Serge Lutens Rahat Loukoum

Skoro już jesteśmy przy migdałach…

Dużo cukru w cukrze

Rahat Loukoum to zapach niezwykły. Nawet, a może szczególnie jak na Lutensa.

Typowy słodziak, jadalny do granic możliwości, bez mroczków i półcieni, bez nut drzewnych. Z punktu widzenia wierności nazwie to chyba dobrze, z punktu widzenia „lutkofila” – nie bardzo.

Jest to kompozycja o bardzo ruchliwym otwarciu. Pierwsze sekundy to typowa single note – gniecione, miażdżone raczej migdały bez skórek. Taki niezbyt słodki marcepan.

Trwa to chwilkę, bo oto już nadciąga armia cukrowa – doskonale uchwycony aromat topionego, a jednak nie skarmelizowanego cukru – coś w rodzaju zapachu, jaki roznosi się wokół przy robieniu waty cukrowej. Zapach ten zawsze zdawał mi się bardziej atrakcyjny, niż sam smak tego nieskomplikowanego specjału.

To jednak wcale nie koniec zadziwiających przemian, bo już w ciągu pierwszych minut ten migdałowo – słodki duet przełamany zostaje zapachem soczystej, chrupkiej jeszcze czereśni z Piemontu zanurzonej w gęstym, niezbyt mocnym likierze…

Tu następuje chwila zawieszenia, a potem ta smakowita mieszanka zaczyna się ogrzewać. Ciepło, ciepło, coraz cieplej…

Konsekwentnie – nie jest to ciepło upalne, lecz ciepło kulinarne, jak gdyby garnuszek z tymi specjałami ktoś wsunął na blachę wielkiego pieca.

Pod wpływem tej subiektywnie odczuwanej wysokiej temperatury migdały, cukier i nutki alkoholowe przenikają się i w efekcie… otrzymujemy zapach do złudzenia przypominający Amaretto.

I to dalej nie jest koniec!

Kolejny etap tej niezwykłej uczty to wanilia i biały, gładki, puszysty miód kremowany. Proszę mi nie zarzucać przesady – ten miód jest rzeczywiście taki właśnie „obrobiony”, pozbawiony drapiącej w gardle, a tak charakterystycznej dla wytworów Palais Royal nutki miodu w stanie naturalnym. W tymże momencie pojawiają się również przebłyski róży brzmiącej w tej powodzi słodyczy raczej jak różana konfitura wydłubana ze świeżego paczka… I tu już powoli zaczyna być coraz mniej ładnie.

Zapach nadal jest słodki, tkwią w nim te wymiąchane ze sobą rarytasy, ale… zamiast nabierać głębi, ukazywać nowe płaszczyzny – staje się coraz bardziej mdły. Nuży dokładnie w ten sposób, który sprawia, że człowiek nie jest w stanie zjeść wielkiej porcji waty cukrowej.

Data powstania: 1889

Twórca: Christopher Sheldrake

Nuty zapachowe:

białe migdały, gniecione pestki wiśni, głóg, heliotrop, turecka róża, balsam tolu, bób tonka, aldehydy, biały miód, piżmo, wanilia

Udostępnij:

Facebook
Twitter
Pinterest
Email

Dodaj komentarz

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany. Wymagane pola są oznaczone *

Popularne wpisy

Type C Henrik Vibskov

Kopenhaga to rodzinne miasto Henrika Vibskova. Type C – zapach poświęcony Kopenhadze właśnie, jest wspomnieniem wypraw łodzią poza Trekroner – twierdzę zbudowaną przy wejściu do

Czytaj więcej »