Moody Wood czyli Woody Mood od Olfactive Studio



Bywają perfumy o mało ekscytującym otwarciu, rozwijające się pięknie i wdzięcznie.
Bywają i takie, które otwierają się piękne, a potem rozczarowują.
Bywają i takie, które nie poruszają nas od początku do smutnego końca.

Tym razem żaden z tych scenariuszy się nie ziścił.


Moody Wood zachwycają od pierwszego wdechu - pierwszego uderzenia dymnej słodyczy; po ciepły, kakaowy finisz.

I powyższe zdanie publikuję z dziką satysfakcją, bo czekałam na ten zapach. Wiązałam z nim wielkie nadzieje - na tyle wielkie, że zorganizowałam sobie wolny dzień, wstałam o 5:30 rano i pojechałam na oficjalną polską premierę do Domu Perfumeryjnego Quality. Jakże miło jest się nie mylić. :)



Zacznijmy od początku.

Na początku był obraz. Zdjęcie Rogera Steffensa wykonane w latach 70 ubiegłego wieku. Wedle rodzinnej legendy - na kwasie.

Nastrojowa fotografia rzeczywiście sprawia wrażenie, jak gdyby autorowi udało się zajrzeć pod podszewkę rzeczywistości.

 

Zapach do zdjęcia "utkał" mistrz drzewnych orientów - Bertrand Duchaufour. Zadanie, nawet dla mistrza, wymagające. Bo zdjęcie zapowiada nie tylko drzewny i nie tylko nastrój, lecz jednocześnie grę światłem i sporą dozę niesamowitości.

Woody Mood jest magiczną, senną podróżą przez jesienny las. Leniwym kalejdoskopem doznań. Synestetycznym wehikułem czasu, który utknął w pajęczej sieci jesieni.


Pierwsze nuty wprowadzają nas w las o poranku.

Dzień już wstał - blady i bosy. Imbirowe słońce wyłuskuje z mroku kształty i faktury katalogując je chłodno i metodycznie, jak co rano. Smukłe sekwoje w zielonych pióropuszach. Zdradziecko zarumienione dęby. Przystrojone w róż i fiolet wrzosy. Podnoszące się z ciężkiego snu źdźbła traw zdziwione towarzystwem złotych liści - omdlałych z chłodu pierwszych ofiar jesieni.

W poszyciu czai się dym. Jasny, przenikliwy aromat żywicznych gałęzi oddychających łapczywie, świetliście, na śmierć.


A potem Wody Mood zmienia naturę rzeczywistości. Chłodna świetlistość otwarcia przechodzi w ciepły, paczulowy półmrok.

Słońce wspięło się na szczyt nieba i wścibskie promyki miast myszkować w poszyciu, rozpłaszczyły nosy na parasolu liści. Ruchliwe blaski skaczą po pniach jak puchate wiewiórki, nurkują w szeleszczących liściach jak małe jeże.

Zapach ociepla się i łagodnieje. Wycisza się, jak oswojone zwierzę.


Wyrazisty, akord drzewny o barwie kasztanów spleciony z wysłodzoną, miękką jak aksamit nutą dymną tworzy krągłą kanwę kompozycji - obecną i zyskującą moc od otwarcia po cichy zmierzch.

Niejednoznaczna, niespożywcza, sucha nuta kakao podbita subtelnym akcentem skórzanym czyni z nastrojowych perfum Olfactive Studio impresję - nie reportaż. Jak gdyby perfumiarz w ślad za fotografem dodał do leśnego krajobrazu element nieoczywisty, niespodziewany i... rozkoszny.

To właśnie akord kakaowo - skórzany czyni Moody Wood kompozycją wyjątkową. Sprawia, iż pomimo oczywistego pokrewieństwa z klasykami w stylu Gucci Pour Homme czy 2 Man Comme des Garcons - jest to zapach nowy, inny, wart poznania. I wart grzechu...

Bo las najpiękniejszy jest o zachodzie słońca. Wyzłocony i rozgrzany. Gotów na sen.



Data premiery: 2017
Kompozytor:  Bertrand Duchaufour
Trwałość: niestety, trwałość nie należy do zalet tych perfum

Nuty zapachowe:
Nuty głowy: bergamota, imbir, szałwia
Nuty serca: sekwoja, jatamansi (szpikander), czarna herbata, kadzidło
Nuty bazy: paczula, skóra, styraks, kakao

Komentarze

  1. To perfekcyjny wstęp do jesieni. Czuję to w mej wyobraźni tę swoistą aurę, magię życia...

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Jest dokładnie tak, jak napisałeś: to nie jesień w perfumach, tylko wstęp do jesieni. Perfumy zawieszone między porami roku.
      Noszą się cudnie. Tylko trochę krótko.

      Usuń
  2. O rany! Jak cudnie w takim lesie :-D Poetko! ♥
    Przypomniały mi się pułtuskie leśne wycieczki z dzieciństwa i potem te już dorosłe, z przyjaciółmi i psami...

    OdpowiedzUsuń
  3. Mmm... taka perełka nie powinna leżeć długo samotna na pułkach perfumerii, chyba adoptuję jakieś próbeczki albo nawet buteleczkę. ♥

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Iwo, daj mi się ogarnąć - jeśli mi się uda wysłać Ci w tym tygodniu próbkę, dam znać.

      Usuń
  4. Czuję, że ten zapach na etapie otwarcia i tego, co dzieje się w fazie nut serca jest ,,mój". Trochę mnie tylko niepokoi niespożywcza, sucha nuta kakao;) - zdecydowanie wolałabym wersję spożywczą, przesadnie słodką;).
    Piękna recenzja♥.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Aaaa... Tu mnie masz, bo ja nie lubię słodkiego kakao w perfumach. To znaczy lubię, ale nie noszę.
      Dlatego wolę Angela z serii ToF od normalnej wersji - bo czekolada jest w nim gorzka.

      Usuń
  5. Zadziałało mi na wyobraźnię! Zwłaszcza to skórzane kakao, chociaż podejrzewam, że to tylko akcent w tej opowieści. Nie mniej, sama lektura wywołała we mnie tak przyjemne uczucie słonecznego, leniwego ciepła, że już choćby tylko za to serdecznie Ci dziękuję :)

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. No właśnie to kakao jest wyraźne. I trwa.
      Ale to nie jest kakao - napój, tylko kakao - proszek. Ciemny, aromatyczny, drzewny.
      Cieszę się, ze udało mi się sprawić ci przyjemność.
      Na pewno nie była ona tak duża, jak moja radość na widok Twoich komentarzy. Po takiej przerwie! Mam święto! <3

      Usuń
    2. Przerwa wynika z tego, że generalnie coraz mniej czasu spędzam w blogosferze. Rzadziej zaglądam, rzadziej komentuję, trochę inne tematy wysuwały mi się od jakiegoś czasu na pierwszy plan. Ale postaram się zaglądać częściej :)

      Usuń
    3. Tak bywa. U mnie przez ostatnie trzy miesiące posucha była - robiłam sto innych rzeczy. Rwównie fajnych. i to jest pozytyw.
      Mam nadzieję, że Twoje "inne tematy" są pozytywne i dają Ci satysfakcję.

      Dziękuję, że do mnie wróciłaś. <3

      Usuń
  6. Oboje z mężem jesteśmy zachwyceni, testujemy namiętnie. Ubiegłaś mnie, bo chciałam wcześniej się zapytać czy planujesz recenzję Woody Mood. Weszłam na bloga a tu taka niespodzianka. Jak zwykle piękny opis. Pod komentarzem Lennyego napisałaś że wspomnienia to drugi wymiar zapachu. Zgadzam się. Tak właśnie było w przypadku Nabucco Parfum Fin (Gamma Phi Lambda). Otwarcie ciężkie, ziołowe-
    spodobało mi się. Zaintrygowana czekałam jak zapach będzie się rozwijał dalej. Rzeczywiście zapach ewoluował a ja nie mogłam skojarzyć skąd go znam. I wreszcie przypomniałam sobie. Nigdy nie lubiłam tego zapachu. Niestety na mnie pachnie jak krem do golenia Polenny, którego używał mój tata. Bardzo czekam na twoją recenzję.Pozdrawiamy. p.s. mój mąż też Cię podczytuje :-)

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Bardzo mi miło. :)
      Parfum Fin miałam kiedyś w pudełku do recenzji na już. Rzecz w tym, że ja mam takich pudełek kilka i kiedy się zapełniają, biorę kolejne. I też zapełniam.
      W ogóle - wybór perfum do recenzji to najtrudniejsza rzecz w blogowaniu - jeśli pisze się niekomercyjnie, czyli recenzuje wedle własnego klucza a nie po zleceniach. Mnie recenzowanie perfum z dużym budżetem reklamowym zanudziłoby na śmierć.
      Pozdrawiam serdecznie. :)

      Usuń
    2. Ale gafa :-) powinnam raczej zapytać czy planujesz recenzję

      Usuń
    3. Ależ skąd! Żadna gafa! Chciałam napisać, że zgadzam się i uważam zapach i markę za wart uwagi. Tylko mi pary i czasu brakło. :(

      Usuń
  7. Ja powinnam mieć tu zakaz zagladania :D pieknie brzmią nuty oj pięknie. Te kakao wogóle nęci ☺️ Idealnie wpasowuja sie w aure jesieni... ohh juz kusi kupnem :)

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Napisałabym, że zachęcam do zachowania rozsądku, ale - jak widać - ja nie zachowałam. ;)

      Usuń
  8. Sprawdziłam je dziś. Jaki to przepiękny las, jaki on jest prześwietlony, nieoswojony a łagodny. Cudowne są.
    Dzięki za zainspirowanie do sprawdzenia zapachu.

    OdpowiedzUsuń

Prześlij komentarz

Dziękuję za każdy komentarz. To Wy sprawiacie, że to miejsce żyje. :)

Popularne posty