The Cobra and the… whatever – Imaginary Authors

Marki Imaginary Authors przedstawiać nie muszę. Gościła na Sabbath of Senses nie raz i ogólnie cieszy się wielką popularnością w światku perfumeryjnym. I słusznie.

Dla porządku przypomnę, że Imaginary Authors to seria perfum inspirowanych nieistniejącymi powieściami. Pomysł promocyjny obejmuje fikcyjną biografię autora, fikcyjne streszczenie powieści i perfumy zapakowane w pudełeczko imitujące książkę właśnie. A wszystko to za bardzo przyzwoite pieniądze.

Wszystkie zdjęcia przedstawiają znalezionego w 2015 roku po 40 latach „leżakowania” Shelby 289 Cobrę,
który to samochód odrestaurowała i na aukcję wystawiła marka Gooding&Co.

Opowieść – inspiracja towarzysząca kompozycji The Cobra and the Canary  totalnie trafia w mój sweet spot, bo jej bohaterem jest Shelby Cobra Roadster z 1964 roku.

I bez znaczenia jest to, że wszystkie Shelby Cobra to roadstery, bo model nie występował w innej wersji nadwoziowej. A jeśli występował (czyli miał dach i łapał się na coupe) to już nie była Cobra, tylko Shelby Daytona. Wyścigówka, która powstała na bazie Cobry.

Wskazówka otrzymana od jasnowidza prowadzi 23-letniego Neala Orrisa do wiejskiej stodoły w Connecticut, w której ukrywa się obiekt tajemnej obsesji jego zmarłego ojca, nieskazitelna Shelby Cobra Roadster z 1964 roku – jego bilet ku lepszemu, którego tak dawno szukał. Po uwolnieniu swojego najlepszego przyjaciela Ike’a z bezsensownej pracy na rodzinnej farmie, wreszcie dotarli do autostrady.
Ich podróż w poszukiwaniu torów wyścigowych w Palm Springs to zamazane wspomnienie podejrzanych moteli, fajnych basenów, gorących debiutantek, koktajli i dymu papierosowego. Każdy kolejny przystanek to nowe osobowości i pseudonimy wymyślane przez dwójkę przyjaciół, a ich z pozoru niewinna gra prowadzi w głębie pustki i dekadencji.

The Cobra and the Canary to perfumy brzmiące jak gdyby znaleziono je w tej szopie razem z samochodem. I nie chodzi o to, że jest to zapach retro. Retro to serio najmniejszy problem tych perfum.

The Cobra and the Canary pachną kurzem, ciszą i brakiem ludzi. Od pierwszego wdechu maluje Josh Meyer swoją opowieść – zgaszonymi barwami, lecz wyraziście.

Stara stodoła. Skrzypiące drzwi, skrzypiące deski, próchno sypiące się jak wróżkowy pyłek. Pod ciężką plandeką bez kształtu i koloru drzemie skarb. Obiekt marzeń milionów petrolheadów z całego świata. Uśpiona przez lata, zmatowiała, bez dachu, na sparciałych oponach – czarna Cobra. Wyschnięta, cicha, pozornie martwa.

Niesamowicie sugestywny zapach zastałego oleju silnikowego. Woń spękanej gumy i dosłownie, dotykalnie nieomal wysuszonej skórzanej tapicerki. Wchodząc w zapach czuję, jak kompozycja Mayera trzeszczy na mojej skórze. Nierozgrzana, sztywna, szorstka jak niekonserwowane przez lata wnętrze samochodu.

Bo jeśli nie zauważyliście, jesteśmy już we wnętrzu. Kładziemy dłonie na kierownicy. Czule gładzimy drewno. Budujemy więź z maszyną.
Gdzieś w tle majaczy ślad zapachu tytoniu – skórzasty, na wpół kwiatowy, waniliowy. Za oknem wciąż stoi ta wielka stodoła pełna pudrowego próchna. Ale tu, na linii kierowca – samochód rodzi się ekscytacja.

Prędkościomierz nie robi wielkiego wrażenia, dopóki nie zdamy sobie sprawy, że chodzi o mile na godzinę.

Zwiastunem zmiany, elementem posuwającym opowieść do przodu jest irys. Orris. Neal Orris.

Lanolinowy, tłusty, mięsisty. To irys wypycha Cobrę ze stodoły. Tłusty irys odpowiada za detailing wnętrza – wypucowaną deskę rozdzielczą i tapicerkę. To irys wlewa lubrykant do układu napędowego i daje kompozycji rozruch. To znaczy silnikowi. To znaczy kompozycji.

Siankowa kumaryna powoli ustępuje woniom technicznym. Pięknie eteryczny zapach asfaltu daje sygnał, że Cobra jest gotowa do drogi. Spragniona. Głodna. Niecierpliwa.

To nie pomyłka, Shelby to amerykańska marka i Cobry jeżdżą na silnikach Forda.

I tu kończy się opowieść.
Nie czuję, nie czytam w The Cobra and the Canary fajnych basenów i gorących debiutantek. I dzięki bogom, bo to totalnie spieprzyłoby historię!

Wolę zostać sam na sam z maszyną. Z dłońmi na kierownicy i prawą stopą
na pedale gazu. Oczekując na ryk silnika i poczucie mocy. Ta cicha
ekscytacja, to oczekiwanie, ta statyczność… to one czynią kompozycję
Meyera tak wyjątkową.

Podstawą Cobry był model AC Ace – to dlatego na pedałach pojawiają się litery AC.

Legenda głosi, że podczas jazd pokazowych Cobrą 427 Carroll Shelby proponował potencjalnym nabywcom zakład. Do schowka przed siedzeniem pasażera wkładał studolarowy banknot. Jeśli komuś udało się oderwać plecy od fotela i sięgnąć po banknot w czasie, gdy Cobra przyspieszała do prędkości 60 mil na godzinę (czyli prawie 100 km) – mógł ten banknot zatrzymać.
Legenda głosi również, że nikomu się nie udało.

Niestety, inna legenda mówi, że Carroll Shelby maksymalnie cofał siedzenie pasażera, by wygrywać zakłady. 😁

A jeszcze inna legenda powiada, że cała ta legenda to marketingowa ściema.

I może tak jest, ale właściwie jakie to ma znaczenie? Shelby Cobra to ikona motoryzacji. Legenda, która nie potrzebuje żadnych innych legend. Samochód, o którym pisze się nieistniejące książki i robi istniejące perfumy!

Data premiery: 2012
Kompozytor: Josh Meyer

Nuty zapachowe:
cytryna, irys, kwiat tytoniu, skóra, siano, asfalt

Udostępnij:

Facebook
Twitter
Pinterest
Email

11 komentarzy o “The Cobra and the… whatever – Imaginary Authors”

  1. Aleksandra GGS

    Piękna opowieść ale już mnie przeraża asfalt… reszta nut bardzo mi odpowiada. Pozostają mi testy ,bo zaciekawienie poczułam. No i pozostaje mi totalny zachwyt nad samochodem. Jest po prostu boski! Marka bardzo ciekawa ale zaczynam żałować,że nie miałam w rękach ich pudełeczek.

    1. Klaudia Heintze

      Asfalt to nuta – moim zdaniem – dość ładna i dość łatwa. pamiętajmy, że to w sumie martwe dinozaury – w sensie pozostałość po rafinacji ropy naftowej. Ja uwielbiam, ale z drugiej strony… no ja nie jestem szczególnie dobrą osobą do kalibrowania gustów.
      A auto jest wspaniałe. W ogóle Shelby to niesamowicie ciekawa postać. Szczerze polecam film "Le mans '66" z Christianem Balem i Mattem Damonem w roli Carrolla Shelby'ego. Film nie tylko dla fanów motoryzacji. Chyba. 😉

    2. Aleksandra GGS

      Och tak! Moi panowie to oglądali! Jakoś mnie to ominęło. Za to Shelby kojarzy mi się tez ładnie z Peaky Blinders! No i z Cillianem.
      Asfalt- dalej mnie straszy . I wybacz moja miła ale chyba nie podzielę Twojego uwielbienia do tej nuty ;-))

    3. Klaudia Heintze

      Lol, no ok, wybaczam. 😉
      O Peaky Blinders słyszałam wiele dobrego i myślałam o obejrzeniu tego serialu, ale teraz chyba właśnie dostałam ostateczny bodziec. Dziękuję! <3

  2. Jak to musi pachnieć! WOW!
    A jaki asfalt? Bo to też istotne. Taki świeżo kładziony, czy taki już leżący latami, za to rozgrzany słońcem? 😉 Wiem, upierdliwy jestem, ale ciekawym 😛

    1. Klaudia Heintze

      No więc właśnie chyba taki nowy, kładziony, eteryczny jak eteryczny olejek. Z dinozaurów. 😉

  3. Asfalt jest spoko, w towarzystwie pozostałych nut nie powinien pachnieć jakoś drastycznie. Dobrze, że nie dali benzyny, bo potrafi nieźle zmulić.

    1. Klaudia Heintze

      Masz rację. Moim zdaniem nie pachnie drastycznie. I też mam kłopot z zapachem benzyny. Ropa mniej mi przeszkadza. A asfalt to już w ogóle miodzio. 🙂

Dodaj komentarz

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany. Wymagane pola są oznaczone *

Popularne wpisy

O dziegciu słów kilka

Przy okazji pisania o drewnie w perfumach wspominałam o dziegciu, jednak od początku towarzyszy mi przekonanie, że składnik ten zasługuje na więcej, niż kilka słów.

Czytaj więcej »