Powietrzny fenomen
Oto winowajca, który sprawił, że zapragnęłam dobrać się do zapachowej biblioteki Demeter!
Pierwszy ich zapach, który poznałam, pierwsza fascynacja, pierwsza, czysta miłość.
Rain jest… NIESAMOWITY.
Oczywiście, jest dziwny. Ta dziwność może zaskakiwać, ogłuszać, niektórych ludzi może nawet odpychać, ale mnie po prostu zachwyca.
Czym pachnie Rain?
Ha! A czym pachnie deszcz?
Tak, tak… wiem… Ozon.
Owszem, jest w nim ozon. Chłodna, wilgotna świeżość. Nieco niepokojąca, powodująca, że człowiek robi głęboki wdech, jak gdyby nasza podświadomość dawała się oszukać zamkniętemu w prostym flakoniku złudzeniu.
Ale tak naprawdę Deszcz w wersji Demeter pachnie wilgotnym chłodem, jasną, czystą przestrzenią, wiatrem, który przycupnął na chwilę w bezruchu zapatrzony w szare niebo.
Są w Rain deszczowe krople. Ale nie spadające wprost z chmur na ziemię, lecz sączące się przez młode gałązki, drgające na krawędziach listków, płynące wzdłuż zielonych nerwów, cicho dzwoniące o chłodne szyby, sprytnie spływające za kołnierz…
Naprawdę trudno mi wymienić CZYM to pachnie.
Zapach jest chłodny, lecz nie zimny, słodkawy, lekko metaliczny nawet, a zarazem zielony, pełen energii.
Czasem przebija się w nim nutka wilgotnej ziemi znana z Dirt. czasem na horyzoncie majaczy daleki, zielony pagórek z New Zealand, ale Rain to przede wszystkim powietrze. Przesycone zapachem wszystkiego, czego dotykały krople powietrze po wiosennym deszczu.
6 komentarzy o “Rain by Demeter”
Nie wiedziałam, że istnieją niszowe perfumy dopokąd nie trafiłam przypadkiem na Twój blog. Czytając, wsiąkłam w niesamowicie sugestywny świat wrażeń i obrazów oglądany Twoimi oczami… Dziękuję Ci :). To uczta dla duszy zetknąć się z tak głęboką i literacko przedstawioną pasją.
Left Side of the Moon, przyznaję, że ja tak prawdziwie wsiąkłam w perfumy właśnie po poznaniu zapachów niszowych. Obrazy, jakie zapach wywołuje w moim mózgu, feerie skojarzeń, emocji – naprawdę mnie to ruszyło. Bardziej, niż kiedykolwiek poruszyła mnie uroda "normalnych" perfum.
W kwestii literackości opisów nie chce się wypowiadać. Jeśli komuś sprawi przyjemność przeczytanie któregoś, mnie to wystarcza.
Pozdrawiam serdecznie.
Nigdy nie miałam okazji powąchać perfum niszowych, ale wielokrotnie poszukiwałam obrazów w perfumach "normalnych". Udało mi się "zobaczyć" coś tylko przy dwóch zapachach. Choć za pierwszym razem było to dawno temu i niestety ów zapach zmienił się na mojej skórze i zupełnie już nie wywołuje tego wrażeni, nad czym ubolewam :(. Zaś drugi jest nieszczególnie trwały i nie ma tego w bazie, o co mi chodzi. Do zeszłej niedzieli jednak zupełnie nie pomyślałam, żeby szukać "tego czegoś", nie zadowalać się "podoba mi się, choć to jeszcze nie do końca to…" 🙂
W sumie to "podoba się – nie podoba się" to najważniejsze kryterium. 🙂
Ale przyznaję, że dopóki nie poznałam zapachów niszowych, dziwnych – normalne, nawet piekne perfumy też nie wywoływały w mojej głowie obrazów, serii skojarzeń. Były ładniejsze, albo mniej ładne. A potem były kadzidła Comme des Garcons. I inne sugestywne olfaktoryczne obrazy.
Teraz moje wrażliwość przesunęła się nieco i odbieram zapachy nie tylko bardziej świadomie (wiem co czym pachnie, choć nie do końca – kwiaty ciągle nie są moimi ulubieńcami i mylę je nader często), ale też bardziej… holistycznie. Całym umysłem, nie tylko ośrodkiem przyjemności.
Propozycję podesłania kilku dziwaków do powąchania podtrzymuję. Intryguje mnie, jak je odbierzesz.
Rain…. Są na mnie dziwne, są chłodne, są zielone i mokre…ale nie deszczowe. Miałam nadzieję poczuć deszcz, ale poczułam coś…co deszczem jednak nie jest. Bliżej mu do wilgoci mokrej trawy po deszczu niż elektrycznego, chłodnego i niesamowicie świeżego powietrza. Trochę szkoda, że są na mnie bardziej zielone niż powietrzne. Ale przyznaję, że mają w sobie coś niezwykłego. 🙂
Na mnie też jest zielony – dlatego pisałam, że kojarzy mi się z New Zealand czy nawet ziemistym Dirt.
Jest mokry jak krople sączące się przez zielone gałązki – tak, jak pisałam.
Zgoda więc pełna. 🙂
Dziś noszę i jest mi w nim cudnie w tym upale.