Lubię książki. Lubię czytać, lubię dotyk papieru, lubię widok czarnych wzorów na białych kartkach, lubię tę formę, lubię zapach farby drukarskiej i lubię zapach książek starych, uczłowieczonych, przysypanych latami. No lubię. Nie tylko używać, ale także posiadać i przebywać w ich otoczeniu. Taki snob ze mnie. 😉
Parafrazując Jorge Luisa Borgesa: Zawsze wyobrażałam sobie Raj jako bibliotekę, nigdy jako ogród.
Kiedy pierwszy raz wzięłam w ręce flakon In the Library byłam zadziwiona. I nie była to nagła iluminacja i zachwyt jak w przypadku Burning Leaves czy Dirt Demeter. Zdziwiła mnie raczej nieokreśloność kompozycji. Sięgnęłam więc na półkę po przedwojenne wydanie „Słówek” Żeleńskiego – Boya z zamiarem dokonania porównania. I wiecie co? To rzeczywiście są podobne zapachy.
Ale nie takie same. Może to dlatego, że miała być angielska powieść? 😉
In the Library to jeden z najbardziej nieperfumeryjnych zapachów, jaki znam. Nawet bardziej zieleninowate czy dymne zapachy mieszczą mi się w szerokiej kategorii pod tytułem „perfumy”, ale czy i kurz potrafię w niej zawrzeć?
Dlatego zamiast opowiadać nuta po nucie w tym przypadku spróbuję wyjść od zapachu, który wszyscy znamy – od zapachu starej książki, i porównać go z tym, co biblioteką nazwał Brosius.
A różnice podstawowe są trzy.
Po pierwsze, to, co rzuca się w nos natychmiastowo i natrętnie to obecność paczuli. Biblioteka, o której opowieścią jest In The Library to pomieszczenie ciepłe, lecz wilgotne. I ta paczulowa nuta stęchlizny to jest pierwsze, co mi się w tym zapachu nie podoba. Jak można trzymać książki w takiej wilgoci?!
Po drugie zapach I Hate Perfume jest słodszy. Zamiast opłatkowej nuty starego papieru czuję nutę organicznej słodyczy. I to nie tylko takiej, wynikającej z genezy papieru, płótna i skóry, ale też z obecności jakichś grzybków, roztoczy i innych niezdrowo w tym kontekście pachnących dzikich lokatorów.
I trzecia różnica – skóra. Dokładnie ten odcień skóry, który znalazłam wcześniej w Russian Leather Demeter i ostatnio w Ambre Fetiche Annick Goutal: skóra stara, wygnieciona i zmiękczona wieloletnim używaniem, z dodaną do charakterystycznego zapachu słoną nutką.
Pomimo delikatności i braku nut inwazyjnych (kwiatów, ostrej zieleniny, dymów czy żywic) In The Library są dość intensywne i trwałe. Rozwijają się od nienatrętnej stęchlizny z stronę świeżego kurzu, który to zapach wyczuwalny jest przez 5 – 6 godzin po aplikacji. Kłopot w tym, że zapach ten jest tak absolutnie niepodobny do tego, czego zwykle oczekujemy po perfumach, że człowiek wbrew nosowi czuje, że nie pachnie, tylko po prostu nasiąknął jakimś niedosprzątanym strychem.
Odpowiedź na pytanie, czy podoba mi się ten zapach brzmi więc: niestety nie zachwyca.
Nie mogę też napisać, by mi się jakoś szczególnie nie podobał. Nie przeszkadza mi to, że nie jest to zapach perfumeryjny – to akurat mogłoby stanowić atut. In The Library są po prostu „niepachnące”.
Zakładam, że mój stosunek do perfum o zapachu książek mógłby być pozytywny mimo tej dziwnej nijakości. Ale perfumy pachnące książkami przechowywanymi w złych warunkach? Chyba podziękuję…
Data powstania: 2005
Twórca: Christopher Brosius
Nuty zapachowe:
angielska powieść, oprawy z rosyjskiej i marokańskiej skóry, znoszone sukno i nuta środka do konserwacji drewna