Jestę blogerę czyli fejmem po oczach

Mam spory dystans do blogerskiego fejmu. Piszę z potrzeby serca, z miłości do zapachów – po to, by dzielić się pasją. Tak się jednak składa, że moje pisanie, poza pasjonatami, śledzą także dystrybutorzy perfum, perfumerie, czasem media. Większość kontaktów, jakie nawiązuję dzięki blogowi to relacje naprawdę dobre, oparte na wzajemnym szacunku i wspólnej pasji. Zdarzają się wszakże i wymiany zdań, które są właściwie gotowymi anegdotami.

Dzisiejszy wpis jest żartem. Krotochwilą bez ukrytych intencji i nie służącą załatwieniu żadnych porachunków. Stąd absolutny brak konkretnych danych. Po prostu uzbierało mi się tyle anegdot, że postanowiłam się nimi z Wami podzielić. Mam nadzieję, że będziecie dobrze się bawili czytając. 🙂

– Ile kosztuje u pani recenzja konkretnych perfum?

– Nie można u mnie kupić recenzji konkretnych perfum.

– Ale my mamy duży budżet reklamowy na te właśnie perfumy.

– Na Sabbath of Senses nie pojawiają się perfumy o dużym budżecie reklamowym, tylko te, które warte są opisania.

– Chcielibyśmy, żeby zamieściła Pani na swoim blogu recenzję najnowszych perfum marki X. Proponujemy kwotę xxx.

– Proszę mi uwierzyć, w Państwa dobrze pojętym interesie leży, żeby recenzja tych perfum nie pojawiła się na moim blogu.

– Ile kosztuje Pani udział sesji zdjęciowej inspirowanej perfumami X i publikacja tych zdjęć na blogu?

– To jest blog o perfumach, nie o mnie.

– Czy jesteś zainteresowana nakręceniem filmu „dzień z mojego życia” i publikacją go na blogu? Ile by to kosztowało?

– To jest blog o perfumach, nie o moim życiu.

– Chcielibyśmy zamówić u pani artykuł pod tytułem „Perfumy dla blondynek z rozmiarem stopy 39 i lekkim zezem rozbieżnym” (tytuł przykładowy). Najlepiej na pojutrze. W ramach wynagrodzenia proponujemy publikację w naszym renomowanym piśmie oraz podpisanie artykułu pani nazwiskiem.

– Podpisanie artykułu nazwiskiem autora nie formą wynagrodzenia.

I moja ulubiona oferta:

– Proponujemy pani poprowadzenie warsztatów dla panów o uwodzeniu zapachem.

– (przesyłam cennik)

– A nie zrobiłaby pani tego taniej? Na warsztatach będzie obecnych wielu wolnych, dobrze sytuowanych mężczyzn. Może się to pani opłacić.

Zdarzają się też zabawne sytuacje „w drugą stronę”.

– Jestem blogerką. Proszę mi przysłać państwa perfumy. – To cała treść maila. Caluteńka.                                                      

– Proszę mi przysłać Państwa ubrania i jedzenie z lodówki. (No dobra, nie napisałam tego, ale miałam ochotę.)

– Jestem fotografem. Fotografuję modelki. Proszę mi przysłać kilka flakonów perfum, bo samemu nie chce mi się marnować pieniędzy.

Czasem w porywie serca (aczkolwiek bez wielkich nadziei) piszę sprostowania do prasy.

Na przykład w odpowiedzi na tekst o róży, w którym napisano, że „w perfumach stosuje się dwa gatunki róży: bułgarską i majową” informuję prasę, że:

– W perfumach wykorzystuje się więcej, niż dwa gatunki róży.

– Róża majowa rzeczywiście jest gatunkiem, lecz róża bułgarska to nie gatunek, tylko miejsce występowania, a gatunek nazywa się „róża damasceńska”. Gdyby rosła w Turcji nazywano by ją różą turecką.

W odpowiedzi na wstrząsającą informację, że „Demeter Fragrance Library ma w swojej ofercie zapach brudu” donoszę prasie uprzejmie, że zapach nazywa się Dirt, co znaczy Ziemia i każdy kto wąchał ten zapach ma świadomość, że nie jest to zapach brudu.

Odpowiedź prasy jest zazwyczaj taka sama:

– Tekst był konsultowany ze specjalistą.

To prawda. Był. Największe babole we prasie to cytaty ze „specjalistów”.

Faktu, że mocno promujące jednego ze specjalistów pismo systematycznie zamieszcza kłamliwe informacje o tym, że ów „specjalista” jest jedyną osobą w Polsce prowadzącą warsztaty perfumeryjne i że najbliższe odbywają się w Paryżu nawet mi się prostować nie chce.

Zdarzają się także dziwne rozmowy z perfumeriami. Dla porządku napiszę, że to nie są argumenty hipotetyczne, tylko autentyki.

– Tak, co prawda zamieściliśmy na swojej stronie całe pani teksty bez podpisania ich i linku do źródła, ale to przecież dla pani reklama.

– Teksty na stronie naszej perfumerii rzeczywiście zajumaliśmy z pani bloga, ale to dystrybutor nam kazał.

– O, rzeczywiście tak się złożyło, że na stronie naszej perfumerii zamiast opisów perfum znalazły się pani (niepodpisane) recenzje, ale te recenzje są do niczego, bo perfumy wcale nam się nie sprzedają.

– Tak, zamieściliśmy pani teksty bez podania autora i źródła na stronie swojej komercyjnej perfumerii, ale wyłącznie w celach edukacyjnych.

Na koniec kilka słów na poważnie. Po rozmowie z Pirathem (którego pisany ze szpileczką blog uwielbiam i polecam Wam nieustająco) – nie mogę się oprzeć dodaniu pointy na serio.

Sabbath of Senses nie jest tablicą reklamową. Zamieszczane tutaj teksty nie są artykułami sponsorowanymi. Branie pieniędzy za publikację i nie informowanie o tym, że jest ona reklamą jest niezgodne z prawem prasowym i nieetyczne. Jako dziennikarz piszący swego czasu recenzje dla jednego z renomowanych portali wiem, że gratyfikacja dla autora nigdy nie pochodzi bezpośrednio od wydawcy/producenta, lecz wypłacana jest przez redakcję zatrudniającą dziennikarza. 

Fakt, że Sabbath of Senses jest blogiem pasjonackim, nie reklamowym nie zmienia jednak tego, że zamieszczane na nim artykuły objęte są prawem autorskim tak samo, jak każda inna własność intelektualna i kopiowanie ich w celach zarobkowych jest nielegalne.

  • Wykorzystane w tekście zdjęcia są mojego autorstwa i pochodzą z mojej galerii na Instagramie.

Udostępnij:

Facebook
Twitter
Pinterest
Email

83 komentarze o “Jestę blogerę czyli fejmem po oczach”

  1. FantasMałgorie

    Fantastyczny wpis 🙂 Uśmiecham się – sama nie wiem – z niedowierzenia?Oferta warsztatowa w zamian za poznanie kilku miłych panów – no przednie…Najlepszy satyryk by tego nie wymyślił 😀

    1. Przyznaję, że to jest właśnie oferta, która ostatecznie skłoniła mnie do popełnienia tego wpisu. Wycierałam monitor z kawy po przeczytaniu maila. :)))

  2. Tja… walka z wiatrakami. I rzeczony "specjalista" produkujący babole ( bo kim jest specjalista wg nowoczesnej definicji?- kimś kto wie ciut więcej niż inni), takie to żałosne niestety a takie prawdziwe.

    1. Żeby choć wiedział ciut więcej… Mam wrażenie, że teraz to wystarczy wystarczająco głośno i często powtarzać oraz wyraźnie napisać, że jest się specjalistą, żeby ludzie w to uwierzyli. I w sumie nie dziwią się (ludziom). Jak inaczej szukać znawcy nie mając orientacji w temacie?

    2. No jak się jest pretendujacym do "zaszczytnego" miana celebryty człekiem to chyba najlepiej obwieścić że się jest specjalistą ( zwykle wychodzi, że najlepszym od selfmarketingu ale co tam). A media? Media lubią postacie sexy no wiesz… sexy flexi trza by tu trochę podkręcić atmosferę, wywlec na wierzch niby poufnie trochę o orientacji, trochę pikantnych historii, jak to się kiedyś bywało w klubach dla sponsorów i dlaczego to było takie super, pokazać się w sexi miejscach w sexi ciuchach takie ąę. Zrobić reportaż z luxusowego sex szopu… ech Kobieto a Ty co ? 😀 Tak do bólu merytorycznie i zawsze na czarno, że jakieś poczucie honoru masz? To się nie sprzedaje!

      To oczywiście duża szydera ja uważam, że warto bronić swoich wartości i być takim jakim się jest, nie sprzedając się dla flejmu. Ale pismaki widać lubią co innego…

    3. Ja nawet nie wiem, czy o bycie sexy chodzi. Myślę, że ludzie z mediów często szukają prawdziwych, rzetelnych specjalistów. i jeśli ktoś pisze, że jest specjalistą , to oni mu wierzą. jak to zweryfikować, jeśli nie siedzi się w temacie?
      Co do wartości. Ja wierzę w uczciwą robotę. I to potrafię. Selfmarketingować nie potrafię i trudno. Pewnych granic nie przekroczę. Bez względu na korzyści, jakie z tego można mieć.

  3. Uwielbiam takie mejle, propozycje i wyjaśnienia. Historia z warsztatami dla panów – mistrzowstwo <3. Mimo, że nasz blog to ledwo raczkująca strona, to nawet my dostałyśmy kilka takich idiotycznych wiadomości, z propozycjami typu
    'podoba nam się twój blog, wyślemy ci próbki, a ty napiszesz o tych zapachach, ok?' – yyy, nie.
    'piękne stylizacje, mogłabyś zrobić sobie zdjęcie w naszych ciuchach?' – stylizacje?! nic takiego się nigdy u nas nie pojawiło, ale widać specowi od reklamy wystarczyło, że druga autorka pisze o modzie, więc na pewno musi być szafiarką

    Oni nawet nie są w stanie zrobić dobrego rozeznania i sprawdzić, że nasz blog ma dwie autorki a nie jedną -.-

    1. O to to! Nie sprawdzają też płci autora. O profilu bloga nie wspominam. I dotyczy to głównie agencji, które (rzekomo) profesjonalnie zajmują się kontaktem z blogerami.
      Z dystrybutorami i perfumeriami (takimi szanującymi się, prowadzonymi z pasją) mam naprawdę rewelacyjne doświadczenia.

  4. I jeszcze dodam, że na wizerunek blogera niestety pracuje wiele dziewczynek, które wezmą i rozreklamują wszystko byleby za darmo. Ostatnio dobrym przykładem było reklamowanie podrób :(. Nie mówiąc już o tych, które biorą za to pieniądze pół biedy jeżeli jest jeszcze oficjalna informacja, że artykuł jest sponsorowany ale na ogól tak nie jest.

    1. Z jednej strony to rozumiem. Zasada wzajemności. Dostajesz coś za darmo to nie wypada zganić. Psychologia prosta jak cep.
      Z drugiej strony mam świadomość, że te dziewczynki, o których piszesz często zakładają blogi właśnie dla darmowych ubrań i kosmetyków.
      O blogach będących ukrytymi tablicami reklamowymi nie wspominam. Myślę, że mamy obie podobne zdanie.

    2. Żeby tylko dla ciuchów i kosmetyków. Kiedyś widziałam blog, na którym dziewczyna recenzowała dosłownie wszystko (AUTENTYCZNIE, wszystko). Poczynając od piwa, poprzez smycze do kluczy, na ramkach to tablic rejestracyjnych kończąc.

    3. Widziałam bloga, gdzie kobieta recenzowała ser i pasztet. Piwo i smycze brzmią dla mnie jak najbardziej wiarygodnie. 🙂

    4. Ok, ser i pasztet, może koneserka – wiesz, to tak kojarzy się z Francją 😉 Ale ramka do tablicy rejestracyjnej? 😀

    5. Widzę, że nie tylko ja lubię czytać takie blogi… 🙂

      Ale jakże to poszerza horyzonty. Wiedziałybyście, że są w ogóle takie ramki? 😉

      Ja nie wiedziałam, że można hm… recenzować (?) smycze reklamowe, otwieracze do piwa i inne takie rzeczy. Pojęcia "recenzenta" i "recenzji" rozrosły się do jakichś monstrualnych rozmiarów.

    6. Recenzować można wszystko. Wiesz… Spotykasz znajomego i mówisz mu, że ręczniczki papierowe marki XYZ są świetne, dobrze wchłaniają i nadają się nawet do siąkania, bo mięciutkie. I to już jakaś recenzja. Wystarczy to tylko na blogu napisać…

    7. Ale teraz to już nawet pokazanie zdjęcia reklamowego otwieracza do piwa jest recenzją… Albo napisanie, że się go dostało w ramach współpracy…

    8. Współpraca… Meh. Ja nie do końca ogarniam posty o współpracach. W sensie… Nie rozumiem, czemu ludzie takie publikują. Dla mnie ich realna treść brzmi: dostaję za darmochę taki tam stuff, teraz będę go Wam zachwalać. Zakładam, że chodzić może o podkręcenie fejmu – jestę blogerkię i firmy cenią mojego bloga na tyle, że nie muszę płacić za towar.
      Lecz jeśli tak jest, to recenzja jest wystarczającą formą reklamy.
      Ja doskonale rozumiem firmy, które podsyłają blogerom produkty do testów w ramach promocji marki. To ma sens i działa. Ale produkt do testów to materiał, na którym się pracuje – nie jakiś straszny cymes. Co tu ogłaszać?

      Na koniec jeszcze jedna rzecz – widzę, że coraz więcej firm współpracuje z blogerami na naprawdę fajnych zasadach – szczególnie firmy produkujące kosmetyki ze średniej półki. Pozwalają blogerowi wybrać sobie produkty odpowiednie dla niego i takie, które będzie mógł uczciwie ocenić pozytywnie. Coraz częściej widzę wpisy typu "wybrałam to i to, bo to i to". A potem sensowne recenzje. To fajne. Sama obserwuję kilka blogów kosmetycznych, których autorkom ufam. Muszę je starannie wybierać, bo zakładam, że w świecie kosmetyków kosmici mieniący się znawcami zdarzają się tak samo, jak i w świecie perfum. A ja nie znam się na kosmetykach i obawiam się, że łatwo mi wcisnąć kit.

  5. Kradną teksty i jeszcze bezczelnie twierdzą, że to dla Ciebie reklama… To prawie zupełnie tak, jak wtedy gdy lata temu kradziono moje zdjęcia i wrzucano na różne portale – też w ramach reklamy, oczywiście 😉

    1. No oczywiście. Zdjęcia też mi już kradną. Po znalezieniu swoich fotek na innych kontach na Instagramie zaczęłam dodawać podpis. Ale to kupa zbędnej roboty, bo wcześniej wrzucałam fotki prosto z telefonu. Na bieżąco.
      Ludzie nie przestają mnie rozczarowywać. 🙁

    2. Wystarczy spojrzeć na Chomika (nie mam tam konta nawet, ale głupia nie jestem – słyszę, co ludzie mówią). Tam jest wszystko – książki, obrazy, filmy, muzyka, gry. Praca setek tysięcy ludzi.
      Kiedy mój syn w szkole mówi, że nie mamy w domu ANI JEDNEJ pirackiej gry, dzieciaki się z niego śmieją.

    3. Bo w ogromnej większości wychowaliśmy się kombinując jak tylko się da. To kombinowanie stało się niemal częścią nas jako narodu… Na palcach jednej ręki mogłabym policzyć znajomych, którzy nigdy nie ściągali np filmów z sieci, czy nie mają w domu jakiegoś pirata. Tak to już z nami jest, niestety. Też się na mnie dziwnie parzono, gdy uparłam się, że chcę mieć na kompie w 100% legalne oprogramowanie. Dziwne, że to coś takiego postrzegane jest jako… dziwne.

  6. BTW Zdjęcie Nu mistrzostwo świata, wygląda jak oko z rzęsami lub księżyc w pełni…Ech szczęściem mam swe zapasy 😀

  7. wiedźma z podgórza

    O rajusiu! Dostawałam takie propozycje, chyba ze wszystkich działek (ze sponsoringiem za perfumy włącznie ;P Co prawda to nie propozycja poprowadzenia kursu dla zamożnych singli ale też brzmi zabawnie).
    Jakieś dwa miesiące temu machnęłam ręką i zaczęłam takie kwiatki zwyczajnie ignorować, o ile tylko pochodzą od firm a nie prywatnych osób.

    A perspektywa "ekspertów" co to nawet nazwy z języka angielskiego (no, amerykańskiego raczej) przetłumaczyć nie potrafią, setnie mnie ubawiła. 😀 No ale cóż: jak zauważyła Pola, kontrowersja się klika; nawet (szczególnie?), jeżeli nie jest prawdziwa.

    Dodam jeszcze, że dla mnie szczególnie krępujące są mejle w stylu: "jestem małą, biedną, głodną brazylijską dziewczynką. ((c) by S. Tym) Uratujesz moje życie, wysyłając mi perfumy". Nigdy tego nie zrobiła ale zawsze mam dylemat, czy traktowac powaznie i odpisywać?
    Staram się tak, za co kiedyś w odpowiedzi otrzymałam naprawdę imponujący bluzg. :/

    Ech, ludzie…

    1. Ale o TAKI sponsoring chodziło? O TAKI?
      Bo ja myślę, że to przebija nawet hipotetyczną opłacalność prowadzenia warsztatów dla dobrze sytuowanych panów. toż to nie jest hipotetyczna szansa na "opłacalność" ale czysty interes. 🙂
      Tak, próśb o wysłanie perfum też dostaję sporo. Zwykle odpisuję, że kupuję je za własne pieniądze, na które ciężko (choć z satysfakcją) pracuję. I na tym się zwykle kończy. Nie dostaje nawet bluzgów.

    2. wiedźma z podgórza

      No niestety, TAKI. Treść mejla była jednoznaczna. 😉 Do tego autor wysunął propozycję, nie mając przed oczyma nawet jednego mojego zdjęcia poglądowego, co pewnie jest jakimś rodzajem komplementu. 😉 Chyba. Przynajmniej w oczach potencjalnego sponsora. :/
      Więc złotego interesu nie zrobiłam.

      Co do próśb o perfumy, to zazwyczaj piszę dokładnie to samo ale ten jeden raz zdarzyła się odpowiedź nieprzyjemna. Dlatego do dziś trochę się boję (choć osoba tak odpowiadająca ewidentnie nie była a najwyższej formie psychicznej, to czuło się już z pierwszej wiadomości, na która staram się odpisać z większą ostrożnością i wrażliwością niż zwykle. Jak się okazało, i tak niewystarczającą).

    3. Ewidentnie na intelekt poleciał! Noooo… To był komplement. :)))

      A stres rozumiem. Mam kłopot z asertywnością i zwykle odpowiadając na takie maila nadmiernie się tłumaczę i mam nieprzyjemne poczucie, że powinnam w te pędy rozdać swoje flaszki, żeby równowaga we wszechświecie została zachowana. :/

  8. Sabb, cieszę się, że napisałaś ten tekst… to przykre, że pomimo stosownej adnotacji w zakładce "o blogu", czy jak kto woli "about" o zakazie publikowania i cytowania wpisów w celach komercyjnych, co jakiś czas trzeba się szarpać z krnąbrnymi, a nazywając rzecz po imieniu bezczelnymi perfumeriami i handlarzami z allegro… to że prowadzę bloga pasjonackiego (niekomercyjnego) nie znaczy, że można sobie bezkarnie kopiować moją pracę i na tym zarabiać – oczywiście bez mojej zgody i wiedzy. Aż by się chciało pójść z tym do sądu, nie dla zysku (zaległej tantiemy, na której wysokość "kreatywny sprzedawca" z automatu się zgadza, nie informując mnie że korzysta z mojej pracy bez mojej zgody i wiedzy) lecz dla zasady. Bezczelność i absurdalność tłumaczenia się na przykładach, które przytoczyłaś jedynie dowodzi jak lajtowo perfumerie podchodzą do zagadnienia praw autorskich. Liczą że blogerowi nie będzie się chciało ganiać po sądach, opłacać prawników i jeszcze straszą kontr pozwem za rzekome naruszenie wizerunku, gdybym przypadkiem napisał, że mnie okradli… ręce opadają…

    1. Ono liczą na to, że nam się nie będzie chciało sądzić. i mają rację.
      Poza tym prawda wygląda tak, że to są ludzie, którzy robią kasę na tym, co nam zajumają. To jak starcie czołgu z pięściarzem. My robimy to z miłości, dokładamy do tego, oni są zawodowcami. Mają kasę. My mamy umiejętności, wiedzę i zasady. Nie widzę możliwości wygrania starcia z taka bronią. 🙁

  9. Jestem Twoim cichym czytelnikiem – wielbicielem 🙂 Cichym, bo nie komentuję, ale te wpis… No cóż, czasami człowiek musi. Nie wiem o co chodzi, ostatnio coraz gorzej ze współpracami w blogosferze i zaczyna się, delikatnie mówiąc, ulewać. Mam tu na myśli bardziej bardzo beztroskie podejście do tematu ze strony firm. Bo jak inaczej to wytłumaczyć? Oczywiście, można bardziej bezpośrednio – bezczelność, złodziejstwo etc. Tylko po co? Widać, miast zmierzać ku lepszemu, stacza się to wszystko na dno. Albo i jeszcze głębiej.

    Osobiście mam kilka współprac, z niektórych czerpię (baaaaardzo niewielkie) zyski, niektóre to najzwyczajniejszy w świecie barter. Dostaję nowe propozycje i – na szczęście – w większości przypadków, od przytomnych osób. Jednak ostatnia propozycja, którą otrzymałam, wytrąciła mnie z równowagi na tyle, że napisałam epistołę na swoim FP 😉

    Otóż, z racji profilu bloga, często odzywają się do mnie albo firmy dystrybuujące surowce, kosmetyki ekologiczne lub… opakowania do kosmetyków. I z tej ostatniej branży otrzymałam ostatnio wiadomość o treści (pi razy drzwi):

    Blablabla, fajny blog, co powiesz na współpracę: my wysyłamy opakowanie, Ty recenzujesz.

    Super, myślę sobie. Ale piszę: A wynagrodzenie? Co możecie zaproponować?

    Pani, jakby nie przeczytała mojego pytania, odpisuje: Współpraca polegałaby na przetestowaniu przez ciebie opakowania, np. airless i opisaniu go na blogu.

    Piszę znów: Ok, jakie wynagrodzenie za recenzję? Nie muszą być pieniądze, może być zwykły barter, ale opakowania na sucho nie opiszę. Muszę zrobić kosmetyk, zobaczyć jak się dozuje z waszego słoiczka/butelki. Konieczny jest zatem zakup surowców blablabla.

    Dostaję odpowiedź: A czy fakt, że opakowanie można wykorzystywać wielokrotnie nie wystarczy?

    No helooooołłłł!
    Dobrze, że nie popuściłam czytając to.

    Słyszałam kiedyś, że jeden ze sklepów sprzedających Yankee Candle, daje te duże świece w słojach… w zastaw. Tzn. użyjesz trochę, opiszesz, a resztę musisz oddać? O-co-chodzi?!

    Co się dzieje z tymi ludźmi?

    1. Z jednej strony to jest tak, że ja czasem sama sprowadzam jakiś zapach, płacę za niego z własnych pieniędzy i opisuję go potem, bo warto.
      Z drugiej, to zupełnie inna sytuacja, niż to, co opisałaś. Bo jeśli domagają się opisania konkretnego produktu to jest to zlecenie reklamy.
      Ja nie wchodzę w takie układy. Nie opisuję zleconych produktów. To, co pojawia się na blogu wybieram sama. I nie biorę za recenzje wynagrodzenia, bo wtedy jest to tekst zlecony czyli wymagający oznaczenia go jako sponsorowany. nie mówiąc już o tym, że zleceniodawca, który płaci zazwyczaj życzy sobie wglądu w tekst przed publikacją. Miałam już takie przypadki.
      – Dziękujemy pani, recenzja bardzo nam się podoba, prosimy jednak o usunięcie jednego zdania oraz o zmianę tego sformułowania.
      – To ja dziękuję za współpracę, tekst się nie ukaże.

      Koniec. Nie jestem tablicą reklamową.
      Jak miałabym czytelnikom napisać: polecam te perfumy, za które mi zapłacono. Lajkujcie mnie, to zarobię na waszej naiwności jeszcze więcej?
      Nie do zrobienia. Nie dla mnie. 🙁

    2. Nie chciałaś opakowania? No co Ty?! 🙂

      A co do sprzedawców Yankee Candle, to mnie kiedyś oferowano woski (tak, pojedyncze woski za 6 zeta) w zamian za "recenzję" (z określoną liczbą zdjęć – sporą! i wypełnianiem jakichś warunków). Upewniano się, że mam wystarczająco duża liczbę wejść dziennie, bo jak tylu nie ma, to nie mam szans na ten wosk za tekst ;-)))

      A ktoś mi mówił o innym sklepie, co też tak daje woski, przy czym trzeba zapłacić za wysyłkę tych wosków, albo opisać woski kupione, a ich recenzja jest opłatą za tę wysyłkę. ;-D

    3. Mnie fenomen Yankee Candle szczerze zadziwia. Toż ta marka jest wszędzie! I doprawdy nie pojmuję, co w tych woskach jest takiego, ze wygenerowały cały nowy, chłonny rynek. Czemu woski, skoro wosk przy topieniu zawsze pachnie woskiem? Czemu ten dziwny wynalazek wygryza z rynku olejki zapachowe do kominków?

  10. Dobrulbloguje

    Zajumaliśmy, bo dystrybutor kazał…
    Nie wiadomo czy śmiaćsię, czy płakać.
    Piękne zdjęcia, ale o tym już wiesz 🙂

    1. Najlepsze jest to, że ja znam tego dystrybutora i to jest najbardziej uczciwy człowiek w galaktyce. Powiedział im po prostu, że najlepsze opisy jego perfum znajdą u mnie. Na kreatywne ich wykorzystanie wpadli sami.

  11. Tylko te kradzieże tekstów jakoś mało śmieszą. Ale po za tym, to masz chyba anielską cierpliwość 🙂

    1. Czasem nie odpisuję. Czasem nie przychodzi mi do głowy żadna uprzejma odpowiedź i wtedy czekam, aż miną emocje i uprzejma odpowiedź przyjdzie… 🙂

  12. "Na warsztatach będzie obecnych wielu wolnych, dobrze sytuowanych mężczyzn. Może się to pani opłacić" – widzisz jak się turlam w spazmach śmiechu po podłodze? 😀 Chociaż, jak się tak zastanowić… 😉

    1. Może powinnam zaczynać rozmowy o współpracy od oświadczenia, że mam aktualnie na stanie męża sztuk jeden i że jest to bardzo udany mąż? 🙂

  13. No jak mogłaś zrezygnować z tego warsztatu dla "wolnych, dobrze sytuowanych mężczyzn". No jak? Hehehehe
    Czasami mam wrażenie, że ludzie z PR traktują nas blogerów jak co najmniej idiotów i nie przyjmują do wiadomości odmowy 🙂

    1. Moniko kochana. Człek z marketingu człekowi z marketingu nierówny. To są przykłady zabawne. I dla żartu wyselekcjonowane. Ale przecież nawet najbardziej rzetelny i szanujący się blogger może znaleźć ludzi, z którymi współpracuje się dobrze. Też rzetelnych i szanujących i siebie, i blogera. ja mam takich współprac mnóstwo. I z częścią tych ludzi nawiązuję bliskie relacje oparte na sympatii i na wspólnej pasji.
      To tak dla równowagi, a teraz do rzeczy: moim zdaniem najniższy poziom kultury i najmniejsze dostosowanie oferty do profilu i charakteru bloga oferują agencje właśnie współpraca z blogerami się zajmujące. Tu naprawdę mam wrażenie, że jest tak, jak piszesz. 🙁

    2. Masz rację, trochę za bardzo poleciałam schematem 🙂
      Bo mam bardzo udaną współpracę z kilkoma firmami, gdzie panie z marketingu są miłe, normalne i aż chce się napisać ludzkie 🙂
      Z moich perełek – dostałam propozycję współpracy z agencji Tesori d'Oriente polegającej na testowaniu próbek i opisywaniu ich z linkowaniem gdzie się da. Gdy odmówiłam, bo przy okazji zakupów na allegro dostałam kilkanaście różnych próbek tejże własnie firmy (gratis i do wcale nie dużego zamówienia) poza tym mimo ładnego zapachu ich perfumy są tak nietrwałe, że próbka to zdecydowanie za mało. Pan z marketingu wyzwał mnie od zachłannych blogerek 😛 Dodam dla niewtajemniczonych, że 100 ml perfum tej marki kosztuje jakieś 20 zł 🙂

    3. Mnie pewna naprawdę ogromna perfumeria internetowa zaproponowała współpracę barterową na zasadzie – oni przysyłają próbki, ja linkuję w tekście ich perfumerię i piszę, ze jest zajebista (w sumie perfumeria jest ok, ale ja tego w tekstach nie piszę przecież, a już na pewno nie na zlecenie), a w nagrodę dostaję barter. Ale tylko z listy barterowej ustalonej odgórnie.
      Pan proponował także jakieś inne układy i układziki, ale napisałam mu grzecznie, żeby nie tracił czasu na kontakty ze mną. Z resztą, to najczęściej stosowana przeze mnie odpowiedź. Szanujmy swój czas.

  14. Sabb… sama nie wiem, jjak to skomentować, ale muszę, czuję wewnętrzną potrzebę skrytykowania tych ludzi. Niestety nie potrafię ubrać tego w słowa, które miotają się pomiędzy określeniami typu żałosne, śmieszne, oburzające, perfidne i tak głupie, że komentarza nie warte. Za to lubię Twój blog od lat, że jesteś szczera a wpisy nie są sponsorowane. A nawet jeśli byłyby napisane na prośbę producenta, wiem, że byłyby równie rzetelne i prawdziwe.

    1. Makkarony… ale po co krytykować? Takie oferty zapewne idealnie trafiają do wielu blogerów. Ile razy widujesz blogi rzekomo luksusowe, na których wyrwane ze społecznych nizin panny prezentują wszem i wobec papierowe torby na zakupy z logo znanej marki? To dla takich osób są oferty służące lansowi i leczeniu kompleksów. I takie pseudoluksusy znajdują swoją pseudoluksusową publiczność, która też marzy o luksusie nie mając pojęcia, czym on jest. O klasie nie wspominając.
      Z resztą klasa się nie sprzedaje. 🙂
      Co do recenzji na prośbę producenta u mnie – zazwyczaj jest tak, że producent/dystrybutor/perfumeria przedstawia mi swoją ofertę, a ja na jej podstawie podaję zapachy, które jestem w stanie zrecenzować uczciwie i pozytywnie jednocześnie. Czasem wymaga to ode mnie wielu testów i długiego zastanowienia (tak było z kolejną marką, która się u mnie pojawi i z której wybrałam zapachy ani nie najnowsze, ani nie najpopularniejsze) i czasem kończy się tym, że niczego nie wybieram.
      Odrzucam propozycje, w których znajduje się sugestia, że oczekiwane są wyłącznie recenzje pozytywne.
      Choć uczciwie mówiąc – szkoda mi czasu na krytykowanie. Wiem, jak psychologicznie na czytelnika działa krytyka, ale prawda o testowaniu perfum jest taka, że żeby je opisać, trzeba je nosić. Nieczęsto zdarza się coś, z czym chce mi się męczyć tylko po to, żeby to zjechać. Ja piszę po to, żeby zarażać pasją, zachęcać do wąchania, poznawania, czerpania radości z pachnienia. Nie po to, żeby zgrywać znawcę. Nie muszę tego robić. 🙂

      Co do zarabiania na blogu – jestem dobrym fachowcem w innej dziedzinie. Moją pracę kocham i mogę sobie pozwolić na luksus bezstronności. Dodatkowo blog dał mi szansę rozwinięcia działalności warsztatowej, która jest dla mnie źródłem zarówno satysfakcji, jak i przychodu.

  15. Gałązki opadają. Ale muszę powiedzieć że to: "O, rzeczywiście tak się złożyło, że na stronie naszej perfumerii zamiast opisów perfum znalazły się pani (niepodpisane) recenzje, ale te recenzje są do niczego, bo perfumy wcale nam się nie sprzedają." jest absolutnie rozbrajające. No jak mogłaś takie teksty niesprzyjające sprzedaży napisać 😀 Plus "podryw" na wolnych dobrze sytuowanych mężczyzn jest tak niedorzeczny że aż uroczy. Jak mogłaś się oprzeć…;)

    1. Magdo droga, tacy są ludzie. Mając do wyboru denerwować się lub bawić tym, wybieram drugą opcję. pierwsza i tak niczego nie zmieni… Poza tym, że będę bardziej zestresowana. 🙂

  16. Edpholiczka

    Nawet nie wiem, który z tych smaczków jest najpyszniejszy 😉
    Jednak warsztaty z sytuowanymi panami chyba najbardziej mnie rozwaliły/rozśmieszyły/oburzyły.

    Jesteś blogerką – pasjonatką i tym bardziej nie podoba mi się to, że ktoś pisze do Ciebie takie głupoty. Nie wie nic o Tobie, Twojej działalności i specyfice Twojego bloga.

    A jak ktoś kradnie Twoją pracę i jeszcze twierdzi, że powinnaś być zadowolona – to już po prostu szczyt bezczelności.

    Ja takich ofert jeszcze nie otrzymałam, choć kilka kretyńskich już zaliczyłam. Zazwyczaj oczekiwano ode mnie, że zrobię super reklamę za próbkę. Oczywiście, na coś takiego nigdy się nie zgodziłam.
    Blogowanie ma swoje dziwne strony 😉

    Mam nadzieję, że w tym roku będziesz miała mniej takich głupich "ofert". Chyba że miałyby Cię szczerze rozbawić 😉

    1. Mnie to szczerze bawi. 🙂
      Co do oferty zrobienia reklamy za próbkę – to jest jakiś kosmos. I nie chodzi o to, ze piszę tylko za coś. Zdarza mi się recenzować perfumy, które sama wyszukuję, sama sprowadzam i za które sama płacę. To mój wybór, że chcę je polecić, moja wolność niezależnego blogera i kwestia mojej relacji z Czytelnikami, którym chcę polecać to, co polecać warto. Ale próbka jako gratyfikacja to jest… Bardzo dziwna koncepcja. To już wolałabym szczerą wdzięczność. 😉 🙂 :p

  17. Droga Sabbath, ja tak jak Smyku Smyk powyżej, jestem generalnie cichą wielbicielką :), ale dzisiaj i ja się odezwę. Paskudne te przytoczone przez Ciebie kwiatki. Warsztaty dla majętnych panów to mój numer 1.

    Jestem w o tyle śmiesznej sytuacji, że pracuję w szeroko pojętym PR, a od niedawna sama "dla odstresowania" (ot tak, bo lubię pisać, wąchać, malować) prowadzę bloga. Zawodowo nie zajmuję się wprawdzie współpracą z blogerami, ale absolutnie nie wyobrażam sobie wysyłać takich durnych propozycji. Bardzo nie podoba mi się, że w tej branży, z "relations" w nazwie, o prawdziwe i prawdziwie dobre relacje dba się tak słabo…

    A prywatnie, jako skrobiąca sobie po mału bloga, nie wyobrażam sobie pozować na kogoś, kim nie jestem. Żaden ze mnie ekspert, zwykły miłośnik, który pracując nad wpisami przede wszystkim próbuje się czegoś nauczyć. Fejm – mam w nosie. Nie jestem uczulona na współpracę blogerów z firmami, ale pod warunkiem, że jest fair – oznaczona, niezbyt nahalna (tj. nie jest główną treścią bloga), a przede wszystkim autor nie pozwala sobie wetknąć opinii za pieniądze.

    Bardzo wysoki poziom to jedno, ale Twoje recenzje i opinie są szczególnie cenne dla czytelnika dlatego, że są TWOJE, niezależne. 🙂

    1. Seeandsmell, bardzo dziękuję Ci za komentarz. Jeszcze raz chcę zaznaczyć – moje "współprace" tak nie wyglądają. Nie wygląda tak większość maili, które dostaję.To tylko anegdotki po prostu. W każdej dziedzinie życia się zdarzają.

      Środowisko związane z perfumami niszowymi jest specyficzne i mocno odbiega od reklamowo – promocyjnych standardów kosmetycznej blogosfery. To w przeważającej części ludzie ze szczerą pasją. Po wszystkich stronach tych relacji. Co, oczywiście, nie wyklucza bycia dobrym fachowcem w tym, co się robi.

      Jako bloger jestem lojalna wobec podmiotów, z którymi mam blogowe kontakty. Nie obiecuję niczego, co nie mieści się w moim pojęciu uczciwości recenzenckiej. Nie biorę pieniędzy za coś, co nie jest pracą zleconą. Nie przyjmuję zleceń na teksty.
      Jestem jednak przede wszystkim lojalna wobec swoich czytelników. Bo to dla nich jest ten blog. Bo mi ufają.
      Nie publikuję więc tekstów reklamowych jako niezależnych recenzji. Nie ulegam pokusom dużych budżetów. Nie daję sobie "wetknąć opinii za pieniądze".
      Ba! Nawet jeśli moja opinia jest naprawdę szczerze pozytywna i tekst reklamowy mógłby być tożsamy z tekstem niereklamowym – nie dam się kupić. Bo kiedy raz się potkniesz i to się wyda, Czytelnik już Ci nie zaufa.

      A poza tym, spaliłabym się ze wstydu. 😉

      Pozdrawiam Cię serdecznie. 🙂

    2. Całe szczęście, że kwiatki to tylko kwiatki, a nie większość przypadków. Spokojniejsza jestem o honor PRowców. 🙂

      Tak z ciekawości, jeśli mogę zapytać — jakie, dla odmiany, praktyki wśród zgłaszających się do Ciebie marketingowców cenisz najbardziej? Znajomość Twojej pracy, partnerskie nastawienie, "kawę na ławę" czy zainteresowanie tematem? 🙂 Kojarzę co najmniej jeden post, w którym osoba pisząca danego bloga, zdawała się najbardziej cenić terminową wpłatę na konto. Jasne, to ważne — nakazuje to przyzwoitość, ale takie podejście pt. "hajs się musi zgadzać" i tyle, jest dla mnie żenujące, jak przytoczone przez Ciebie anegdotki. W końcu sprowadza współpracę do tej samej, jednej rzeczy. Zakładam, że dla Ciebie istotne jest coś innego / coś jeszcze, nawet jeśli do współpracy nie dochodzi, stąd pytanie. 🙂

      Tak, chyba każda nisza ma ten urok, że zajmują się nią pasjonaci. 🙂

      Masz rację, posty sponsorowane stawiają na szali przede wszystkim zaufanie czytelnicze. No chyba, że ktoś jest blogerem, któremu zależy na kliknięciach, a nie na stałych czytelnikach. 😉

      Pozdrawiam również. 🙂

    3. Co cenię najbardziej? Chyba to samo, co w ogóle w kontaktach międzyludzkich: uczciwość (wobec mnie i klienta), zasady (nie lubię cwaniaków i nie jestem kompatybilna z tym typem ludzi) oraz szacunek dla moich zasad.

      To takie proste i takie trudne zarazem. 🙂

    1. Śmieć się! Oczywiście, że się śmiać.
      Nie mamy przecież obowiązku współpracy z każdym, kto nam to proponuje. 🙂

  18. I za tą ludzką lojalność Tobie dziękuje… Szczere i zdrowe podejście, niekończąca się olbrzymia pasja oraz dystans do spraw które prowadzą do nikąd 'przezwyciężą' te nieokrzesane i ślepe sytuacje. A to wszystko wynika ze świadomego szacunku do swojej osoby, tej bez której nie było by naszego wspólnego, niepowtarzalnego, aromatycznego szczęścia 🙂 Wiem, chyba nie na temat ale na 'tamtym' się nie znam.

    1. Na temat. Choć, w kontekście żartobliwej treści wpisu, bardzo serio. Dziękuję Ci za ten komentarz. :*

  19. Publiczna Pralnia

    umarłam. skąd się biorą ludzie, którzy do Ciebie piszą – nie chcę wiedzieć, ale ktoś tam powinien zrzucić bombę, żeby więcej jaj nie składać Oo

    1. Ale po co? Oferta jest taka, jakie są blogerki. Tak sobie myślę, że dla pewnego typu dziewczyn oferta "sesji zdjęciowej" i wypromowania własnej buzi będzie atrakcyjna bez względu na tematykę bloga. Podobnie jak napisanie za pieniądze o tym, na co akurat jest budżet.
      Mnie to nie bulwersuje.

      Nie podoba mi się tylko to, że reklamy nie są oznaczanie jako reklamy. Ale z drugiej strony, to często tak bardzo rzuca się w oczy, że średnio rozgarnięty czytelnik z pewnością to widzi i łyka na własne życzenie. Też jego wybór. 🙂

  20. Sabb, spłakałam się ze śmiechu, chociaż tak naprawdę wiem, że te sytuacje niekoniecznie były zabawne, zwłaszcza dotyczące kradzieży tego, co stworzyłaś. Piękny wpis 🙂

    1. Kradzież jest w ogóle mało zabawna. Od perfumerii której wypomniałam użycie moich tekstów bez podania źródła dowiedziałam się nawet, że informacja o możliwości wstąpienia na drogę prawną w celu uzyskania rekompensaty jest "groźbą karalną". I to prawnik napisał!
      Uczciwy człowiek jest bezsilny wobec takich praktyk.

  21. drscent.blogspot.com

    Sabbath wiesz co bałem się że zaczniesz się komercjalizować i staczać na złą drogę, ale jednak myliłem się 😀
    Odpisałbym to samo w sumie 😀

    1. Kacper, ja jestem idealistką. I co więcej – jestem przekonana, że na dłuższą metę to ma sens. 🙂

  22. Aleksandra GGS

    W tym jakże ciekawym rankigu wygrywa opcja ze stadem dobrze sytuowanych panów. Wszystko mi opadło. Z wrażenia.

    1. Dla mnie wygrywa opcja z filmem pod tytułem 'Dzień z życia Sabbath". Sabbath śpi do 16. To nie byłby ciekawy film. 😀

    2. Aleksandra GGS

      To chyba nie zdajesz sobie sprawy jak ciekawe może być wystawienie kolanka spod kołderki. Ale teraz dalej trawię , kwicząc z radości ,Twój komentarz na pewnym forum skierowany do młodzieńca chcącego rwać laski na perfumy, dodam że młodzieńca z rozdwojoną jaźnią. :-)))

    3. Rozumiem, że ten drugi od wątków mięknących to też on?

      On mnie zapytał, czy mam faceta, wiesz? 😀

    4. Aleksandra GGS

      Wiem. to jeszcze czytałam. Ale od tego komentarza i od goryla, to już mi się lampka czerwona zapaliła,że koleś nieco sobie nadużywa. Było chwilę zabawnie. Potem się niezdrowo zagotowało.
      I on miał trzy osobowości. I wyraźne problemy ze sobą. Szkoda tylko nerwów Moderatorek.
      Ale Twój tekst był niezły :-)))))

    5. Aleksandra GGS

      W sumie to popatrz… znowu się wszystko kręci wokół faceta ;-), czy facetów ( dobrze sytuowanych -hi,hi,hi) 🙂

    6. Ja małpę jeszcze widziałam. I od małpy odpuściłam dyskusję. Choć, nawiązując do jednego z pobocznych wątków dyskusji, GOŁE małpy mnie nie bulwersują Nie trzeba odziewać. 😉 Dalszych wyczynów gościa nie śledziłam. Może to i dobrze…

      Co do kręcenia – patrząc na kwestię formalnie, pół świata kręci się wokół facetów. Drugie pół wokół babek. Tyle, że ten tam to wyjątkowo nieudany egzemplarz. i raczej nie dobrze sytuowany.

      Jeszcze na zasadzie luźnego skojarzenia napiszę, że ja mam alergię na wątki typu "mam w nosie czym pachnę, polećcie coś, żeby laski (facety) padały pokotem, wymagam gwarancji, bo na nieskuteczny środek szkoda mi kasy. Kup se eter koleś. :/

    7. Aleksandra GGS

      Gołe małpy nie szokują, ale zestawienie małpy z tekstem do Ciebie i z wiekiem tego dziecka , które to pisało, już nie było czymś co byłoby zabawne. I tyle.
      A mnie jakoś to trochę rozczuliło, normalnie żal mi było chłopaka, bo może biedactwo sobie nie radzi. I pomocy potrzebuje. Eter mówisz…;-)))

  23. Dobre Dla Urody

    Kradzież, zawsze jest kradzieżą, i takie głupie wymówki są po prostu nie na miejscu, niestety coraz częściej jest to spotykane – żałosne…
    Propozycje niektóre są wręcz nie do odrzucenia, szczególnie z tymi " panami " hyhy, jejkuuuu 😀

    1. Fakt, że wszyscy wiemy, że to nieuczciwe nie zmienia tego, że zazwyczaj nie jesteśmy w stanie nic z takimi praktykami zrobić.
      Możemy się tylko pośmiać. To akurat zawsze warto. :)))

  24. A to ci dopiero perełki 🙂
    A jeśli chodzi o kradzież w internecie… Mam tak bardzo wbudowaną wiarę w generalnie dobre intencje i ogólne rozgarnięcie ludzi (niektórzy mówią na tę moją cechę – naiwność 😉 że nie mogę w to uwierzyć, że ludzie wciąż potrafią "zajumać" czyjąś własność intelektualną. Nawet jeśli ktoś nie zna prawa to wydaje się to instynktowne… kurczę, juz w szkole ganiono ściąganie!

    1. Ja Ci wyznam, że jak ktoś kradnie moje teksty na niekomercyjnego bloga to po prostu proszę grzecznego maila z prośbą o podanie źródła.
      Raz zdarzyła mi się niespodzianka, bo autorka odpisała mi, ze źródła nie poda, bo wszystkie teksty na jej blogu są jej autorstwa. Noż… WTF?! Tam wisiał mój kompletny artykuł razem z literówką. O.o
      Dodatkowym smaczkiem jest to, że był to blog o tematyce religijnej – promujący kulturę Islamu.

Dodaj komentarz

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany. Wymagane pola są oznaczone *

Popularne wpisy