The House Of Oud to nie jest marka w stylu wabi-sabi. Flakon Wabisabi nie pasuje do estetyki wabi-sabi. Ale za to nuty zapachowe Wabisabi… też nie są w klimacie wabi-sabi.
Istnieje prawdopodobieństwo, że ten brak spójności przekazu skłoniłby mnie do machnięcia ręką na koncept i zapach, gdyby nie wasabi w składzie. Przyszło mi do głowy, że Cristian Calabro mógł nie znać filozofii i estetyki wabi-sabi, ale znać wasabi i zwyczajnie skojarzyć te dwa, podobnie brzmiące, słowa. Mógł też znać filozofię i estetykę wabi-sabi i z premedytacją zagrać skojarzeniem w sposób nieoczywisty. Bo perfumy wabi-sabi powinny pachnieć herbatą. Nurt jest w sposób tak oczywisty związany z ceremonią parzenia herbaty, że Wabisabi bez herbaty to jest dość niestandardowe podejście do tematu.
Dla odmiany, ja zacznę standardowo.
Dawno, dawno temu, a konkretnie w XIII wieku; za siedmioma górami, za siedmioma morzami buddyjski mnich Eisai Myōan powędrował z cieszących się okresem wyjątkowej tolerancji religijnej Chin do Japonii, w której upadał właśnie system rządów spod namiotu czyli bakufu.
I tak się złożyło, że w tych burzliwych czasach filozofia Zen i wynikające z niej podejście do życia i świata okazały się dokładnie tym, czego Japonia potrzebowała. Eisai Myōan nazwany został pośmiertnie Senkō Kokushi – Nauczycielem Narodu, a na ścieżkę Zen weszło za nim wielu, wielu możnych i nie tylko.
Nie sposób mówić o wabi-sabi bez odwoływania się do tej opowieści, bo korzenie tego nurtu leżą właśnie w buddyzmie Zen. Wabi-sabi to nie tylko estetyka. To, przede wszystkim podejście do życia i świata.
Żeby zrozumieć ten nurt jako sztukę (nie tylko) życia, najprościej odwołać się do siedmiu zasad estetycznych Zen:
Kanso – prostota
Fukinsei – asymetria lub nieregularność
Shibumi – piękno w niedopowiedzeniu
Shizen – naturalność bez pretensji
Yugen – subtelna gracja
Datsuzoku – beztroska
Seijaku – spokój
Wabi-sabi to wyjątkowość rzeczy najprostszych. Wyjątkowość wynikająca z niepowtarzalności. Niepowtarzalność wynikająca z niedoskonałości. Filozofia bardzo mi bliska, bo w świecie masowej produkcji powtarzalność jest wszechobecna, a doskonałość jest nudna. I często to właśnie zaburzenie równowagi czyni różnicę między sztuką, a rzemiosłem.
Richard Powell, w „Wabi-sabi Simple” tworzy najpiękniejszą chyba definicję tej filozofii. Niedokończoną i niedopowiedzianą, jak wabi-sabi samo: Nic nie jest wieczne, nic nie jest skończone i nic nie jest doskonałe.
W wabi-sabi nie chodzi o to, by poszukiwać idealnego kwiatu wiśni, lecz o to, by zrozumieć, że każdy jest doskonały.*
Wabisabi należy do najbardziej ekscentrycznej z ekscentrycznych kolekcji The House Of Oud. Crazy Collection to formuły zapachowe inspirowane oryginalnymi i zaskakującymi składnikami zamknięte w nieprzewidywalnie zaprojektowanych flakonikach.
Znajdziemy w szalonej kolekcji nuty mrożonego absyntu, owocowych cukierków, akord szminki i adrenaliny. Ale najciekawsze chyba jest wasabi w Wabisabi.
Pierwszy akord kompozycji jest wytrawnie zielony, cytrusowy, lekko żywiczny. Przestrzenny, lekko pikantny, złożony z pozbawionych słodyczy musujących nut cytrusowych, pięknie wilgotnego elemi i bladego akcentu wasabi dającego kompozycji bardziej chrupkość, niż ostrość. Z pewnym wahaniem przyznaję… zaiste, jest to coś wyjątkowego. Choć oczywiście, w granicach estetyki THOO, który jest marką ekskluzywną, nie rewolucyjną.
Po chwilach kilku pojawia się gruszka. Zielona, twarda, pachnąca kamieniem. I zaraz znika, przykryta przez upojnie esencjonalny akord kwiatowy, który szybko dominuje serce kompozycji, skórę nosiciela, przestrzeń w pomieszczeniu i ogólnie nie pozostawia wątpliwości co do tego, kto jest debeściak.
Rzecz w tym, że ten akord kwiatowy jest… wabi-sabi. Niedoskonały.
Potęga jaśminu zarysowana została w kompozycji Cristiana Calabro żywiczną goryczą. Ziemista, gorzka nuta sprawia, że jaśminowy aromat nie płynie po skórze jak gęsta śmietana – jak to czyni zazwyczaj – lecz trze jak niemalowane drewno albo nieglazurowana glina.
Doskonała krągłość aromatu białych kwiatów zarysowana została cierpkością cytrusów i goryczą żywic. I jak beczka miodu z łyżką dziegciu – stała się czymś zupełnie innym.
Wabisabi to perfumy niewygodne.
Niewygodne w sposób, który skupia uwagę i sprawia, że nosząc je myślimy o nich. A jeśli mamy skłonności do dzielenia włosa na czworo, to zastanawiamy się nad tym, jak niezwykłym doświadczeniem jest doświadczenie nieoczywistości.
Białe kwiaty, które nie są zmysłowo ponętne. Ani uwodzicielskie. Ani nawet prowokujące.
Z czasem układają się na skórze, nabierają piżmowego ciepła i zaczynają pachnieć kotem. Ale wciąż chadzają własnymi drogami.
Białe kwiaty, które zamiast słodkich słówek szepcą nam gorzkie prawdy. Albo może właśnie gorzkie nieprawdy? Bo może nasze życie jest tak słodkie, że odrobina goryczy daje nam perspektywę potrzebną dla równowagi? W świecie perfum słodkich i bezpiecznych te gorzkie kwiaty są czymś wyjątkowym.
Kto nie doznał goryczy ni razu
Ten nie dozna słodyczy w niebie.**
Data premiery: 2023
Kompozytor: Cristian Calabro
Projekcja: dobra
Trwałość: no też dobra 🙂
Nuty zapachowe:
Nuty głowy: limetka, bergamota, wasabi, liście cytrusów, różowy pieprz, gruszka
Nuty serca: jaśmin, jaśmin Sambac, ylang-ylang, róża turecka, elemi, geranium
Nuty bazy: wanilia, piżmo, cynamon
* Motyw ten pięknie wykorzystany został w „Ostatnim samuraju” Edwarda Zwicka. Polecam ten film nie jako film historyczny, ale jako estetyczno filozoficzną przypowieść.
** Cytat z II części Dziadów Adama Mickiewicza.
2 komentarze o “The House Of Oud Wabisabi”
jako zadeklarowany ćpun białych kwiatów będę musiało się zapoznać!
O tak! To to będzie coś dla Ciebie! Jak jako kwiatkofob nie zamierzam tego tykać ponownie. 😉