Trzy godziny, które zmieniły świat – 1805 Tonnerre, BeauFort London

Co do jasnej cholery? Poważnie – kto nosi coś takiego publicznie?
Testowałam je, z resztą razem z Coeur de Noir, i oba są NIENOSZALNE.

1805 pachnie jak płonący wrak małego samolotu, który walnął w wulkan.
Jedynym śladem życia w tym zapachu jest cieknąca piersiówka z brandy
zanim samolot się skopci.

To nie ja. To recenzentka Curvealert na angielskojęzycznej Fragrantice. *

Wiecie, co jest największym problemem recenzenta perfum? Nie samo pisanie. Największym wyzwaniem jest wybór tematu. Odrzucenie setek próbek po to, by wybrać tę jedną, której przez czas jakiś poświęcimy całą swoją uwagę.

Miałam zamiar zacząć od uroczych zwierzaczków Zoologist, ale ta recenzja przesądziła sprawę.

Wielka bitwa – wielki zapach

Pamiętacie historię armatniego wystrzału opowiedzianą przez Geralda Ghislaina kompozycją nazwaną Ambrarem? W 1805 Tonnerre także znajdziemy proch i armaty i wystrzał. Niejeden!

Czytelnicy rozmiłowani w historii z pewnością skojarzą tytułową datę z wydarzeniem. Czytelnikom nieco mniej rozmiłowanym podpowiem: 21 października 1805 roku Brytyjczycy pod wodzą Horatio Nelsona spuścili manto Napoleonowi. Nie osobiście, ale bardzo dotkliwie. Fakt, że sam Nelson nie przeżył bitwy pod Trafalgarem nie miał znaczenia. Gdy został trafiony przez francuskiego strzelca – bitwa była już praktycznie wygrana.

Czemuż Brytyjczycy tak wielką wagę przywiązują do tego wydarzenia? – zapyta ów mniej rozmiłowany czytelnik. Ano dlatego, że po pierwsze ich wygrana była druzgocąca. W ostatniej wielkiej bitwie żaglowców sprzymierzone wojska Francji i Hiszpanii straciły 22 okręty oraz prawie 13 tysięcy ludzi (zabitych, rannych i wziętych do niewoli). Brytyjczycy stracili 449 żołnierzy i 0 – słownie zero – okrętów. Sławna Wielka Armada nigdy nie podniosła się z tej klęski. Panami mórz zostali mieszkańcy Albionu.

Obchodzony w rocznicę bitwy Trafalgar Day był w Wielkiej Brytanii świętem narodowym dopóki I Wojna Światowa nie zmieniła stosunku obywateli do wojny w ogóle. Lecz duma została.

Echa kultu bohaterów spod Trafalgaru znajdujemy także w brytyjskim perfumiarstwie.

Bezpośrednio po bitwie (przynajmniej wedle materiałów reklamowych) nobliwa firma Washington Tremlet wypuściła na rynek interesujące, nawet jak na współczesne standardy, goździkowo – eteryczne Royal Heroes 1805.

Marka Truefitt & Hill także ma w swojej ofercie perfumy z rokiem 1805 w tytule. Tak się jednak składa, że nie upamiętniają one bitwy, tylko założenie domu perfumeryjnego Truefitt & Hill. Bitwę pod Trafalgarem upamiętniają perfumy o nazwie… tak, zgadliście: Trafalgar. Jaki związek z bitwą mają, wymienione w nutach, przyprawy, jaśmin i nuty drzewne – pojęcia nie mam.

Wróćmy jednak do perfum, których nuty rzeczywiście opowiadają wielką historię. 1805 Tonnerre BeauFort London.

Too warm work…**

Otwarcie 1805 jest jak salwa armatnia. Potężne działa burtowe trzydziestu brytyjskich jednostek plują ogniem, żelazem i dymem. Rozgrzane kule wgryzają się w kadłuby liniowców sił sprzymierzonych wyrywając z nich ostre drzazgi siejące śmierć na równi z kulami.

Ostry, nieomal pieprzny zapach prochowego dymu miesza się z łagodnym aromatem morza. Matowy zapach smołowanego, sezonowanego drewna, z którego zbudowano potężne żaglowce rozcina krwista woń gorącego żelaza. Majestatyczną ciszę żeglugi rozrywa huk.

Jedna z kul trafia w skład żywności pełen żółtych cytryn. Rozszarpane owoce opadają na połamane, zachlapane krwią deski pokładu w postaci surrealistycznie żółtych plam. Aromat cierpko – gorzkich cytrusowych skór brzmi absurdalnie w tym olfaktorycznym zamęcie. A jednak… jednak jest w tej opowieści coś porywającego. Coś, co sprawia, że mimo przerażenia przewracamy kartkę za kartką i czytamy do dna. Coś, co sprawia, że tuż po odsunięciu nosa od skóry zbliżamy go znowu. Coś, co sprawia, że perfumy 1805 Tonnerre są straszne i piękne zarazem.

Po kilku kwadransach zapach cichnie. Bitwa się skończyła. Martwi milczą, a i żywym brakuje sił na wiwaty.

Dym opada – powoli, nieśmiało przytula się do połyskliwej tafli wody pokaleczonej unoszącymi się jak okiem sięgnąć szczątkami wspaniałych żaglowców. Milczące kolosy o połamanych masztach walczą o życie wspinając się na kolejne fale. Zmęczeni ludzie leżąc na pokładach patrzą w niebo, którego nie spodziewali się już oglądać. Kucharze wkładają w drżące ręce kubki z doprawioną korzeniami brandy. Słońce jest żółte jak cytryna.

Pora odpocząć.


Data powstania: 2015
Trwałość: powyżej 8 godzin

Nuty zapachowe:
Nuty głowy: limonka, proch strzelniczy, nuty dymne
Nuty serca: brandy, woda morska
Nuty bazy: ambra, jodła balsamiczna, cedr

* W T actual F? Come on, who honestly wears this stuff in public? I’ve just tried this alongside Coeur de Noir, and they are both unwearable. 1805 smells like the burning wreckage of a light aircraft that’s just crashed into a volcano. The only sign of life is the smell of a hip flask leaking brandy before the whole plane goes up in smoke.

** „This is too warm work, Hardy, to last long.” – Admirał Horatio Nelson pod Trafalgarem.


Ilustracje do tekstu:

  • Pierwsze ze zdjęć to visual klimatycznej strony BeauFort London: beaufortlondon.com
  • Ilustracja nr 2 to grafika Williama Millera przedstawiająca bitwę pod Trafalgarem.
  • Kolejna grafika pochodzi z angielskiego wydania „Encyklopedii Rewolucji Francuskiej i wojen napoleońskich”
  • Pierwsze dwa zdjęcia recenzji to plansze z gry „Empire Total War”. Autorem obu grafik jest Rado Javor. Zapraszam do obejrzenia jego fantastycznej galerii na serwisie deviantart: radojavor.deviantart.com
  • Ostatni obraz nosi tytuł „Bitwa pod Trafalgarem”, a jego autorem jest William Clarkson Stanfield.

Udostępnij:

Facebook
Twitter
Pinterest
Email

12 komentarzy o “Trzy godziny, które zmieniły świat – 1805 Tonnerre, BeauFort London”

  1. Ta recenzja jest dla mnie dowodem na to, że życie samo przynosi odpowiedzi. Naoglądałam się ostatnio serialu o piratach i jak dzieciak zaczęłam marzyć o prawdziwym pirackim zapachu. Wszystkie kompozycje, które przychodziły mi do głowy były zbyt stereotypowo i baśniowo pirackie – rum, kokos, przyprawy. Dopiero ten opis wydaję się pasować idealnie do mojego wyobrażenia. Zamówiłam próbkę. Przy okazji chciałam dorzucić też coś z Zoologist, ale spóźniłam się, bo na stronie Lu'lui nie ma już możliwości zakupu tych próbek.

    Sabb (jeśli mogę tak bezpośrednio), z recenzowania sztuki uczyniłaś sztukę samą w sobie. I naprawdę nie ma w tym zdaniu przesady. Byłabym zachwycona, gdybyś kiedyś ogłosiła, że wydajesz książkę.

    1. Klaudia Heintze

      Dziękuję Ci pięknie.
      Strona Lului miała ostatnio jakieś problemy chyba. Mam nadzieję, ze próbki Zoologist wrócą.

  2. Wow… totalna abstrakcja jak dla mnie. Ciężko jest mi sobie wyobrazić zapach, bo łączy w sobie wydawałoby się tak totalnie różne elementy. Swoją drogą ciekawe na jakiej podstawie dobierano składniki 😉

    1. Klaudia Heintze

      Pewnie tak, by oddawały opowieść. Proch, nuty morskie, drzewne, dym. Nawet cytryny (czy tam limetki) się bronią, bo przecież podawano je żeglarzom przeciw szkorbutowi. Inna kwestia, że limetki to była porażka, bo nie zawierają wystarczających ilości witaminy C. Mimo pokrewieństwa z cytrynami.

  3. Ars Longa Vita Brevis

    Niezła bomba 🙂
    To musi być wstrząsająca wizja, muszę spróbować!
    Lubię zapach prochu, a tak rzadki jest w perfumach.

    1. Klaudia Heintze

      Ja uwielbiam. Ale tu nawet ja przyznaję, że zapach jest trudny. Genialnie dosłowny i adekwatny, ale dlatego właśnie trudny.

    1. Klaudia Heintze

      Ja nie wiem, czy on pachnie "dobrze". Pachnie totalnie. Wspaniale. Efektownie. Drze wyobraźnię jak te cytryny. Ale "dobrze' to raczej nie… 😉

  4. Jako dzieło koniecznie do poznania, jako Coś na siebie to raczej nie moja bajka i to mimo dymnych zapędów 😉

Dodaj komentarz

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany. Wymagane pola są oznaczone *

Popularne wpisy