W sumie… czemu nie pójść za ciosem?
Perris to marka zacna i warta pisania. A Cacao Azteque powinnam opisać chociażby dlatego, że znając moją ostatnią bohaterkę – Ładną Paczulę z nutką kakao, na wieść o Azteckim Kakao firmowanym nazwiskiem Gian Luki Perrisa prawie zhiperwentylowałam. Bo Perris potrafi robić perfumy ciężkie i mroczne i niejednoznaczne. A kakao z morderczymi Aztekami w tle po prostu… należy solidnie spieprzyć i spapryczyć. Tak?
No więc właśnie nie.
Potrzymajcie panu Perrisowi piwo. Albo kakao. Albo bukiet. 😁
Zacznijmy od podstaw.
Jest wiele powodów, by lubić kakao. Oczywiście najważniejszym jest aromat 😁, ale wszystkie te barwne legendy o pierzastym wężu mądrości, który obdarowuje swój piękny lud błogosławieństwem w postaci ziaren dających mądrość i dobry, długi seks… po prostu działają na wyobraźnię. I pan Perris dobrze o tym wie, bo dokładnie po te legendy sięgnął promując zapach.
I wiecie co?
Właśnie dlatego Cacao Azteque doszły do finałów Art & Olfaction Award, gdzie jury testuje na ślepo, ale nie robią szału na forach i blogach.
Bo to piękne, starannie wyważone, wielowymiarowe perfumy, ale z kakao, Aztekami i pierzastymi wężami nie mają nic wspólnego.
Cacao Azteque aż się prosi o opis dwutorowy.
Pierwszy spontaniczny tok myślenia człowieka testującego te perfumy jest taki:
– Gdzie jest mojej kakao i co to za kwiatki?!
Drugi test, drugie podejście, odrzucenie oczekiwań rozbudzonych przez nazwę – i nagle odkrywamy piękno tej kompozycji.
Pikantny, lekko podbarwiony muszkatem i cyprysową słodyczą kardamon złożony z mlecznym, zawiesistym, sennie zmysłowym akordem kwiatowym. Tuberozowym, ale w sposób niedopowiedziany. Jak gdyby tej dosadnej, trudnej nucie brakowało pointy. I ta niedopowiedziana tuberoza, wraz z tym niedoświetlonym kardamonem… są piękne.
Rzecz w tym, że Perris zapowiedział kakao, Azteków, Quetzalcoatla i ogólnie cuda wianki. Tylko bez wianków.
![]() |
Jesús Helguera |
Kojarzycie grafiki Jesúsa Helguery? Wyidealizowane, bajecznie kolorowe obrazki estetycznie zatrzymane w pół drogi między etniczną Cepelią a realizmem magicznym? Barwnych azteckich wojowników wyglądających jak rajskie ptaki; trzymających w złocistych ramionach mleczne panny; bezwładne i rozłożystobiodre?
To są właśnie Aztekowie z Cacao Azteque. Piękni, kształtni, najedzeni. Zastygli w statycznych pozach, narcystyczni i niegroźni. Zapatrzeni w opowieść. Odurzeni aromatami kwiatów, napojeni rumem. W końcu piżmowo senni.
Bardzo fajnie.
A moje kakao ❓❗
Oraz, nie żebym się czepiała, ale po co ten kit z Quetzalcoatlem w feedzie zapachu?
Jak już musieli coś pierzastego tam upchnąć to czemu nie był to Zeus pod postacią łabędzia wraz pulchną Ledą? Czemu to musiał być wąż mądrości? Z rzeczy z piórami, nawet poduszka byłaby bardziej na temat.
Data premiery: 2017 (ale mam refleks, co?)
Kompozytor: Mathieu Nardin
Trwałość: koło 6 godzin projekcji przyzwoitej plus długi ślad na skórze
Nuty zapachowe:
Nuty głowy: czarny pieprz, różowy pieprz, kardamon
Nuty serca: absolut rumu, orchidea, Pittosporum, absolut tuberozy
Nuty bazy: sandałowiec, absolut kakao, piżmo
6 komentarzy o “Gdzie moje cacao?! – Cacao Azteque Perris Monte Carlo”
Się obśmiałem! Dziękuję! ♥ Dużo radości do drugiego wiadra kawy ♥
Żłopacze kawy wszystkich krajów, łączmy się!
W pierwszej chwili zamiast Pittosporum w wykazie nut przeczytałam Pityrosporum i zaczęłam się zastanawiać, dokąd ta nisza zmierza, skoro zaczynają dodawać do perfum chorobotwórcze grzyby 😀
Łooooo! Ok, w kategorii dziwnych sposobów czytania nutek, jak dla mnie wygrałaś. szczególnie z tym zastanowieniem nad przyszłością niszy.
Tak sobie dumam, że to by było dla mnie za dużo. Ja już nitropiżma staram się obchodzić szerokim łukiem. Trądziki i łupieże? Nie, dziękuję, nie dziś. 😀
Na szczęście nie doszukiwałam się w tym zapachu Azteków, bo nazwy darzę umiarkowanym zaufaniem , za to bardzo lubię tuberozę i kardamon, więc jestem zachwycona tym dziełem Perrisa. W sumie… każde dzieło tej marki, które dotychczas wąchałam, mnie zachwyca, ale mnie chyba nader łatwo zachwycić.
Haha! To jest nas dwie. Mnie też zachwyca prawie wszystko – jesli tylko pachnie wystarczająco niebanalnie.
Markę Perris lubię, ale tu… no oszukali mnie. Nadal uważam te perfumy za wspaniałe, piękne i w ogóle, ale… bez kiltu o kakao i Aztekach serio by się obroniły i to lepiej, bo nie byłoby zderzenia oczekiwań z realiami.