Boudicca Wode

Dziś na tapecie trzecia próbka od Szarej Róży.
A worek ciągle pełen cudów...

.


Ależ mieli koncept! Ależ udana kampania!
Pomysł na perfumy zachowujące się jak atrament sympatyczny, podkreślanie związków zapachu ze sztuką (jak gdyby stworzenie dobrego zapachu nie było wystarczającą sztuką samą w sobie), ukucie pojęcia Art Perfume. Nieźle.
Wybór nazwy oznaczającej nie tylko urzet barwierski (ang. woad) służący tradycyjnie do otrzymywania niebieskiego barwnika, ale też łączącej drzewność z obłędem dzięki kolejnemu (po Let Me Play the Lion LesNez) nawiązaniu do "Snu nocy letniej" Szekspira: "And heere am I, and wod within this wood." Bardzo dobrze.
Nawet nuty zapachowe udało się dobrać tak, by intrygowały i podniecały już przy czytaniu.
W połączeniu z filmem i zdjęciami wijącej się zmysłowo spryskanej niebieskim płynem modelki efekt jest piorunujący.


Marketingowcom firmy Boudicca udało się stworzyć kultowy zapach, którego nawet nie trzeba wąchać, by mu ulec.
Właściwie... To nawet lepiej nie wąchać.

***

Nie mogę nie wspomnieć o jeszcze jednym nawiązaniu. Jak dla mnie najważniejszym, bo oto kolejny raz w kontekście perfum wyeksploatowano postać historyczną, do której mam sentyment. Taka sentymentalna jestem. ;-)

Boudika, Budyka, Boadicea, Boudicca - królowa podbitych przez Rzymian Icenów. Skrzywdzona i upokorzona żona asekuranta, matka publicznie zgwałconych córek, kobieta która potrafiła poderwać do bohaterskiej walki zrezygnowanych, przegranych ludzi.
Dowodzone przez nią rydwany bojowe powożone przez wojowników (i wojowniczki) o ozdobionych niebieskimi wzorami ciałach przyniosły śmierć siedemdziesięciu tysiącom najeźdźców. Rządna zemsty królowa nie okazywała litości, nie paktowała, nie układała się z wrogiem.

Być może był to błąd. Być może z punktu widzenia człowieka znającego potęgę rzymskiej machiny zagłady Boudika deklarując, że zwycięży lub umrze sama skazała się na śmierć, a jednak... Cóż miała do stracenia? Cóż więcej, poza wolnością i honorem mogli stracić Brytowie? Czy dla zachowania życia warto było iść w niewolę i patrzeć, jak Rzymianie burzą ich domy i niewolą ich dzieci?

Oczywiście, tak naprawdę nie ma jedynej, słusznej odpowiedzi na to pytanie. Wiemy, że mąż Boudikki Prasutagus zrobił, co mógł, by zapewnić swojemu ludowi pokojowe wejście w skład Imperium Rzymskiego. Nie udało się.
Zapisanie Cesarstwu w spadku całego kraju nie uchroniło ani jego ludzi, ani jego rodziny.

Na temat śmierci Boudikki relacje są różne. Mówi się, że zginęła w ostatniej bitwie wraz z zabitymi przez Rzymian osiemdziesięcioma tysiącami Brytów (z czego ponad połowę stanowiły kobiety i dzieci), mówi się, że popełniła samobójstwo po przegraniu bitwy, mówi się, że została wzięta do niewoli i nabita na pal, mówi sie też, że zdołała umknąć i nękała najeźdźców dopóki nie umarła na zarazę. Nie ma to obecnie znaczenia (choć dla samej Boudikki pewnie miało).
Boadicea stała się symbolem walki do końca, zemsty i podnoszenia głowy po hańbie.

Teraz przyszło jej znieść kolejne upokorzenie: perfumy pana Schoena.


Twórca zapachu, Geza Schoen twierdzi, że Wode to zapach świeżego opium.
Być może. To by tłumaczyło, jeden z powodów dla których praca w opiumowych manufakturach nie jest zajęciem atrakcyjnym. Bo nuta, którą drogą eliminacji identyfikuję jako zapach świeżego opium, wcale nie jest ładna. Coś jak wygotowane siano z dodatkiem skwaśniałego mleka.

Ale nie jest to nuta przewodnia Wode. Nutą przewodnią jest połączenie mieszanki suchych przypraw i jakby niedojrzałej (wiem, że to niemożliwe, ale cóż poradzę?), gorzkiej żywicy z solidnie zagęszczonymi nutami zwierzęcymi (piżmo i gruba, niebarwiona skóra). Mój nos podpowiada, że całość okraszona jest solidnym dodatkiem tuberozy i krztyną odbierającego tuberozie jasność podstępnie podśmierdującego neroli.
W tle dopiero udaje mi się rozpoznać nuty drzewne i ambrę. Drewno jest tu miękkie, kaszmirowo - sandałowe, głęboka ambra mogłaby być atrakcyjna, gdyby nie zezwierzęciła się w kontakcie z piżmem i skórą.
Całość jest zmieszana, względnie statyczna. Nie rozwija się, nie ociepla, nie stapia ze skórą. Jeśli w ogóle coś się zmienia to pojawiające się po jakimś czasie znużenie dziwną "nieświeżością" zapachu, którą początkowo brałam za potencjał mogący przemieścić wygrzane ciepłem ludzkiego ciała Wode w stronę brutalnie erotycznego zapachu potu. Ale nie. To nie jest pot po upojnym seksie, tylko wystraszona mysz.

Jeśli teraz napiszę, że jestem rozczarowana, to chyba już nikogo nie zaskoczę, prawda?
Zapach, który budził we mnie wielkie nadzieje okazał się być na siłę i bez wyczucia udziwnionym zwyklakiem. Osobom, które są podatne na dobrze obmyśloną reklamę polecam testy. W ramach terapii. :-]


Data powstania: 2008
Twórca: Geza Schoen

Nuty zapachowe:
opium, jałowiec, kardamon, gałka muszkatołowa, szałwia, kolendra, korzeń arcydzięgla, szafran, bób tonka, styraks, ambra, mech drzewny, piżmo, skóra


* Na ilustracjach materiały reklamowe firmy Boudicca, różne wyobrażenia historycznej Boudiki (ze stojącym w Londynie pomnikiem włącznie), zdjęcie manufaktury opium oraz, w ramach podsumowania, Joaquin Phoenix jako Kommodus w filmie Ridleya Scotta "Gladiator".

Komentarze

  1. Sabbath, dałaś czadu!
    Widzę, że felietonowy styl wzbogaciłaś o elementy dydaktyczne. ;-)
    Bomba, poczytam więcej o tej pani.
    Natala

    OdpowiedzUsuń
  2. I zrób coś z linkiem do filmu. Nie otwiera się na nowej stronie, tylko wyrzuca z bloga i nie zawsze da się na niego wrócić.
    N

    OdpowiedzUsuń
  3. Klaudio, dziękuję za mężczyznę niszowego, nawet wykorzystanego w kontekście na "nie":D

    OdpowiedzUsuń
  4. Natalio, nie potrafię. :(
    Nie potrafię wstawić tego linka inaczej, choć bardzo bym chciała, żeby mi się linki w ogóle otwierały w nowych kartach.

    Co do elementów dydaktycznych - ponosi mnie trochę ostatnio wodolejstwo, obiecuję się nieco bardziej kontrolować.

    I jeszcze - czy Natala to Natalka? TA Natalka z klubu?

    OdpowiedzUsuń
  5. Madzik, tak mi się to zdjęcie spodobało, że zastanawiam się, czy sobie go nie zmniejszyć i nie używać stale, jako ogólnego "gnębiciela gniotów". :-)

    OdpowiedzUsuń
  6. O taaaaaak........ System "zblazowany Joaquin". Jestem za!:D

    OdpowiedzUsuń
  7. Hyhy, mi też się spodobało, mi też! ;-D "Gnębiciel gniotów" rulezuje! :-D

    P.S. Właśnie intensywnie nadrabiam zaległości czytelnicze i (na razie) napiszę jedno: cud, mniód, malinka, uczta dla zmysłów i w ogóle BIGŁAŁ! ;-) :*

    OdpowiedzUsuń
  8. No, przy takim poparciu chyba zrealizuję koncept.
    A w kwestii zaległości - robią nam się oralne. W sensie nie czytelnicze, tylko paszczowo - dźwiękowe. Trzeba bedzie nadrobić. :-)

    OdpowiedzUsuń
  9. Ja ze spóźnieniem również popieram taką formę gnębienia gnotów xD!

    OdpowiedzUsuń
  10. Ok, jak tylko jakiego gniota upatrzę, to go zgnębię Joaquinem. :-)

    OdpowiedzUsuń

Prześlij komentarz

Dziękuję za każdy komentarz. To Wy sprawiacie, że to miejsce żyje. :)

Popularne posty