Montale Chocolate Greedy

.
Chocolate Greedy Montale to oczywiście kloc. Tu nic się w stosunku do innych zapachów tej firmy nie zmienia: zapach jest ciężki, toporny, bez finezji. Mocny i zgrabny jak nosorożec. Tym razem jednak nie jest to tak do końca wadą.

Bo jeśli ktoś naprawdę ma zachłanną, łapczywą chęć na czekoladę to żadne subtelności mu nie w głowie. A Chocolate Greedy wali czekoladowymi nutami jak obuchem siekiery.

Kiedy dotarła do mnie odlewka, już przez kopertę czułam czekoladę - pomimo, że nic się nie rozlało i flakonik był szczelny. Po rozpakowaniu buteleczki byłam tak nawąchana, że miałam dość. Użycie nie wchodziło w grę.
Do testów podchodziłam jak pies do jeża - i słusznie: każde użycie (użycie to jeden maleńki psiczek) tych perfum wiąże się z uśmierceniem wszystkich innych aromatów w promieniu kilku metrów. Moc ma to cholerstwo pioruńską.

Wąchany z bliska, z nosem przy skórze zapach poza czekoladą zawiera proszek do pieczenia, jakąś nutę drożdżową, goryczkę grejpfrutowych błonek, kuchenne olejki zapachowe i charakterystyczny zapach nierozpuszczonego Vibovitu. Kto jednak używa perfum po to, żeby siedzieć z nosem wciśniętym w nadgarstek?

Kiedy wąchamy Chocolate Greedy z większego (najlepiej dużo większego) dystansu, składniki łączą się ze sobą i syntetyczne nuty nieco bledną. Choć Vibovit zostaje. Czekoladowe Montale pachną deserowymi pralinkami z lekko alkoholowym, ciemnym nadzieniem, dość dawno zmieloną kawą o lekko zwietrzałym aromacie, masłem kakaowym (muszę wyodrębnić tę tłustą nutę, bo jest wyraźnie wyczuwalna) i, niestety syntetyczną, wanilią. A wszystko to razem jest rozgrzane, miękkie, topniejące, rozwarstwiające się pod wpływem ciepła skóry... Dla mnie mdłe do porzygania.
Nie wiem, jak to możliwe. Naprawdę lubię czekoladę. Trzystugramowej tabliczce Lindta z kardamonem i cynamonem daję radę na jedno posiedzenie, ale tu wysiadam. Po pół godzinie w towarzystwie czekoladowego potwora z Montale mdli mnie, jest mi fizycznie niedobrze, żołądek wiąże mi się na supeł, lokuje tuż poniżej przełyku i odmawia współpracy. Gdybym szukała zapachu ułatwiającego odchudzanie - tu efekt przymusowego postu byłby murowany.

Po długim, trwającym ze cztery godziny okresie rozpadu połowicznego na ludzkiej skórze z czekoladowego killera zostaje niemal sam Vibovit. Czekoladowy - ale ja nie wiem, czy to dobry koncept smakowy.
I ten zapach pozostaje z nami na kolejne kilka godzin. Tak więc trwałości tych perfum nic zarzucić nie można.

Chocolate Greedy to typowy przykład "przedobrzenia". A najgorsze jest to, że nie da się ich użyć z umiarem. Jedno, maleńkie, oszczędne psiknięcie na nadgarstek - ilość, która w przypadku innych perfum byłaby żałośnie skąpa - już powoduje wrażenie tkwienia w gęstym, grząskim ulepie. Nie potrafię oddychać tym zapachem - czuję, jak gdyby wpychał mi się do nosa, oblepiał drogi oddechowe, wypełniał płuca, spływał do gardła...
Kiedy spróbujemy testów na świeżym powietrzu, wrażenie braku tlenu nie jest tak intensywne, da się przetrwać. Tyle, że nie wyobrażam sobie noszenia zapachu, w którym boję się wejść do jakiegokolwiek zamkniętego pomieszczenia.

Dodam jeszcze z pewnym wahaniem, że bluza, w którą byłam odziana w dniu, w którym raz jedyny użyłam Chocolate Greedy globalnie po dwóch - trzech dniach pachniała naprawdę przyjemnie. Zastanawiam się, nad uzyskaniem tego efektu bez przechodzenia przez pierwsze dwa dni...


Data powstania:
Twórca: Pierre Montale

Nuty zapachowe:
ziarna mokki, gorzka pomarańcza, tłuszcz kakaowy, wanilia z Madagaskaru

* Tak poza tematem, ciekawe, jak laska z drugiej fotki wlazła do tej wanny? To musiała być karkołomna operacja. :-)
Jasne, wiem, że to fotomontaż, ale ktoś, kto pomyślał o ubrudzonym czekoladą palcu mógł pomyśleć i o nogach.

Komentarze

  1. Sabbath przez Ciebie zwyczajnie pragne poznac te perfumy:D az zaluje, ze do tej pory nie wachalam nic z Montale. Zastanawiam sie, czy ta czekoladowosc na mnie tez by tak podzialala, czy moze bez zastanawiania sie nad moca paradowalabym w nich w najwieksze upaly:) Choc moze nie mialas do konca takiego zamiary to rozbudzilas moja ciekawosc do granic:)

    OdpowiedzUsuń
  2. Princesko, podrzuć mi swój adres, a poznasz. :-)

    OdpowiedzUsuń
  3. Khe... Khe khe khe... Czy Ty masz nieładne skojarzenia, Madziku? :->

    OdpowiedzUsuń
  4. Taaa wiem, za dużo South Parku oglądam:D Ale nie mogę przestać:D

    OdpowiedzUsuń
  5. Ten komentarz został usunięty przez autora.

    OdpowiedzUsuń
  6. Właśnie tu weszłam, by poczytać, co napisałaś o tym zapachu, bo mam próbkę! Ale jeszcze nie testowałam na sobie. Może jutro się uda?
    Przechodzę fazę takiego pociągu do czekolady, że zaczynam kolekcjonować czekoladowe zapachy. Im bardziej czekoladowo - tym lepiej.
    Papierek psiknięty Chocolate Greedy i włożony do książki sprawił, że książka po paru tygodniach jeszcze pachnie czekoladą i takoż pachniała nią torba!
    Książka - pachnie tak, że chce się ją zjeść. Więc teraz sprawdzę, co będzie na skórze.

    Może na mojej nie wylezie ten Vibovit? (Tak, wiem, nadzieja matką głupich).
    Strasznie mnie zniechęcił ten Vibovit, na książce go nie czułam (papier pochłonął Vibovit?!)

    OdpowiedzUsuń
  7. Ja sie musze przyznac ze w takie wstretne zimowe dni ta rokokowa czekoladowa mikstura poprawila mi humor...Zajezdza strasznie mocno swiatecznym jarmarkiem,na mnie wylaza prazone migdaly,nawet wyczulam karmelowy popcorn...
    Vibowit tez wyczulam,ale to chyba wina tej kandyzowanej pomaranczy...Zapach faktycznie niepozwala przechodzic obok obojetnie-na pweno polaryzuje.
    Ja ostatnio przylapalam sie na pociagu do roznych deserowo-jadalnych woni-i na razie jest ok.
    Usciski,Krolowo!!!!

    OdpowiedzUsuń
  8. Chocolate greedy czyli co zrobić, by pachnieć jak wafelki... Naprawdę dobre wafelki:)

    OdpowiedzUsuń
  9. Naprawdę DUUUŻE wafelki. ;)))

    OdpowiedzUsuń

Prześlij komentarz

Dziękuję za każdy komentarz. To Wy sprawiacie, że to miejsce żyje. :)

Popularne posty