O testowaniu perfum słów więcej, niż kilka


Dziś post z serii gawęd osobistych.
Wspominałam kilkukrotnie o tym, że testowanie perfum wywróciło mi życie do góry nogami. Ponieważ temat wciąż wraca, dziś Wam o tym opowiem.

 

Jestem wąchaczem. Od kiedy pamiętam - wącham wszystko. Kiedy byłam dzieckiem okropnie irytowało to moją mamę - nie potrafiła zrozumieć, że obwąchuję potrawy, ubrania, zabawki, pościel, ją wreszcie nie dlatego, że śmierdzą, tylko dlatego, że... wręcz przeciwnie. Nawet pozornie nieatrakcyjne wonie mnie fascynowały.

Kiedy zaczęłam używać kosmetyków, samodzielnie wybierać płyny do kąpieli i mydła, kremy i balsamy, szampony, odżywki i toniki - zapach stał się ważnym kryterium wyboru. Czasem najważniejszym.
Eksperymentowałam też z nadawaniem zapachu przedmiotom niepachnącym i tymi pomysłami podzieliłam się z Wami w TYM wpisie. Pokazuje on, jak ważne przez lata było dla mnie otaczanie się zapachem. Tymczasem teraz... Poszczę. :)


Celowe i rzetelne testowanie zapachów niewiele ma wspólnego z normalnym używaniem perfum. Test zaczyna się na długo przed naniesieniem perfum na skórę. Od diety.

Jeśli będziemy spożywać potrawy z dodatkiem intensywnie pachnących przypraw, ziół czy warzyw (dotyczy to nie tylko cebuli i czosnku, ale też fenkułów czy selera) - zapach naszego ciała zmieni się i test będzie niemiarodajny. Jeśli będziemy jedli dużo czerwonego mięsa, szczególnie smażonego - zapach ciała zmieni się. Jeśli będziemy żywić się śmieciowym jedzeniem w rodzaju gorących kubków czy innych gotowców, do których sypie się garściami glutaminian sodu i inne wzmacniacze smaku i aromatu - zapach skóry zmieni się. To samo dotyczy większości wędlin i konserw. I mocno pachnących pleśniowych serów także, niestety. O fast foodach nie wspomnę. Na tym blogu nie używamy brzydkich słów. 

Naturalny zapach ciała zmieniają także niektóre leki (w tym rzekomo bezwonne pastylki czosnkowe, witaminy z grupy B i znaczna część antybiotyków). Bardzo wyraźnie na chemię i zapach skóry wpływają  papierosy - także te palone biernie. Papierosy dodatkowo przytępiają węch. Rak niby nie ma związku z tematem, ale faktem jest, że odbiór i tolerancja na zapachy bardzo zmieniają się po chemioterapii. O niemożności testowania perfum po śmierci nie wspomnę. :)


Oczywiście, na tym nie koniec. Przygotowanie skóry do testów to cały, udoskonalany przeze mnie przez lata, rytuał. Po pierwsze należy wyeliminować pachnące płyny, kule i sole do kąpieli. Dotyczy to także kupnych, pachnących peelingów. Nawet wzięty po kąpieli prysznic nie pomaga - perfumy pachną po takim zabiegu inaczej. O pachnących balsamach, masłach do ciała i aromatycznych pudrach możemy zapomnieć. Odpadają także naturalne oleje mające wyraźny zapach: kokosowy, z orzeszków makadamia i inne. Nawet wiele godzin po użyciu tego typu kosmetyku, niewyczuwalny już zapach powraca kiedy użyjemy perfum i zmienia nasz odbiór. Czasem na lepsze, ale nie zmienia to faktu, że test przestaje być miarodajny. Niektóre kosmetyki wchodzą w dziwaczne reakcje z perfumami i dają efekty mocno nieprzewidywalne.

Staram się nie testować perfum do recenzji bezpośrednio po, bezwonnej nawet, kąpieli. Czekam co najmniej godzinę, aż skóra odzyska naturalne PH i troszkę się natłuści. Najlepiej naturalnie. Nawet bezwonny balsam wydaje mi się ryzykowny i staram się nie używać przed testami.


Test właściwy wymaga możliwie oczyszczonego z zapachów pomieszczenia. Staram się nie przesadzać - w pokoju, w którym piszę zalegają sterty próbek, ale tylko szczelnych. Kiedy odpakowuję olejki czy próbki podejrzanie mocno pachnące - wietrzę, albo rezygnuję z testów.

Testuję mając na sobie świeżą, wypraną w możliwie bezwonnych detergentach odzież (nie z wełny i nie z dodatkiem skóry czy metalu - to zmienia zapach). Ubrania, które nosiłam na ciele skropionym perfumami eliminuję, nawet jeśli wydaje mi się, że nie pachną.

Oczywiście zachowuję także zasady oczywiste: nie testuje się perfum kiedy jest się chorym, bardzo zmęczonym lub głodnym. Nie wypadną dobrze testy przeprowadzane w stanie irytacji czy upojenia alkoholowego.


Procedurę rozpoczynam od naniesienie płynu na skórę po wewnętrznej stronie zgięcia łokcia. To mój własny patent i jestem z niego dumna. :)
Kiedy zaczęłam bywać na forach perfumeryjnych standardowo testowało się na nadgarstkach. Oczywiście testowałam w ten sposób i ja, jednak doskwierała mi różnica między rozwojem zapachu aplikowanego na szyję, a rozwojem zapachu na nadgarstku. Po pewnym czasie doszłam do tego, że na nadgarstku jest perfumom po prostu za zimno. Ale przecież nie jestem w stanie powąchać własnej szyi.
szukałam więc kompromisu: miejsca wystarczająco ciepłego, o delikatnej skórze i łatwego do powąchania. Łokieć jest idealny. Także dlatego, że kiedy zginamy rękę skóra automatycznie "dogrzewa" perfumy przez dotyk.

No właśnie. Dotyk - nie tarcie.
Wiele osób testując perfumy na nadgarstku najpierw aplikuje je, a potem rozciera drugim nadgarstkiem. Zakładam, że ma to służyć właśnie podniesieniu temperatury i lepszemu rozwojowi nut. Niestety, nie jesteśmy w stanie zapanować nad energią cieplną wydzielaną przez tarcie i zwykle zabieg ten kończy się "zwarzeniem" głowy kompozycji. A potem skóra i tak stygnie i serce jest znów wyziębione. Dlatego lepszy jest łokieć. Jeśli czujemy, że perfumom może być zimno, możemy zgiąć rękę, wówczas skóra przylgnie do skóry i ogrzeje się.


Aplikacja perfum w celach testowych wymaga umiaru. Na skórze powinno znaleźć się zdecydowanie mniej płynu, niż w przypadku testów globalnych (o których za chwilę) czy normalnej aplikacji użytkowej. Nie napiszę ile dokładnie, bo to naprawdę zależy od koncentracji i mocy perfum. Czasem wystarczy naciśnięcie atomizera do połowy (tak zwany półpsik), maleńka kropelka z fiolki lub dotknięcie skóry patyczkiem z flakonika lub próbki (tak zwaną różdżką), innym razem będzie to ilość tak duża, że płyn spłynie bokami na łokieć. Jeśli naniesiemy płyn raz i okaże się, że jest go za mało - najlepiej jest ponowić całą aplikację w zgięciu drugiego łokcia. Żeby przypadkiem nie pomieszać nut otwierających, które bywają naprawdę "szybkie". :)

Jeśli testujemy perfumy spirytusowe nie należy ich wąchać bezpośrednio po aplikacji. Wietrzejące opary spirytusu skutecznie ogłuszą nos. Zwykle odczekuję czas jakiś. czasem jestem tak niecierpliwa i tak bardzo chce mi się już, teraz, natychmiast wąchnąć nowe cudo, które wpadło mi w ręce, że zmuszam się do policzenia powoli do dziesięciu. Albo nieco szybciej do dwudziestu. A potem można zbliżyć nos do skóry...


Sam test polega na obserwacji. Staram się nie czytać w tym czasie dobrych książek (bo ani się obejrzę, jak miną wszystkie fazy rozwoju perfum) ani nie robić niczego, co podwyższy temperaturę mojego ciała (sprzątanie, ćwiczenia fizyczne, picie dużej ilości ciepłych napojów czy alkoholu). Przynajmniej dopóki zapach nie zacznie przygasać, a trwa to czasem kilka godzin.

Kontroluję zapach co parę chwil i na bieżąco notuję spostrzeżenia. Dlatego ważne jest, żeby podczas testów nie rozpraszały nas telefony, wizyty panów z gazowni, kolegów z sąsiedniej klatki ani płacz dziecka. Jeśli przegapię którąś z faz - powtarzam test od początku. Innego dnia.


I dochodzimy wreszcie do tego, dlaczego ilość perfum do testu powinna być relatywnie niewielka. Ano po to, by zapach nie zdominował wszystkiego wokół i pozostał w miarę blisko skóry.

Zmysł węchu szybko akomoduje się do otoczenia - po prostu przestajemy zauważać zapachy, które czujemy w tym samym natężeniu dłużej, niż kilkanaście minut. Jeśli otoczymy się chmurą zapachu, paradoksalnie będziemy czuli go mniej wyraźnie, niż pozostając w bezzapachowym otoczeniu i zbliżając nos do źródła woni tylko raz na jakiś czas. To ważne dla selektywności doznań.


To ciągle nie wszystko. Zwykle staram się uzupełnić szczegółowy test także testem globalnym. Czyli po prostu zakładam perfumy i noszę. Globalne użycie perfum nie pozwala prześledzić subtelnej gry nut, ale daje kilka innych, ważnych informacji. Pozwala sprawdzić, jaką zapach ma projekcję, jak zachowuje się w ruchu, jak wyraźnie wyczuwamy go podczas noszenia. Pozwala mi także "namalować obrazek" odczuć perfumy przez pryzmat emocji, skojarzeń, wspomnień.

To jest chyba najbardziej dla mnie uciążliwa część całego tego testowego rygoru, jaki sobie narzuciłam. Czasem łapię się na tym, że na co dzień prawie w ogóle już nie pachnę swoimi własnymi perfumami. Ciągle coś testuję.

Szczególnie, że niektóre perfumy wymagają powtarzania testów. Bo czuję, że coś mi umknęło, bo mam wrażenie, że są "niezdecydowane", albo kluczą. Tak było ostatnio z Fame Lady Gagi - użerałam się z nimi trzy dni. Czasem zapach jest dla mnie tak uciążliwy, że nie mam siły na podjęcie kolejnego testu i wówczas piszę, że nosiłam raz i zmyłam, albo że nie udało mi się zmyć, albo że umarłam w mękach. No dobrze - to mi się jeszcze na szczęście nie zdarzyło. :)

I już. Tylko tyle. :) Jeśli o czymś zapomniałam, to dopiszę.
Miłego testowania. :)



Źródła ilustracji:
  • Pierwsze zdjęcie z archiwum naszych śląskich perfumeryjnych sabatów. Jego autorką (a także naszym naczelnym fotografem zlotowym) jest Ewa zwana Roz-ter-ką.
  • Drugie, przedstawiające pokrojoną cebulę i czosnek ze światnego bloga kulinarnego Not Derby Pie.
  • Na trzecim rzeźba Christophe Gabriela Allegrain (1710 – 1795)) "Venus Entering her Bath" znajdująca się w zbiorach paryskiego Luwru.
  • Zdjęcie czwarte pochodzi z bloga Being Poetry.
  • Piąte z artykułu o testowaniu perfum na portalu Beauty High.
  • Na szóstym kadr z filmu o testowaniu perfum zamieszczonym na stronie www.poradnikzdrowie.pl: KLIK. Dla oddania sprawiedliwości twórcom filmu zaznaczę od razu, że film nie poleca rozcierania zapachu na skórze. Wręcz przeciwnie, zostało w nim zaznaczone, by tego nie robić.
  • Na siódmym zdjęciu oczywiście Sherlock Holmes. Zdjęcie z zasobów serwisu Wikia: KLIK
  • Zdjęcie ósme z materiałów marki Joya na stronie firmowej i serwisie Fragrantica.
  • Na ostatnim aktorka Carole Lombard.



Komentarze

  1. Nie wiedziałam, że w testy trzeba włożyć aż tak dużo pracy, czasu i w pewien spobób poświęcenia oraz że tak wiele czynników wpływa na odbiór zapachu. :)

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Wpływa pewnie jeszcze więcej, tyle, ze nie wszystko jestem w stanie wyeliminować., Na przykład na cykl hormonalny nic nie poradzę, a też ma znaczenie. :)

      Usuń
  2. świetny, przydatny post. nasze historie wyglądają bardzo podobnie...nawyki też. z tym, że ja na co dzień praktycznie nie używam żelu pod prysznic/płynów do kąpieli, a szarego mydła najczęściej...& to nie do końca z uwagi na jego pozorną bezwonność, ale przez uczulenie na SLS/SLES niestety.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. ps. słowo o pierwszym zdjęciu - przepiękna z Ciebie kobieta :O

      Usuń
    2. Mam na ten temat własną opinię, ale dziękuję za komplement. :)

      Uczulenie na SLS we współczesnym świecie musi być bardzo uciążliwe. Ja mam to szczęście, że nie mam uczuleń, choć mam bardzo wrażliwą skórę. Ale wrażliwą w sensie takim normalnym - reaguje zaczerwienieniem, otarciem, podrażnieniem, nie jakimiś alergicznymi "strasznymi rzeczami".
      |Używasz kosmetyków AA dla skóry atopowej może? Są nie tylko bezzapachowe, ale też naprawdę świetne.

      Usuń
    3. styczność miałam tylko z kremem, nie powalił na kolana, ale przyjrzę się gamie myjącej. póki co skomponowałam swój idealny zestaw do higieny & dopóki żadne straszności związane z jego eksploatowaniem mi się nie dzieją, to jestem mu wierna :)

      Usuń
    4. I słusznie. Nie naprawia się czegoś, co działa. :)

      Przyglądaj się więc, ale nie namawiam. Nie chciałabym, żeby Cię przeze mnie coś uczuliło.

      Usuń
  3. Bardzo ciekawy post, jesteś prawdziwą profesjonalistką :)))

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Dziękuję. Także za użycie grzecznego słowa "profesjonalistka, zamiast "maniaczka". ;)

      Usuń
  4. Niezwykle ciekawy i pouczający post.
    Nawet nie przypuszczałam, że "prawdziwe" poznanie zapachu wymaga tyle poświęceń więc tym bardziej Cię podziwiam i doceniam trud włożony w prowadzenie bloga.

    P.S. Po kliknięciu linku o Fame pojawia się post o zapachu Madonny.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Pisałam, żem lekko świrnięta. :)

      Dziękuję Ci bardzo za zwrócenie uwagi na niewłaściwy link. Już poprawiłam. :*

      Usuń
    2. Nie jesteś świrnięta tylko masz pasję a to duża różnica;)
      W każdym razie ja jestem wstrząśnięta (ale tak pozytywnie) ;)

      Usuń
    3. Uwielbiamy takich świrów:)

      Usuń
    4. SexiChic, pewnie mówiło Ci to już wiele osób, ale powiem i ja: jesteś bardzo miłą osobą. :)

      Jarku, o tak! Uwielbiamy pozytywnych świrów. Może to nieskromne, ale wolę świra, niż kogoś nudnego.





      Tak. To było nieskromne. Ale też był to komplement dla Ciebie. :)))

      Usuń
    5. Nie, nikt mi tego nie mówi bo ja tak na prawdę wcale nie jestem miła;) Po prostu staram się nie być hejterem a jak już mam do powiedzenia coś nieprzyjemnego to chcę, żeby to brzmiało przynajmniej "kulturalnie".
      Nic na to nie poradzę, że Twoje miejsce w sieci mnie nieustannie zachwyca i wywołuje same pozytywne emocje;)

      Usuń
    6. To jest jedna z najmilszych rzeczy, jakie w życiu czytałam. Że moje miejsce w sieci wywołuje same pozytywne emocje. Dziękuję. I zostanę przy swoim przekonaniu. Najcenniejsze miłe słowa to właśnie te powiedziane w sposób, który pozwala nam wierzyć. :)

      Usuń
    7. Cieszę się bo to jest czysta prawda;)
      W takim razie nie będę Cie wyprowadzała z tego przekonania;)

      Usuń
    8. Słusznie, bo jestem uparta jak kozioł w kapuście.:)

      Usuń
    9. Kozioł? Czy Ty nam czegoś o sobie nie mówisz? ;)

      Usuń
    10. Haha! Hahaha!
      Ok, opowiem Ci skąd to określenie.
      Czytuję Chmielewską. Mój mężczyzna też czasami. Swego czasu dostał od kogoś książeczkę "Jak wytrzymać ze współczesną kobietą". Przeczytał i uznał, że nie mieszczę się w żadnej, nawet mieszanej grupie. Kupiliśmy więc książkę tej samej autorki "jak wytrzymać z mężczyzną" i mój miły po lekturze odkrył, że jestem skrzyżowaniem dwóch typów facetów: odyniec samotnik i kozioł w kapuście właśnie. :) Stąd kozioł.

      Usuń
    11. No tak;) To wszystko wyjaśnia;)
      Zaciekawiły mnie te książki. Muszę się im przyjrzeć z bliska.

      Usuń
  5. Nie byłabym w stanie przestać jeść ostro. Skoro perfumy, które będą nosić mają mi pasować, mają dobrze znosić zarówno mój styl życia jak i moją dietę. Owszem, nie testuję na brudnym ciele czy na zapachowym mydle, szamponie czy płynie do płukania. Ale też nie chcę testować czegoś co mnie wpierw urzeknie,a przy następnej aplikacji będzie już całkiem inne i nie moje.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Ja i tak nie mogę jeść ostro, bo moje kubki smakowe reagują wścieklizną nawet na normalnie doprawione potrawy. Po mocnej, czarnej herbacie albo mocno garbnikowym czerwonym winie - seplenię. nie z upojenia, tylko dlatego, ze mi język cierpnie. To naprawde nie jest dla mnie poświęcenie. :) Z ostrych rzeczy lubię tylko chrzan.
      Mięsa czerwonego nie jadam z powodów nieperfumeryjnych. Fast foodów nie znoszę.
      W sumie w tej materii poświęcenie wcale nie jest wielkie. Gorzej z pielęgnacją... Te wszystkie kąpiele w pachnących olejkach, pielęgnujące, aromatyczne cudeńka... To boli. :]

      No i ja nie piszę o używaniu perfum, tylko o testach. Kiedy używam zdarza mi się nawet mieszać zapachy. Celowo. albo przypadkiem. Z tym że ja mam wszystkie na jedno kopyto, więc żadnego potwora raczej nie stworzę. ;)

      Usuń
    2. Mam dokładnie tak samo jak Wszystko co mnie zachwyca. Uwielbiam ostrą, mocno doprawioną kuchnię, czerwone, silnie garbnikowe wino a herbata, którą piję to już nieomal więzienny czaj.
      I z tego wszystkiego zrezygnować sobie nie wyobrażam, nawet dla podwyższenia wiarygodności i rzetelności perfumeryjnych testów.
      Bo ostatecznie to na mnie zapach ma dobrze się układać i do mnie ma pasować a moje upodobania i styl życia są niejako przedłużeniem tego o czym myślę "ja".

      Bez najmniejszego bólu rozstałam się natomiast z pachnącą pielęgnacją. Pewnie moje skłonności do atopii były/są dodatkowym czynnikiem motywującym.

      Tak czy inaczej- tekst znakomity i bardzo "pouczający".

      Usuń
    3. No tak, ale zakładam, ze rezygnacja z wina czy herbaty byłaby dla Was tak samo trudna, jak dla mnie rezygnacja z kawy i piwa. Nie zrezygnowałabym za nic. :)
      I jasne, że zapach ma na mnie się układać. I nawet mnie ma się podobać. :)

      Są jednak rzeczy, z których rezygnuję nawet jeśli to trudne. Po prostu czuję, że po użyciu płynu do kąpieli, peelingu czy balsamu perfumy pachną nie tak, jak powinny. Te, które znam od lat robią się inne. Czasem drastycznie inne. Jakże napisać recenzję w takiej sytuacji?

      Usuń
    4. Sabb, ja z ostrości i kawy bym nie mogła zrezygnować. Brak herbaty byłby dla mnie do tego ciężki, ale jeżeli miałabym dostęp do kawy- wytrzymałabym. Ja muszę mieć wyraźne smaki.

      Pewnie, że test to też inna kategoria. Ale jednak na odbiór zapachu ma wiele czynników wpływ- pogoda, nastrój. Gdyby wszystkiego tego pilnować, cała przyjemność by mi przeszła. Ale rozumiem też swojego rodzaju rytuały. To jak z cygarem. Nie tylko palenie jest atrakcyjne ale i cała otoczka. Otworzenie humidora, wybór tego jedynego pasującego na dziś. Dobranie do niego trunku lub odwrotnie- dobranie trunku do cygara. Czy dziś dobrać słodycz czy tu będzie się gryzła. Ta otoczka czyni z tego ten "produkt luksusowy", poczucie odpoczynku i pewnego oderwania. Tak samo jest z perfumami. Na jego ocenę ma wiele czynników. Czasem nawet fakt, jak on do nas trafił. Czy z czymś nam się to przypomina. A czasem nawet pamięć tego zapachu.

      Jak napisać recenzję? Szczerze. Zgodnie z tym, co testowanie przyniesie. Chociaż prawdą jest też fakt, że zapachy tak jak smaki- odbieramy inaczej. Nigdy nie będzie to uniwersalna recenzja, z którą wszyscy się zgodzą.

      Doceniam Twój wysiłek. Ja bym nie potrafiła się tak poświęcić, jednak ja ten rytuał widzę też tak, jak opisałam to na przykładzie cygara. Przyjemny rytuał, który ma duże znaczenie.

      Usuń
    5. Póki nasze upodobania i pasje pozostają w jakiejś tam równowadze, póki tworzą homeostazę z osobowością, warunkami zewnętrznymi i stylem życia póty wszystko jest w porządku. Jeśli ta równowaga zostaje zachwiana, jeśli skłonni jesteśmy na rzecz jednej pasji zrezygnować ze wszystkiego innego i wszystko dla niej poświęcić pasja zmienia się w obsesję albo w uzależnienie- i to już nie jest zdrowe.

      Pasja natomiast, taka jak Twoja, jest twórcza i przynosi wiele radości. Wiem po sobie- choć nie mam ani tak doskonałego nosa jak Twój ani tez nie podchodzę do testowania z podobnym pietyzmem.

      Usuń
  6. Świetny robota Sabb.
    Sam nie wiem ,ale czytając ten post zrobiło się tak jakoś erotycznie "maleńka kropelka z fiolki lub dotknięcie skóry patyczkiem..."mmm;)
    Głodnemu chleb nie myśli:D
    i oczywiście z dużą dawką humoru:)
    z ilością psików to bywa różnie.Ja niestety nie umiem półpsiknąć:D
    albo psik, lub wogóle:)
    p.s
    zastanawia mnie,co tak niuchasz na zdjęciu?:)
    Pozdr,

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Explosive Aigner. :)

      I masz rację, jest jakieś napięcie w testach. Nie wiem, czy erotyczne, ale zmysłowe, prawda? Otwierasz fiolkę i czujesz napięcie jak przy otwieraniu listu: cóż opowie mi zapach, czy poczuję przyjemność, czy nie?

      Usuń
  7. Nie zdawałam sobie sprawy z tego że testowanie zapachu wymaga aż tylu poświęceń :( Teraz już wie, że sama nie dałabym rady. Za bardzo lubię dogadzać swojemu nosowi i żołądkowi ;). Z tego miejsca tulę i pocieszam :*

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Byłabym zapomniała - niesamowite masz spojrzenie na pierwszym zdjęciu!!!

      Usuń
    2. Kat, kochana, nie trzeba pocieszać. Tulić można. :)
      Ja to lubię. Brakuje mi głównie tej pachnącej pielęgnacji. Al;e za to kiedy się dokądś wybieram, pachnąca kąpiel, pachnące olejki, pachnący balsam i ulubione perfumy na to... I mam święto. :)

      Usuń
  8. "aaaaaaaaaaaaaa ić w piz...." ;-) nie chcę być żadnym testerem perfum... :D
    Byłby w stanie mnie przekonać fragment o "nicnierobeniuprzezkilkagodzin", żeby temperatury nie podwyższyć, ale szybko stwierdziłam, że umarłabym z nudów...
    nie nie nie nie nie...
    tym samym
    PODZIWIAM TWOJĄ ROBOTĘ od teraz jeszcze bardziej, podziw z jakiś 150% wzrósł do 499 % (masakra, ile rzeczy NIE MOŻNA...)

    p.s. Zdjęcie na wstępie... ymmmmmmm <3 pełna hipnoza

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Hahaha! Uwielbiam Cię! Za tę soczystość wypowiedzi i ułańską fantazję. :)
      Angel, dla mnie to nie jest jakieś szczególne poświęcenie. Mięso, pikantne przyprawy, ostre smaki, fast foody - to rzeczy, których nie robiłabym nawet nie testując.
      Ale faktem jest, ze bardzo staram się, żeby moje recenzje były w pewien sposób rzetelne. Na przykład blogowanie nauczyło mnie dystansu do własnego gustu. otrafię docenić, podziwiać, nawet zachwycić się zapachem kompletnie nie w moim stylu i typie. I nie przyszło mi to naturalnie. kiedyś wąchałam i mówiłam "super - moje", albo "fuj - nie moje". Dopiero pisząc zorientowałam się, ze nie mogę napisać, ze coś jest paskudne tylko dlatego, ze pachnie jaśminem. :)

      Usuń
    2. ;-)

      Właśnie... dlatego ja nie zabieram się za pisanie recenzji perfum... bo one byłyby na poziomie "mój zapach"... "nie mój zapach"
      Na swoim blogu mogę jedynie pokazać perfumy jakie lubię, jakie używam... plus jakieś fajne ich foto :)
      Blogi takie jak ten podziwiam właśnie za obiektywizm, one wychodzą znacznie poza normalne blogi, gdzie pisze się o tym co się ma, co się polubiło bądź nie... jak u mnie.

      Z drugiej strony zaciekawiła mnie wypowiedź wiedźmy z podgórza...
      Też ma rację, bo przeciętny Kowalski/Kowalska nie będzie rezygnować ze swoich przyzwyczajeń, by poczuć prawdziwą woń perfum, które nosi...

      Dwie strony medalu, podoba mi się takie spojrzenie na świat, fantastyczny post z jeszcze bardziej cennymi uwagami w komentarzach ...

      Usuń
    3. Z racji takiego właśnie podejścia do tematu masz najbardziej sterylne, najbardziej dokładne recenzje w blogosferze :) dla tych właśnie, który Ci ufają :) Dlatego właśnie, po raz kolejny sięgnę po czarny kaszmir :) Teraz w pełni uświadomiona powinnam go poczuć nieco inaczej :)

      Usuń
    4. Angel, ten mój blog przez długi czas był głównie o zapachach moich i o tych, które mi się nie podobały. I do dziś w pewnym sensie jest. :) Jak każdy. Do dziś ludzie, którzy tu zaglądają wiedzą, że przed Britney Spears Fantasy raczej nie klęknę. :)
      Wiedźma ma rację, że większość ludzi nie będzie rezygnować za swoich przyzwyczajeń dla bloga. I znów, nie ma w tym niczego złego. W przypadku testowania perfum są jednak kwestia oczywiste. Czosnek czy cebula tak totalnie wpływają na zapach, że po ich zjedzeniu nie da się niczego przetestować. Podobnie było w przypadku balsamów: zbliżając nos do skóry czułam wyraźnie, ze to, co wącham to nie są testowane perfumy, tylko mieszanka zapachów. I zmiana czasem była bardzo wyraźna. Można, oczywiście, pisać recenzje i wtedy. Ja jednak mam od pewnego czasu świadomość, że jest grupa ludzi, którzy mi w pewnym sensie ufają zapachowo. I bardzo nie chciałabym ich rozczarować.
      I wracając do początku akapitu: niby nie będziemy rezygnować z przyzwyczajeń, ale jednak pisany systematycznie blog zawsze jest rezygnacją z czegoś, zmianą stylu spędzania czasu, pewnym poświęceniem.
      A nie jedzenie czerwonego mięsa, rzeczy ostrych, fast foodów, glutaminianu sodu czy większości wędlin nie jest dla mnie żadnym poświęceniem, bo i tak właściwie takich rzeczy nie jadam. :)

      Usuń
    5. Przepraszam, usunęłam komentarz, bo mi się coś ze zdaniami pokićkało. :)
      Teraz mamy pokićkaną kolejność głosów w dialogu. Ale co tam. :)
      Czarny Kaszmir testuj. Spróbuj obadać także nową wersję - te można kupić w Harrodsie. Jest minimalnie bardziej śliwkowa i słodka. Nie traci klimatu, ale są osoby, którym podoba się bardziej. No i nie ma problemu z kupnem kolejnej flaszki. :)

      Usuń
    6. Gdzie mi tam do Harrodsa :) ale pomyślę nad nimi intensywnie, choć na razie skończy się na próbce :) już nie będę szaleć jak kiedyś :)

      Usuń
  9. jestem pod wrażeniem Twojego testowania perfum - masa przygotowań! Też jestem wąchaczem, nie tak zaawansowanym jak Ty :-D, ale zapachy są dla mnie bardzo ważne, ileż to kosmetyków, perfum, środków czystości itp. wcisnęłam Mamie (kompletnie niewrażliwej węchowo), bo ja nie mogłam zdzierżyć jakiejś nuty... :-)

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. The Wonderful Pinkness, masz rację: używanie kosmetyku wkurzającego zapachowo jest trochę jak noszenie wełny na gołej skórze. :)
      Co do samych przygotowań, pisałam już wyżej, że dla mnie nie jest to aż takie wielkie poświęcenie. Wielu wymienionych rzeczy i tak bym nie robiła. :)

      Usuń
  10. ależ z Ciebie ładna kobieta :))))

    ja testuję najpierw na nadgarstku, a jak zapach mi się podoba to na zgięciu łokcia ;)
    nigdy nie pocieram nadgarstków (jak za dużo psiknę to przykładam tylko drugi)

    a testować uwielbiałam (tylko w ostatnim czasie coś mi mania perfumowa przeszła.. ale może kiedyś wróci... oby ;))

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Alieneczko, robię dokładnie to samo: przykładam nadgarstek do nadgarstka. Tyle, że na przykład w perfumerii to zabiera miejsce na kolejny test. W takich sytuacjach czasem pozwalam, żeby kapało. :)))

      Dziękuję za komplement. :)

      Usuń
  11. At, zajrzałam tylko na chwileczkę (bo nie mam czasu) - i już wiem, ze to nie był zbyt dobry pomysł, bom wsiąkła. ;)
    A na dodatek poczułam, że muszę wtrącić swoje trzy grosze. Rozumiem Twoje podejście do sprawy i szanuję je, sama jednak wychodzę z założenia, że wolę być człowiekiem niż blotterem. ;P
    I kiedy czytam, że dla zwiększenia rzetelności miałabym zrezygnować ze spożywania pikantnych potraw (za nic!), korzystania z pachnących żeli pod prysznic czy ziołowej odżywki do włosów, której woń uwielbiam (mleczko czy balsam do ciała i tak zazwyczaj wybieram bezwonne), że miałabym pod kątem testowanych perfum dobierać nawet taki a nie inny strój, to czuję, że coś w tym wszystkim nie gra.
    Co prawda niezbyt często pijam alkohol anni nie palę, bo papierochy mi cuchną (dlatego też - kiedy mogę - unikam tego gatunku palaczy, który twierdzi, że nie może się powstrzymać), podchodzę do testów z uwagą i robię notatki - ale żeby zmieniać siebie w blotter? Nigdy!
    Jestem zwierzęciem, małpą konkretnie. Perfumy to produkty dla zwierząt, tworzone przez zwierzęta. Żadna wielka filozofia, Kant z Markiem Aureliuszem i Augustynem nie mają z tym akurat wiele wspólnego - bo też i sami byli zwierzętami. :D Dlaczego więc miałabym minimalizować jak tylko można wpływ mojej fizyczności na rozwój perfum? W imię czego? Rzetelności? Przecież wiesz świetnie, że w przypadku indywidualnej percepcji zapachu aż nazbyt często okazujemy się więcej, niż subiektywni, uzależnieni od czynników, na które nie możemy mieć żadnego wpływu.
    Kiedyś czytałam gdzieś, że kobiety nie powinny oceniać zapachów, ponieważ cykl miesięczny czyni ich wrażenia mało rzetelnymi. Gdyby tym się przejąć, powinnyśmy albo pójść na wojnę z tym pożal się borze myślicielem (bo coś mi mówi, że słowa te mogły paść z ust tylko faceta), albo wpaść w czarną rozpacz, pokasować blogi i porozdawać próbki. Jedno rozwiązanie tak samo chore, jak drugie. Najlepiej po prostu uśmiechnąć się pod nosem, olać wariata i dalej robić to, co sprawia nam frajdę. :)
    Nie inaczej winno być z ostrymi przyprawami, czerwonym mięchem czy skórzanymi ciuchami. Oczywiście w mojej opinii.
    A może piszę tak tylko dlatego, że rezygnacja z czosnku, chilli czy imbiru byłaby dla mnie osobistą katastrofą równą stałej anosmii...? ;))

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. No to mi pojechałaś. :)
      Rozumiem, że wolisz być człowiekiem, niż bloterem ale widzisz... Ja nie muszę jeść czerwonego mięsa, żeby czuć się człowiekiem. Uczciwie pisząc: nie robiłabym tego także gdybym nie używała perfum.

      Mam znajomego, który twierdzi, że je mięso, bo jest człowiekiem, a nie krową. Ja nie jem i nie jestem ani krową, ani bloterem. Bo nie na tym polega bycie człowiekiem, w moim osobistym odczuciu.

      Pytasz, dlaczego miałabyś minimalizować wpływ fizyczności na rozwój perfum. Ano po to, żeby poczuć perfumy. Nie unikniesz chemii skóry i subiektywizmu. I to jest w używaniu perfum cudowne - bo każde perfumy pachną trochę mną. Ale pewne dążenie do tego, by _pisać_ o perfumach, a nie mieszance perfum z wczorajszym obiadem i porannym balsamem nie jest mi obce.

      Przy czym to nie jest zbiór wytycznych dla osób, które chcą używać perfum. To jest mój wybór. O tyle łatwy, że czerwonego mięsa, fast foodów czy gór cebuli i tak nie pochłaniam, papierosów nie palę i raczej nie przesiaduję w domu, przy biurku w skórzanych ciuchach.

      I, oczywiście, możesz sprowadzać sprawę do absurdu i pokpiwać sobie. Spoksik. :)

      Usuń
    2. Oczywiście, bo przecież pisząc to, co napisałam chciałam tylko dokuczyć Ci.. no, może jeszcze okazać swoją wyższość. Cóż innego?
      To z czerwonym mięsem czy skórzanymi ubraniami oczywiście, że nie świadczy o człowieczeństwie (znaczy, jeść czerwone czy nie jeść), posłużyłam się nimi tylko dla przykładu. Choćby dlatego, że w Pl wiele osób nie wyobraża sobie niedzielnego obiadku bez schabowego czy zrazów wołowych (za nimi akurat też bym nie tęskniła ;) ). A, choć podkreślasz w komentarzach, że dla Ciebie taki a nie inny sposób testowania nie był szczególnym wyrzeczeniem i że ów tekst nie ma charakteru instruktażu, to jednak tak go odebrałam. Jak widać po paru innych stwierdzeniach, nie tylko ja. Czy zgrzeszyliśmy nadinterpretacją? Niewykluczone. Ale czy nie o to Ci chodziło - o sprowokowanie do dyskusji?
      Co do pisania o perfumach, poprzedzonego testami, to oczywiście najlepiej jest robić to w sposób, jaki najbardziej nam odpowiada. I tu zdania nie zmienię. Pewnie umknęło Ci, jak na samym początku poprzedniego komentarza stwierdziłam, że szanuję Twój sposób. Bo tak naprawdę jest.
      Jednak za ów szacunek odpowiada li tylko filtr uznania dla Twojej roboty na perfumowym poletku, nie zaś dla samej metody. Skrytykowałam metodę, nie Ciebie; hej!
      Przecież mianem tego nieszczęsnego "blotera", (który nawiasem mówiąc był określeniem sympatyczno-ironicznym) mogłabym określić dosłownie każdego, z sobą na czele. Czego nie zrobiłam z tego tylko względu, że sądzę, iż moje perfumy winny przynosić satysfakcję przede wszystkim mnie (jeżeli nie męczą przy tym postronnych, to tylko dobrze ;D ale to dygresja ), z moim stylem życia oraz subiektywnymi upodobaniami.
      Teraz sobie pomyślałam, dlaczego właściwie zaczęłam pisać bloga: w rodzimym pachnącym internecie brakowało mi miejsca, w którym ktoś odważyłby się wyrażać swoje uznanie dla perfum naprawdę ciężkiego kalibru, Amłażów czy innych hardorientów, dla retroszyprów oraz chmury aldehydów rodem z minionej olfaktorycznej epoki. Dziś szczęśliwie jest ich więcej (za co jestem ich Autorom przeogromnie wdzięczna), ale wówczas był ich mniej. Czyt takie upodobanie wniknęło z jedzenia mięsa, picia wina czy mocnej czarnej herbaty i burzy hormonalnej, na którą z powodów zdrowotnych jestem skazana? Oczywiście, że tak! Ale czy to znaczy, że moje pisanie jest mniej warte (z merytorycznego wyłącznie punktu widzenia) od Twego? Sorry, może grzeszę pychą - ale nie sądzę. Nie w kwestii poważnego traktowania tego, co robię, pisząc o perfumach.

      Usuń
  12. Wciągający, arcyciekawy i lekko szokujący wpis;)Wygląda na to, że wcale nie nadaję się na testerkę. Zjadłabym na tym nerwy. Musiałabym zrezygnować ze swojego stylu życia i wprowadzić totalny ordnung;)Tym bardziej Cię podziwiam za dyscyplinę i poświęcenie dla pasji:)Oczywiście co jakiś czas da się tak robić, ale nie codziennie.
    Udostępniłam na fb, niech się uczą laicy jedni;p
    Pozdrawiam!

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Edyto droga, to nie jest zbiór porad, tylko mój osobisty wybór. Przy normalnym używaniu perfum, noszeniu ich i byciu miłośnikiem większość z tych zabiegów można kompletnie zignorować.
      Nie jestem człowiekiem szczególnie systematycznym czy zorganizowanym. Imprezuję do upadłego, pijam piwo, prowadzę nieregularny tryb życia. Mięsa nie jadam ideologicznie, nie palę, bo nie lubię smrodu i raka (raka nawet bardziej), ostro nie jem, bo mpoje kubki smakowe tego nie tolerują, detergentów używam możliwie bezwonnych, bo nie lubię kiedy mi w normalnym procesie noszenia perfum proszek czy płyn do płukania psują zapach, skórzanej odzieży po domu i tak nie noszę, wełny właściwie w ogóle... W sumie, kiedy spojrzysz na to w ten sposób wychodzi to, co pisałam parę razy wyżej: jedynym poświęceniem jest rezygnacja z pachnącej pielęgnacji. Ale za to te wszystkie podróże w świat zapachów... Dają mi furę radochy. :)
      Pozdrawiam ciepło i ja. :)

      Usuń
  13. wpis brzmi (jak to mówi mój mąż) srogo, ale myślę że wcale nie jest to takie straszne. to cudownie mieć tak ogromną pasję, że nawet kiedy przychodzi konieczność zrezygnowania z czegoś, to wyrzeczenie nie sprawia przykrości, bo przyjemność jaką czerpie się z pasji wielokrotnie to wynagradza. podziwiam Twoje zaangażowanie i nie ukrywam, że podziw podszyty jest lekko zazdrością ;)

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Korozyjko, uchwyciłaś istotę rzeczy. idealnie.
      Po pierwsze to wcale nie jest takie trudne. pisałam już w komentarzach nie raz, ze rezygnacja z mięsa, ostrego jedzenia, papierosów czy fast foodów to dla mnie żadne poświęcenie. I tak tego nie robię.
      Pewne dlatego tak wyczulona jestem na zmiany zapachu skóry po cebuli czy jakichś chińskich zupach - bo normalnie tak nie pachnę.

      Co do pasji, jest solą życia. bez niej jest mdłe. :)
      Jestem człowiekiem, który cokolwiek robi, robi to z pasją i "na całego". Tak lubię.

      Uściski serrrdeczne!

      Usuń
  14. Pieknie opisane! Na prawde wymaga to duzo pracy i cierpliwosci takie testowanie- chyle czola!

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Każdy dobrze prowadzony blog wymaga systematycznej pracy, prawda? Ludzie nie zdają sobie z tego sprawy. A przecież wygospodarować te parę, czy nawet godzinę co drugi dzień, szukać informacji, testować, klecić zdania... To uczy systematyczności. I świetnie wpasowuje się w teorię, ze z lenistwa powstają dzieła, na które nigdy nie zdobyłby się normalnie pracowity człowiek. ;)

      Usuń
  15. Nie sądziłam, że aby osiągnąć tak miarodajne rezultaty i napisać porządna recenzję perfum trzeba sie tak ...no...nazwijmy to wprost...poświęcić...to wydaje sie naprawdę ciężka pracą

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. W sumie nie trzeba. :)
      Po prostu kiedy zorientowałam się, ze ludzie jakoś polegają na moich opiniach uznałam, że dobrze będzie, jeśli wszystkie zapachy będę testowała we w miarę podobnych warunkach. Wtedy czytelnik, kiedy już "skalibruje" moje opisy, na podstawia testów zapachów, które zna określi mniej - więcej, jaki mam typ chemii i gust - nie będzie błądził po omacku, będzie miał punkt odniesienia. Wiem, ze ludzie często zamawiają próbki, albo nawet kupują flaszki na podstawie tego, co piszę. To ogromny honor dla mnie - takie zaufanie. I dlatego bardzo nie chce go zawieść.

      Usuń
  16. Dopiero teraz wiem, jaki kawał solidnej roboty odstawiasz :*
    Moje testowanie kosmetyków to przy tym pikuś.
    Ja nie potrafię sobie odmówić pachnących balsamów i żeli a i uwielbiam ubrania pachnące płynem do płukania :)

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Ja akurat ubrań pachnących nie lubię. Mieszają mi się z perfumami, i zwykle psują zapach. Ale te cynamonowe, waniliowe, kokosowe masła do ciała... Jej, ale mi ich brakuje. :)

      Usuń
    2. A ja chyba lubię wszystko co pachnie i prawie nigdy nie przeszkadza mi "natłok zapachów" :)

      Usuń
  17. Świetny post! I muszę Ci powiedzieć, że bardzo podoba mi się Twoja uroda :)

    A wiesz ja dostałam Fame Gagi i powiem tak, jajo zadowala bardzo moją mroczną stronę a sam zapach dzienną do latania z czymś przyjemnym wokół siebie ;)

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Lady, ja tylko chciałam zaznaczyć, że kiedy piszę o "użeraniu", nie znaczy to, że zapach mi się nie podobał czy że uważam go za zły. Miałam na myśli fakt, ze nie potrafiłam go uchwycić. Przy pierwszym teście brzoskwinia wydała mi się dziwna, nie potrafiłam załapać, czym ją doprawiono. Przetestowałam więc drugi raz dnia następnego. A ona tego dnia była zupełnie inna. Trzeciego natomiast pachniała jeszcze inaczej. Potem brakło mi próbki. Ale ogólnie nie znaczy to, że zjeżdżam zapach.
      Z resztą, nawet gdyby mi się nie podobał (a tego nie napisałam, jeszcze raz podkreślam, możesz sprawdzić), to przecież nie ma to znaczenia w porównaniu z tym, ze Tobie nosi się dobrze. Naprawdę. Bo "podobanie" to najważniejsze kryterium. :)

      Usuń
  18. Za to Cię podziwiam właśnie, totalne przyłożenie się do pracy nad tym, co robisz - bardzo rzadkie w dzisiejszych czasach, a tak cenne - blog temu dowodem.

    I wiem, że nie wysłałam Ci jeszcze mojej recenzji, ale męczę się z grypą, katar okropny, jak próbuję używać jakichkolwiek perfum to cierpię, gdyż zamiast zapachu, czuję jedynie potworne pieczenie w nosie. Osobiście szybkie testy zrobiłam zaraz po dostaniu paczki ze zdrowym jeszcze nosem, ale nic nie spisałam. Przepraszam i obiecuję Ci zaraz po ozdrowieniu wysłać moje obserwacje :)

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Pralko, ja to lubię. Naprawdę sprawia mi to mnóstwo frajdy. I to, ze ktoś przeczyta, zgodzi się albo nie, podyskutuje, uzupełni... To też. Przecież po to piszę. :)

      A na recenzję spokojnie czekam. Zdrowiej! Nie katuj się perfumami, tylko dbaj o siebie. :)

      Usuń
  19. Chyba nie powinnam była czytać tego posta :) Czasem lepiej jest nie wiedzieć/nie widzieć pewnych rzeczy :) Nigdy nie zastanawiałam się "jak to robisz", ale też nie przypuszczałam, że to może być aż taki wielki "cyrk". Ale chyba teraz bardziej rozumiem, że faktycznie możliwa jest aż tak dokładna analiza nut, jaką często serwujesz. Wydawało mi się, że tylko i wyłącznie unikalny talent, którym zostałaś uhonorowana przez Matkę Naturę. Z jednej więc strony jakiś mały fragment mitu upadł, ale też nabrałam dużego szacunku dla Twojego warsztatu. To nie tylko pasja, ale mnóstwo rzetelnej pracy. Chapeau bas!

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Nie chcę tu "robić" za jednorożca, ale w kwestii jedzenia czy kosmetyków nie chodzi o to, że wówczas słabiej czujesz ntuy, tylko o to, cze czujesz nie to, co jest we flaszce. :) Kiedy nakładam znane sobie perfumy na balsam czuję, po prostu czuję, ze pachą inaczej. i zmiany są różne: raz wychodzi coś fajnego (na przykład z She Wood nałożonego na balsam z serii Feminite du Bois) albo niefajnego (na przykład z czegokolwiek nałożonego na ładnie w sumie pachnący peeling kawowy z Perfecty). I to jest problem. Że czuję dokładnie, tylko nie to, co powinnam. :)

      W pozostałych kwestiach (mięso, papierosy, fast foody, ostre jedzenie, dużo cebuli czy czosnku) to dla mnie normalny styl życia niezwiązany z perfumami. A jeśli biorę leki to czasem czuję, ze pachnę inaczej. I wtedy z czystej uczciwości nie będę oceniała czegoś, czego ocenić nie jestem w stanie.

      Najbardziej znacząca dla selektywności odbioru nut jest umiarkowana aplikacja. I to jest ważne. Ale o tym większość ludzi i tak wie.

      Usuń
    2. No to już teraz rozumiem dlaczego od momentu "zamieszkania" w niszy staram się w miarę możliwości używać niepachnących kosmetyków, co jak na kogoś z branży jest dość nietypowe :)
      I są chyba dwa różne mechanizmy: nos, który inaczej odbiera i skóra, która inaczej rozwija zapach. Jak się nażrę cebuli to potem przez 3 dni śmierdzą mi nawet paznokcie. Nie mówiąc o skórze.
      A czy to nie jest trochę tak, ze w przypadku nadmiaru silnych bodźców zapachowych z jedzenia, czy innych rzeczy również słabiej czujemy niektóre zapachy? Nawet nie z zatkania kubków, tylko z przeładowania bodźców, które odbiera mózg? Że taki mózg jak jest trochę "wyposzczony" to jest w stanie lepiej odróżniać i lepiej analizować?
      Kurczę, jak popularny post. Ludzie lubią podglądać innych :)

      Usuń
    3. Rozmawialiśmy o tym ostatnio na Wizażu: czy upodobanie do mocnych smaków idzie w parze z upodobaniem do mocnych perfum i odwrotnie. Wyszło nam, że nie bardzo.
      Ale mam wrażenie, ze jeśli ktoś jest pachniuchem (ładne słowo, prawda?), to często bywa też smakoszem. Ja na przykład uwielbiam jeść. :)

      Przy okazji wyznam Ci, że mam kumpla specjalizującego się w produkcji arcyfenomenalnych nalewek, który obiecał mówić do mnie "o boże".
      Sporządza bowiem, pośród wielu innych, także nalewkę korzenną, dziewięcioskładnikową. Swego czasu robił obnośny test pośród swych znajomych i twierdził, że jeśli ktoś rozpozna pięć składników, jest gierojem, jeśli siedem - bogiem. Rozpoznałam siedem, przy czym popełniłam głupi błąd i nie wymieniłam alkoholu. Z alkoholem byłoby osiem. Zostałam pomniejszym bóstwem nalewek. :)

      Usuń
  20. Przeczytałem z przymrużeniem oka ;)

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Zawsze mnie cieszy, kiedy ktoś wchodząc tu się uśmiechnie. :D

      Usuń
  21. Dzięki Sabb! Rola łokcia w testach jest naprawdę przełomowa :) Jakoś na to sam nie wpadłem, zawsze te nadgarstki odruchowo stosowałem :) Zaimponowałaś mi nie tylko kreatywnością, ale i oddaniem sprawie. To fakt, że na odbiór zapachu wpływa dosłownie wszystko co może zmienić choćby minimalnie odczyn skóry. Ja pozbawiony orientalnych przypraw nie przetrwałbym pewnie doby :) Tym bardziej podziwiam.
    Pozdrawiam Maru

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Taaak, jestem prawie dumna z siebie z tym łokciem. :)

      Ja mam ten problem z przyprawami, że nawet gdybym chciała, nie mogę używać ich wiele. Nie stosuję jakiegoś rygoru. Chadzam czasem do hinduskiej restauracji, ale nie jestem tam w stanie zjeść całej potrawy. Po kilku kęsach moje kubki smakowe dostają świra. Dlatego zwykle zamawiamy każdy coś innego i wymieniamy się. Tylko mango lassi pijam szklankami. :)

      Usuń
  22. o matko ! twoj opis przypomina mi tortury :P
    ja nie moge uzywac perfum, bo zaraz mnie mdli!

    brawa za to co robisz :)

    pozdrawiam !!!

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. E tam tortury. Co t za tortura nie jeść mięsa czy fast foodów? Albo nie palić? :)

      Ty to dopiero masz ciężko. Współczuję. Próbowałaś używać naturalnych olejków? takich ze sklepu zielarskiego albo apteki? Jeśli wybadasz po czym Cię nie mdli, możesz mieszać je ze sobą i pachnieć niepowtarzalnie. :)

      Pozdrawiam ciepło. :)

      Usuń
  23. Poswiecenie dla pasji, Ty Klaudio niczego nie robisz po lebkach. Pod wrazeniem jestem i z lokciowego sposobu skorzystam!

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Moja mama mówiła, że jestem narwana. Coś w tym jest. Nie potrafię się czemuś oddawać trochę. Bywa to trudne, ale też daje furę radochy. :)

      Usuń
  24. Z zaciekawieniem przeczytałam wpis oraz komentarze.
    Ja od czasu kiedy zaczęłam świadomie używać perfum jakoś zupełnie naturalnie unikam zapachowych produktów. Nie znaczy to, że ich nie używam. Używam rzadziej i mniej niż kiedyś. Natomiast miewam ogromne wachnięcia hormonalne i to muszę przyznać ogromnie rzutuje na odbiór zapachu, zwykle mocno intensyfikuje pozytywne bądź negatywne odczucia :).

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Rzutuje. Ale ja mam to szczęście, że u mnie w niewielkim stopniu. Nawet ciąża mi nie namieszała w tej kwestii - używałam tych samych perfum co przed i po. Bez problemów.
      Ogólnie mam takie podejście, że jeśli mam na coś wpływ, to wpływam, jeśli nie mam - nie drę szat. ;)

      Z produktami pachnącymi jest tak, że zawsze wpływają na zapach perfum. I nawet przy zwykłym używaniu mogą wkurzyć, bo rzadko wpływają pozytywnie. Chyba, ze zupełnie naturalne jak olej kokosowy, którym uwielbiam się smarować. :)

      Usuń
  25. Jestem wdzieczna, ze testujesz perfumy dla nas, Sabbath. Nie zdawalam sobie sprawy, ze to taka ciezka i wymagajaca wyrzeczen praca. Rzeczywiscie, to zajecie "mebluje" Ci zycie dosc mocno.
    Pozdrawiam.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Zosiu droga, to nie jest ciężka praca, tylko wielka radość. Ale przyznaję, nie chciałabym rozczarować osób, które mi perfumeryjnie ufają. Bo to dla mnie wielki honor, że ktoś bierze pod uwagę moje opinie. :)

      Usuń
  26. podpisuję się pod tym wszystkimi kończynami... rzetelny test to nie tylko przyjemność, ale przede wszystkim obowiązki związane z przygotowaniem... a często się zdarza, że testowana ciecz w niczym nie rekompensuje tego całego zachodu...
    ściski pirath
    p.s. dlaczego od jakiegoś czasu nie mogę podpisać się nickiem?

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Oj prawda. czasem zdarza się, ze coś testujesz, a to nie tylko nie cieszy, ale nawet nie inspiruje do napisania czegokolwiek. Mam takich zaczętych recenzji na dysku mnóstwo. Bo czasem tak bardzo nie mam nic ciekawego do napisania, że aż wstyd Wam to pokazywać. :)

      A nickiem nie możesz się podpisać zapewne dlatego, ze wprowadziłam konieczność identyfikacji IP. Z powodów, które znasz. :)

      Usuń
  27. Wszystko to bardzo ciekawe i skłania mnie do refleksji małej : perfumy dla kobiet powinny być testowane przez kobiety - bo dla nich są. Zresztą zmienność tych samych perfum to dla mnie wielka zaleta. I refleksja większa - twoje testowanie jest o tyle niemiarodajne, że, przypuszczam, nie ma tak wielu osób, które przygotowują ciało do testów (powiedzmy, ze tak im wychodzi bez starań).
    Ale z drugiej strony jestem całkowicie przekonana, że to, co robisz, jest jedyną drogą do powąchania perfum w jak najczystszej postaci, przy tym zapewnia powtarzalność, bo reguły są jasne. Perfumy przy minimalnym udziale czynników zewnętrznych. "Neutral tests". Więc w pełni to rozumiem i uznaję. Nie jesteś (przypuszczam) osobą, która robiłaby chyba cokolwiek nie na 100% (tak, jak ja maluję też najlepiej, jak mogę, w szerokim znaczeniu).
    Rozważam przestawienie diety dla zapachów - szczególnie wyeliminowanie pewnych wyrazistych, a przy tym niezdrowych składników (typu Kinley albo żelki Haribo), bo na mnie za bardzo wszystko się wyostrza, męczy przez to. Pachnące kosmetyki mi przeszkadzają - a niestety zapach zawsze jakiś zostaje. Nie mój. Szare mydło - to jest dla mnie bomba zapachowa, nawiasem mówiąc.
    Swoją drogą, wiele bym dała, żeby spędzić przy Tobie dzień i zobaczyć, jak Ci wystarcza doby na tyle aktywności. To wspaniałe. Chylę czoła. I przetestowałabym co nieco na swoim zmienionym chemicznie ciele :)
    Większość znanych mi osób wiecznie nie ma na nic czasu. Ja nie narzekam, ale też lenię się strasznie.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Taka czysta postać perfum to to także nie jest. Od kiedy pamiętam, moja skóra "wyplusza" zapachy. Nie tyle wysładza, co daje im miękkość i pewną ciepłą delikatność. Dlatego nawet największe killery pachną na mnie tak, że zwykle się podobają ludziom.

      W kwestii diety - głównie chyba o tę powtarzalność testów chodzi. każdy, kto wykonywał kiedykolwiek jakieś badania wie, że porównywać można tylko wyniki badań przeprowadzanych w podobnych warunkach. A ja czuję, że kiedy zjem cebulę, to moje perfumy zyskują intrygującą, cebulową nutkę. ;)

      Diety drastycznie nie przestawię. Nie zrezygnuję z kofeiny, bo lubię kawę i colę. Nie zrezygnuję z czekolady. Nie zrezygnuję z warzyw i owoców, bo nie mogę bez nich żyć. Tyle tylko, że po tym, jak wczoraj na obiad zjadłam trzy michy leczo zawierającego sporo cebuli, ani wczoraj wieczorem, ani dziś nie testowałam perfum. Za to pyszne było!

      Co do aktywności - dałabym wiele, żeby móc zrezygnować ze snu. Tak strasznie szkoda mi tych trzech godzin dziennie... A czasem więcej. Dziś na przykład przespałam prawie cały dzień. Moi chłopcy zabrali mi z pokoju telefon i inne komunikatory i obudzili dopiero o 18. Podarunkami: dostałam wielki czarno - czerwony kubek termiczny na kawę i dwa słoje Nutelli.

      A na wspólne spędzenie dnia i ja się piszę. Tylko nie sądź, że zmarnuję go wówczas na jakieś normalne aktywności. Będę się Tobą cieszyć po uszy i na nic innego czasu nie zamierzam tracić. :)

      Usuń
    2. I jeszcze: szare mydło ma potwornie intensywny zapach. I zostaje na skórze, na praniu, na wszystkim na wiele godzin.

      Usuń
    3. Ale ja cię chciałam podejrzeć, jak w Big Brotherze :)
      No tak, sen to taki urwany film...a kiedy zasypianie nie daje radości, to już w ogóle do niczego. Sny - to jedyna zaleta, jak dla mnie.
      Próbas wysłany w piątek. Nic nie jedz, tylko makaron i kawę :) Nie wiem, czemu makaron...kluchy są takie nieagresywne, może dlatego.
      ju. (Brulion...)

      Usuń
  28. Tylko dla mnie podstawowe pytanie brzmi PO CO? Po co testować w taki sposób, w sterylnych warunkach, itp, skoro i tak zawsze każda kobieta nakłada perfumy na (przykład) wcześniej posmarowane ciało balsamem, jedząc sos chilli i czerwone mięso? Jaki ma więc sens testowanie perfum w taki sposób, skoro używamy ich zupełnie inaczej?
    To tak jakby testować auto na prostej drodze w idealnych warunkach z prędkością 10km/h, wiedząc, że musi się nadawać do jazdy po dziurach podczas burzy z prędkością 80km/h. No dla mnie brak tu jakiegokolwiek sensu i mnie wyniki takich testów zupełnie by nie interesowały.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Jeśli testujesz dla siebie, to jasne. Najważniejsze jest kryterium podoba mi się - nie podoba mi się. Reszta jest drugorzędna. :)
      Jeśli jednak recenzujesz perfumy i robisz to ww sposób stały, osoby, które Cię czytają uczą się przez porównanie tego, jak perfumy zachowują się na twojej skórze w porównaniu do ich własnej. To daje pewną skalę porównawczą.
      Druga kwestia to brak innych zapachów wokół: jeśli usiłuję poznać i opisać zapach - staram się unikać zakłóceń. To trochę jak z muzyką: kiedy słuchasz nowego utworu , robisz to w ciszy, nie przy włączonej innej muzyce, pracującym w tle odkurzaczu i kosiarce. Mam nadzieję, że to porównanie trochę wyjaśni.
      Trzecie kwestia to to, ze ja nigdy nie jem ostro (bo nie mogę), nie jem mięsa (bo mi żal zwierząt), nie palę i tak dalej. jedyne prawdziwe wyrzeczenie to rezygnacja z pachnących kosmetyków pielęgnacyjnych. Ale o tym pisałam wyżej.

      I jeszcze jedno - mam problemy z koncentracją i łatwo się rozpraszam. Stąd potrzeba spokoju.

      Dziękuję za opinię i mam nadzieję, że trochę się wytłumaczyłam. :)

      Usuń

Prześlij komentarz

Dziękuję za każdy komentarz. To Wy sprawiacie, że to miejsce żyje. :)

Popularne posty