Kocham gryzonie!
Wszystkie te puchate kuleczki z uroczymi wąsikami i uszkami jak płatki kwiatuszków.
Kocham chomiczki, koszatniczki, szynszyle, świnki morskie, myszarki, świstaczki i wiewiórki. Kapibary oczywiście też kocham, choć żadnej nie miałam przyjemności poznać osobiście. I bobry – bobra widziałam z daleka – był uroczy. Kocham wszelkie myszki, nawet nornice i, najbardziej na świecie: mądre szczurki.
Hodowałam w życiu kilka różnych gatunków i z każdym kolejnym domowym gryzoniem moja miłość do rodentów (czyli obgryzaczy) wzrasta. Nawet jeśli zdarzy im się obgryźć mi ołówek czy róg prześcieradła.
I ja wiem, że z gryzoniami jest jak z motylkami: są wporzo, póki nie zalęgną się w domu jako myszy domowe albo mole, ale my – dzieci miasta – rzadko mamy kontakt z przyrodą w wojowniczej postaci. No, chyba, że komary… Komarów moja miłość do natury nie obejmuje.

Badylarka pospolita – bo tak tłumaczy się harvest mouse na polski – to myszka maleńka. Tak maleńka, że jej łacińska nazwa brzmi Mała mała mysz (Micromys minutus czyli dosłownie MałaMysz Mała). A potoczna, alternatywna nazwa polska to Myszor karłowaty. Dla przyjaciół Myszorek. 🙂
Gdyby Harvest Mouse od Zoologist były paskudne – moje myszkolubne serduszko ścisnąłby żal. Ale nie są! Harvest Mouse to urocza, śpiąca, syta kulka pachnącej puchatości.
Myślę, że Luca Maffei też lubi gryzonie.

Mała Myszka wchodzi na skórę po cichutku. Po żadnemu tam wielkiemu cichu. Po prostu: małymi łapkami tupta drobne kroczki. Jej futerko jest jasne i cieplutkie.
W otwarciu Myszka troszkę szczerzy ząbki. Akord przyprawowy jest pikantny: ostry jak cynamon albo rozgryziony goździk. Ale krótko. Zapach szybko się oswaja.
Wytrawność akordu otwarcia wzbogaconego po chwilach kilku nutami anyżu i chmielu przełamana jest wanilią – i ta mączna, zbożowa, pachnąca domowym ciastem wanilia stanie się z czasem dominującym akcentem kompozycji.

Myszka mieszka na łące: takiej prawdziwej, z kwiatkami. Zapach suchych, nostalgicznych, miodowych kwiatków zaplątał się w jej futerku jak kwiatowy pyłek. Dzięki niemu myszka staje się rudawa, a perfumy złociste.
Siankowy aromat spleciony z bladym akordem kwiatowym i smakowitą wanilią brzmi w Harvest Mouse mniej dosłownie, niż w sugestywnych Bois Lumiere Anatole Lebretona. Ale ma swój urok.
A potem… myszki zaczynają harcować.
Nie bardzo. Tylko troszkę. Ale skoro mają już wszystko: jedzonko i słonko i kwiatuszki – to czemu nie poświętować?

Czytając o Harvest Mouse najbardziej ciekawa byłam – zapowiadanego w nutach – piwnego ekstraktu. Lubię piwo i porządnie oddana nuta piwna w perfumach marzyła mi się od dawna. Tu… nie jest to porządnie oddana nuta piwna, tylko nuta piwna opowiedziana przez poetę. Może skalda, bo wyraźnie czuć pociąg autora do miodu.
Kiedy czytamy wspaniałe opisy piwa przedstawianego jako trunek złocisty i rozkoszny – to o takim piwie myślimy. Miodowy, gładki eliksir szczęścia z kremową pianką. Posmakuje nawet tym, którzy nie lubią.

W bazie wybrzmiewa cienisty mech, dużo sandałowca, balsamiczny akord żywiczny mocno wygładzony wanilią. I wszystko to jest po prostu śliczne.
Nosząc Harvest Mouse nie da się uciec od puchatych skojarzeń. Puchatych dosłownie i puchatych psychologicznie. Wiecie co mam na myśli pisząc o psychologicznej puchatości? Skojarzenia. Domowe ciasto, miękkie futerko ukochanego zwierzaczka, wakacje na wsi, fotel na biegunach i ciepły kocyk… Wspomnienia, które wywołują uśmiech i spokój. Myśli, które sprawiają, że świat jest lepszy.
W tym chyba tkwi urok tego spokojnego, łagodnego zapachu. W jego miękkości. W tym, że brzmi bezpiecznie i swojsko. I po prostu bardzo ładnie.
Zawieszona gdzieś pomiędzy olfaktorycznym mimesis, a abstrakcją kompozycja Luki Maffei jest jednocześnie niszowa i popowa; niebanalna ale łatwa.
Bez akordów granych fortissimo, bez dramatycznych zwrotów akcji, bez ostentacji. Perfumy z bardzo małą myszką na etykiecie są naturalnie urocze jak myszka i puchate jak myszka i, jak myszka, nikomu nie zagrażają i nikogo nie usiłują zdominować. Leżą na skórze cieplutkie i rozespane; z brzuszkiem pełnym słodkiego ciasta i słodkiego piwa. I pozwalają się głaskać.

Data premiery: 2023
Kompozytor: Luca Maffei
Projekcja: łagodna, ale naprawdę solidna
Trwałość: bardzo dobra, bez ekstremów
Nuty zapachowe:
Nuty głowy: bergamotka, goździki, rumianek rzymski, kwiat pomarańczy
Nuty serca: davana, absolut siana, benzoin, opoponax, absolut róży, ekstrakt piwny
Nuty bazy: balsam jodły, mech dębowy, cedr, sandałowiec, balsam peru, wanilia
5 komentarzy o “Harvest Mouse Zoologist”
Opierałam się temu zapachowi, bo bardzo nie lubię woni piwa i bałam się, że za bardzo wybrzmiewa ona w tej kompozycji. Czy według Ciebie ktoś taki jak ja ma czego w „Harvest Mouse” szukać, czy ze względu na chmiel lepiej odpuścić temat?
Myślę, że ktoś, kto nie lubi woni piwa polubi piwo w Harvest Mouse nawet bardziej, niż ktoś, kto oczekuje piwa pachnącego piwem. Tak, jak pisałam, to piwo jest wyidealizowane. Jak gdyby odtworzył je ktoś, kto słuchał egzaltowanych opowieści piwoszy, ale nigdy go nie kosztował. Jest ten chmielowy moment w Myszorku, ale to bardziej napój skaldów, niż takie przyziemne piwo. 😉
to jakieś znamienne chyba, że Zoologistowe gryzonie są takie puchate i przyjemne 😀 nie znam jeszcze, ale chętnie się zapoznam, choć noszenia raczej z tego nie będzie.
Są puchate i przyjemne. Jutro wskoczy królik. Choć… nie wskoczy, tylko się wtoczy. 😉
Bardzo lubię Twojego bloga, niestety portfel przywołuje mnie czasem do porządku 😀