DO NOT DRINK Sephora

Rozbiegówka, bo od czegoś trzeba zacząć pisanie po przerwie.

Lato zapowiada się upalnie, a mnie nie do końca po drodze z perfumami uznawanymi za letnie. W ogóle... Co to są letnie perfumy?


Jestem zwolenniczką definicji funkcjonalnej, według której jeśli założę na siebie dowolne ubranie, to automatycznie jest ono damskie. Podobnie z perfumami: na mnie każde są kobiece. Na mężczyźnie każde są męskie.
Jeśli noszę kadzidła i oudy latem, to są letnie... przynajmniej do dnia, w którym nie użyję ich zimą. Bo wtedy są zimowe. Duh!

Istnieje jednak pewna tendencja do noszenia perfum lekkich, cytrusowych i wodnych właśnie w porze, kiedy temperatury są wysokie - wielu ludzi po prostu się lepiej czuje wybierając te nuty latem. I to JEST argument. Nie moda sezonowa, nie porady w czasopismach, nie to, co wypada, a co nie. To, jak się czujemy.

I dlatego dziś napiszę słów kilka o serii Sephory DO NOT DRINK, w skład której wchodzi sześć kompozycji:

  • Eau Acidulée (Liść czarnej porzeczki + Marakuja)
  • Eau Aromatique (Szałwia + Tonka)
  • Eau Corsée (Irys + Kawa)
  • Eau épicée (Jaśmin + Różowy pieprz)
  • Eau Rafraîchissante (Mandarynka + Matcha)
  • Eau Sucrée Salée (Wanilia + Sól morska)


Tak się złożyło, że próbki dwóch z tych zapachów dostałam jako gratis przy okazji jednych z zakupów i okazały się całkiem miłe. Dlatego opowiem Wam dziś o Eau Rafraîchissante i Eau Sucrée Salée.

Sama nazwa serii szalenie mi się spodobała. Żarcik prosty jak same kompozycje i właśnie dlatego udany.
Podobają mi się też utrzymane w drinkowym klimacie visuale, które zdają się zaprzeczać nazwie.



Eau Rafraîchissante (Mandarynka + Matcha)


Mam słabość do nuty mandarynki. Nie pomarańczy, a mandarynki właśnie.
Lubię mandarynkę w przesławnej i wielbionej Aqua Allegoria Mandarine Basilic Guerlain, która wkrótce zadebiutuje we wzmocnionej wersji; lubię mandarynki od L'Artisan Parfumeur; miałam kiedyś w zbiorach Eau de Mandarine Ambrée Hermès i Happy od Clinique. Ogólnie niewiele jest mandarynek, które mi się nie podobają i nie napiszę, które to, bo i po co.

W Eau Rafraîchissante mandarynka jest ładna, ale... no właśnie coś jest z nią nie do końca... w porządku.

Wiecie, jak zazwyczaj układa się ta nuta. Nie jest pomarańczowa jak pomarańcza i nie jest kwaśna jak cytryna. Ma błękitnawy aromat i pachnie jak pomarańcza rzucona w niebo i w słońce. Jest cieplejsza i zarazem bardziej ruchliwa. Tu cytryna zabiera zapachowi ciepło i błękit. I w efekcie otrzymujemy mandarynkę obraną z części zapachowego spektrum. Nadal ładną, nadal  wystarczająco miłą, ale bez tej mandarynkowej niejednoznaczności - bez nieba i bez słońca.

Miękki jak pianka aromat matchy przesuwa kompozycję w cień; odbiera mandarynce niefrasobliwy połysk i wilgotność... A może powinnam napisać, że daje jej stateczną, relatywnie elegancką matowość?

W miarę rozwoju tej prościutkiej kompozycji złożenie cytrusowej lekkiej świeżości z matowym, nieco niszowym aromatem matchy staje się bardziej interesujące i po paru (parę to ze dwa) kwadransach rozumiem i szanuję ten zabieg, ale chyba jednak wolę mandarynkę niestateczną i "nieprzypudrowaną".

Liści porzeczki i bazylii nie wspominam, choć zielone nutki w tym zapachu trzymają halabardę.


Propozycja Sephory jest grą z mandarynką. Obrazkiem niewyraźnym, akwarelką, alegorią. Poszukiwaczy mandarynki oczywistej rozczaruje. Ludzi, którzy za mandarynką oczywistą nie przepadają, może zainteresować. Ale w to, że kogoś tak naprawdę do dna zachwyci... nie bardzo wierzę.

Data premiery: 2020
Projekcja: taka se
Trwałość: niezbyt dobra, ale i tak mnie zmęczyły

Nuty zapachowe:
mandarynka, włoska cytryna, matcha, bazylia, liść czarnej porzeczki




Eau Sucrée Salée (Wanilia + Sól morska)


Dawno, dawno temu... kiedy jeździło się na kolonie, a jednorazowe saszetki z cukrem i solą nie były jeszcze w powszechnym użyciu, na każdym stoliku na kolonijnej jadalni stała cukierniczka i solniczka.
I w każdej chyba grupie znalazł się ktoś (albo kilku ktosiów), kto wpadł na głupi pomysł wymieszania jednego z drugim. Tak?

Przyznajcie się... 😁

Sama Eau Sucrée Salée tak banalna i niesmaczna nie jest. Zamiast cukru z solą dostajemy niezobowiązujący i umiarkowanie egzotyczny miks wanilii (która, jak wiadomo, jest orchideą) i tak zwanej nuty morskiej, która wcale nie jest słona, ale tak się ludziom kojarzy, bo jest morska.

Sephora wanilię lubi i z niezobowiązującą, niewinną wanilią radzi sobie dobrze - czego przykładem była waniliowa seria ze znakiem zapytania z 2007 roku.


Eau Sucrée Salée to kompozycja miękka, pluszowa, miła. Oczyszczona z wszelkiej niszowości (ale nie przesłodzona) wanilia dominuje bezwzględnie i dopiero przy zbliżeniu nosa do skóry wyczuwamy nutę morską - subtelnie chłodną, kamienną, błękitną. Z czasem, w miarę układania się perfum na skórze ten balans troszkę się zmienia, ale nie drastycznie.

Złożenie nut jest tu oczywiste jak waniliowy pisaseczek nad błękitnym morzem - ale to przecież nie znaczy, że nie jest przyjemne.
Jest przyjemne jak leżenie na plaży - na miękkich poduszkach, pod jasnym parasolem. Jak szum morza i ciepłe powietrze muskające skórę. Jak te (zbyt) rzadkie w życiu chwile, kiedy o niczym nie musimy pamiętać i niczego nie pamiętamy musieć.
Jak wakacje.

Interesujące są reakcje na te urokliwe perfumy Sephory. To znaczy... większość jest nieinteresująca. Na przykład moja reakcja i moje odczucia są dla mnie nieinteresujące, bo są moje i dlatego (dla mnie) oczywiste. Ale zdarzają się ludzie, którzy Eau Sucrée Salée odbierają jako perfumy sexy i przypominające Hypnotic Poison. Coś w tym porównaniu jest i jeśli dla kogoś Hypnotic Poison są sexy, to może i sephorowa wanilia będzie.
Ze swojej strony dodam porównanie raczej do wycofanych L de Lolita Lempicka. Czyli jest solidny przyjemniaczek.

Data premiery: 2020
Projekcja: w porządku
Trwałość: lepsza, niż mandarynki

Nuty zapachowe:
wanilia, sól morska, bergamota



Miałam jeszcze okazję testować Eau Aromatique (Szałwia + Tonka) i zapach utrzymany jest w podobnej stylistyce i podobny ma klimat. Jest to klimat niezobowiązującego produktu perfumeryjnego opartego na niedrogich naturalnych esencjach doprawionych syntetykami - też niedrogimi. I w ogóle, gdyby te produkty kosztowały ze 40, a nie 130 (aktualnie w promocji 97) zł za 50 - cena byłaby bardziej adekwatna. Istnieje opcja zakupu 10 ml za 45 zł (w promocji 31,50) i 30 ml za 99 (promo 69,30) ale to i tak jest sporo, bo kiedy się nosi DO NOT DRINK, to jednak ma się wrażenie, że to nie są Wielkie Perfumy.

Nie ma niczego złego w tanich perfumach. No chyba, że kosztują 130 zł za pięćdziesiątkę... 



Komentarze

  1. Chodzi mi po głowie mandarynka i czarna porzeczka :)

    OdpowiedzUsuń
  2. Trochę jak cieniutki kompocik. Niby napić się można, ale polubić już chyba nie.

    OdpowiedzUsuń

Prześlij komentarz

Dziękuję za każdy komentarz. To Wy sprawiacie, że to miejsce żyje. :)

Popularne posty