Kobieta po przejściach i mężczyzna z mnóstwem zalet – Silver Iris i Gold Leather Atelier Cologne

Na początek walentynkowego miesiąca mam dla Was drugi, po Rose Anonyme + Vetiver Fatal męsko damski duet Atelier Cologne. Poprzednio pomysł był nietypowy: Twórcy AC zaproponowali nam romantyczną wersją zabawy w policjantów i złodziei. Tym razem sięgnęli po miłosny evergreen: kobieta po przejściach i mężczyzna z… pieniędzmi.

Kobieta po przejściach

Silver Iris często krytykowany jest za charakterystyczną kłąkową maślaność nuty irysowej. Ja przyznać muszę, że mnie sam irys w Silver Iris wręcz zachwyca. Miękki, głęboki, cienisty i tłuściutki aromat irysowego masła – jednej z najcenniejszych substancji w perfumiarstwie. Brzmi naprawdę pięknie.

Problematyczne są nuty towarzyszące.

Dystynktywny dla tej olfaktorycznej opowieści jest irys. Nuta ta – ziemista i miękka zarazem – idealnie odpowiada obrazowi kobiety, która „już wie”. Więcej, niż chciałaby. Lecz zarazem udaje jej się żyć z tą wiedzą.

Łagodna, wielkooka i czujna. Maskująca ziemistość cery kosmetykami, na które nie może sobie pozwolić. Boleśnie świadoma tego, że życie nie jest baśnią, a książęta na białych rumakach są jednocześnie nieprawdopodobni i w realnym świecie niesłychanie kłopotliwi. Pozbawiona złudzeń, lecz nie nadziei.

Pustkę w sercu zagłuszyć mają przedmioty, którymi się otacza.

Mieszkanie po byłym mężu pełne bibelotów: porcelanowych figurek, puzderek z pozytywką, pamiątek po minionych karnawałach i utraconych przyjaciołach. Pękająca w szwach szafa na krzywych nóżkach, dziesiątki barwnych kapelusików i apaszek tkwiących w dziesiątkach barwnych pudeł… I ona. Zmęczona piękna kobieta w zielono – fioletowym, porzeczkowym kapelusiku i fuksjowym płaszczyku ze sztucznego tworzywa.

Niestety, cierpkie, owocowe nuty towarzyszące irysowi w otwarciu rychło
przechodzą w ów fuksjowy płaszczyk, który skutecznie odwraca uwagę od
niebanalnej, szlachetnej urody irysa. Syntetycznie słodkie serce
kompozycji brzmi tanio i różowo. I irytuje, jak przerysowany makijaż cy
tandetny kubraczek właśnie.

Klasyczna i poprawna, syntetycznie ambrowa baza Silver Iris jest przyjemna w odbiorze, perfumeryjna, z ładnym balansem wanilii i paczuli, ale nie jest stanie zupełnie zatrzeć złego wrażenia, które pozostawiło po sobie serce kompozycji. 

Schyłek tej opowieści jest komfortowy jak wczesny wieczór w domu: kubek waniliowej herbaty z miodem zamienia zmęczenie w rozleniwienie; gospodyni w wygodnej, bawełnianej piżamce wygląda na miłą dziewczynę, którą łatwo polubić. Trudno jednak zapomnieć o tym, jak charakterystyczny ma gust. Szczególnie, że duże, przykryte miękkim kocykiem łóżko i kanapa zawalone są stosami pluszaków w najdzikszych odcieniach różu.

Czy ja mógłbym serce złamać?

On różu nie nosi. Złoto i skóra pasują do niego doskonale.

Otwarcie jest łagodne, subtelnie słodkie – jak świeże owoce w rumie. Czerwone pomarańcze, dojrzałe węgierki i puchate brzoskwinie zalane złocistym rumem wraz z pestkami, skórkami i ogonkami. Zapach, mimo rumu, w pierwszych chwilach nie wydaje się męski. Raczej uniseks z ukłonem w stronę pań. Miło mi jednak obwieścić, że nasz bohater zdecydowanie zyskuje przy pierwszym poznaniu.

Na pierwszy rzut oka nieco zbyt ostentacyjnie gładki, nazbyt akuratny, za bardzo wypielęgnowany i wystylizowany. Wyznaję uczciwie, że po pierwszym kontakcie skatalogowałam go gdzieś pomiędzy Greyem z „50 twarzy Greya” (tak, przeczytałam, z tego samego powodu, dla którego Marek Niedźwiedzki kiedyś słuchał Modern Talking – żeby wiedzieć, dlaczego nie lubię), a playboyem Starkiem z „Iron Mana”. Obaj nie w moim typie.

Przy bliższym poznaniu okazuje się człowiekiem zadziwiająco przyjemnym w kontakcie. Bez póz, gry i całego tego popkulturalnego lukru odkrywamy kogoś, z kim porozmawiać można o malowaniu płotu, łzach wylanych nad losem Sokolego Oka i o tym, że nie można spać w dwóch łóżkach jednocześnie*. 

Zapach nabiera głębi, matu, wytrawności. Pięknie głębokie nuty drzewne zestawione z łagodnym, jasnym akordem ambrowo skórzanym ożywia złocisty szafran. Pięknie w tym kontekście układa się rum – też złocisty, bursztynowy, ani zbyt blady, ani zbyt dosadny. 

Ciepły, złożony aromat charakterystyczny dla ciemnozłocistego trunku dodaje kompozycji Atelier Cologne nie tylko charakteru, ale też, tak w perfumach pożądanej, komfortowości.

Złotoskóry* łagodnym barytonem mówi rzeczy, których chętnie słuchamy. Jest inteligentny, oczytany, zajmujący. Nie usiłuje nas uwodzić za pomocą tanich sztuczek, nie pajacuje jak Stark, nie próbuje bawić się w tandetne gierki jak Grey. Jest naturalny – i to jest największa siła Gold Leather: łagodna naturalność, która sprawia, że zapach układa się na skórze komfortowo i miękko, łagodnie, lecz bez wahania. Bez tych wszystkich tanecznych pas, które czynią kompozycję perfumeryjną zajmującą, lecz nieprzewidywalną.

Gold Leather zaskakuje tylko raz: kiedy zanika słodycz otwarcia i nasz bohater ze słodkiego elegancika przeobraża się w towarzysza, z którym przegadać można całą noc. I dzień. I noc. Jest to bowiem zapach, który sprawdzi się i jako perfumy casual, i (aplikowany obficie) jako rynsztunak na romantyczną schadzkę.

A gdy się zejdą…

Silver Iris i Gold Leather pojawiły się na rynku jako duet i podsumowanie w tym duchu wydaje się na miejscu.

Tym razem to on oczarował mnie bardziej. I mam obawy, że ich związek nie służy nikomu. Rose Anonyme aplikowana wspólnie z Vetiver Fatal miała jakiś sens. Zielone nuty podkreślały świeżość róży i w efekcie powstawała nowa jakość. Tutaj słodycz owocowego otwarcia Gold Leather tłumi przepięknego irysa z Silver Iris, zaś landrynkowe serce kompozycji irysowej zupełnie nie komponuje się ze szlachetnym akcentem rumowym.

Nie będzie Happy Endu. Ona nie poczuje się kochana i spełniona i nie przestanie kompensować emocjonalnych braków duperelami. On nie złagodzi wizerunku i wciąż będzie zyskiwał dopiero przy bliższym poznaniu. Irys i skóra, choć tak pięknie zwykle ze sobą współgrające, tym razem lepiej brzmią osobno. To dwie odrębne, skończone, kompletne kompozycje – nie elementy olfaktorycznego duetu. I tak, w moim odczuciu należy je nosić.

Silver Iris:

Data powstania: 2013

Twórca: Jerome Epinette

Trwałość: jak zwykle u Atelier Gologne – bardzo dobra. Kilkanaście godzin.

Nuty zapachowe:

Nuty głowy: mandarynka z Włoch, różowy pieprz z Chin, czarna porzeczka z Burgundii

Nuty serca: liście fiołka z Grasse, irys z Toskanii, mimoza z Grasse

Nuty bazy: paczula z Indonezji, biała ambra, bób tonka z Brazylii

Gold Leather:

Data powstania: 2013

Twórca: Jerome Epinette

Trwałość: dobra, od 8 do 12 godzin. Ale projekcja słabsza, niż oczekiwałam.

Nuty zapachowe:

Nuty głowy: gorzka pomarańcza z Sewilli, indyjski szafran, rum z Jamajki

Nuty serca: śliwka, dawana z Indii, eukaliptus z Kalifornii

Nuty bazy: frakcja drewna gwajakowego z Indii, frakcja drewna cedrowego z Teksasu, skóra, akord oudu

* Wszystko to są, oczywiście, odniesienia do klasyków literatury. Kto pierwszy zgadnie, do których – otrzyma ode mnie podarunek w postaci zestawu próbek.

  • Na zdjęciach towarzyszących recenzji Silver Iris Adrianna Biedrzyńska.
  • Z wyjątkiem trzeciego, które pochodzi z Tokyo Fashion.
  • Na fotografiach towarzyszących recenzji Gold Leather Michał Żebrowski. Nie, nie lubię go, ale uroda Zbigniewa Zamachowskiego nijak nie pasowała mi do opisu. 🙂
  • Ostatnie zdjęcie z bloga The Scented Hound.

Udostępnij:

Facebook
Twitter
Pinterest
Email

11 komentarzy o “Kobieta po przejściach i mężczyzna z mnóstwem zalet – Silver Iris i Gold Leather Atelier Cologne”

  1. Hm… mi Gold przypadł nawet do gustu, silver nie :).
    W ogóle świetna recka z zafascynowaniem przeczytałam 🙂

  2. Agnieszka czyta...

    Wime, że tytuł Złotoskóry pojawia się w polskich tłumaczeniach więcej niż raz. Niemniej, jeśli klasyka, to Philip K. Dick?
    pzdr

  3. Aleksandra GGS

    To lecę zapoznać się z nimi. Zaskoczyłas mnie oceną trwałości do tej pory nieprzewąchiwałam tej marki zniechęcona oopinią jednej z ekspedientek-że szybko znikają. A ja przecież lubię pachnieć!
    Po Twojej recenzji już jestem gotowa sięgnąć po Gold Leather. Już sam wybór twarzy do tego posta odpowiada mi. A ciekawe czy MŻ przecyta tę recenzję i czy zapozna się z tym zapachem 🙂

    1. Atalier Cologne to dziwny twór. Produkują "wody kolońskie", które nie są ani wodami, ani kolońskimi. Ich zapachy mają koncentrację edp lub nawet ekstraktu. I są naprawdę więcej, niż przyzwoicie trwałe.
      Zerknij w moje wcześniejsze recenzje tej marki. mają kilka naprawdę bardzo, bardzo mocnych pozycji. To nie jest najlepsza para.

  4. Filip k dick był prosty ale głowie się nad ostatnim malowanie plotu to tomek Sawyer sokole oko to może być Cześć cyklu z którego pochodzi ostatni mohikanin Leatherstocking Tales a ostatnie trudno rozwikłać hmm może Romeo i Julia?

    1. Ostatnie to "Elam Harnish" Londona. Duża rzecz!
      Ale i tak mi zaimponowałaś. I dlatego zapraszam Cię serdecznie do napisania maila na blog@sabbathoifsenses.com
      Przygotuję dla Ciebie próbeczki, żeby Cię trochę pokusić pachnąco. 🙂

  5. I mnie Gold wydaje się ciekawszy ,choć jak na razie z samego twojego opisu. Ona za sprawą swoich przejść, mimo wszystko również wydaje się nie być nijaka. Zobaczymy co testy przyniosą kiedyś przy okazji 😉

    1. Sam irys w Silver Iris jest piękny. Uwielbiam tę nutę – nawet kiedy brzmi brzydko. już lata temu pisałam, że to jedyna nuta kwiatowa (czy raczej okołokwiatowa), która do mnie trafia. Trafia nadal. 🙂

Dodaj komentarz

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany. Wymagane pola są oznaczone *

Popularne wpisy

Nowe szaty…

Ahoj! Zauważyliście zapewne, że SoS nieco inaczej dziś wygląda. Niestety, poprzedni szablon, którego używałam od początku blogowania był już tak przestarzały, że nie działała na

Czytaj więcej »

Nissaba Sulawesi

Paczula to nuta, która niewielu pozostawia obojętnymi.
Charakterna, niszowa, złożona – w Sulawesi gra pierwsze skrzypce niepodzielnie i… no cóż… Można ją kochać. Wręcz należy. 🙂

Czytaj więcej »