Tej recenzji miało nie być.
Creed to marka z tradycjami. Symbol elegancji i klasycznego sznytu. Biblioteka perfum ponadczasowych i dość akuratnych. I to nie jest zarzut. Chyba, że perfumy nazywają się Viking. Bo, powiedzmy to uczciwie, Creed i Wiking to nie jest skojarzenie oczywiste. A jednak… kiedy doczytałam, że będzie to Wiking pachnący różami – musiałam go poznać!
I od razu przyznaję, że moje intencje nie były czyste. Wymuskany Wiking w różach – to brzmi jak żart.
Już w pierwszych sekundach po aplikacji pożałowałam szyderczych skojarzeń i braku zaufania do marki.
Papryka!
Pikantna papryka w ostrym proszku. Ożywcza, stymulująca, ognista. Z wyczuciem przestudzona gorzkim, absyntowym powiewem mięty. Podkolorowana różowym pieprzem – bo czarny to byłoby zbyt wiele, a różowy jest w punkt po prostu. Może i nie jest to Wiking na miarę moich oczekiwań, ale jako współczesna interpretacja tematu, Viking brzmi wiarygodnie. I pięknie.
Do czasu.
Tak, jak w pierwszych sekundach i minutach pożałowałam tego, że nie zaufałam Olivierowi Creedowi w temacie Wikingów, tak w kolejnych minutach pożałowałam pożałowania.
Bo Viking jest jak Wiking. Na pierwszy rzut okaz może i przystojny, blond i zgrabny, ale na dłuższą metę wytrzymać z nim nie sposób. Po kwadransie zapach robi się koloński i z Vikinga wyłazi Brutal. Wcale nie wyrafinowany, tylko po prostu przebrany w garnitur.
W prostych, godnych Wikinga słowach: to nie są brzydkie perfumy. Viking jest po prostu poprawny, wtórny i bez polotu. Na tle klasycznie eleganckich kompozycji marki zdaje się… zwykły.
Właściwie każde znane mi perfumy Creed układają się lepiej, bardziej elegancko, ładniej po prostu. Nie sadzę, by o ten efekt chodziło z nazwą.
Cóż z tego, że nie ma róży? Wolałabym różę. Wolałabym cokolwiek niebanalnego: Sigurda z różą w zębach, Haralda w różowym pieprzu, Olafa czującego miętę… Tymczasem spotkałam pana Józka z sąsiedniego bloku przebranego (nie ubranego) w garnitur z sieciówki. No fajnie. Ale nie za tę cenę.
Data premiery: 2017
Kompozytor: Olivier Creed
Projekcja: poza pierwszym uderzeniem raczej kiepska
Trwałość: normalna, sieciówkowa. Jak i zapach.
Nuty zapachowe:
Nuty głowy: bergamotka z Kalabrii, limonka z Sycylii, różowy pieprz
Nuty serca: chili, róża bułgarska, mięta pieprzowa
Nuty bazy: drewno sandałowe z Indii, wetiwer z Haiti, indyjska paczula, lawenda (absolut)
- Fantastyczne zdjęcia towarzyszące recenzji pochodzą z Instagrama The Gay Beards – panowie są genialni. Za dobrzy na ten zapach, ale nie mogłam się oprzeć.
11 komentarzy o “Barbarzyńca z PRLu – Viking Creed”
Mwahahahaha 😀 cuuuuuuuuuuuudne! ♥
Tak pomyślałam, że skoro wąchanie takie sobie, to czytanie powinno być przyjemniejsze. 😉
Wielkie dzięki ♥ dobrze mi zrobiło 😀
Uśmiałam się! I ulżyło mi jednocześnie 😊. Też się napaliłam na jakiegoś rudobrodego ale za pana z sąsiedniego bloku to ja podziękuję. Ciekawe moze na facecie pachnie to jednak znośnie?
Na mnie też pachnie ZNOŚNIE. Ale do kroćset – za 1 135 złociszy ZNOŚNIE nie wystarcza.
Jakoś nic mnie od Creeda nie powaliło na kolana, jest tyle piękniejszych zapachów.
Za to zdjęcia mnie urzekły, panowie są fantastyczni, uwielbiam brodaczy, szczególnie z poczuciem humoru i dystansem do siebie 🙂
Dzięki za tę recenzję, rozweseliła mój wieczór 🙂
Ja doceniam klasę kompozycji Creed. Większości w każdym razie. Choć to rzeczywiście nie są zapachy, które powalają. i chyba nie o to w nich chodzi.
Tu mamy trzy elementy, które w zestawieniu mnie zniechęciły: butna nazwa, wyjątkowo (nawet jak na Creeda) wysoka cena i zapach, który jest jakiś taki… zwykły.
Nie bardzo wiem co napisać…hmm. Dobra, bo radosna recenzja 😉
Hahah! Dziękuję. 😀
Bardzo mi smutno 🙁 Dla mnie to fenomenalny zapach i nr 1 wśród zapachów 🙁
Nie smuć się. To znaczy, że dostrzegłaś w nim piękno, które mnie umyka.
Tak, jak napisałam, to nie są brzydkie perfumy. Są ładne. Ale ja chyba szukam czegoś innego.