To właśnie ta kompozycja – Amour de Palazzo jest powodem, dla którego recenzuję całą serię Jul et Mad. To najbardziej charakterystyczne i „charakterne” perfumy z debiutanckiego trio marki.
Kompozycja urodziwa, lecz zarazem dość trudna – z wyraźnymi akcentami zwierzęcymi, niepokojąca i wyrazista. Przypomina nieco pełne tupetu orienty lat osiemdziesiątych ubiegłego wieku przełamane nowoczesnym akcentem ambrowym rodem z Ambre Noir Sonoma Scent Studio czy Ambre Muscadin LM Parfums.
Miłość w Wenecji
Otwarcie to dość typowy orient: piękny i z charakterem. Nuty przyprawowe, ciemna, półdrzewna paczula i bezpardonowy, lecz nie przekraczający granicy dobrego smaku akord zwierzęcy złożony z aromatu starej skóry, ładnie ujarzmionego kastoreum i stylizowanego na ambrę labdanum pachnącego jak gdyby żywicę zebrano najbardziej tradycyjną z metod pozyskiwania, czyli zeskrobano z wyczochranej w krzakach kozy.
Zastąpienie dominujących zwykle w tego typu kompozycjach jaśminu, tuberozy czy ylang – ylang absolutem fiołka stanowczo, lecz łagodnie łamie orientalny charakter Amour de Palazzo. To właśnie aksamitny, wiotki, mniej od białych kwiatów zawiesisty fiołek przenosi kompozycję ze strefy Orientu do Europy.
Jest to Europa rozkochana w zbytku, kapiąca złotem, skąpana w aromatach orientalnych przypraw i olejków… Ale jednak Europa.
W pierwszej godzinie po aplikacji autorka odkrywa przed nami tajemnicę scenerii spotkania: kładzie barwy na zdobiących ściany obrazach, cyzeluje płaskorzeźby i maluje je złotem, układa światło na gładkiej posadzce.
Kiedy minie czas potrzebny dla zbudowania nastroju, Piot skupia naszą uwagę na tym, co w tej opowieści najważniejsze – na parze kochanków.
Otwarcie jest pokazowym przykładem romantycznego obrazka z Wenecji: Pałac Dożów, złączone dłonie, czułe uściski, patrzenie w oczy, estetyczne pocałunki. Pomimo wyraźnego zmysłowego napięcia, cała scena zdaje się zbyt idealna, zbyt na pokaz. Nie dlatego, że brak jej pasji – raczej dlatego, że romantyczne pozory orientu skrywają namiętność bardziej gorącą, niż fiołek. Zwierzęce nuty pompują w zapach zwierzęce żądze. Dalekie od brudu i gorszącej dosłowności, lecz wyraźnie cielesne.
Przełomem jest moment, kiedy przestajemy przyglądać się tej scenie z zewnątrz – paparazzi poszli do domów. Odkrywamy wówczas, że ani ona nie jest tak młoda i beztroska, jak wygląda, ani on nie traktuje życia tak lekko, jak się wydaje. Wytrawny, matowy, głęboki akord ambrowy daje opowieści ciężar i moc. Czyni z Amour de Palazzo perfumy dla dorosłych – opowieść o miłości, nie flircie. I w tym kontekście utkana dla celów marketingowych historia o genezie marki i koncepcji jej zapachów nabiera sensu.
Tak, piszę recenzje programowe. Po coś przecież ludzie nadają tytuły swoim dziełom. Tytuł ma dla kompozycji zapachowej takie samo znaczenie, jak dla muzycznej – daje jej kontekst, oprawę, nastrój. Czym byłby „Poranek” z „Peer Gynta” gdyby Grieg dał swojej suicie inne imię? Nie wiem. Wiem jednak, że od czasu gdy poznałam tytuł tej melodii, dla mnie pierwsze promienie wstającego słońca brzmią właśnie tak.
Amour de Palazzo zostały skomponowane jako opowieść o wielkiej miłości. I nie jest trudno tak właśnie je czytać. Szkoda, że na mojej skórze ta namiętność trwa tak krótko. Po pierwszej godzinie potężnej projekcji zapach przycicha i potem już sączy się w świat nastrojowo jak jazz z przykrytego poduszką radioodbiornika.
Data powstania: 2012
Twórca: Dorothée Piot
Trwałość: ok 5 godzin
Nuty głowy: pieprz, goździki, imbir, gałka muszkatołowa
Nuty serca: absolut fiołka, cedr z Atlasu, skóra, paczula z Indonezji, labdanum
Nuty bazy: piżmo, oud, ambra, papirus, odzwierzęce kastoreum
- Zdjęcie Pałaciu dożów ze strony: www.visitmuve.it.
- Pozostałe zdjęcia wykorzystane jako ilustracje recenzji pochodzą z filmu „Wenecjanka” („La Venexiana” – 1986) w reżyserii Mauro Bologniniego.
6 komentarzy o “Amour de Palazzo Jul et Mad”
Bardzo lubię zwierzęco-cielesne nuty w perfumach! Większość tych, na które trafiłam dobrze mi się nosiło.
Wyczochrana w krzakach koza to dla mnie tekst dzisiejszego dnia 😀
😀
Mnie ze zwierzęcymi nutami układa się różnie, ale dobrze ułożone zwierzę w perfumach to gratka nie lada. Tu jest ono ewidentnie ułożone świetnie.
Określenie ' niepokojąca i wyrazista' przemawia bardzo do mojej zapachowej wyobraźni i rządzy poznania.. Właśnie, zwierzęca rządza ma swój niepowtarzalny pierwotny charakter który przenika nas istoty ludzkie.. Ostatnio wiadomo który, zwierzecy jaśmin upaja mnie namiętnie i dogłębnie 😉 ..a fiołek też bardzo chętnie w perfumach tropię więc tym bardziej zapoznał bym się z taką Miłością.
Ba! Jasne, ze wiem jaki jaśmin. Mnie samej on spokoju nie daje, a Pani, która komentowała nad Tobą nawet kupiła flakon, z tego, co pamiętam.
Z resztą… Co tu dużo gadać – moja recenzja Rashy mówi wszystko.
Chyba najpiękniejsze jest to że trafiłem na Rashę zanim przeczytałem twoja recenzję, dzięki czemu odebrałem to dzieło bez jakiegokolwiek pryzmatu. Mam już swój flakon więc wiadomo co się ze mną dzieje….;)
Nic tak nie wstrząsnęło mną przez ostatni rok chyba. Czekałem na takie objawienie, gdzieś wewnątrz tego pragnąc…a tu jedna chwila i jest. Kolejny zapach Bóg a może Bogini..
Kiedyś porażająca zwierzęcość której nie trzeba było się specjalnie doszukiwać w Al Oudh, dosłownie mnie odpychała i wywoływała odruch wymiotny ale z 'czasem' odbiór uległ drastycznej zmianie i obecnie jest to już tylko każdorazowa uczta.
Amour de Palazzo dopisuję gdzieś niedaleko…bo przecież wszelakie orienty lubię, nawet te europejskie.
Czyli róża pod inną nazwą inaczej by pachniała. 🙂 Też mam wrażenie, że to dosyć prawdopodobne. Nie oczywiste czy nieuchronne ale prawdopodobne właśnie. 🙂
Amour de Palazzo zaś to świetne perfumy, faktycznie bardzo europejskie w całej swojej orientalności. I rzeczywiście dojrzałe. Warto poznać. 🙂