Podróż w czasie – Sara Sense Dubai

Rzadko mam okazję recenzować coś aż tak wyjątkowego.

Wyobraźcie sobie perfumy stworzone ze starych esencji. Przechowywanych w kontrolowanych warunkach, dojrzewających przez lata…
Wyobraźcie sobie, że perfumiarz decyduje się wydobyć swoje skarby i zrobić z nich perfumy. Bazujące na naturalnych składnikach, komponowane jak dawniej i pachnące z całą tą wintażową butą, której współczesne kompozycje nie mają.
I oczywiście, wyobraźcie sobie, że powstaje partia tych perfum i kolejnych nie będzie, bo tych dojrzałych, unikalnych esencji jest przecież tylko ograniczona ilość.

I jeszcze… wyobraźcie sobie, że tym perfumiarzem jest Saed Al Abbass nazywany królem perfum, a inspiracją jest ktoś, kto tak śpiewa.

Rarytas ten można dostać tylko w jednym miejscu na świecie. W Polsce, W Warszawie, w Sense Dubai.

Po usłyszeniu historii tych perfum po prostu wiedziałam, że muszę je poznać i opisać. Wcale nie dlatego, że jestem szczególny pies na vintage, ale dlatego, że mój radar wyjątkowości wyje na cały regulator. Przecież… to może być jedyna taka okazja. Jak się sprzedadzą, to kolejnej nie będzie.

Dlatego dziś przedstawiam Wam Sarę. 

Pierwsza myśl w mojej głowie brzmiała: to naprawdę pachnie jak perfumy sprzed dekad.

Mam szczęście być posiadaczką kilku naprawdę vintage flakonow – od stareńkiego Chanel No.5 po kilka, trochę tylko mniej stareńkich, Caronów.

Najpierw powiedzmy to sobie wprost: to, co w XXI wieku znamy jako kompozycje sprzed lat: wszystkie te Szanele i Guerlainy trwające na rynku od dekad – to nie są te same kompozycje. I nie będą pachniały tak, jak Szanele i Guerlainy sprzed lat. Nie tylko dlatego, że były wielokrotnie reformułowane, że produkowane są na innych esencjach, ale też dlatego, że perfumy to sztuka zmienna w czasie i flakony perfum naprawdę vintage będą pachniały inaczej ze względu na nieustające, powolne zmiany zachodzące w chemii składników.

Sara pachnie jak podróż w czasie.

Otwarcie jest zaskakująco niejednoznaczne. I zacznę od jasnej strony mocy.

Cytrusy.
Pieknie swietlisty, elegancki, subtelnie słodki akord cytrusowy dający Sarze ten pierwszy błysk, który w „nowoczesnych” perfumach typu Quelque Fleurs czy później Chanel No.5 dawały algehydy. Saed Al Abbass nie romansuje z syntetykami i sięga po metodę z początku XX wieku. Dzięki niej – paradoksalnie! – Sara staje się mniej obca, mniej babciowa. Bo nasze pokolenie tę bezkompromisowa nowoczesność aldehydów kojarzy z szykiem naszych babć i starszych, eleganckich cioć przybywających zza żelaznej kurtyny.

Drugi plan to wspaniale, pysznie krągły akord złożony z upojnych białych kwiatów i nut żywicznych, mszystych, ambrowych.
Oszczędna piramida nut zamieszczona na stronie Sense Dubai zupełnie nie oddaje mocy tego niskiego akordu, który daje Sarze równowagę między kwiatowym sercem, a bazą. Bazą bogatą i złożoną.

Nie tylko z pachnącej czasem paczuli i ambry – bo ja osobiście, wbrew informacji na stronie obstawiam nuty ambrowe, nie bursztynowe. W pięknie bogatej, zamszowej bazie Sary brzmi opoponaks i galbanum, ślad kadzidła, wanilia i mech. Pojawiaja się nuty przyprawowe z anyżem, może kolendrą. I piżmo – wielowymiarowe, pełzające od ostrych, prawie mydlanych niuansów do animalnego pomruku dającego kompozycji zadziwiającą autentyczność.

I wiem, że to piżmo i ten mech to prawdopodobnie nie jest piżmo i mech, ale… z przyjemnością daję się oszukać. Bo udało się Saedowi Al Abbass dać tym perfumom immersyjność, której zawsze szukam i której chętnie ulegam.

Słów kilka napisać warto o charakterze i odbiorze tych perfum. Bo przecież prawdziwe vintage bywają kontrowersyjne.

Sara ma koncentrację czystych perfum. Tak zwanego ekstraktu. Kto testował ekstrakty Opium, Habanity, Piątki czy chociażby ostatnio debiutującego w tym stężeniu, Coromandela wie, że ekstrakty zachowują się inaczej, niż lżejsze koncentracje. Są zazwyczaj bardziej otulające i puszyste. Mniej ekspansywne i łatwiejsze do noszenia. Sara ma tę właściwość i mnie osobiście to odpowiada. Bo trudne, czasem obco brzmiące kompozycje sprzed lat są dla współczesnego odbiorcy bardziej przystępne w koncentracji parfum.

I nie wiem, jaka myśl stała za decyzją o wypuszczeniu tych niezwykłych perfum właśnie w takiej formie, ale dzięki temu Sara nosi się nadspodziewanie dobrze, nadspodziewanie łatwo.

 
Nosiłabym Sarę wraz z jedwabną suknią i futrzana etolą. Nosiłabym ze sznurem białych pereł i ręcznie szytymi pantoflami. Nosiłabym paląc cygaretki w długiej lufce i ze zgorszeniem komentując długie włosy chłopców z Liverpoolu. Nosiłabym narzekając na upadek obyczajów, który objawia się nie ukrywaniem związków bez ślubu i dziwnym upodobaniem kobiet z wyższych sfer do pracy zawodowej. Albo robiąc cokolwiek, co robią damy z socjety w czasach, kiedy świat się zmienia.

I piszę to jako osoba, która nie pali, nie nosi biżuterii, lubi długie włosy u płci dowolnej, z satysfakcją pracuje zawodowo oraz nigdy, przenigdy nie założyłaby naturalnego futra. Mając Sarę nie muszę. Te perfumy dają mi to wszystko i jeszcze więcej bez stosowania skomplikowanych zabiegów, bez robienia zgorszonych min i bez wysiłku. Mogę być nowoczesną kobietą XXI wieku i czuć się jak dama w perłach i etoli.

Data premiery: 2021
Kompozytor: Saed Al Abbass
Projekcja: dość bliskoskórna
Trwałość: bardzo dobra

Nuty zapachowe:
Nuty głowy: bergamotka, mandarynka
Nuty serca: jaśmin, tuberoza, ylang-ylang
Nuty bazy: paczula, bursztyn

Udostępnij:

Facebook
Twitter
Pinterest
Email

11 komentarzy o “Podróż w czasie – Sara Sense Dubai”

  1. piszesz tak, że mam ochotę pogalopować na Mokotowską prosto z pracy i otulić się tą futrzanością jeszcze w sklepie.

    1. zapisuję!!!
      a w ogóle recenzję czytałom w pracy i coś mi to wtedy nie wiedziało, ale nie miałom od razu chwili, żeby się zastanowić. Ale już wiem. Cywetę.

    2. tę właśnie.
      nie sam zapach, galop niestety był nie do przeprowadzenia dzisiaj, ale vibe recenzji. Nie to, że są toczka w toczkę identyczne, ale z tej samej rodziny.

    3. Klaudia Heintze

      Podobny klimat. Cyweta bardziej animalna. Tu nutki animalne są raczej w sekcji jaśminowej i bardzo delikatne. W ogóle… to noszenie futra tu jest takie niewinne. Jak w czasach, kiedy damy zdawały sięw ogóle nie widzieć związku między futrem, a zabijaniem.

    4. Hu hu, wreszcie dotarłom na Mokotowską!

      …i będzie flakon. Wielka miłość od pierwszego wdechu, wielka i bardzo szczęśliwa.

      A ta dama w futrze i w perłach, i z cygaretką jest damą niewątpliwie, ale jeszcze bardzo młodą. Nie debiutantką, ale od niedawna w towarzystwie, i szykowaną do życia w świecie, który właśnie przemija, ale ona jeszcze tego nie dostrzega.

Dodaj komentarz

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany. Wymagane pola są oznaczone *

Popularne wpisy

Costes 2

Sama nie wiem, jak zacząć tego posta. Szarganie świętości i brukanie ikon perfumiarstwa nie jest czynnością, której oddaję się z pasją i entuzjazmem, ale przyznaję

Czytaj więcej »

Oh shit!

Khe, khe… Jestem zakłopotana i nie bardzo wiem, jak napisać to, co mi się na klawiaturę pcha. Spróbuję wprost. Osoby wrażliwe proszę o zaprzestanie lektury

Czytaj więcej »