Le Labo City Exclusives – Musc 25

.

Zwykle kiedy zabieram się do opisywania zapachów w serii, czy to firmowo, czy też tematycznie, zaczynam od najciekawszych i potem, na koniec zostają mi jakieś marne resztki. Tym razem postanowiłam stopniować napięcie i rozprawę z City Exclusive’ami Le Labo zacząć od najmniej wyczekiwanej próbki.
Musc 25: piżmo plus 24 inne składniki czyli Miasto Aniołów w płynie.


Zacznę redundantnie – piżmo nie należy do moich pachnących miłości, zwykle paskudzi się na mnie albo zmydla. Obie opcje nie cieszą.
Nie miałam, w związku z tym, wielkich oczekiwań w związku z tą kompozycją i przyznaję – takie rozczarowania lubię najbardziej.
Bo Musc 25 to rzeczywiście zapach piżmowy od otwarcia po ostatni cień cienia bazy. I rzeczywiście raczej nie jest mój, ale jednocześnie z prawdziwą, szczerą radością i satysfakcją stwierdzam wreszcie, że pogłoski, jakoby piżmo było substancją o pięknym zapachu łączącym kosmetyczną czystość z cielesną zmysłowością są… prawdziwe!

Oto znalazłam perfumy o dominującej nucie piżma, których moja skóra nie psuje. Owszem, zdarzyło mi się zachwycać zapachami z piżmem w tytule, były to jednak kompozycje w stylu enigmatycznego Silver Musk albo słodziaka Musc Maori, którego najbardziej, z mojego punktu widzenia, atrakcyjną cechą jest fakt, że nie jest piżmowy.
Wszelkie typowe piżmaki albo zmieniają się na mnie w fizjologiczny koszmar (wspomnę tu o Musc Ravageur czy Muscs Koublai Khan) albo mydlą się i nie mają charakteru (na przykład Musc Nomade).
Tym razem wreszcie mam dowód na to, co podejrzewałam już analizując nuty Ambre Gris czy L’Ombre Fauve: piżmo bywa piękne i oto kolejny, po róży, składnik, który zmuszona jestem skreślić z listy pod tytułem „zdecydowanie nie lubię”. Jeśli dalej tak pójdzie, okaże się, że lubię wszystko.


Dość zagajeń, pora przejść do konkretów.
A konkretnie rzec mogę, że Musc 25 jest nie tylko piżmowy i nie tylko ładny, ale przede wszystkim szalenie interesujący. Łączy skrajną prostotę (toż to piżmo od początku po kres!) i niezwykłą złożoność. Bo ten niezwykły zapach jest taką uszytą z aksamitnego piżma sakiewką, w którą twórcy schowali olfaktoryczne skarby nadające jej (kompozycji i sakiewce) kształtu i charakteru.

W otwarciu zadziwia niespodziewanie urodziwe połączenie aldehydów i cywetu okraszone delikatnym, jak gdyby dalekim tchnieniem attaru uzyskanego z ciemnych róż. Oraz oczywiście piżmem, które gra w tej kompozycji pierwsze skrzypce.
Uwierzcie, że dzięki obecności akordu aldehydowago oraz delikatnych nut kwiatowych (i nie mam na myśli róży, która jest tu bardziej oleista, niż kwiatowa) wymienione przeze mnie ciężkie, zwierzęce składniki nabierają niespotykanej puszystości i jasności. W życiu nie przyszłoby mi do głowy, że cywet z piżmem można złożyć w ten sposób.
Zapach jest, jak już wspomniałam, intensywnie kosmetyczny i fizycznie zmysłowy jednocześnie. Jest gęsty i lekki zarazem – jak kłębiaste cumulusy zasłaniające słońce.


Przyznaję, że powoli oswajam to połączenie i sporo czasu potrzebuję, by zacząć wyodrębniać w pozostałe składniki. Na pewno mamy tu sporo suchego cedru i ambrę w bazie. Podejrzewam dodatek angielskiego ziela, imbiru albo szafranu, może goździków. Jest tu nieco labdanum, coś ostrego, chemicznego – i nie wiem, czy to smoła brzozowa, czy może kamfora. Nie zdziwiłaby mnie obecność drewna tekowego albo jakiegoś szlachetnego iglaka.

Jednak to, co najdziwniejsze powiedział mi nie mój nos, lecz wszechwiedzące Google. Otóż podobno w składzie Musc 25 znajduje się coś, co opisano jako „syntetyzowany składnik ludzkiego nasienia”. Bardzo „po amerykańsku”, czyż nie?
I jest w tym coś, bo dobrze wygrzane na skórze Musc 25 mają w sobie nutę przypominającą mi podejrzaną słodycz Secretions Magnifiques Etat Libre d’Orange. Oczywiście nie jest to stricte fujaśny zapach zimnej spermy, jakim uraczyła nas ekscentryczna francuska firma, ale pewne podobieństwo jest.

I, głupio się przyznawać, właśnie to skojarzenie ładnej w sumie kompozycji z wulgarnym śmierdzielem, w jakiego rozwijają się na mnie Wspaniałe Wydzieliny ostatecznie zdecydowało, że Musc 25 nie jest i nigdy nie stanie się mój.
No nie. Wąchanie ludzkiego nasienia mogę sobie zapewnić w sposób przyjemniejszy, niż wydawanie 400 dolarów w sklepie.
Wybaczcie sarkazm. :-/

Data powstania: 2008
Twórca: Frank Voelkl

Nuty zapachowe:
aldehydy, ambra, piżmo, konwalia, paczula, róża, wetiwer

Udostępnij:

Facebook
Twitter
Pinterest
Email

Dodaj komentarz

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany. Wymagane pola są oznaczone *

Popularne wpisy

Bowmakers D.S. & Durga

Miał być dziś wpis o Justice Bodan, ale wczoraj dotarły do mnie próbki, o których marzyłam. A pośród nich zapach, w którym pociąga mnie wszystko…

Czytaj więcej »