O „dowodach miłości” słyszeliśmy wszyscy. Zazwyczaj we wczesnej młodości, zazwyczaj w niemiłym kontekście i (mam nadzieję) zazwyczaj z trzeciej ręki. Ja spróbuję dziś trochę odczarować ten pośmierdujący związek frazeologiczny.
Z dowodami miłości jest bowiem tak, że warte wzmianki są tylko te szczere i wynikające z entuzjastycznej potrzeby; z porywu serca. Czyli, w kontekście relacji, bliskość wynikająca z obustronnej szczerej potrzeby i za szczerą zgodą. Najlepiej entuzjastyczną. 😁 A w perfumach… No właśnie!
Porozmawiajmy o szczerych dowodach miłości do perfum.
Gromadzenie
Ile flakonów perfum potrzebne jest człowiekowi do… życia. W luksusie. Nawet zbytku.
Ilu perfum jesteśmy w stanie używać w miarę systematycznie?
Ile flakonów jesteśmy w stanie zużyć do dna?
To pytania pozornie tylko oczywiste dla perfumomaniaka. Prawda jest taka, że większość z nas nie zna na nie odpowiedzi. Bo prawdziwy miłośnik perfum zazwyczaj nie zużywa flakonów. Nasze spasione kolekcje nie funkcjonują na zasadzie „zużywam, a jak się kończą, to uzupełniam”. Nasze kolekcje są nieskończone i zmierzają do wieczności.
Dziesiątki, czasem setki flakonów. Każdy zdobywany z namiętnością wrzucającą nam do krwioobiegu furę endorfin. Każdy kochany i zachwycający. I prawie każdy używany zbyt rzadko, by sięgnąć dna.
Nieskończoność
Prawdziwy perfumomaniak cierpi, kiedy kończy flakon. A jeśli kończy flakon i nie ma zapasowego – cierpienie jest tak straszliwe, że… zazwyczaj flakonu nie kończy.
Czasem, unikając bolesnego kresu, przekazuje komuś flakonik z ostatnimi mililitrami dając mu coś w rodzaju życia pozagrobowego.
Syndrom Ebenezera Scroodge’a
Wiemy już, że perfumomaniak nie zużywa swojej kolekcji. I nie chodzi o zużycie jej do ostatniej kropli ostatniego flakonika, ale o zużywaniu w ogóle. Kolekcja jest jak serial. Ma trwać.
Cóż więc robi perfumomaniak ze swoją kolekcją?
- Przelicza. Cieszy oko. Bierze w dłonie. Zdejmuje korek i zbliża do nosa. Czasem testuje, ale niezbyt rozrzutnie. Rozrzutnie to się używa, ale o tym za chwil kilka.
- Pucuje i układa. Znajduje nowe miejsca składowania skarbów – czasem wystawiając je jak eksponaty, a czasem kryjąc przed zawistnymi spojrzeniami profanów.
- MA. Jak skąpiec wsłuchujący się w dźwięczące złoto – perfumomaniak syci się świadomością, że ma w zasięgu ręki i nosa skarby przewspaniałe. Wycofane, niedostępne, naturalne, niszowe albo limitowane. A nade wszystko: piękne!
Wąchanie siebie
Prawdziwy miłośnik perfum perfumuje się dla siebie. Nie dla chłopaka czy dziewczyny, nie dla szefa w pracy i z pewnością nie dla obcych ludzi.
Bo prawdziwy miłośnik perfum lubi czuć swoje perfumy. Aplikacja za uchem jest dla prawdziwego miłośnika nieatrakcyjna, bo nawet najbardziej rozmiłowany w perfumach miłośnik nie powącha się za uchem. Ani na karku.
Dlatego bierze perfumy „na klatę” albo aplikuje w międzybiuście. I na nadgarstki, żeby móc zbliżyć perfumy do nosa.
Zdarza się miłośnikowi perfum malowniczo zarzucać włosami, żeby poczuć zapach. Bo tacy jesteśmy malowniczy. 😁
Perfumomaniak spotykający człowieka trzymającego nadgarstek przy nosie wie, że oto trafił na pokrewną duszę.
Perfumomaniak napotykający kogoś z nosem w zgięciu łokcia niechybnie odczuwa potrzebę zagadania i dowiedzenia się, cóż ta pokrewna dusza wącha. I czy piękne bardzo.
Misjonarstwo
No właśnie. Kochamy rozmawiać o swojej pasji. Mamy swoje fora i grupy, ale to nam nie wystarcza. Czujemy się powołani do tego, by dzielić się pasją i potrafimy o zapachach opowiadać językami ludzi i aniołów. Jeśli ktoś nie chce słuchać… tym gorzej dla niego.
Godzina bez perfum jest godziną straconą
Niestety, doba ma tylko 24 godziny, ale my skwapliwie wykorzystujemy każdą z nich. Pachniemy z rana, po południu i na wieczór. I na noc także.
Perfumowanie pościeli bynajmniej nie wyklucza nacielesnej aplikacji perfum nasennych i uspokajających. Jak koper włoski. 😉
Zlewanie się
Kiedyś myślałam, że zlewanie się „dopępkowo” to metafora. Z gatunku tych abstrakcyjnych. Z czasem zrozumiałam, że to prozaiczny opis drogi, jaką pod wpływem grawitacji przebywają perfumy (bardzo) obficie zaaplikowane „na klatę”albo w międzybiuście. A czemu tam… już wiecie.
Na grupie SoS na Facebooku Beata pisała o perfumach, które lubi na sobie tak bardzo, że czasem używa ich aż do bólu głowy. I to jest miłość! 💓
Prawdziwy miłośnik perfum doskonale wie, jak to wygląda w praktyce. Naciskam atomizer i zapach uderza we mnie jak fala zachwytu. I przysiada na skórze, a ja chcę przeżyć to jeszcze raz i jeszcze raz.
Biada tym, którzy nacisną atomizer o kilka(naście) razy za dużo.
To taki perfumeryjny odpowiednik imprezy do upadłego i kaca po niej.
Totalny dowód szczerego entuzjazmu. 😁
Odnajdujecie się w tym opisie?
A może przychodzą Wam do głowy inne dziwne rzeczy, które robimy z miłości do perfum?
34 komentarze o “Dowody miłości czyli perfumomaniak w (trochę krzywym) zwierciadle”
moja kolekcja liczy w tej chwili skromne 14 flakonów, ale co z tego, poczuwam się do każdego zdania. Ba, każdego słowa.
Bo nie o ilość flakonów chodzi, tylko o podejście.
Ja w sumie najbardziej przytłoczona czułam się dobijając do dwudziestu. Potem mi przeszło.
Jak znajomo i swojsko brzmi każde słowo… I jak brzemienną w skutki, zwłaszcza dla budżetu, pasję opisujesz. Nie ukrywam, że do tych psiknięć, o których wspominasz, uwielbiam także obowiązkowe dla mnie psiknięcie w etui od okularów 😉 Wiele razy w ciągu dnia, pod byle pretekstem, wsuwam nos w to etui, żeby się "sztachnąć" 😊
Zresztą aplikację za uchem też lubię, bo sobie potem obewąchuję okulary. Takie małe, niegroźne "świrstwa"
W etui do okularów? Genialne!
Pasja nie jest tania, to prawda. Ale nie o koszt flakonow chodzi. Mam flakoniki, które były taniutkie i kocham je jak najdroższe.
I zawsze staram się myślec o tym, ze to jest wybór. Wybór, którego dokonuje każdy. Ludzie wydają pieniądze na to, żeby sprawiać sobie przyjemność. Kupują ciuchy, torebki, wędki, drogie wino albo i tanie, jeżdżą na koncerty, wakacje do kurortów, kupują gry albo samochody. Albo biżuterię. Albo cokolwiek.
Ja chodzę w jednych ciuchach po 20 lat, nie noszę biżuterii, mam słownie dwie torebki (casualową czerwoną i balową srebrną), kosmetyków prawie wcale.
Kasę wydaje na sztukę i przeżycia. Książki, perfumy i podróże. To jest mój luksus, moja pasja, moja radość. Mój wybór.
Racja 😊
Ja też się nie stroję, ale nawet do przysłowiowych dresów lubię się ubrać w jakiś piękny zapach 😊
Nawet do piżamki w pandy. 😀
Co robimy?, pozytywnie świrujemy :D.
Lepsze to, niż zbieranie skasowanych biletów komunikacji miejskiej :).
Osobiście nie mogę pochwalić się super imponującą kolekcją. Przed zakupem kolejnej flaszki powstrzymuje mnie często pojemność. 100 ml jest dla mnie nie do ogarnięcia. Znając siebie, wiem, że już za minutkę, już za momencik co innego będzie mnie kręcić.
Ale co tam – świrujmy, dopóki przynosi nam to radość.
No właśnie to jest najpiękniejsze. Że potrafimy pozytywnie świrować. Przeżywać emocje, wzruszenia i tę radość, którą daje nam każdy psik. 😉
Co do zakupów, podziwiam, że masz świadomość tego, że 100 ml to za dużo. Ja kupuję setki i nie zużywam ich… no nie napiszę, ze do końca życia, bo okazuje się, ze to u mnie jeszcze nie koniec 😉 ale po prostu nie zużywam.
O mnie to pisane, o mnie! Każde kolejne zdanie poszerzało uśmiech na mojej twarzy. Aż tacy jesteśmy podobni w swych perfumeryjnych zachowaniach?
Chyba trochę jesteśmy. To jest tak, że kiedy zaczynasz uświadamiać sobie, ze w szklanym flakonie nie widzisz płynu, tylko potencjalne przeżycia, doznania, piękno – zmienia się podejście.
Cieszę się, że się uśmiechnąłeś. Miłego dnia. 🙂
Świetnie się czyta, wszystko się idealnie zgadza!
Niestety jednak, temat jest znacznie szerszy.
Weźmy np. pakowanie się na wyjazd…
Idzie sprawnie, kostium kąpielowy, wygodne buty, jakaś kurtka, krem i… i zaczynają się schody.
Po pierwsze, raczej trzeba odpuścić flakony, a odlewki i travelki to już nie to.
Po drugie, po męczarniach 3 godzinnego namysłu ledwo udaje się ograniczyć do 10 zapachów na trzydniowy wyjazd.
Po trzecie i tak zasypiając w obcym łóżku nagle dopada nas tęsknota tak namacalna, że aż boli, bo właśnie zamajaczył nam się ten wspaniały zapach, który został w domu. Niby w wyobraźni go czujemy, ale bez niego na nadgarstku nie da się zasnąć!
Z tym pakowaniem to najszczersza, najczystsza prawda! Odlewki to nie to, a o flakony się człowiek trzęsie, bo co będzie, jak się potłuką. I ten wybór – z ciuchami totalnie go nie mam, ale perfumy… Rany, tak, oczywiście, kolejna rzecz, która nas łączy. 😀
Kolejny problem.
Siedzimy w towarzystwie, ktoś się dowiaduje, że interesujemy się perfumami, zaczyna rozmowę.
Z radości rozjarzamy się jak 100 watowa żarówka.
A ten ktoś z dumą wyciąga jakąś podróbę…
Touche!
I ta konsternacja, co teraz. Powiedzieć mu uczciwie? No jasne. Ale jak uczciwie?
Czy się obrazi? Czy uzna nas za snoba?
Staram się być bardzo delikatna i pełna zrozumienia, ale zawsze wyjaśniam. Że mam w kolekcji wiele flakoników oryginalnych perfum, które były tańsze, niż ta podróbka. Że to szara strefa, a ja szanuje twórców, artystów. Że nie kradnę gier, filmów i muzyki, bo chcę, żeby sława i creditsy trafiały do ludzi, którzy naprawdę tworzyli to dzieło sztuki.
Zwykle ludzie mają jakąś pasję, coś szanują. W moim towarzystwie są to zwykle książki albo muzyka. I ta analogia często działa.
Jestem na dobrej drodze, wykazuję już wiele symptomów z tego wpisu 😉 Ilustracje bardzo trafne. Nie miałam nigdy wielu flakonów, ale jak przekładam i wącham próbki, czuję się jak Smaug tarzający się w skarbach zajumanych krasnoludom 😁
Haha! Dokładnie. Nie o ilość tu chodzi, lecz o to, jakie emocje w nas budzą. Przecież nawet jeden flakon perfum to jest luksus. I należy to mówić otwarcie. luksus, zbytek, rozpusta. Bardzo fajna i nieszkodliwa rozpusta. 😀
Każde.slowo.jest.o.mnie!!! Siedzisz mi w głowie chyba 😉 Aż muszę iść popatrzeć na moje skarby
Widocznie nasze głowy maja zbiór wspólny. Są w nim perfumy i poczucie humoru. 😉
Ha, ha ,ha! Opis idealny! Ja do swych szuflad prowadzam ofiary (bliższe memu sercu), aby je wypytać o ulubione nuty (czasem, o zgrozo, się zdarza, że ofiara nut nie jest w stanie wymienić, bo "się nie zna"), wyszukać coś ciekawego, polecić dobre perfumerie. Prócz tego kilka razy w tygodniu zasypuję siostrę zdjęciami flakonów, ponieważ ona, jak i ja, z tytułem plastyka i odpowiednim okiem typuje najlepsze ujęcia, które potem wrzucam na insta;) Generalnie, dzień bez perfum, to dzień stracony. Aha, jeszcze jedna rzecz. Kupuję mężowi na wszelkie okazje perfumy. Kupuję "jemu" perfumy. Wiadomo;)
U mnie jest tak, że mąż ma pełną szafę perfum, a wszystkie podebrane ode mnie. I jak mu proponuję perfumy w prezencie to nie chce "bo tyle tego jest". Troszkę mnie to zgrzewa czasami. 😉
Od siebie dodam jeszcze jedną rzecz – obwąchiwanie ludzi, może nie obcych, ale takich, z którymi nie jestem w bliskich relacjach. Bo ładnie pachną 😉
Ba! Nawet kiedy pachną tylko sobą. 🙂
Nie, to trochę za dużo powiedziane 🤣 Ale bywa czasami niezręcznie.
Niestety bardzo się odnajduje, co mnie trochę pociesza, bo mam poczucie, że coś ze mną jest bardzo nie tak…
No właśnie ja nie wiem, czy to jest powód do zmartwień.
Jasne, jeśli Cię to uwiera i niepokoi to tak, ale jeśli nie wpływa to na twoje życie, nie utrudnia niczego, a daje wiele radości, to może wszystko jest z nami w porządku – po prostu mamy pasję i wyciskamy z życia więcej frajdy, niż inni?
Nie znam odpowiedzi na te pytania. Kiedy dobijałam do 20 flakonów czułam się przytłoczona i spanikowana. Teraz mam 300 i jest mi z tym ok. 🙂
Wspaniały post!:) To jest o…mnie;D. Jak ja się cieszę, że mam z kim rozmawiać (czasami godzinami) o perfumach. Udało mi się zarazić tą pasją koleżankę i siostrę:).
Oooo, to masz raj. U mnie rodzina odporna. Choć przyznaję, nie namawiam ich. Perfumowe zloty i wypady pozostają tylko moje. Ale koleżanka czy siostra to byłoby towarzystwo idealne.
Wspaniały post!:) To jest o…mnie;D. Jak ja się cieszę, że mam z kim rozmawiać (czasami godzinami) o perfumach. Udało mi się zarazić tą pasją koleżankę i siostrę:).
Gdzie jest moja odpowiedź???
Pisałam ją na pewno. 🙁
Przepraszam, że dopiero teraz…
To ja trochę zazdroszczę. Zazwyczaj spotykam się z ludźmi, z którymi łączą mnie inne tematy i o perfumach to ja sobie bloga piszę 🙁
Na szczęście lockout się kończy, wrócą spotkania, warsztaty…
To jest przerażające,zgadzam się z każdym słowem, ale dodam od siebie nie lubię jak ktoś dotyka "dzieci" bez mojej zgody i jeszcze ma czelność pryskać do korka 🤦
Pryskanie do korka to występek zaiste. Mam zawsze na podorędziu blottery, ale i tak – używanie cudzych perfum bez pytania to nie jest ładne zachowanie.
O jednej rzeczy nie wspomniałaś – o zakupach w ciemno , czyli perfumeryjnym skoku na bungee o nieznanej wytrzymałości i długości ;P
No właśnie mnie ta przypadłość nie dotknęła. Nie mam żyłki hazardzisty i wolę bezpiecznie testować.
Przeczytałam i nie mogę się oprzeć – biegnę do szuflady z moimi skarbami, żeby czegoś użyć 🙂