Lato właśnie przełamało się na pół: minął pierwszy prawdziwie letni miesiąc, został jeden. Bo wrzesień, choć formalnie letni, zawsze romansuje z jesienią.
Z tej okazji zapraszam Was dziś w podróż sentymentalną w Jasny Błękit. Sentymenty niekoniecznie będą moje, osobiste, ale jestem przekonana, że nawet w krainie perfumeryjnych dziwów, jaką jest ten blog, znajdą się Goście, którzy ulegli kiedyś urokowi Light Blue.
Na forach perfumeryjnych i w środowisku „znawców” (cudzysłów zastosowany trochę z premedytacją, a trochę dla asekuracji) Jasny Błękit Dolce & Gabbana wciąż i nieodmiennie budzi wielkie emocje. Zarzuca się mu płaskość, wtórność, irytującą ostrość, podobieństwo do szamponów, odświeżaczy powietrza i toalet, banalność, a przede wszystkim – nadmierną popularność. I ja mam głębokie przekonanie, że kluczem jest ostatni z wymienionych zarzutów. Ba! Postawię wręcz tezę, że największym problemem nie jest popularność Light Blue, lecz wszędobylskość jego podrób i „odpowiedników” – co wychodzi na jedno. Albowiem zaprawdę powiadam Wam, żaden „alternatywny odpowiednik” z rozlewni, ani „orginalnie zafolijowany perfum” za dwie dyszki nie będzie pachniał jak oryginał. Tak, jak wulgarna, epatująca kradzionym logo towarowym bazarowa odzież Chanel przez największego nawet idiotę nie zostanie wzięta za oryginał.
Tymczasem Light Blue to zapach nie tylko ładny, lecz także bardzo sprawnie złożony. I kompozycyjnie, naprawdę daleki od banału.
Nawet jeśli niebo zmęczyło się błękitem*
Pierwsze nuty to świeżość, lekkość i pogoda perfumeryjnego ducha (spiritus ;)). Musująco cytrusowy, soczyście owocowy akord subtelnie złagodzony miękką, bezpretensjonalną nutą kwiatową fantastycznie współgra ze, stanowiącym zwykle nutę wczesnej bazy, cedrem. I ten jasny, wyraźnie iglasty, szlachetnie czysty cedr w otwarciu zmienia zwyczajnego, przyjemnego swieżaka w zapach z twistem – nie tylko złożony, lecz przede wszystkim złożony z pomysłem.
Niestety, otwarcie to zawiera pułapkę, a nawet trzy pułapki. W gruncie rzeczy, jest pułapką samą w sobie.
Po pierwsze cytrusy. Jeśli tylko okazą się odpowiednio ładne i rześkie, a tu niewątpliwie takie są, istnieje ryzyko, że nasz podstępny umysł upchnie je w szufladce ze skojarzeniami kuchennymi, i to nie tymi stricte spożywczymi, lecz związanymi z chemią kuchenną. Bo producenci chemii dla gospodarstw domowych świetnie wiedzą o tym, że zapach cytrusów jest nie tylko wyrazisty i odświeżający, ale też u większości populacji budzi pozytywne skojarzenia – wykorzystują go wiec do aromatyzowania tysięcy produktów.
Druga pułapka to jabłko. Jabłuszko zielone, twarde, chrupkie, trzaskające w momencie wbijania w nie zębów. Słowo daję, tak ślicznego jabłka ze świecą szukać. Rzecz w tym, że nuta ta to wnyki uczepione kolejnego skojarzenia, które może zdyskredytować perfumy. Zielone Jabłuszko – seria będąca hitem okresu przemian ustrojowych. Szampony i płyny do kąpieli o sugestywnym aromacie świeżego, zielonego jabłka w latach 90 obecne były w każdym niemal domu. U mnie też i wyznać muszę, ze jako dziecko uwielbiałam te jadowicie zielone płyny.
Trzecia pułapka to paradoksalnie, właśnie dający kompozycji Crespa charakter, cedr. Ludzie nie spodziewają się drewna na tak wczesnym etapie kompozycji, często więc mają problem z osadzeniem go w owocowym kontekście. Szczególnie, że towarzyszy mu dość grząski, subtelnie pogłębiony paczulą, akord kwiatowy.
Główny akord kompozycji wcale nie jest jakoś szczególnie lekki. Jego trzon stanowi zawiesisty akord kwiatowy dosłodzony jabłkiem, które powolutku zmierza w stronę szarlotki delikatnie doprawionej cynamonem.
Nieco życia dają mu delikatne akcenty zielone – nie zmieniają one jednak zasadniczo wrażania. Jeśli posłużymy się metaforą kwiatowego bukietu, stanowiły będą przybranie zwartej wiązanki w typie ślubnym.
Ostatnim elementem decydującym o charakterze Light Blue jest jasne, syntetyczne piżmo złożone z jasną, syntetyczną ambrą. Baza Light Blue to niemal wyłącznie substancje zapachowe pozyskiwane laboratoryjnie: piżmo nitrowe (nitro musk), muskon (muscone), kalon (calone), ambroksan, cynamal. Jeśli dodamy do tego aldehyd cytrynowy z otwarcia, którego echo trwa do teraz otrzymamy… Bardzo interesującą i dobrze brzmiącą bazę. Nowoczesną i tradycyjną zarazem. Bo, czy tego chcemy, czy nie – perfumiarstwo dawno już zawarło trwały i szczęśliwy związek z chemią. Owocami tego związku są setki pięknych, kreatywnych i nie rujnujących ani środowiska naturalnego, ani naszych portfeli kompozycji.
Light Blue to naprawdę dobra, oryginalna kompozycja. Na czym więc polega jej słabość?
Nie na tym, że jest ładna. Ładna i łatwa. Ładna, łatwa i budząca przyjemne skojarzenia z owocami, domem, latem, słońcem i leniuchowaniem.
Kłopot z Light Blue polega na tym, że skojarzenia te są tak skuteczne, że nosi je „pół miasta”. W formie oryginału (co w sumie bywa miłe) i podrób (co jest zdecydowanie mniej przyjemne).
Nietypowe, kreatywne złożenie nut zaproponowane przez Oliviera Crespa okazało się tak dobre, że w ciągu 12 lat od rynkowego debiutu, Light Blue stały się jednym z najbardziej popularnych i rozpoznawalnych zapachów na ziemi. I ta popularność powoduje, że odbieramy je jako banał. Jak „Słoneczniki” van Gogha czy „Płonącą żyrafę” Dalego.
Sukces Light Blue usiłował powtórzyć Cresp trzy lata później tworząc Cheap & Chic I Love Love Moschino: cytrusy, porzeczka zamiast jabłka, wczesny cedr, tatarak w miejsce bambusa i syntetyczna, piżmowa baza. Nawet ślad cynamonu został powtórzony. Niestety, jak pisałam przy okazji zapachów z serii Guerrilla Come des Garcons: seryjni cudotwórcy nie istnieją. Przyjemniaczek Moschino sukcesu Light Blue nie powtórzył.
Data powstania: 2001
Twórca: Olivier Cresp
Trwałość bardzo słaba: 2 – 3 godziny
Nuty zapachowe:
Nuty głowy: sycylijska cytryna, jabłko Granny Smith (zielone jabłuszko), cedr sycylijski, dzwonek (kwiat z gatunku Campanula)
Nuty serca: jaśmin, róża, bambus
Nuty bazy: cedr, ambra, piżmo
* Cytat przypisywany Bobowi Dylanowi. Ja jednak nie jestem znawcą jego twórczości i nie potrafię zidentyfikować utworu.
- Wszystkie ilustracje pochodzą z kampanii marketingowych Dolce & Gabbana.
45 komentarzy o “Zmęczeni błękitem – Light Blue Dolce & Gabbana”
Przyznam szczerze, że takiego gościa u Ciebie nie spodziewałam się ;> Jestem oczywiście pozytywnie zaskoczona, co do samych perfum z kolei – testowałam raz i więcej nie wróciłam, zbyt dużo cytrusów, a ja za nimi nie przepadam (choć, jak słusznie zauważasz, oczywistej urody nie sposób Light Blue odmówić).
No to chyba po raz kolejnym mamy podobnie. Na skórze testowałam raz, daaaawno temu. Znam głównie "z ulicy".
Też nie jestem miłośniczką cytrusów i nosić bym LB nie chciała. Ale docenić mogę. 🙂
mainstream u Sabb? piekło zamarzło, czy też odbywa się tam "remanent"?… 😀
a w kwestii tematu – osobiście lubię i cenie LB i nie boję się powiedzieć tego wprost… zresztą podobne zdanie mam o damskiej Euphorii, bo co tu dużo mówić zapach dobry i przyjemny zawsze jest popularny, a popularności LB odmówić nie sposób…
ściskam pirath
Ej, Piracie! Aż tak biednie to u mnie z tym mainstreamem nie jest. Były YSL, Smoki, Muglery, Gucci, Guerlainy i, oczywiście, jej wysokość Habanita. Trochę by się uzbierało. 😉
LB wzięłam na tapetę, bo żal mi trochę tego, że zapach jest darzony tak powszechną wzgardą.
jeśli któryś zasługuje na wzgardę, to ewentualnie najnowszy męski D7G Living Stromboli, bo na pewno nie damskie Light Blue, dużo lepsze zresztą od wersji dla panów…
Na wzgardę to zasługują podróby i odpowiedniki, a nie oryginalne perfumy, które nam się nie podobają. Tak ja myślę.
jeśli oryginał (protoplasta) jest denny to nie widzę powodu by nie mówić tego wprost… 😉
Alleluja! A zakrzyknę tak dla tego, że nie zjechałaś zapachu na dziesiątą stronę. Miałam flaszkę. 12 lat temu. Dostałam w prezencie i zużyłam do połowy z przyjemnością, drugą połowę z mniejszą, bo ciut mnie już zapach zmęczył, ale prezentów się nie wyrzuca, szczególnie gdy są to oryginalne perfumy (w znaczeniu niepodrabiane, a nie że wyjątkowe ;)) i jest się biedniutką studentką. A potem pojawiły się podróby i nic już nie było jak dawniej. Teraz pewnie ilość cytrusów by mnie pokonała :/
Ja nigdy nie miałam. Ale na zasadzie prezentowaj pomyłki trafiło kiedyś do mnie Hypnotic Poison. Sama nie wiem, co bardziej nie moje. 😉
Cieszy mnie Twoje Alleluja. 🙂
I to jest właśnie zapach, którego nie znoszę od początku do końca. Nie, nie, nie, nie i raz jeszcze nie. Podobnie ma sie sytuacja c Cool Water, cos w tym jest, ze odrzuca mnie od takich swiezych ekstremów.
Ja go nie odbieram jako ekstremalnie świeży. Raczej jak kwieciucha ucharakteryzowanego na świeżucha. 🙂
Sam typ zapachu skrajnie nie mój i nie nosiłabym dla przyjemności. Ale docenić sobie mogę… 🙂
Mam bardzo dobre wspomnienia związane z tą zwiewną, lekką i radosną kompozycją. Do dziś kiedy zdarzy mi się ją gdzieś wyczuć, na mojej twarzy pojawia się automatycznie uśmiech i tropienie nosem w powietrzu…
Udanie zaskoczyłaś tym oldskulowym akcentem, trzeba ci to przyznać 😉
Mam nadzieję, że pozytywnie.
Uczciwie pisząc, mniemam o sobie, że nie jestem snobem. Brzmi to dziwnie w kontekście tego, jak "snobistyczny" tematycznie blog prowadzę, ale mnie naprawdę chodzi o zapach, a nie markę czy cenę.
I jest mi czasem przykro, kiedy widzę nagonkę na Light Blue czy Euphorię.
Owszem pozytywnie. 🙂
Dobre rzeczy bronią się same, jeśli już muszą. To co dobre takie pozostanie, no chyba że nadejdzie niezapowiedziana kastracja ale to już inna historia.
Snob czy nie snob.., ważne że pławimy się wspólnie w tej wybornej przestrzeni.
Przypomina mi się Kabarat Potem i "Mówi się, że prawdziwa sztuka obroni się sama. Ale nie przede mną." 🙂
Poważniej zaś, zauważam w Polsce trend na snobowanie się na niezależność intelektualną polegającą na szarganiu "świętości" w typie Piątki Chanel czy Mazurków Chopina. Nie do końca to do mnie trafia. Chopin nigdy nie był moim ulubionym kompozytorem, ale do licha, jak tu nie docenić warsztatu i sprawności konstrukcyjnej?
Deep Blue trochę na tej zasadzie stało się popychadłem na forach. Bo popularne, więc oryginalnie jest nie znosić. Choć…. Może się mylę. To naprawdę killer jest.
No to nas wszystkich zaskoczyłaś. Nawet nie wiesz jak bardzo byłam w szoku gdy w nowych wpisach zauważyłam post na temat D&G i perfum LB z racji tego że je znam i kiedyś "nosiłam" kliknęłam by przeczytać czyjąś opinie a tu proszę przenosi mnie do ciebie! Fajnie że zrobiłaś taką odskocznie od cięższych perfum 🙂 Generalnie, to uwielbiam twoje opisy i pasję z jaką piszesz. Chciałabym też tak pisać o zapachowych doznaniach. No ale wracając do wątku głównego LB jest świetna przynajmniej dla mnie idealna na letnie upały nie dusi swoim mdlącym zapachem wręcz otula aurą cytrusowych doznań. Ja kocham i pewnie nie raz do niego powrócę, bo ten zapach to już prawie klasyk u D&G . 🙂
Ba! Klasyk i to prawie bez "prawie". 🙂
Staram się czasem pisać o zapachach berdziej znanych, przyznaję jednak, że mam z tym kłopot. Nie dlatego, że nie doceniam czy uważam, ze nie warto, ale dlatego, cze czasem nie mam pewności, czy w obliczu wszystkich recenzji i oposów, jakie stworzono dla popularnych zapachów, będę w stanie stworzyć coś nowego, co będzie miało jakąkolwiek wartość.
Dlatego wybieram zapachy albo historie z haczkiem. Na przykład tworzę porównanie trzech wersji cartierowego pocałunku Smoka – bo nigdzie takiego porównania nie znalazłam, a moim zdaniem jest potrzebne. Albo piszę o zapachach budzących kontrowersje (o ile uznam, że mam coś do dodania) jak Chanel No.5, czy Muglery.
Cieszę się, że moją reckę uznałaś za wartą komentarza. Mnie takze LB nie dusi, choć to wyrazisty zapach.
No to ja zaskoczona nie byłam. 😉 Bo raz: Sabb wcale nie kryła się ze swoją sympatią wobec LB a dwa: o Angelu, Chanel No.5 i Coco Noir nie pisała wcale pół wieku temu Zatem nie było czasu, żeby zapomnieć. 😛
Natomiast jeśli chodzi i samo Light Blue.. to pamiętam, że kiedyś do zilustrowania swojej recenzji użyłam fotografii szklanego domu, zaprojektowanego i urządzonego przez Carla Santambrogio oraz Ennio Arosio. Dla mnie to fenomenalne podsumowanie tego zapachu: Wielki Brat patrzy, Wielki Brat czuwa, Wielki Brat nigdy cię nie zdradzi [a nie, sorry! To nie ten film. 😉 ] No bo przecież nie masz nic do ukrycia, prrrawdaaaa?? ;>
Generalnie w towarzystwie LB (tak oryginału, jak setki podrób z I Love Love na czele) czuję się, jak karmiona przemocą brytyjska sufrażystka. Cały świat mi tę "uroczą świeżuchowość", te cytruski i jabłuszka, wpycha do ust i głębiej, po drodze łamiąc szczękę, kiedy odmawiam pogryzienia tego wszystkiego.
I co z tego, że zapach "obiektywnie" ciekawy? Co z tego, że skonstruowany z głową? Skoro czuję, że jest dla mnie (i tylko dla mnie) niemałym zagrożeniem, skoro duszę się w jego obecności, skoro nie raz i nie dwa zdarzało mi się jak najszybciej załatwiać, co miałam do załatwienia w banku, rezygnować z wejścia do budynku poczty czy przesiadać się w pociągu, kiedy tylko poczułam docierające od kogoś opary "zapachu LB-podobnego"?
Przepraszam za wybitnie emocjonalny ton, o tej wodzie nie umiem na spokojnie…
Nie odbieram go w ten sposób. Dla mnie to po prostu bardzo ładny, lekki zapach z "twistem". I tyle.
Ale mnie niewiele rzeczy w życiu irytuje. A już na pewno nie popularnośc ładnych perfum, czy (nawiązując do powszechnych utyskiwań na oudomanię) wysyp perfum z nutą, którą lubię.
LB to także nie mój zapach – w znaczeniu, że nosić bym raczej nie chciała (choć testowałam ze swego rozdaju guilty pleasure), ale ja lubię, kiedy ktoś obok pachnie zupełnie inaczej, niż ja. W ogóle lubię, jak ludzie pachną… 😀
Wow Sabbath,co za niespodziewany bohater na blogu.
mój pierwszy komentarz u Ciebie przy takiej okazji ?:-)
W każdym razie musze przyznać, że nawet lubię LB i nie wstydzę się tego, latem zdarza mi się nosić z prawdziwą przyjemnością.
Witaj Agnes. Bardzo się cieszę, że napisałaś. 🙂
Co do wstydu – dobrze, ze się nie wstydzisz, bo nie ma czego. Wstydzić należy się używania podrób, nie oryginalnych perfum. 🙂
a ja mam resztkę z czasów nastoletnich. mam sentyment i nadal lubię je czasami, kiedy mam zły dzień i wszystkie inne zapachy mnie męczą. chora, zmęczona, zestresowana… są wtedy jak powrót do bezpiecznego miejsca.
od osób pachnących LB lub nawet podróbkami w autobusie nie uciekam. uciekam od tych cuchnących żulem, potem, alkoholem, które niestety zdarzają się częściej 😛
Ej, nie no, Korozyjko!
Twoja wypowiedź o uciekaniu od żuli zamiast od LB to trochę argument w stylu "a u was biją Murzynów!".
wg mnie to trochę przesada nie wejść na pocztę, żeby coś załatwić, przez zapach LB. poczułam się osobiście dotknięta 😛
Wiesz.. rzecz zawsze można załatwić wracając skądeś albo za jakiś czas. I w ogóle podczas kontaktów internetowych nie mam problemów ze zrozumieniem, że komuś LB naprawdę może się podobać; ale tylko w taki sposób. Kiedy przychodzi stanąć mi z osobą pachnącą tymi perfumami nos w nos sytuacja naprawdę (naprawdę-naprawdę) robi się kryzysowa. Nawet, kiedy z całych siła staram się nie myśleć o woni, zawsze i tak prędzej czy później robi się z tego "albo Light Blue, albo ja". 😉 Więc nauczyłam się już zapobiegać podobnym sytuacjom i po prostu unikać zapachu, jak tylko mogę.
Ty nigdy nie miałaś podobnych odczuć? Niekoniecznie wobec perfum ale np. jakiejś piosenki albo serialu? Tutaj rzecz wygląda bardzo podobnie. Tylko kanał zmienić trudniej. 😉
Korozyjko, odpowiadam po kolei, doczytałam więc teraz, ale owszem – zgadzam się!
Pisałam wyżej, ze lubię, jak ludzie pachną. Po prostu. Nawet nie mojo, nawet dziwnie, nawet zapachami bardzo popularnymi (Euphorię też uważam za świetną kompozycję). Z podróbami bywa różnie – czasem faktycznie ich aromat jest dziwny bardzo, ale mimo to – jeśli ktoś pachnie czymkolwiek, to znaczy, że o siebie w jakiś sposób dba, stara się, jest świadom tego, ze zapach ma znaczenie. Przy odrobinie szczęścia, kiedyś będzie używał oryginalnych, pięknych perfum. Chociażby Light Blue.
Inna kwestia, że ja mam w życiu szczęście: nie ma zapachów, które powodują u mnie migrenę, nie spotykam raczej perfum, które byłyby dla mnie nieznośne. Nieznośny jest dla mnie brud i niemyte ciało.
Wiedźmo, porównujesz swoją niechęć do niepodobającej się piosenki lub serialu, czyli zapach LB to dla Ciebie (że tak to nazwę) "psychiczna przykrość"? Ciężko mi to zrozumieć, bo ja na żaden zapach perfum nie wyrobiłam sobie takiej niechęci. Może dlatego ciężko nam się na wzajem zrozumieć.
Ja jestem fanką świeżych zapach, zresztą podoba się mnie wieeeele zapachów.
Light Blue lubię i nie dorównuje mu żaden z jego dupów i podrób.
Jest jedyny w swoim rodzaju i uwielbiam go latem!
Ano, jako rzekłaś: podróby z zasady nie dorównują oryginałom. 🙂
Nie potrafię pojąć, czemu ludzie mają problem ze zrozumieniem tego, torebki LV są niezwykłe (czasem także estetycznie), ale podróby LV są po prostu badziewne i groteskowe.
Jest tyle uczciwych, niedrogich marek… Co sprawia, ze ludzie decydują się płacić złodziejom?
Ale u Was w Katowicach rozkopane 😛 Ostatnio jadąc w poniedziałek pociągiem z Zabrza do Częstochowy skusiłem się wysiąść i wpaść do SCC na testowanie : ) Szaleństwo robić takie rzeczy w 35 stopniowym upale, zwłaszcza że tramwaje nie jeżdzą w tamtym kierunku : ) Musiałem zadowolić się jakimś T19.
Sama wizyta w Douglas jak najbardziej udana i chyba lekko zadurzyłem się w Tuscan Leather : ) Wpadnę jeszcze nie raz. Ciekawe czy w otwieranej we wrześniu Galerii Katowickiej będzie Douglas i zapachy SL oraz TF? Bo w przydworcowym Douglasie chyba ich nie ma. A, i dziękuje że piszesz o tych rzeczach na blogu, bo inaczej skąd bym wiedział, gdzie wpaść i czego szukać : )
Łukaszu, TF i SL mamy w Katowickim Douglasie, w Silesia City Center. Polecam ! 🙂
Przyznam szczerze, że kompletnie nie znam tych perfum. Nie miałam okazji ich wąchać. Normalnie, pewnie powiedziałabym, że to nie moja bajka, ale teraz gdy się przekonałam, że o co nam się wydaje nie zawsze pokrywa się z rzeczywistością – lepiej nic nie powiem 😉
Ha! Mam dokładnie tak samo od pewnego czasu. ie ma "nie moich bajek". 🙂
Co do samego LB, przetestuj, a przekonasz się, ze znasz i nie raz już miałaś okazję wąchać. to naprawdę obecnie klasyka w kategorii "zapach ulicy". I to nie jest przygana.
Te perfumy pachną mi świeżymi pestkami słonecznika więc w zasadzie nie tak źle. Zgadzam się natomiast, że chyba najbardziej mi w nich przeszkadza wszędobylska obecność podrób :(.
Fajnie, że je zrecenzowałaś 😀 czekałam na to, już od jakiegoś czasu nas straszyłaś że to uczynisz no i stało się. 😀
Pestkami słonecznika? Brzmi cudownie! 🙂
Wróciłam z wakacji, zaglądam, spodziewając się kolejnych czarownic lub smoków, a tu Light Blue. Ale zaskok! Poczułam, jakby mi ktoś jakieś stare złogi w mózgu rozpuszczał. W sumie było trochę takich zapachów. Dla mnie podobna historia – że znudzone, że podrabiane, a w sumie nienajgorsze i gdzieś tam zakorzenione w głowie od wieków są pierwsze L'Eau Par Kenzo – obie wersje damska i męska. Zresztą to chyba podobny okres. Z tą grupą kojarzy mi się także nierozłącznie CK One.
U mnie takimi złogami w mózgu są Theorema, Opium, Obsession – moje pierwsze perfumy. Gdzieś tam "złoguje" także Dalimania i In Black del Pozo.
Jeśli chodzi o skojarzenia z zapachami innych ludzi, trochę mam pustki w ładowni. Obracałam się w towarzystwie typowo męskim i to takim raczej niepachnącym. Albo pachnącym odżywkami i olejami do włosów. Czasem bardzo ładnie… 🙂
A ja przez wiele lat w okresie wakacyjnym z ochotą wracałam do Light Blue 🙂 Dla mnie był naprawdę przyjemny i idealny na lato. Oczywiście, jak już wspomniałaś nadmierna popularność+ ogromna ilość podróbek obrzydziły mi go skutecznie… Myślę jednak, że kiedyś jeszcze po niego sięgnę, z sentymentu.
Widzę, że mamy podobne odczucia. Trochę ta popularność męczy, ale to wciąż nie powód, by od czci i wiary odsądzać samą kompozycję. 🙂
Zupełnie nie mam problemów z tym zapachem, mało tego bardzo chętnie bym się nim popsikała w upalny dzień, poza tym kampania reklamowa jest cudowna. Ale masz rację, przyznać się, żę się lubi ten zapach w kręgach "znawców" to wstyd, bo Light Blue jest wyśmiewany, uważany za symbol tandety i kiczu. Wg ów znawców noszą go tylko nastolatki i laski w białych kozakach. A mnie tacy znawcy śmieszą, bo prześcigając się w perfumowych dziwadłach zapomniają, że w tym wszystkim chodzi po prostu o to żeby ładnie pachnieć.
Ja myślę, ze w każdej dziedzinie sztuki są ludzie, którzy traktują ją jak sposób zbudowania sobie poczucia wyjątkowości, dowartościowania się. I tacy ludzie mają potrzebę deprecjonowania popularnych gustów.
Strasznie Cię przepraszam za przeoczenia komentarza…
Jeden z zapachów, którym zachwyca się połowa znajomych, łącznie z mamą i siostrą a ja nie trawię 🙂
Kojarzy mi się z łazienkowymi odświeżaczami i już to przeszkadza mi w noszeniu perfum na sobie.
Ja kiedyś uległam…ale nie LB, tylko właśnie I Love Love. Taki mi się jakiś fajniejszy wydał. Flakonu nie zużyłam (zresztą żadnego) bo miłość rozwiała się równie szybko, jak przyszła…
Sabb nie tylko I love love jest bardzo podobne, jeszcze funny tej samej firemki 😀 i naturellle yves rocher, łączy jes włąśnie połączenie cytrusowego otwarcia z mocno chemiczną bazą pachnącą intensywnie piżmem i iso e super, oraz właśnie trafnie określiłaś ocieploną lekkim cynamonowym dymkiem nutę kwiatową.
Kacprze, ani Funny, ani Naturelle nie robił Cresp. Ten wpis nie był wyliczanką perfum podobnych do light Blue. Serio serio. 🙂