Molinard Habanita

Eviva l’arte!

Niechaj pasie brzuchy

nędzny filistrów naród! My, artyści,

my, którym często na chleb braknie suchy,

my, do jesiennych tak podobni liści,

i tak wykrzykniem; gdy wszystko nic warte *

Habanita!

Zapach fine de siecle’u, artystycznej, zakopconej dymem z cygar i odurzonej alkoholem i wyrafinowanym erotyzmem bohemy. Zapach amoralny i pełen pasji. Z nutką gorzkiej słodyczy wyrafinowanych dyskusji i niszczących miłości.

A przy tym wszystkim jest to zapach retro i… w jakiś przewrotny sposób elegancki.

Jestem ogłuszona i zafascynowana.

Habanita w pierwszych chwilach jest gorzka. Gorzka goryczą natrętną, bezczelnie wdzierającą się przez nozdrza do gardła, dławiącą niemal, bolesną. Ale to taki podniecający ból.

Pierwszy duży akord pachnie gorzkimi migdałami, nutami kojarzącymi się z arakiem, zbyt dojrzałą nalewką na włoskich orzechach, ciemną, gęstą żywicą egzotycznych drzew i, przede wszystkim, z dymem.

Uderzający w nos początkowo ostro, potem łagodnie wysładzający się zapach tytoniowego dymu jest w Habanicie wyczuwalny bardziej, niż w jakimkolwiek innym znanym mi zapachu. Jednocześnie drażniący i pociągający…

Zapach jest ciemny, gęsty, żywiczno – dymny z wyraźną nutą różanego olejku wprost z drewnianych tub przywożonych przez turystów z Bułgarii. Róży towarzyszy woń starego, zakopconego drewna – jak gdyby tuba z olejkiem różanym zwiedziła świat (i światowe lokale rozrywkowe) w kieszeni niepokornej włascicielki. Z resztą wszystko w tym zapachu jest zakopcone.

Rozwija się w kierunku dusznej (ale nie banalnej bynajmniej) nocnej tuberozy, skórzanej wanilii, nut zwierzęcych, piżmowo-ambrowych z niepokojącym akcentem przywodzącym na myśl smak krwi: słodkawy, nieco metaliczny, powodujący zawrót głowy.

Jakąż kobietą byłaby Habanita!

Odziana w garnitur, paląca cygara, klnąca jak szewc i przy tym nieodparcie uwodzicielska blada piękność o zmysłowo zachrypniętym głosie…

Mnie uwiodła.

Data powstania: 1921
Recenzja dotyczy wersji edt w podłużnych flakonach.

Nuty zapachowe:

nuta głowy: bergamotka, brzoskwinia, kwiat pomarańczy, truskawki

nuta serca: róża, ylang – ylang, bez, kosaciec florencki

nuta bazy: drzewo cedrowe, skóra, benzoes, wanilia

* Cytat z wiersza Kazimierza Przerwy-Tetmajera „Eviva l’arte!”

Udostępnij:

Facebook
Twitter
Pinterest
Email

8 komentarzy o “Molinard Habanita”

  1. Stylistka Tekstu

    Habanita trafiła na moją wishlistę, a potem do kolekcji pod wpływem tego wpisu. Dziś spędzam z nią cały dzien i już mam jej dosyć. 😉

    To nie znaczy, że mam pretensje o Twój wpis, czy coś 😉

    Przeczytałam wpis jeszcze raz i myślę, że jest jak najbardziej trafny (choć mam wrażenie, że wcześniej był dłuższy?).

    Po raz kolejny przekonałam się, że poza czymś, co można opisać jako "obiektywne właściwości przedmiotu" są jeszcze subiektywne skojarzenia… Tak, wiem Amerykę odkryłam 😉

    Zapachy przywołują wspomnienia, kojarzą się czasem w sposób nieoczekiwany i zdumiewający. Habanita, a konkretnie nuty, które z niej wyszły po godzinie i później przypomniały mi sceny rodem z mojego dzieciństwa. Sceny z upalnych dni w podmiejskich/wiejskich sklepikach GS oraz innych miejscach, małych i przesyconych tytoniowym dymem (zakaz palenia przy dzieciach i gdziekolwiek wtedy nie obowiązywał), ciężkimi perfumami made in PRL, jakimś środkiem czystości, niewyrzuconymi śmieciami, które w upalny dzień zaczynają własne życie, a przede wszystkim – potu. I to z czasów, gdy nie każdy codziennie się kąpał, a dezodoranty w sklepie widywało się z rzadka i przez krótką chwilę.

    Przypomniały mi się takie "przepocone" imprezy, kramy na odpustach, stłoczeni ludzie, tłumy przed kościołem, z którego nagle wylewał się tłum ludzi, oświętnych i wypachnionych tym, czy mogli, a znaczna jego część zapalała papierosy.

    Może teraz to wszystko brzmi nieestetycznie, ale jako dziecko człowiek tego tak nie oceniał. To była po prostu część świata wokół. Która całkiem znienacka przypomniała mi się pod wpływem Habanity.

    Toteż przyszłam się tą myślą podzielić 😉

  2. Sabb, mogę się podpisac pod każdym zdaniem tej recenzji, acz zauważyłam, że Habanita jest tak złożona i niepokorna, że potrafi miec bardzo różne oblicza. Raz uwydatnia się ten metaliczny zapach krwi, innym razem kawalkada retro-kwiatowości (tych wszystkich goździków, ylang-ylangów, jaśminów), raz jest pudrowo-waniliowo-dymna i zakrawa na zmaskulinizowanego Shalimara, innym razem skórzano-dymno waniliowa… To perfumy z prawdziwego zdarzenia, istny kalejdoskop, którego niezmienna wszak zawartośc co rusz układa się w innej konfiguracji. Dostrzegam w tu pewną paralelę ze Smokiem toaletowym – ta sama ekscytująca nieprzewidywalnośc… Takich zapachów ze świecą szukac.

    1. Prawda! Dzieło sztuki. Wielka rzecz. I wielka moc. Żałuję, ze nie kupiłam flakonu kiedy tak tanio chodziły…

  3. Mrok i horror to może w salwador dali por homme?.A Habanitę kupiłem bo zaitrygowały mnie różne opinie w tym także i ta od Wiedźmy.Dla mojego nosa wszystko to co w tym zapachu czujecie pryska bezpowrotnie z podu ostrego zapachu mydła,taaak to jest mydło, bo to piżmo i kwiaty plus ulepny ylang tworzą ten akord.potem jest lepiej ale dla mnie nijako bo coś czuje niby kadzidło,niby trochę przypraw ale ten zapach do mnie jako do osoby go noszącej nie dociera prawie wcale,może inni coś więcej czują,kto wie?Nikt jednak mi nie powiedział ,że to coś ciekawego i nie zapytał czym pachnę niestety.Od 5 dni już w sumie zimową pora próbuje zgłębić ten zapach i wyszło mi że to mirrowy absolut, trochę ambry i piżma z aldehydem czarnej orchidei podprawione lekko goździkiem i cynamonem z dodatkiem kropli miodu lub ylang ,benzoesu i bergamotki no i może lekka domieszka kadzidła ale tytoniu to tu nie ma wcale.Takie ostrzejsze ni to damskie ni to męskie mydło, niezbyt nowe co wpadło gdzieś za wannę w starej łazience i przeleżało 20 lat, ale jeszcze o wyraźnym aromacie a potem trochę przyprawowej ostrości.Ten zapach to taki bezpieczny unisex bez fireweków dla mojego nosa.Ani mroku,ani horroru,ani bohemy i dekadencji,ani przybytku rozkoszy,ani wojującego feminizmu tu dla mnie nie ma.Ot bezpieczny mirrowo-mydlany zapach unisex gorzkawo przyprawowy na poziomie Tesorri d Oriente Oud Royale lub Amra Indiana czy Mirra i tylko tyle.może kiedyś zmienię jeszcze zdanie ale teraz na styczeń 2013r nie dostrzegam więcej.

    1. Przegapiłam… Moja wielka wina. Przepraszam Cię Piotrze.

      Horroru też w Habanicie nie widzę. Ale tytoń owszem. I dekadencję. 🙂 Nie będę tłumaczyła się ze swojej wizji, napiszę tylko, że naprawdę uderzyły we mnie te perfumy gotowym obrazem. I że dla mnie jest to atrakcyjny obraz. 🙂

      Pozdrawiam ciepło i przepraszam za spóźnioną odpowiedź.

  4. jedyne, czego mi tu brakuje, to dłuższego sączenia słów. Za mało. Tym bardziej mam ochotę spróbować…

Dodaj komentarz

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany. Wymagane pola są oznaczone *

Popularne wpisy

Cinnamon Bun by Demeter

Domowy piernik Jest! Pierwszy „wypiek” Demeter, który mi się naprawdę podoba. Postraszona demeterowymi ciastkami, szarlotkami i innego typu syntetycznymi smakami nie zaryzykowałabym flaszki w ciemno.

Czytaj więcej »

+MA Blood Concept

Krew zawsze budziła spore emocje. Bogactwo skojarzeń, osobistych doświadczeń i kulturowy kontekst sprawiają, że seria Blood Concept właściwie skazana jest na marketingowy sukces. Właściwie bez

Czytaj więcej »