Jeke Slumberhouse

 .
Testy perfum marki Slumberhouse zaczęłam sprytnie: od zapachu, który zapowiadał się najmniej obiecująco. Zamierzam konsekwentnie stopniować napięcie i zmierzać powoli w kierunku kompozycji, której nuty wyglądają najbardziej groźnie... Dla mojego portfela. Finał jeszcze nie dziś, a tymczasem... 
Tymczasem niech mnie wciórności, jeśli nie wkroczyłam właśnie w strefę zagrożenia.


Skądże ty tutaj, panie?


Ostre, apteczne otwarcie zdawało się zapowiadać zapach męski, cierpki, zupełnie nie w moim stylu. Jałowiec i tytoń - pomyślałam - to zestaw typowy dla "purhommów".
Wiedziałam już, że kompozycje Slumberhouse są ciekawe i niebanalne, przyszło mi więc do głowy, że to właśnie będzie słabsza pozycja w asortymencie firmy. Muszą takie być, czyż nie?


Oczywiście dałam już jasno do zrozumienia, że moje przewrotne knowania okazały się pomyłką. Wystarczyło kilkanaście, kilkadziesiąt sekund, bym zrezygnowała z kombinowania i zaczęła z rosnącą ekscytacją wwąchiwać się w skropione Jeke partie swojej skóry.

Apteczne nuty otwarcia okazały się niezwyczajnym, lecz ostatecznie urodziwym połączeniem labdanum, jałowca i goździków. Przemiana jest szybka, efektowna, lecz płynna, celowa, ukierunkowana. W ciągu kilku, kilkunastu minut możemy prześledzić jak zapach najpierw rozjaśnia się, jak gdyby rozświetlały go wpadające do pracowni zielarza promienie słońca, a potem dla odmiany powoli, sukcesywnie ciemnieje.

 

Jest nadal dzień, pokój nadal wypełniony jest fiolkami, miseczkami i kociołkami, blat stołu jest wciąż tak samo porysowany i wciąż leżą na nim okruchy ucieranych w moździerzu korzeni. 
A jednak coś się zmienia: nasz alchemik zaciągnął kotary. W rozproszonym, chłodnym świetle widzimy jego sylwetkę i przekonujemy się, że mężczyzna jest młodszy, niż sądziliśmy. Smukły i gibki bynajmniej nie wygląda na aptekarza. Dumne, lecz chmurne spojrzenie, ostre rysy, doskonale skrojone odzienie... Z całą pewnością nie mamy do czynienia z człowiekiem spędzającym całe dnie na mieszaniu ziół.

Dziś jednak nasz niezwykły bohater, z sobie tylko znanych powodów, pozostaje w tym skromnie urządzonym, niedogrzanym pomieszczeniu. Dorzuca do kominka kilka świerkowych polan, siada przy masywnym stole, precyzyjnymi ruchami otwiera sakiewkę z nowej, lśniącej skóry i starannie, bez pośpiechu nabija fajkę aromatycznym, śliwkowym tytoniem.

No dobrze, przyznaję się - nie wiem, czy w ogóle istnieją śliwkowe tytonie (wiem, że wiśniowe istnieją), ale tu połączenie aromatów skóry, tytoniu i wędzonej śliwki jest tak sugestywne, że moja wizja po prostu nie mogła nabić tej fajki niczym innym.


I znów, jak w poprzednich Slumberhouse'ach - zapach jest trwały, lecz rozwija się w kierunku kompozycji grzeczniejszej, niż na to wskazuje otwarcie. Wiodącą nutą wciąż pozostaje przepiękne, świeże, wilgotne labdanum wsparte eterycznym powiewem jałowca (u schyłku jest to bardziej zapach gałązek, niż jagód) i goździków. To dzięki tym nutom mamy wrażenie, że w pokoju jest chłodno.
Akord ten ułożony został na charakterystycznym aromacie skórzastych liści tytoniu: nie do końca dosuszonych, lekko wilgotnych, miękkich - nie palonych, lecz ledwie tlących się. Nuty żywiczne, poza labdanum, pozostają w tle, tworzą jednak charakterystyczną, intrygująco - przenikliwą bazę zapachu, w której paczula i cedr wyczuwalne są dopiero po wielu godzinach i też raczej pośrednio.

Analizując skład Jeke zastanawiam się, czy to możliwe, by Twórca (twórcy?) dodał do flakonu krztynę dziegciu. Ta nietypowa, lekko chemiczna, nieco apteczna przestrzeń może być skutkiem połączenia labdanum z żywicą iglastego jałowca, ale jeśli nawet, to efekt przypomina to, co robi z perfumami tak spreparowana brzoza.


Tak naprawdę jednak nie ma to wielkiego znaczenia. Jeke jest wystarczająco interesujące z brzozą i bez brzozy. Zapach jest trwały, efektowny, po raz kolejny w szczególny, niebanalny sposób "napowietrzony" i do tego na wskroś żywiczny. Nawet nuty przyprawowe można tu uznać za żywiczne: słodko - gorzkie, świetliste. 
Choć po wielu, wielu godzinach rzeczywiście wydaje się, że światło Jeke przygasa i zbliża się zmrok. 


Data powstania: 2008

Nuty zapachowe:
jałowiec, absolut tytoniu, paczula, labdanum, benzoin


* Na wszystkich zdjęciach: Vincent Cassel. Zaraz przyjdzie Madzik. :)))

Komentarze

  1. deser zostawiony na końcu
    oudowy→ VIKT :)
    z nut wnioskuję że może smakować :D

    OdpowiedzUsuń
  2. Jest, jako rzekłeś, Jaroslavie (który nie pisze ;))). Będzie Vikt i zaprawdę powiadam Ci, jest to wikt godzien najbardziej wybrednego podniebienia (powonienia). :)))

    OdpowiedzUsuń
  3. a ładnie to tak się naśmiewać dodając jeszcze przydomki? :))
    Jaroslav, ten-"który nie pisze" przechodzi trudny okres, i nie jest w stanie wystukać nic ciekawego,poza kilkoma jakże marnymi comments
    :(

    OdpowiedzUsuń
  4. Jarku, nie naśmiewam się., To był tylko wyraz mojej tęsknoty za Twoimi literkami.
    A Twoje comments nie są marne, tylko arcyciekawe i generują gejzery radości po mojej stronie łącza.

    Lepiej trochę?

    OdpowiedzUsuń
  5. szkoda ,że nigdzie nie informują o nowościach np: waniliowym MORI ,śliwkowo-czekoladowo-karmelowym KERE, z ISO molekułami limitowanej edycji: INVISIBLE MUSK.
    premiery jeszcze w tym roku.

    OdpowiedzUsuń
  6. Klaudio przecież ja wiem o tym:)
    już jest lepiej :)

    OdpowiedzUsuń
  7. Ja nie wiem kobieto z Ciebie jakaś dziennikarka, pisarka? Czy kto? Bo piszesz obłędnie. Na pewno jednak typowa humanistka?

    Pozdrawiam

    OdpowiedzUsuń
  8. Będę nudna.

    ORGAZMICZNE ILUSTRACJE :-)

    OdpowiedzUsuń
  9. Ahahaha:) Właśnie zobaczyłam komentarz do zdjęć :-*

    OdpowiedzUsuń
  10. Jarku, dobrze, że wiesz. Ale napisać i tak mogę - żebyś wiedział jeszcze lepiej.
    Skąd wiesz o tych nowościach? Znasz je??


    Kokosowa Panno, jakie piękne rzeczy mi mówisz. :) Dziękuję.
    Czy jestem typową humanistką? Nie, nie sądzę. W szkole najbardziej kochałam chemię, na studiach logikę, w życiu raczej science fiction, niż powieści obyczajowe. Myślę, że jestem pomieszanie z poplątaniem. ;)


    Madzik, wiedziałam! No wiedziałam. :)))

    OdpowiedzUsuń
  11. Bo piszesz w niespotykany sposób:) Twój język jest jakiś taki... poetycki:)

    OdpowiedzUsuń
  12. "Ja wiedziałam, że tak będzie...", tak?:-P

    OdpowiedzUsuń
  13. Pamiętasz co mówiłam o wizualizacjach po tym jak wspomniałaś o wąchaniu aniołków? Cóż, teraz zapewniłaś mi kolejną solidną dawkę wizualizacji i to bynajmniej nie anielskiej. Że tak sobie walnę cytatem z reklamy "I'm lovin' it!!!". Świetna recenzja!

    OdpowiedzUsuń
  14. Kokosowa Panno, przyznaję się, że czasem trochę chałturzę piórem (klawiaturą?). Dla chleba. Tu zaś wyłącznie dla przyjemności. :*


    Madzik, nie, nie tak, bo to "ja wiedziałem..." jest ponure, a moje jest radosne i entuzjastyczne. To zasadnicza różnica. :)


    Katalino, mnie się zapach wiąże z obrazami, muzyką, emocjami. Jeśli udaje mi się coś z tego przekazać - to jestem usatysfakcjonowana po uszy. No, a jeżeli jeszcze zapewniam Ci nieanielskie wizualizacje... To już w ogóle pełnia szczęścia. :)

    OdpowiedzUsuń
  15. Droga Poetko Pachnideł

    Tytoń śliwkowy istnieje naprawdę, choć nie miałem okazji go smakować i być może nigdy miał nie będę.
    Mam mieszane uczucia w stosunku do zapachów tytoniowych. Wiem, że jest to specyficzna nuta, nie wiem czy typowa dla zapachów męskich... Krótko mówiąc- fajnie byłoby pachnieć jak dżentelmen z dawnej epoki ale niekoniecznie jak popielniczka. Nie po to rzucałem palenie. Ale na jakiegoś LARP-a? Kto wie?

    Z poważaniem

    Zielony Drań (TM)

    PS: Może niesłusznie zaliczam zapach tytoniu do "męskich". W końcu wiele dam też sięgało po cygaro czy fajkę. Taki mój wonny konserwatyzm. Nikogo jednak nie chciałem urazić - zapewniam.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. I nikogo nie uraziłeś. :) Jestem wolnomyślicielką - nie tylko perfum nie dzielę na damskie i męskie. Niechaj ludziska noszą, co im się żywnie podoba. Wolnoć Tomku... :)
      zaznaczę tylko, ze tytoń w perfumach pachnie inaczej, niż palone papierosy. Naprawdę niewielkie podobieństwo. To już bardziej czasem przypomina zapach skóry.
      A tytoń śliwkowy? Powąchałabym. :)

      Usuń
  16. Dziegciowy Jeke. Bardzo mój. Leżę na podkładach torów kolejowych od dwóch wieczorów i nie planuję się podnieść. Kolej już tam nie bywa, na tym kawałku ziemi bez ludzi. Dzieciństwo, wolność, ciepło słońca na bukowych belkach. Smoła węglowa dawno zapomniana. Dziegieć do końskich kopyt, szampon do włosów współcześnie. Przy okazji pytanie skąd nazwa zapachu. Mam propozycję - „Jeke odegrali dużą rolę w kształtowaniu kultury i mentalności izraelskiego społeczeństwa. Reprezentowali świeckość, liberalizm, opowiadali się za jednostką i jej prawami, porządkiem i poszanowaniem prawa, tolerancją i kompromisem...” Piękne do wchłaniania wieczorem, nocą groźne. Niezwykłe, trudne, a ja dopiero zaczynam dotykać zapachów. Twoja wina Sabbath of Senses.

    OdpowiedzUsuń

Prześlij komentarz

Dziękuję za każdy komentarz. To Wy sprawiacie, że to miejsce żyje. :)

Popularne posty