżmem cielesna, leniwa ambra skrywa w złocistej skorupie akord drzewny – miękki i subtelnie gorzkawy jak świeży orzech. Pięknie ułożone zostało tu labdanum balansujące gdzieś między miękką cielesnością ambry, a twardą drzewnością czerwonego cedru. Ostateczny charakter daje jednak kompozycji kolejne genialne odkrycie nowoczesnej (choć dziewiętnastowiecznej) chemii – kumaryna. Ciepły, subtelnie przyprawowy, siankowy aromat dający nie tylko zapach schnącej trawie, lecz obecny także w ziarnach fasoli tonka, korze cynamonowca czy… w kwiatach i liściach kasztanowca.
I to właśnie kumaryna, nie ambra zostaje na skórze najdłużej. Jak gdyby ambrowy bożek znudził się rozmyślaniami i odszedł, a zgnieciona przez ciężar jego ciała trawa schła w cieple kończącego się dnia.
Data powstania: 2012
Trwałość: po raz kolejny nie taka, jakiej oczekiwałam: 5-6 godzin do fazy kumaryny
Nuty serca: róża, geranium
Nuty bazy: sandałowiec, cedr, ambra, kumaryna, wanilia, labdanum, piżmo
Źródła ilustracji:
- Pierwsze zdjęcie pochodzi ze strony z darmowymi tapetami na pulpit: wallpapers.jurko.net.
- Na drugim grudki białej ambry, które zakupić można w sklepie agarscentsbazaar.com.
- Trzecie przedstwaie śpiącego Buddę i pochodzi z bloga Gawdeepah by Sheena Baharudin.
11 komentarzy o “Złote myśli – Ambre Gris Perris plus zapowiedź cyklu”
Piękna recenzja, choć do mnie zapach nie przemówił pozostanie w worze z etykietą "ambry" dość anonimowy w tłumie. Do ambr przekonuję się od dłuższego czasu coraz i bardziej lubię perfumy z dobrze wyczuwalną nutą ambry. Wszytsko dzieki jednej przemiłej wizażance która ambry kochała i przy każdej okazji dzieliła się ze mną mimo mojej niechęci dekantami pozwalając mi oswoić się z czasem z tym aromatem.
Ja uznaję Ambre Gris za zapach ładny i nawet miły, ale zbyt poprawny. Najciekawszą nutą jest tu geranium.
Inna kwestia, że ja lubię geranium. I pasjami lubię kumarynę w perfumach. Ale też nie mogę uznać Ambre Gris za dzieło wyjątkowe.
Mówisz, że wielkiej miłości z tego nie będzie 🙂
U mnie nie. Alle ja w poprzednim wcieleniu miałam na imię Pinokio i ponad wszystko lubię nuty drzewne… 😉
Ciekawe 🙂
Jestem ciekawa kim ja byłam, skoro lubię kawę, przyprawy, kadzidła i dymy? Kościelnym? 😛
Cały czas staram się poznać ambry wszelakie i polubić, choć w większości przypadków kończy się to migreną-gigant (z czego cieszyła się znajoma, bo próbki trafiały do niej, a potem znalazła ambrę doskonałą i kupiła pełnowymiarowy flakon). Niemniej, nie poddaję się, ambry nadal przede mną, a ta brzmi wyjątkowo interesująco 🙂
Mam podobnie – poznaję, czasem podziwiam. Tyle, ze bez migreny.
Może to jest tak, ze my zawsze woleć będziemy drewna, niż ambry? Po prostu…
Byłoby miło, ale… no niestety mimo chęci geranium nie lubię i kropka. Mam uraz z czasów gdy ta okropna roślina stała i – nazwijmy to – pachniała na parapecie mojego okna. Od tamtej pory mam awersję do tego zapachu 😉
Haha! Wspomniałam o masowej nienawiści do geranium. I mnie dotknęła w dzieciństwie. Nie potrafiłam przejść obok tego cholerstwa bez zatykania nosa. :))) Ale w perfumach to co innego. 🙂
Przetestowałam..i miłości nie czuję. Wprawdzie jest labdanum, ale i tak to nie mój zapach.jakoś mnie nie kręci.. Na razie ambra mnie nie rusza. A geranium lubiłam i sama sobie nim obkładałam szyję pod szalik na noc, gdy gardło bolało. To działało!
Ja omijałam nawet stronę pokoju, w którym babcia hodowała roślinę. Serdecznie nie znosiłam tego zapachu. A teraz… No proszę. 🙂