Opowiem Wam dziś o ulubionych perfumach mojej mamy.
Moja mama była człowiekiem oszczędnym. Oszczędnym w sposób, który każe „sprytnym” ludziom kupować na bazarze buty, które rozpadają się po pierwszym deszczu i ubrania Chamel, które barwią całe pranie na różowo. Oraz podróbki perfum. Nie z biedy. Tak ich wychowano, takie były czasy.
Jedynym flakonem oryginalnych perfum, jaki u niej widziałam była prosta buteleczka z charakterystyczną literą M na etykiecie. Masumi. Wówczas dla mnie absolutny symbol luksusu.
Błogość w czasach socjalizmu
Masumi to zapach inspirowany Dalekim Wschodem, leniwą błogością sytego bogactwa, ciszą upalnego powietrza. Jednak kiedy po rozpyleniu perfum uderzy w nas potężna fala zapachu, nie cisza i nie błogość będą nam w głowie.
O charakterze Masumi przesądza data powstania. Wąchając współcześnie klasyka Coty nie sposób zapomnieć o tym, że jest to kompozycja sprzed prawie pół wieku – olfaktoryczny obraz namalowany silnymi barwami, zdecydowanymi pociągnięciami pędzla.
Opowieść otwiera dystynktywna dla szyprów cierpka przygrywka – bergamota. Wytrawna, pozbawiona akcentów owocowych, zmatowiona mchem.
Przygrywki nie są po to, by się nimi cieszyć. I na pewno nie po to, by na nich kończyć utwór. Mają otwierać zmysły i przestrzeń. W przestrzeń tę wtacza się krągły, masywny akord kwiatowy obtoczony w nutach przyprawowych jak sznycel w panierce.
To właśnie złożenie matowej jasności szyprowego otwarcia i pełnej krągłości orientalnego serca determinuje charakter kompozycji. Złożona, skupiona wokół palisandru, przyprawowo drzewna, z wyczuciem inkrustowana nutami zwierzęcymi baza świetnie koresponduje zarówno z szyprową, jak i orientalną częścią zapachowego spektrum.
Masumi klasyfikowane są jako owocowy szypr. Powiadam Wam – owoce nie mają tu nic do gadania.
To burzliwy, gorrrący związek szypru z orientem. Romans przywykłego do uległych, bezwolnych kobiet Araba z wyemancypowaną, pyskatą Cypryjką. I uwierzcie mi, ciszy tam niewiele.
Dopiero gdy emocje ostygną, gdy zapach wykłębi się na skórze – zaczyna przypominać coś w rodzaju klasycznego szypru. Pocztówkę z wakacji. Wypłowiałe zdjęcie miłości sprzed lat.
Dla nas – współczesnych brzmi bardzo retro i niezbyt odkrywczo, ale w latach sześćdziesiątych ubiegłego wieku musiał to być zapach nowoczesny. Forpoczta perfumiarstwa lat osiemdziesiątych. Starsza o dwie dekady siostra wyemancypowanych killerów w stylu Obsession Calvina Kleina.
Dla mnie to podróż sentymentalna. Wehikuł czasu. Przywołuje wspomnienie mamy w stylu glamour: w futrze, złotym naszyjniku i najlepszych szpilkach. Moja mama była Wuefistką – kiedy nosiła szpilki, to naprawdę było święto…
Polu Kochana – dziękuję za próbkę i tę podróż. :*
Data powstania: 1967
Trwałość: 4-5 godzin. mam wrażanie, że kiedyś było lepiej…
Nuty zapachowe:
Nuty głowy: bergamota, palisander (drewno różane), ananas, melon
Nuty serca: fiołek, róża, kardamon
Nuty bazy: mech dębowy, ambra, piżmo, cedr, wanilia, sandałowiec
- Trzecia ilustracja to reklama prasowa Masumi z 1971 roku.
28 komentarzy o “Ulubione perfumy mojej mamy – Masumi Coty”
Pamiętam czasy, gdy i mnie się to kojarzyło z jakimś rodzajem elegancji. Niemal takim jak konwaliowa woda Yardleya. 😉
A potem w którejś części "Jeżycjady" ktoś tego używał. Chyba Nutria dorosła. I z "Jeżycjadą" zaczął mi się kojarzyć ten zapach.
Wtedy każda woda była elegancka. nawet Być Może i pani Walewska. Takie czasy. :)))
Być może to zapach mojego dzieciństwa:D
W tamtych czasach modna była firma Coty i Bourjois. Oprócz Masumi królowała Vanilla Musk, Wild Musk, Evasion i Kobako. Kochałam nieprzyzwoicie. Niedawno wąchałam i z przykrością otrząsnęłam się od ….smrodku….jak to siė stało, że ja się tak zmieniłam?
Tego już nie pamiętam. pamiętam to Masumi, bo moja mama używała go latami.
Co do smrodku – jako dziecko byłam tym zapachem ogłuszona. Nie pełnił dla mnie funkcji estetycznej – traktowałam go raczej jak coś w rodzaju munduru galowego. Nie zastanawiałam się, czy jest gustowny i ładny – był galowy.
Teraz wróciłam do niego i dalej nie wiem, czy jest ładny. Mnie przeraża. Ale nie jako zapach, tylko jako katalizator, który przywraca mi wspomnienia najgorszych lat mojego życia.
Piękne zdjęcia…najbardziej podoba mi się pierwsze- takie niepozowane. Swoją drogą wiem już po kim masz słabość do wysportowanego ciała! 🙂
Sam zapach i mnie kojarzy się z mamą. w porywie sentymentu zakupilam nawet w USA 2 flakony vintage.
Przez dłuższy moment zastanawiałam się jak to możliwe że taki zapach opisałaś tak krótko i lakonicznie. Jednak dopiero teraz zrozumiałam że tekst jest uzupełnieniem zdjęć to one tworzą opowieść i tak na to patrząc przyznam, że się wzruszyłam.
Krótko? Chyba tylko jak na taką gadułę, jak ja. 😉
Zdjęcia publikuję z wahaniem. Ale w sumie… Przyznałam się już do dojenia kóz i dziadka w Wehrmachcie. Gorzej nie będzie. 😉
Oj, pamiętam! I jeszcze Wild Musk – ten z kolei lubiła i moja mama i ja. I ciekawe to, bo możemy danego zapachu nie czuć latami, a potem "coś" "gdzieś" poczujemy i odblokowuje się klapka i wracają wspomnienia powiązane z tym konkretnym aromatem 🙂
Jest dokładnie tak, jak piszesz. Zapachy mają wielką moc. 🙂
Ależ opisałaś ten zapach… aż mam ochotę powąchać:)
Bywa na Allegro. Wersja reformułowana przypomina oryginał w stopniu zadowalającym. Ale wachaj raczej przy okazji – jeśli się taka zdarzy. Nie warto ryzykowac flakonu.
Ciekawa,sentymentalna podróż. Dopiero mi uświadomiłaś,że nie jestem w stanie ich używać ,bo za bardzo kojarzą mi się z mamą.
Ja też nie jestem z tych samych powodów. Tyle, ze u mnie to nie są dobre skojarzenia. 🙁
Coś mi się zdaje, że miałam go w latach młodości 🙂
Ale nie wspominam go dobrze, strasznie migrenogenny killer.
Mi z moją mamą kojarzy się Opium, ale ta stara wersja. Zapach, który pamiętam od lat i nie potrafię go nigdzie znaleźć. A oprócz tego jeszcze jaśminowy Eden (limitowana wersja), którym mama katowała mnie przez kilka ostatnich lat 😛
Opium stara wersja… mrrr… Miałam jako jedne z pierwszych perfum w życiu. teraz mam flakon, który już dawno jest pełnoletni i trzymam w ciemnicy jak relikwię. 🙂
U mnie modne było Kookai Oui- Non, marzyłam o nich. 🙂 Ciekawa jestem, co teraz mój nos by na to 'powiedział'.
A moja Mama uwielbiała Panthere, kwiatowy cichobójca. Pomimo, że był noszony przez ukochaną osobę to do dziś nie lubię kwiatów (jaśminu i gardenii najbardziej )w perfumach.
A wiesz, zę mam flakon Oui-Non? Masumi za dużo mnie kosztuje emocjonalnie – nie chcę i nie mogłabym mieć. Ale Oui-Non mnie bawi. 🙂
Tak go kojarzę- jako bezpretensjonalny i radosny. 🙂
Muszę powąchać !
Ten zapach znam doskonale, mimo że nie jest w moim typie. Moja mama też go lubiła i na zawsze będzie mi się z nią kojarzył. Tak samo jak obecnie So Elixir z Yves Rocher 😀
Masumi to był hit komuny. :))) Pod pewnymi względami to były piękne czasy – wyobrażasz sobie teraz takie masowe uwielbienie dla szyprów? 🙂
Coś mi świta że mogłem to czuć…choć najbardziej Wild Musk kojarzę.
W czasach mojego wczesnego dzieciństwa mama używała wody różanej przywożonej każdorazowo z Bułgarii i to właśnie ten aromat najbardziej utkwił mi w głowie. Później w ostatnim zapachowym wcieleniu mamy była już Avon'owska Pur Blanca i Eternal Magic, których flakony z pamiątkową zawartością przechowuję do dzisiaj. I nie muszę mówić co się dzieje kiedy czasem wieczorem aktywuję atomizer…
Olejki różane z Bułgarii. Wstyd się przyznać, ale uwielbiałam podwąchiwać. choć nie lubię zapachu róży i samego olejku tez nigdy nie nosiłam.
A Avon to już inne pokolenie mam.
…Nie lubię zapachu róży ale używam Aoud Micallefa i zaraziłam Cię Essence Oud 😉
Inne, racja. Pewnie było Coś wcześniej ale nie pamiętam, za dużo płynąłem…
Kiedy Ty nosisz szpilki, to też jest święto! Jednak nie daleko pada jabłko…
Haha! Trafiony – zatopiony. 🙂
Choć kiedyś buty na obcasach były dla mnie ubraniem roboczym. Razem z garsonką. 🙂
W końcu tu trafiłam 🙂 Ojej, ale mi się podoba to opowiadanie zapachów… Ale o tym Masumi taka fajną historię opowiedziałaś, że jakbym nie znała, to bym stwierdziła, że to ładna kompozycja. A tymczasem mam podobnie, jak większość komentujących tu wcześniej – w dziecięcych latach, kiedy używała tego moja babcia, Masumi wydawało mi się zachwycające, a jak niedawno znów na nie trafiłam, to znieść nie mogłam. Podobnie mam z Fidji, które miała moja mama – parę lat temu kupiłam na starociach próbkę, bo pamiętałam, że takie piękne – no i rozczarowanie na całego. Czemu to się aż tak zmienia z czasem? Nie myślałam, że jestem taka podatna na mody… 😐
Taaaakkk, Masumi pamiętam z dzieciństwa..pachniały nim siostry cioteczne z Warszawy, które przyjeżdżały w odwiedziny. Naszym wiejskim zjawiskiem olfaktorycznym były perfumy Currara, które bardzo chciałam kupić mamie, ale na moją dziecięcą kieszeń były za drogie. Były tak odurzające, że po wyjściu ze sklepu(mydło i powidło)musiałyśmy się oswajać z powietrzem:))Niedaleko był sklep obuwniczy, gdzie cudownie pachniało skórą i spożywczy ze świeżym, chrupiącym chlebem…
O tak , Masumi to wielki klasyk… właśnie je kupiłam na Allegro…czasami warto przeżyć sentymentalną podróż do przeszłości !!! 🙂 Ps ;konto meża